Pierwszy Nekromanta Erudii część 4 - dzień 15
Dzień 15
Po dwóch tygodniach męczącej podróży dotarli w końcu do wyjścia z podziemi. Teren podnosił się w górę, aż bramą, skonstruowaną jeszcze przez starożytnych, wyjechali na powierzchnię. Ich oczy, odzwyczajone od słonecznego światła, oślepił blask promieni, a koła wozu ugrzęzły w śniegu.
- Widzę, że nie bez powodu nazywają się Śnieżnymi Magami – mówił Millard, który był po raz pierwszy w tych stronach. – Słyszałem, że w całym ich państwie panuje wieczna zima, ale nie wierzyłem w te opowieści. Zrobili sobie własną bańkę klimatyczną, czy co?
- Śnieg generuje pole magiczne, dzięki czemu zaklęcia dają lepsze efekty – odparł Triamerci, zeskakując z wozu.
Podeszły do nich dwa żelazne golemy, stojące wcześniej po bokach bramy, i jeden z nich metalicznym głosem zapytał:
- Witajcie, znamienici podróżni. – Podniósł rękę w pozdrowieniu. – W jakiej sprawie przybywacie, o dostojni nieznajomi, w te strony?
- Jesteśmy drużyną księcia Edrica, zmarłego w wyniku trzęsienia ziemi – odpowiedział mag. – Poszukujemy informacji odnośnie pewnej księgi.
- W takim razie witamy w kraju Śnieżnych Magów. – Golem spojrzał na wóz, a potem na magiczne stworzenia i ich jeźdźców. – Czy potrzebujecie, o szlachetni, pomocy w przenoszeniu towarów? Gdyż wydaje mi się, że specjalnej eskorty nie potrzeba wam, o wielmożni.
- Czemu ględzisz, jakbyśmy ci wbili kij w cztery litery i kazali tańczyć porzyganego chochlika? – zamruczał Waldref, podjeżdżając bliżej. – Ciągle tylko o wielmożni, o szlachetni. Ja prosty krasnolud jestem. Tak, możecie ponieść nasze rzeczy. Żołnierze, rozpakować wóz i podać rzeczy golemom – wydał rozkaz.
Po kilkunastu minutach wyruszyli w drogę. Golemy szły przodem, prowadząc resztę. Triamerci próbował dotrzymać im kroku, zapadając się co chwilę w śniegu.
- Gdzie idziemy? – zapytał, dysząc. – Bywałem już w tych stronach, jednak nie jestem pewien, dokąd doprowadził nas podziemny tunel – wyjaśnił.
- Do Strażnicy – odparł golem. – Przed nami widać już jej wieże – dotrzemy tam za parę godzin, a wtedy będziecie mogli, jaśnie oświeceni, porozmawiać z magami i dowiedzieć się tego, czego pragną wasze czyste dusze.
- A co z wielką biblioteką, która mieściła się w tym mieście? – zapytał niepozornie czarodziej, pełen złych obaw. – Słyszałem, że parę lat temu doszło do tragicznego wypadku i biblioteka została spalona. To było właśnie w Strażnicy?
- Owszem. – To jedno słowo zmroziło magowi krew w żyłach, golem jednak kontynuował. – Z tego co wiem, nie był to wypadek, tylko celowe zniszczenie mienia w trakcie przeprowadzanej kradzieży. Sprawca uciekł, jakiś czas po tym wydarzeniu przestał być ścigany przez władzę. – Triamerci odetchnął z ulgą. – Jeśli jednak by się pojawił, groziłaby mu śmierć.
- To oczywiste – rzucił w przestrzeń mag.
Zwolnił kroku i zrównał się z nekromantą.
- Christianie Sandro, jest problem – mruknął. – Masz jakąś chustę albo coś innego, co skutecznie zasłoni twarz?
Nekromanta bez słowa podał mu kawałek materiału.
- Co zrobiłeś? – spytał.
- Nieważne – odparł Triamerci, wiążąc chustę na głowie. – Powiedz reszcie, że złożyłem przysięgę i dopóki nie wypełnimy misji na moją twarz nie może paść promień światła słonecznego.
- Jasne – zgodził się. – A co z golemami? Nie powiedzą?
- Nie. Widziałem kiedyś jak daje im się świadomość, nawet brałem w tym pośrednio udział. Jeśli te dwa nie różnią się od innych, to nie uznają za ważne informacji o nagłym zasłonięciu przeze mnie twarzy. Raczej nie dysponują też moim rysopisem, bo inaczej byłbym już martwy.
- Grubo – stwierdził Christian. – W razie czego odbijemy twoje szczątki i spróbuję cię posklejać.
Gdy zmierzchało, dotarli do miasta – Strażnicy. Wartownicy przepuścili ich bez zadawania wielu pytań, poprosili tylko, by odprowadzić magiczne stworzenia do odpowiedniej stajni, przygotowanej do przechowywania takich wierzchowców. Gryf i smok zostali więc przy bramie miasta, a drużyna udała się dalej. Przechodząc wąskimi uliczkami podziwiali misterne zdobienia budynków i co jakiś czas potykali się o przebiegające pod nogami gremliny.
Kusznicy wynajęli gospodę w mieście, a drużynę golemy doprowadziły do zamku, gdzie zaopiekowali się nimi akolici. Dostali kwatery, wieczerzę oraz obiecano im, że rano będą mogli porozmawiać z przedstawicielem starszyzny, który z chęcią odpowie na ich pytania. Zadowoleni takim obrotem sprawy, zasnęli w ciepłych łóżkach.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania