2. Pierwsze pisarskie próby

„Marcjanna mruknęła przez sen i zatrzepotała rzęsami.” No nie, kurka bladaska, mruknęła? Może jeszcze chrapnęła albo chrząknęła, jak rozkoszne różowe prosiątko, co? Hrabianka / Szlachcianka / Magnacianka nie wydaje takich dźwięków.

No to jeszcze raz. „Pierwszy promień słońca padł na piękną twarz Marcjanny i oświetlił jej spokojne…” Oblicze? Nie, już wiem! „…lico. Zatrzepotała rzęsami, odpędzając z powiek resztki snu.” Mam wrażenie, że popadam w grafomanię. Dobra. Nie rozpraszaj się, kobieto, pisz dalej. Krytykować będziesz potem. Jak już będzie co, bo dwa zdania to za mało na KONSTRUKTYWNĄ krytykę. „Usiadła i pociągnęła za sznurek dzwonka. Wśród krochmalonych koronek ukazało się białe toczone ramię.” Krochmalone koronki! Już widzę, jak jej podrapały te białe ramiona. Toczone, czyli po współczesnemu spasione. Kiedyś to umieli wszystko ładnie nazwać. Teraz to zaraz grube albo i gorzej. Dobra, Marcyśka odemkła gały i zadzwoniła na służkę. To się narobiła od samego rana. „W drzwiach stanęła pokojówka (wymyślić imię! Joaśka?). W rękach trzymała tacę ze śniadaniem.” No, Joaśka czy tam inna Kaśka to na pewno nie miała białych ramion. Ani toczonych. Opalone po chłopsku i żylaste od roboty. Zresztą, w pałacu magnackim na pewno nosiła tylko długie rękawy, żeby golizną nie świecić. Ciekawe, co tam na śniadanie jaśnie panience narychtowali.

O rany, miałam do rzeźnika lecieć!

-----

Wątek z Marcjanną ewidentnie kuleje. Może zacznę od czegoś innego.

„Powóz kołysał się na wybojach. Zapadał zmierzch. Znikły domy widoczne wcześniej w oddali, teraz widać było tylko rosochate wierzby nad polnym strumykiem. Ich gałęzie poruszały się, jakieś niewidoczne palce grały na nich jak na harfach. Zbliżała się pora, o której podobno z potoku wychodził utopiec. Piękny młodzieniec, wysoki i zgrabny, wystrojony jak na bal. Czekał na swoją oblubienicę, którą będzie mógł zabrać do siebie. Na dno strumienia, z którego nie ma już powrotu. Tę straszną historię opowiadała im w dzieciństwie piastunka. Ku przestrodze, żeby nie zapuszczały się nad wodę. Przestroga okazała się nader skuteczna, ponieważ jej siostrze, Helenie, do dzisiaj na widok szczupłych, wysokich i elegancko ubranych mężczyzn miękły kolana. Słabość ją brała nie z zakochania, a ze strachu. A nuż okaże się, że to nie żaden uczciwy kawaler, tylko utopiec? Porwie ją do wody i już nie wypuści. Będzie królową utopców, z włosami z wodorostów i koralami z muszelek. I tak Helena została panną, dziś już nadzieja na zamążpójście stracona, kto by trzydziestoletnią żonę sobie brał. Pewnie zostanie do śmierci na garnuszku u starszej siostry i jej męża. Dobrze, że mąż bogaty i poczciwy, nigdy Helenie nie wymawia, że darmo u niego siedzi. Ale niedobry to los, samotnie u obcego mieszkać.

Specjalistką od zakochiwań była jej siostrzenica Marcjanna. Wracała oczarowana z każdego balu. Oczarowana za każdym razem innym młodzieńcem. Karolina obawiała się, że Marcysia nigdy się nie ustatkuje. Zanim wyjdzie za kogo za mąż, trzy razy zdąży się zakochać w innym. Pardon, w INNYCH. I skandal gotowy. Krzyż pański ma jej, Karoliny, siostra z tą dziewczyną. Cudem uratowała przed hańbą całą rodzinę, kiedy Józef, wierny lokaj, przyniósł jej liścik, który Marcyśka kazała przekazać jednemu ze swoich chwilowych ukochanych. Wyznawała w nim swoje płomienne uczucia do tego pożal się Boże wybranka. I to tak wyznawała, że aż gorąco na człowieka uderzało. Urszula, siostra Karoliny, a matka Marcjanny, wszystko jej wtedy opowiedziała. I pokazała list. Musiała się wyżalić, biedaczka, tak się zdenerwowała, że prawie dostała spazmów. Na szczęście Karolina, zawsze przygotowana na najgorsze, podała nieszczęsnej matce sole trzeźwiące i jakoś doprowadziła ją do porządku. Względnego. Karolina do dziś nie jest pewna, czy Urszula bardziej przejęła się kompromitującym liścikiem, na szczęście przechwyconym przez przytomnego Józefa i przekazanym, komu trzeba, czy tym, że adresat nie nadawał się na męża dla kochliwej córki. W ogóle się nie nadawał do żeniaczki z panną z majętnej, szanowanej rodziny. Ród jego od lat mocno zubożały, czterej starsi bracia rozdrapali resztę dworków i pól, a dla tego najmłodszego nic nie zostało. To jak on by rodzinę utrzymał? I kto by z nimi przestawał, skoro od biedoty każdy ucieka jak od morowej zarazy? Nie, jeśli nie posłali go rodzice na księdza, to tylko wojsko mu zostało. A nie ożenek z Marcjanną. Może i ona postrzelona, ale na zmarnowanie jej rodzina nie odda.

Za oknem całkiem już ciemno, znikły wierzby i utopcowy strumień. Niedługo Rokoszany, pałac Antoniego i Urszuli. Dobrze, że już niedaleko, konie pewnie spienione po tak długiej jeździe, a i ona zdrożona. Każdą kosteczkę czuje po tej podróży. Na szczęście niedługo odpocznie.”

O, z Karolcią lepiej mi idzie. Może to będzie moje alter ego? Wiedźma i zrzęda, ale rozsądna. Pomoże w potrzebie. Skrytykuje spytana o zdanie. I niepytana też. Do pochwał nieskora. Muszę tylko obmyślić jej sytuację rodzinną. I majątkową oczywiście.

W ogóle namnożyłam już postaci bez opamiętania. Trzeba zrobić ściągę, bo zaraz pomylę Helę z Ulą i katastrofa gotowa.

Więc tak. Mamy trzy siostry. Karolina, która jedzie powozem i wprowadza nas w świat powieści. Zastanowię się, czy dopisać jej męża, ale raczej tak, bo jedna stara panna wystarczy. Zresztą już się Karolina litowała nad niezamężną siostrą, a to znaczy, ze sama tego szczęścia musiała dostąpić. Szczęścia zamążpójścia i uniknięcia staropanieństwa. Ciekawe, czy większym fartem był mężuś czy fakt jego posiadania… Zobaczy się później. A więc mąż być musi. Może już nieboszczyk? Nobliwa wdowa Karolina mogłaby podróżować tym swoim powozem bez oglądania się na fochy starego sarmaty z podagrą. I majątek mogłaby po nim mieć do własnej dyspozycji. Skoro Hela ma trzydziestkę, możemy uznać, że dwie pozostałe są starsze. Koło czterdziestki. Pasuje, w tym wieku Karolina może mieć dorosłe dzieci, za mąż wydane i pożenione. Świetnie. Czyli z charakteru samodzielna, nieobciążona dziateczkami ani męczącym mężem. Może robić co chce. W granicach konwenansów oczywiście, wywrotowca zostawię sobie na później. Może z tej Marcyśki zrobię jakąś rewolucjonistkę obyczajową?

Druga siostra to Urszula, nieszczęsna matka kochliwej Marcjanny. Jakaś mdła na razie, nie mam na nią pomysłu. Muszę uważać, żeby jej zbyt często spazmów nie fundować, bo Karolina z solami nie zawsze może być pod ręką. I żeby nie było jak z Emilią i jej globusem w pewnej lekturze szkolnej.

Helena to ta trzecia. Biedne dziecko, na śmierć wystraszone utopcami, do dziś obawiające się mężczyzn. Jako przygarnięta do domu siostry może mieć potencjał. Tylko jaki, poza oczywistym domowym popychadłem?

Dobra, czyli pierwsze pokolenie mam zarysowane. Herod-baba Karolina, bezbarwna Urszula i kopciuszek, a może cicha woda, Helena. W drugim pokoleniu jakieś dzieci Karoliny i Urszulowa Marcjanna. Chyba zostawię ją jako jedynaczkę, to by usprawiedliwiało jej wyskoki. Może jako jedyna wyrosła z wieku dziecięcego i rodzice nadto jej pobłażali?

A gdzie ci mężczyźni, jak to pytała legenda polskiej piosenki? Orły, sokoły, bażanty? A zaraz, bażant już jest, ten niedoszły Marcyśkowy amant. Nie wiem, czy poza wspomnieniami Karoliny gdzieś go umieszczę, ale jeżeli tak, musi mieć zabójcze czarne wąsiki. Jak sztyleciki, akuratne do przeszywania damskich serc. Taki wyperfumowany i pudrowany lowelasik byłby dobrym kontrastem dla starszego pokolenia. Wąsatych sarmatów w kontuszach i z podgolonymi łbami. Specjalistów od liberum veto, równych wojewodzie w każdej mikrozagrodzie.

Mignął na razie Antoni, mąż Urszuli i wierny lokaj Józef. Plus Joaśka, pokojówka. Postacie rozwojowe.

Jeszcze czas akcji. Trzeba sprawdzić, kiedy moda à la telewizyjni muszkieterowie zaczęła wkraczać do Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Takim modnisiem byłby zubożały bażant Marcjanny, a jeśli go nie wykorzystam, to jakiś inny młodzieniec, bo sztylecikowych wąsików nie odpuszczę, wciąż je mam przed oczami. Do tego ciemne loki jak Jan Kazimierz albo Michał Korybut Wiśniowiecki na rycinach Matejki. Taki przedstawiciel młodego zniewieściałego pokolenia będzie świetnym przeciwieństwem Antoniego i innych staropolskich szlachciców. Byleby nie dał się usiec szablą. I żeby się nie okazało, że akurat trafię na ten okres w historii, kiedy wojowaliśmy na zmianę ze Szwedami, Moskalami i Turkami. Nie tylko wojen światowych nie lubię, tych wcześniejszych też nie bardzo. Zresztą, jakby Antoniego Szwedzi ograbili, to musiałabym odpuścić uczty, meble, srebra i tkaniny, a nie chcę.

„Powóz Karoliny zajechał pod pałac. Z budynku wybiegli Józef i Joaśka, żeby pomóc wysiąść i wnieść kufer. Antoni i Urszula czekali w drzwiach. Mimo późnej pory…”

- Mamo, przepytasz mnie z biologii? Mam jutro sprawdzian z genetyki!

Z genetyki? Świetnie, do dziś pamiętam zasady dziedziczenia grup krwi. Mogę w razie potrzeby rozrysować, w zależności od tego, czy gen jest dominujący czy recesywny. Najważniejsze to pamiętać, że jeśli jedno z rodziców ma grupę AB, to dziecko na pewno nie będzie miało 0. I jeżeli któryś rodzic ma 0, to dziecko nie może mieć AB. A z obojga „zerowych” rodziców powstanie wyłącznie „zerowe” dziecko. Tak tylko piszę, ku przestrodze. Nie wiem, jak mi się opowieść rozwinie, ale jakieś dzieci z nieprawego łoża będą na pewno, więc gdybyście się zanadto wczytali, to tego…

Dobra, lepiej już wezmę się za to DNA z podręcznika.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • MKP ponad rok temu
    Bardzo fajny tekst, z resztą tak jak poprzedni:)
  • Charlotte41 ponad rok temu
    Jak na pierwsze próby literackie, bardzo udany tekst :) Pozdrawiam 5
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Dziękuję bardzo za dobre słowa! I padam do nóżek.
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Pisarka przez duże Pe↔Rzeknę, iż na pierwsze próby pisarskie, ów tekst nie wygląda mi.
    W sensie stylu i takiej "nieco ironicznej narracji"→zapewne ma znamiona korzystne.
    Poza tym fajne sformułowania typu:
    ''Zastanowię się, czy dopisać jej męża, ale raczej tak, bo jedna stara panna wystarczy''.
    Tak czy siak, jestem na tak!!↔Pozdrawiam:☺️:)
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Bardzo dziękuję za miłe słowo.
    Przyznaję, że popełniałam opowiadania w szkole podstawowej. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Potem już nigdy. A od 20 lat wytwarzam pisma urzędowe i inne tego typu dokumenty. Może to się liczy?
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Pisarka przez duże Pe↔Tak czy siak, Twoje teksty, będę mięć na uwadze, póki co:))
    Pozdrawiam☺️:)
  • LBnDrabble ponad rok temu
    Zapraszamy do wzięcia udziału w kolejnej - 48 edycji LBnDrabble
    Shogun - Zwycięzca poprzedniej Bitwy proponuje tematy i serdecznie zaprasza wszystkich chętnych do wspólnej zabawy w pisanie.

    Temat 1 - Bombka pełna niespodzianek
    Temat 2 - Lepszym być?

    Czas do 15 stycznia!
    Więcej na Forum: https://www.opowi.pl/forum/lbnd47-w1538/
    I na Profilu w zakładce O mnie: https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/

    Wierzymy, że Ciebie nie zabraknie w gronie drabblistów

    Literkowa
  • Trzy Cztery ponad rok temu
    To jest dobra energetyczna zabawa tekstem. Człowiek czyta i - przy okazji - bezboleśnie chłonie wiedzę na temat sztuki pisania. Bo piszesz lekko, zabawnie, ale też przemycasz sporo pożytecznych informacji.
    Fajne "eksperymenty". Widać doświadczenie i talent. Czyta się z przyjemnością.
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Jejku, dziękuję :-) Bardzo m miło.
  • befana_di_campi ponad rok temu
    Wyjątkowe pisanie ????
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Dziękuję:))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania