Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pies (18+)

Gdy umierał, czuł potworny ból. Choroba trawiła jego ciało już od miesięcy. Błagał w duchu o ulgę całymi dniami i zastanawiał się, czy ten stan to kara za dotychczasowe życie. Owszem, dopuścił się wielu niechwalebnych czynów, lecz gdyby zliczyć wszystkich poszkodowanych, nie otrzymałby zbyt pokaźnej liczby. Nie byłaby nawet dwucyfrowa. Większość występków dotykała tylko jednej osoby, a on nigdy nie poniósł w związku z tym żadnych konsekwencji. Twarz Shantall Nar’athin to ostatnie co zobaczył, nim wydał z siebie finalne tchnienie.

 

****

 

Dzień był pochmurny. Morze czarnych szat falowało lekko, gdy kolejni magowie robili jej miejsce w drodze do trumny. Czynili tak bardziej z ciekawości, niźli z szacunku, bo tego drugiego nie mieli do kobiety niemal wcale. Ceremonia zdążyła odbyć się w większym zrębie, więc zdziwienie i szum gorączkowych podszeptów był tym bardziej zrozumiały. Nikt nie podejrzewał, iż Shantall Nar’athin pojawi się na pogrzebie swojego Mistrza, choć jako Zastępczyni Kheregana i druga osoba w Bractwie, miała taki obowiązek. Wszyscy wiedzieli, że zarówno Meavis, jak i jego dawna uczennica, nie pałali do siebie zbytnią sympatią, lecz jedynie nieliczni znali tego prawdziwe powody.

Odziana w swoją codzienną suknię i czarny płaszcz, tylko kolorem dopasowała się do obowiązującego stroju na zastałą okoliczność. Krwista czerwień jej szminki oraz kaskada czarnych loków, odbijały się na tle bladej, gładkiej cery. Przystanęła przy pozostałych członkach Starszyzny tworzących półokrąg nad prostą, drewnianą trumną. Wieko było otwarte, lecz nieobecny wzrok Shantall błądził w zupełnie innym miejscu. Zastygła przy prawym boku trumny w pewnym oddaleniu. Kheregan Atheray stał kilkanaście kroków dalej na szycie nieregularnego półkola.

― Żegnamy dziś Najwyższego Mistrza Meavisa Boyer ― rozległ się wśród zebranych maszynowy głos Arcymistrza. Choć cichy, wyraźnie dobiegł do uszu Shantall. ― Pełnił obowiązki rzetelnie do dnia, w którym choroba nie zaczęła wyniszczać jego ciała. Myślę, że dusza uwolniła się od niego z ulgą, uciekając od bólu. Spuściznę pozostawił po sobie niewielką, lecz znaczącą, i to właśnie dzięki niej będziemy go wspominać. Niech odpoczywa w rękach bogów.

Shantall spuściła wzrok na blade, wyniszczone chorobą oblicze nieboszczyka. Choć zewnętrznie nie okazała najmniejszych emocji, patrząc w twarz Meavisa, wzrósł w niej stres. Zapadnięte policzki, przyprószone siwizną brwi i mocno przerzedzone włosy. Oprócz tego silnie uderzało sine zabarwienie skóry i liczne plamy, których z pewnością przed chorobą nie posiadał. Zmienił się. Zmienił się tak okrutnie, iż niemal go nie poznała. Wszystko przewróciło się w jej żołądku. Głuche dudnięcie obwieściło zamknięcie wieka. Shantall nie odrywała od niej wzroku. Jej źrenice gwałtownie się skurczyły.

Atheray, wpatrzony w trumnę, uniósł niewielką grudkę ziemi mocą i wyciągając ją w dłoni, wypuścił z palców, by spadła na wieko umieszczonej w grobie trumny. Po tym, jakby uznał, że spełnił już całe swoje zadanie, odwrócił się i odszedł od grobu. Pozostali mistrzowie z Bractwa poszli za jego przykładem, również sypiąc niewielkie garście ziemi do wnętrza mogiły. Shantall jedynie się temu przyglądała. Nie poruszyła się nawet o krok.

Nie wzięła udziału w odbywającej się czynności ostatniego pożegnania i pomimo wielu nieprzychylnych spojrzeń, odeszła po dłuższej chwili, podobnie jak Atheray, niknąc w tłumie. Odnalazła nekromantę wzrokiem w sporym oddaleniu na innej części cmentarza. Zatrzymała się, obserwując, jak otwiera portal. Z wyczekiwaniem spoglądał w tworzące się świetliste przejście. Gdy tylko skończył, przeszedł przez nie, przenosząc się do innego miejsca i znikając Shantall z oczu.

 

****

 

Pies wpatrywał się w nią natarczywie żółtymi oczami, do złudzenia przypominającymi paciorki. Był duży, niemal całkowicie czarny, z sierścią rozjaśnioną na karku, ogonie i obwodzie uszu. Oblizał się, przestępując niecierpliwie z łapy na łapę. Siedząca naprzeciw Shantall podrzuciła kolejny kawałek surowego mięsa, który pochwycił w locie, z ostrożnym entuzjazmem machając ogonem. Długo zdobywała jego zaufanie. Zdecydowanie za długo. Przywiodła do mieszkania najzdrowszy i największy okaz miejskich włóczęg, jaki zdołała znaleźć. Siedziała z nim w mieszkaniu już szósty dzień.

Wypalała niespiesznie papierosa, obserwując mozolny proces przeżuwania mięsa przez psa. Pomagając sobie łapą wielkości spodka od filiżanki, odrywał mięśnie od kości, po czym zjadał, nie pomijając nawet najdrobniejszej chrząsteczki. Shantall po minucie zgasiła niedopałek w zlewie, zagniatając jeszcze tlącą się bibułkę o metalową blachę. Wrzuciła peta do brudnej wody, pełnej niepomytych naczyń. Była w samej bieliźnie, a okna wszystkich pomieszczeń zaciągnięte miała mięsistym materiałem ciężkich kotar. Wszędzie panował półmrok. Kobieta wstała i ruszyła w stronę swojej mniejszej łazienki, którą jakiś czas temu zaadaptowała na nową pracownię.

― Chodź, Ava ― mruknęła cicho, odwracając wzrok od suki. Nadała jej imię trzeciego dnia, samej do końca nie wiedząc, po co. Przez większość czasu była po prostu „psem”. Ava podniosła się z ziemi i posłusznie ruszyła za kobietą, licząc na kolejny smaczny kąsek.

 

****

 

W pomieszczeniu zaczynało już powoli śmierdzieć, choć Shantall starała się utrzymać we wnętrzu w miarę niską temperaturę. Pocięte i posegregowane szczątki psa, opatrzone odpowiednio podpisanymi kartkami, leżały na każdej możliwej powierzchni metalowych blatów. Wanna zalana była czerwoną posoką, która dawno zastygła, zostawiając brązowe smugi, konsekwentnie ciągnące się do odlewu. Kobieta, siedząca na skraju głównego, centralnie umieszczonego stołu, pobieżnie przeglądała sporządzone notatki, w jednej dłoni dzierżąc lampkę wina, w drugiej między palcami podtrzymując tlącego się leniwie papierosa. Choć sina od zimna, była w samych majtkach i rozchełstanym, cienkim szlafroczku. Zerknęła znad kartek na zmasakrowany pysk Avy z wydłubanymi już dawno, żółtymi ślepiami. Zaszyła oczodoły, nie mogąc znieść przeraźliwych, ziejących pustką dziur w kępach futra. Odłożyła zeszyt i biorąc spory łyk czerwonego wina, zamyśliła się. Papieros sam malał, osypując popiołem szare kafelki.

― On umarł, Ava. Zdechł jak pies, choć ty zapewne cierpiałaś dużo krócej, co? ― Pytanie odbiło się głucho od panującej w pomieszczeniu ciszy i wróciło do Shantall, przyprawiając ją o nagłe parsknięcie. Uśmiechnęła się ponuro. ― Tak po prostu. A ja w żaden sposób się do tego nie przyczyniłam. Pomyśl, że dałam radę zabić ciebie, a tego skurwysyna nie tknęłam nawet palcem. Choć znaczył mniej niż ty. Gdzie tu sprawiedliwość, hm? ― Posłała znów puste pytanie, nigdy niemające znaleźć swej odpowiedzi. Zaciągnęła się papierosem i wypuszczając dym z ust, spojrzała na żarzącą się końcówkę tytoniu.

― Często palił to ścierwo. Może dlatego zdechł. Czasem zdarzało mu się zapalić również u mnie.

Przystawiła papierosa do nagiego uda. Wgniotła rożażoną końcówkę w ciało. Ściągnęła usta, w niemym skupieniu obserwując, jak skóra czerwieni się dookoła. Oglądnęła swoje dzieło, upijając łyk wina z lampki. Pet wylądował w wiadrze na zlewki.

― Co mówiłaś, Ava? Ktoś idzie? Niesamowite, jak dobrze mieć psa w domu ― mruknęła ironicznie, spoglądając z powrotem na zaszyte oczodoły. Ava również zdawała się szczerzyć zęby w sardonicznym uśmiechu. Za drzwiami usłyszała kroki i towarzyszące im źródło czarnej energii.

― Shantall ― dobiegł ją z holu znajomy głos. Zazwyczaj miarowy i dość cichy, teraz podniósł się o ton, wyraźnie rozchodząc po mieszkaniu. Kobieta zeszła ze skraju metalowego blatu, stając nagimi stopami na kafelkach. Przewiązała w pasie poły szlafroka i wyszła na zewnątrz. Aksamitna narzutka z koronkowymi obszyciami na skrajach ledwie zakrywała jej pośladki. Zostawiła za sobą uchylone drzwi.

Atheray wyglądał na zdenerwowanego. Jego wąskie usta zaciskały się silnie. Spoglądał na Shantall nieprzyjemnym, surowym wzrokiem, nie reagując w ogóle, jak się zdawało, na jej nietypowy, wręcz prowokujący strój.

― Miałaś być dziś u mnie.

Patrzyła na niego nieobecna duchem, długo nie udzielając odpowiedzi.

― Nie mogłam. Wybacz ― odpowiedziała cicho, pokazując brudne od krwi psa dłonie. ― Mam sporo pracy. Zapomniałam o terminie.

Kheregan zmarszczył cienkie brwi, sprawiając, że osadziły się nisko nad ciemnozielonymi oczami.

― 'Zapomniałaś'?

― Byłam pewna, że to przełożyliśmy.

― Czekałem, Nar'athin.

― Wybacz ― powtórzyła, spoglądając na niego niezbyt pewnie.

Atheray długo milczał, obserwując ją z uwagą. Zmrużył oczy.

― Nie wyrażam zgody na przełożenie. Oczekuję cię dziś u siebie.

Chciała mu odmówić. Zatopiona w marazmie od niemal tygodnia, nie potrafiła wyrzucić Meavisa z głowy. Nie da dzisiaj rady, wiedziała o tym. Jej zatruty ponurymi myślami umysł nie zdołał oswoić się ze śmiercią Mistrza. Zganiała przyczynę na pracę, ale to nie była prawda. Perspektywa przedmiotowości jej stosunku z Khereganem tylko ją odstręczała. W ostatniej chwili ugryzła się w język, zmieniając w głowie słowa.

― Pracuję nad całkowitą przemianą polimorficzną. Jestem na ostatnim etapie badania szczątek. Zaczęły gnić ― rzekła, jakby urabiając sobie grunt pod odpowiednie usprawiedliwienie do odmowy i, nim Kheregan zdążył zdenerwować się po raz kolejny, dodała: ― Wejdziesz?

― Dlaczego miałbym? ― zapytał, bardziej przez wzgląd na rzeczywiste niezrozumienie powodu zaproszenia, niż opryskliwość. Nie było w tych słowach choćby cienia sarkazmu, a ona, odpowiadając, również zdawała się w pełni poważna.

― Być może jesteś ciekaw. Być może zechcesz mi pomóc.

― W co planujesz się zmienić?

― W Avę ― odparła machinalnie, spoglądając Khereganowi prosto w oczy.

― Czym jest Ava?

― Psem.

― Prowadź.

Shantall odwróciła się na pięcie i zanurzyła w zimne światło swojej pracowni, sączące zza uchylonych na korytarz drzwi. Kheregan wszedł zaraz za nią. Widok pokrojonego psa i nieprzyjemny zapach zdawały się nie robić na nim żadnego wrażenia. Widział w życiu znacznie gorsze rzeczy. Był nekromantą.

― Dlaczego nazwałaś tego psa?

Nie odpowiedziała mu. Zamiast tego sięgnęła po tabakierkę, leżącą obok lampki z niedopitym winem.

― Papierosa?

Wyciągnął dłoń.

― To nie ma sensu. Wzięłaś go do siebie tylko po to, by pociąć na kawałki.

Otworzyła przed nim pudełko, pozwalając, by wyciągnął jednego skręta. Sama wyciągnęła drugiego i odpaliła, poprawiając szlafrok.

― Musiałam ją oswoić.

Atheray włożył skręta do ust i zapalił, milknąc. Shantall natomiast usiadła w swoim zwyczajowym miejscu, zakładając nogę na nogę. Nie sięgała nagimi stopami zimnej posadzki. Przestała zwracać uwagę na uchylające się przy każdym ruchu poły cienkiego szlafroka. Od tygodnia chodziła po swoim mieszkaniu półnaga. Łatwiej jej było wejść później pod prysznic i zmyć z ciała krew oraz zapach zwierzęcia. Zaciągnęła się nieco nerwowo, wzrok zatrzymując na martwym pysku suki.

― Zapisywałam wszystko w notatniku. Jeszcze nigdy nie przeszłam tak szczegółowej polimorfii. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam ― rzekła głucho, jakby do siebie. Kheregan powędrował za wzrokiem Shantall i przyjrzał się z uwagą psiemu pyskowi, wykrzywionemu w sardonicznym grymasie.

― Zwierzęce zwłoki przyprawiają mnie o mdłości.

― A ludzkie nie? ― zdziwiła się.

― Nie.

Shantall dopiero po chwili zdała sobie sprawę z powodów takiego stanu rzeczy. Jako półelf, Kheregan w głębi swojej przegniłej śmiercią duszy musiał mieć szacunek do niewinnych, zwierzęcych istot.

― Dlaczego byłaś na pogrzebie? Nie masz i nie miałaś do niego szacunku. Nie ma czego okazywać.

― Przyszłam dla siebie, nie dla niego ― mruknęła niechętnie, nie patrząc na Arcymistrza. Zaciągnęła się raz jeszcze. ― Musiałam zobaczyć go martwego.

Atheray nie odpowiedział. Ciężko było wyczuć, czy rozważa słowa Shantall, czy też myśli o czymś zupełnie innym. Spojrzał w bok, zaciągając się skrętem, którego wypalił dopiero do połowy.

W pracowni zaległa cisza, współgrająca z szelestem kartek w notatniku oraz równomiernym odgłosem stukania opuszkiem w rant okładki. Zdawało się, iż Shantall pochłonęła na nowo praca przy szczątkach, jednak ze słów, które wypowiedziała chwilę później, wynikało, że wciąż myśli o swoim zmarłym mistrzu.

― Cierpiał? ― rzuciła obojętnym tonem, przyjmując przy tym bardzo swobodną postawę, choć dłoń z papierosem jej drżała.

― Nie wiem. Nie byłem przy jego śmierci ― stwierdził cicho, po czym dodał po krótkiej chwili milczenia. ― Sądzisz, że powinien?

Shantall przymrużyła oczy, gdy pochłaniała kolejną dawkę dymu w płuca. Odpowiedziała równie nieprecyzyjne, co wcześniej Kheregan.

― Nie wiem. Być może powinien. ― Zgasiła niedopałek i zeszła ze stołu. Poprawiła machinalnie szlafrok, zwracając teraz swą uwagę na pysk psa. Wzięła do ręki ostrze cieniutkiego jak skalpel noża, po czym zaczęła dokładne oględziny, zwlekając z rozcięciem skóry. Atheray obserwował ją przy pracy, dokańczając powoli swojego skręta. Gdy w końcu zaciągnął się po raz ostatni, zgasił niedopałek w palcach i podszedł do kobiety. Objął ją w pasie, pochylając się nad ramieniem.

― Zostaw tego psa i chodź na górę.

Shantall milczała. Przerwała cięcie w chwili, gdy jej dotknął. Wsparła dłonie o metalowy blat, ściskając w palcach brudne ostrze. Przymknęła oczy, biorąc jeden głębszy oddech. 'Nie jest natarczywy', tłumaczyła sobie, próbując stłumić negatywne emocje, pomieszane z dreszczem strachu, który po chwili napięcia stawał się na swój sposób przyjemny i jednocześnie drażniący.

Atheray przyciągnął ją do siebie, przytrzymując blisko, jakby chciał poczuć dokładniej skryte pod miękkim szlafrokiem ciało kobiety. Chwyt miał mocny i pewny. Szczupłe palce zaciskały się silnie na jej biodrze.

― Powinnam to skończyć ― powiedziała cicho, choć wiedziała, że żadne argumenty nie zostaną już zaakceptowane.

― Może poczekać.

― Zostań na noc.

― Mam pracę.

― Może poczekać ― mruknęła, nadal pasywnie ustosunkowując się do jego dotyku. Kheregan zwinnym ruchem palców rozwiązał jej szlafrok.

― Zostanę, aż nie zaśniesz.

― Nie. ― Puściła ostrze i zatrzymała go, chwytając za dłonie. ― Nie, Kheregan. Chcę, żebyś został do rana ― mówiła już stanowczym tonem, bez cienia ustępstwa.

― Aż się nie obudzisz...?

Milczała, wahając się. Po chwili rozluźniła uścisk, co stanowiło jakoby zgodę na ów warunek. Wsparła skroń o szyję mężczyzny. Atheray uniósł dłoń do jej twarzy i ująwszy podbródek w palce, przyciągnął w swoją stronę i pocałował. Shantall odwzajemniła gest, jak na siebie stosunkowo delikatnie, a wręcz pieszczotliwie, nieświadomie domagając się podobnej czułości od kochanka. Ten całował namiętnie, przytrzymując ją blisko przy sobie.

― Chodź na górę. Ten pies... ― mruknął, gładząc palcami po plecach i pośladkach. Shantall chwyciła maga za rękę i splatając palce z jego, udała się w stronę wyjścia. Wyszli na korytarz.

― Ignoruj wszystko, co zobaczysz w sypialni.

Kheregan zmarszczył jedynie brwi na te słowa. Kobieta oglądnęła się przez ramię, pobudzając morze czarnych pukli do zjawiskowego ruchu. Powiewające poły satynowego szlafroka odsłoniły na moment bladą pierś. Shantall wspięła się na szczyt schodów, po czym otworzyła drzwi do sypialni, ściągając kilka magicznych zabezpieczeń.

Wewnątrz było ciemno i stosunkowo duszno. Łóżko zarzucono masą rzeczy, wszelkie blaty zastawiono po każdą wolną połać. Kosmetyki, puste butelki po winie i innych trunkach. Fiolki, pudełka i książki były dosłownie wszędzie. Kheregan nigdy nie widział u niej takiego bałaganu. Rozejrzał się po sypialni z nietypowym dla siebie zainteresowaniem. Zwolnił nieco kroku. Shantall ściągnęła stertę ciuchów z łóżka, wrzucając na szczyt kilka drobnych szpargałów i całość wciskając gdzieś w kąt pod krzesło.

― Umyję ręce ― rzuciła cicho i zniknęła za progiem łazienki. Kheregan ściągnął szatę i rozbierając się do samej bielizny, położył się na łóżku. Słyszał przez dłuższą chwilę szum wody w łazience. Blade światło, wpadające do sypialni, oświetlało część pomieszczenia. Kheregan dostrzegł pozostałe butelki po winie, leżące odłogiem na podłodze i wypełnioną niedopałkami popielnicę na szafce nocnej. Za nią stał cały zastęp płynów w szklanych fiolkach. Etykiety były pozrywane.

Shantall wyszła z łazienki, kierując się lekkim krokiem wprost do łóżka. Ściągnęła po drodze szlafrok, zsuwając go wdzięcznie z ramion. Pozostając w samych majtkach, usiadła na skraju materaca tyłem do mężczyzny. Sięgnęła po jedną z fiolek i dopiero gdy wypiła ją do dna, spoczęła obok na poduszkach.

― Nie spieszyłaś się.

― Pośpiech nie jest dobry. Tobie gdzieś się spieszy? ― zapytała cicho, wlepiając wzrok w sufit.

― Niecierpliwię się ― stwierdził nieco niechętnie, jakby sam fakt, że zdobył się na podobne wyznanie, niezmiernie mu przeszkadzał. Przekręciła głowę, lustrując go uważnym spojrzeniem. Jeśli miał na uwadze czas oczekiwania na stosunek, licząc już od chwili, w której na nią czekał w swoim domu, istotnie miał powody, by się niecierpliwić. Mimo to nadal zachowywał spokój. Złożyła dłoń na piersi mężczyzny i przesunęła w górę po szyi. Zatrzymała palce na żuchwie. Nie odważyła się wspiąć opuszkami wyżej. Pamiętała o zakazie dotykania twarzy, choć cholernie ją to wówczas kusiło. Westchnęła cicho. Atheray zamarł na krótką chwilę, zawieszając wzrok na twarzy, po czym szybko przysunął się, przyciągając bliżej siebie. Dotknął ustami jej ust i pocałował, szybko zatracając myśli w namiętnym geście. Kobieta wplotła nogi między szczupłe łydki nekromanty, owijając ściśle i pieszczotliwie gładząc skórę palcami stóp. Biodra przycisnęła mocno do jego, z łatwością wyczuwając, jak się podnieca. Opuszkami wodziła delikatnie po nagim karku, zdając sobie sprawę, jak bardzo różni się to zbliżenie od ich pierwszego. Czego ona teraz oczekiwała? Przecież w tym układzie chodzi tylko o seks.

― Nie mogłem przestać o tym myśleć... ― powiedział cicho, przypierając ją smukłym ciałem do miękkiego materaca.

― A ja nie potrafię przestać o nim myśleć... ― wyszeptała z pewnym żalem. Nie mogła tego dłużej dusić. Mówiła, bo tylko on był pod ręką. Ostatnio tak bardzo rozchwiana emocjonalnie. Czuła, że jest zdolna za chwilę się rozpłakać. Nawet jeśli Atheray się wkurwi, zbeszta ją i wyjdzie, trzaskając drzwiami. Nie wytrzyma dłużej. Zacisnęła palce na jego karku. Zamarł, przerywając głodne pocałunki, składane na jej dekolcie. Podniósł powoli głowę i spojrzał Shantall w oczy. Jego smukła twarz, o delikatnych, elfich rysach, które teraz wyraźnie dostrzegała, aż się cała napięła. Każdy mięsień zdawał się wyć z bólu. Nozdrza rozszerzyły się wściekle, gdy nabierał oddechu. Spoglądał na nią w milczeniu, zaciskając szare wargi w wąską linię. Czekał, a Shantall patrzyła przerażona, z perlącymi się w kącikach oczu łzami. Pierś falowała szybko jak u spłoszonego zwierzęcia.

― Przepraszam ― wydusiła.

Kheregan nic na to nie odpowiedział. Wpatrywał się w nią jeszcze kilka długich chwil, zdając się ledwo utrzymywać cienką nić samokontroli w całości. W końcu podniósł się i usiadł na skraju łóżka, odwracając do niej plecami. Skórę miał pooraną paskudnymi bliznami. Shantall patrzyła na nie tylko ułamki sekund. Zaraz potem obróciła się na bok i nakrywając pościelą, skuliła, chowając część twarzy w poduszce.

― Dlaczego marnujesz mój czas, Nar'athin?

― Mówiłam ci, że odwołałam to spotkanie ― warknęła w poduszkę, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. ― Masz swój powód, Atheray... Chciałam, ale nie dam rady.

Kheregan gwałtownie porwał butelkę po winie, którą Shantall już wczoraj pozostawiła na szafce nocnej przy łóżku i z impetem cisnął nią na oślep. Grube szkło z trzaskiem rozbiło się o ścianę tuż nad komodą. Shantall zadrżała, kuląc się mocniej pod pościelą, gdy usłyszała trzask tłuczonego szkła. Zakryła uszy, obejmując głowę dłońmi. Atheray natomiast położył się bez słowa i wbił wzrok w sufit. Westchnął, wypuszczając ciężko powietrze.

― Zostanę.

Milczała. Szarpała nerwowo kosmyki czarnych loków, ciągnąc cicho nosem.

― Jeśli chcesz... ― dodał cicho i również umilkł.

― Chcę ― wyszeptała. Nie poruszyła się jednak. Przeleżała tak następną godzinę, w której nie zmrużyła nawet oka. Oddech Kheregana wydłużył się. Nekromanta spal. Ona nie mogła. Wyszła spod kołdry, stąpając boso po dywanie. Przeszła do łazienki. Opłukała twarz. Tam, przy zlewie, paląc papierosa za papierosem, przesiedziała kolejną godzinę. Ostatecznie wróciła do sypialni i podchodząc do szafeczki nocnej, ściągnęła z niej po kolei trzy fiolki. Zerkała na nie pobieżnie, gdy wypijała ich zawartość, jedna po drugiej. Szkło pobrzękiwało, odkładane nerwowym ruchem z powrotem na blat. Spojrzała na Kheregana.

Atheray leżał na boku, obejmując jedną ręką poduszkę pod głową, jakby czegoś się tam doszukiwał. Powieki miał luźno przymknięte, wyraz twarzy spokojny i łagodny. Ów wyraz był tak różny od tego, który przybierał na co dzień, że Shantall, nie wiedząc, kto śpi w jej sypialni, mogłaby omyłkowo uznać go za kogoś zupełnie obcego. Sięgnęła po kolejnego papierosa z papierośnicy i osunęła się na ziemię, siadając na dywanie. Wsparta bokiem o szafkę nocną, zapaliła. Przypatrywała się nekromancie z uwagą, powoli czując, jak leki zaczynając działać. Gdy tytoń spłonął do cna, podniosła się chwiejnie na nogi i wróciła do łóżka. Przysunęła się bliżej śpiącego mężczyzny i wspierając o jego nagie plecy czubek głowy, zamknęła powieki.

 

****

 

Kheregan Atheray wychodził powoli ze snu, krok za krokiem wracając do świadomości. Najpierw obudził się jego umysł, jak zawsze dynamicznie pracujący. Rozejrzał się. Nie był u siebie. Nieczęsto doświadczał pobudki w miejscu innym, niż własna sypialnia, stąd widok nietypowego otoczenia szybko go otrzeźwił. Zaraz później poczuł obok siebie ciepło i wnet wszystko sobie przypomniał. Shantall Nar'athin. Swą wizytę, wywołaną spaczeniem umysłu, bo przecież inaczej nie dało się tego określić. Spaczenie, którego ona była powodem. Zakłócała jego pracę tak bardzo, że gdy Shantall nie przyszła w umówionym czasie, nie mógł przestać myśleć o stosunku, który miał się odbyć. Gdyby tylko zjawiła się tak, jak ustalali, nigdy by go tu nie było. Cały ten cyrk, bezmyślnie spędzony czas, gdy nie potrafił pozbierać myśli, ciągnących jak magnez do tej jednej rzeczy. I teraz było podobnie. On już w niej był. Już ją pieprzył, a ona pomiędzy jedną myślą a drugą wydawała zduszone jęki. Wtedy napierał mocniej, by zaspokoić to piekielne, uzależniające uczucie, które się w nim budziło. Pożądanie. Prosta droga na sam szczyt rozkoszy.

Atheray westchnął ciężko i przetarł twarz. Znów pieprzył ją w myślach. Ileż można? Ta męczarnia musi się wreszcie skończyć.

Obiekt jego pożądania leżał zaraz obok. Shantall spała. Jej sen był stosunkowo płytki, co poznał po lekkim oddechu i kurczowo zaciśniętych na pościeli palcach. Głowę, usianą falą ciemnych włosów, wspierała o jego ramię. Ubrana jedynie w dolną część bielizny, do pasa przykryta była kocem. Kheregan odwrócił się w jej stronę i objął wokół bioder, przyciągając bliżej. Pochylił się i przytrzymał przy sobie mocno, składając gorące pocałunki na szyi.

Przebudził ją. Powiodła bezwiednie dłońmi do jego torsu i wbiła weń paznokcie niczym rozleniwiony kot. Westchnęła przy tym, nadal nie otwierając oczu.

― Kheregan...

― Tak? ― spytał cicho, obejmując dłońmi jej pośladki. Podniecony i zniecierpliwiony, zsunął się niżej i zaczął pieścić ustami miękkie piersi. Kobieta odpowiedziała niewyraźnym mruknięciem. Wyprężyła leniwie ciało pod wpływem jego dotyku.

Dźwięk tego przeciągłego mruknięcia sprawił, że aż krew w nim zawrzała. Objął Shantall w talii, przytrzymując silnie, by nawet najdrobniejszy ruch nie odbył się bez jego nadzoru. Raz jeszcze musnął ustami piersi i podniósł się lekko, napierając kroczem na jej łono. Zniecierpliwienie i okropne uczucie niezaspokojonej żądzy znów dały o sobie znać. Zszarpał z niej skąpe odzienie i zaczął się z nią kochać, choć w owym miłosnym tańcu nie było uczuć, a przynajmniej on ich nie dostrzegał. Chciał się zaspokoić, potrzebował tego jak nikt inny na świecie. Pragnął jej ciała. Długich, gładkich nóg, którymi go wiązała, czy dłoni, które konwulsyjnie zaciskała na jego ciele, wywołując podniecający ból. Pragnął słuchać jęków rozkoszy, pewien, że gdyby ktokolwiek im w tym momencie przerwał, bez najmniejszego wahania zabiłby go na miejscu.

Kobieta pod jego ciałem pojękiwała jak we wcześniejszych wyobrażeniach. Rozhuśtanym ruchem bioder wzmacniała uczucie napierania na łono, nadając ich wspólnemu tańcu większej finezji. Była, w porównaniu z mężczyzną, bardziej rozleniwiona przez rozkosz i sen. Zmysłowość przemawiała przez każdy centymetr jej skóry i przez każdy odgłos, jaki z siebie wydawała. Przywarła do Kheregana silniej, chowając twarz przy szyi. Jęknęła rozkosznie, podgryzając poduszeczkę jego ucha.

Atheray jęknął cicho, co nigdy mu się nie zdarzało. Przyspieszył ruchu bioder, napierając z większą stanowczością. Długie oczekiwanie i niecierpliwość sprawiły, że bardzo szybko się zaspokoił. W uniesieniu łapał nerwowo powietrze, jakby siła doznań kompletnie zapierała mu dech. Zamarł.

Shantall rozluźniła się. Rozmasowała ramiona nekromanty, lecz nie odważyła się na żaden inny ruch, póki on nie skończy swojego. Lekko rumiana, w końcu otworzyła oczy. Kheregan po chwili zsunął się z niej i przewrócił na plecy, oddychając głęboko. Skierował zielone oczy na sufit, lecz zdawał się w ogóle nic nie widzieć. Poczuł jak ciepłe ciało Shantall przywiera do jego boku. Miękkie loki musnęły skórę szyi. Przytuliła swój policzek do rozgrzanej piersi. Zerknął na nią, zdezorientowany.

― Przebudziłaś się już.

― Tak... ― wymamrotała nieprzytomnie.

― A zatem czas na mnie.

― Zostań. Jeszcze chwilę ― mówiła, sunąc dłonią po ciele półelfa. Przebiegła palcami po podbrzuszu, ostatecznie zsuwając na krocze. ― Hm?

Odetchnął cicho, obejmując ją wokół talii.

― Chwilę.

Pocałowała go. Nie przerywała pieszczot, nieprzejednanie wzbudzając na nowo podnietę. Z wolna pogłębiała pocałunek, cierpliwie dając Khereganowi więcej czasu.

Szybko sięgnął po to, co, jak sądził, należało do niego. Nie minęła chwila, jak leżał na niej, z zaciekawieniem chłonąc każdy jęk i westchnienie. W niemym zadowoleniu pieścił jej ciało, podziwiając, jak pręży się i wygina pod dyktando ruchu bioder, dłoni czy warg. Czerpała rozkosz całymi garściami. Zadowalała ją każda czułość, wywołując falę silnych dreszczy. Splotła nogi na plecach kochanka, pojękując w uniesieniu. Przewróciła się z nim na bok, nie przerywając delikatnego ruchu biodrami.

― Nie przestawaj, Kheregan... ― wyszeptała prosząco do ucha, wyduszając słowa między gorącymi oddechami. A on nie przestał, pogłębiając jeszcze ruch bioder. Objął ją w talii, drugą ręką sięgając do gęstych, bujnych loków Shantall. Powoli zacisnął palce w pięść.

― Poproś.

― Proszę...

― Głośniej.

Otworzyła oczy, spoglądając na surową twarz nekromanty. Rozchyliła delikatnie usta, lecz z jej gardła nie wyszło nic ponad westchniecie. Kheregan zwolnił, jakby chciał jej pokazać, że za wypowiedzianym nakazem kryje się niema groźba. Nabrał łapczywie powietrza przez nozdrza, mięśnie żuchwy wyeksponowały się wraz z zaciśniętymi zębami, po skroni wolno spłynęła kropla potu.

― Proś głośniej.

― Proszę ― wydusiła raz jeszcze. Tak, jak chciał. Pół tonu głośniej.

Kheregan nic już nie odpowiedział, a jedynie przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował krótko. Choć trwało to jedynie kilka sekund, Shantall wyczuła, że jest w tym geście coś szalenie intymnego. Delikatność, które nigdy wcześniej nie było. Zaraz potem Atheray przyspieszył ich miłosny taniec, zaspokajając raz za razem wzmagające się pożądanie. Shantall ucichła, gdy wpadła w sidła orgazmu. Wyprężyła ciało, chwilę później je rozluźniając, omdlała. Rozkosz rozprzestrzeniała się po jej ciele falami, cisnąc na usta słowa zadowolenia. Orgazm przeciągał się, wprawiając w szał.

― Kheregan...

Powoli rozluźnił palce, wypuszczając jej włosy. Przymknął powieki i z głębokim westchnieniem przewrócił się na plecy. Zakrył dłonią twarz i przetarł skronie, ścierając z nich krople potu. Shantall obok łapała oddech, stygnąc po wrzeniu całego organizmu.

― Która godzina? ― spytał po chwili, powoli i niechętnie podnosząc się do pozycji siedzącej.

― Nie wiem. Zegarek gdzieś mi zaginął ― mamrotała, gnieżdżąc się na nowo w pościeli. Kheregan wcisnął palce w oczodoły, próbując zmusić się do trzeźwego myślenia.

― Mamy dziś naradę. Która godzina?

Shantall westchnęła, zakrywając głowę kocem. Nie odpowiedziała mu.

Wstał, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu zegara. Zirytował się wyraźnie, gdy poszukiwania nic nie dały, choć u kogoś takiego, jak on, objawiało się to jedynie groźnym błyskiem w oku i lekkim podniesieniem głosu.

― Nie masz zegara?

― Zepsuł się ― mruknęła spod koca, nie zmieniając swojej pozycji. Nie zdawała się zainteresowana ani zegarem, ani naradą. Jeszcze przed chwilą jęcząc z uniesienia, teraz wypruta z wszelkich emocji, zapadała się w jakiś dziwny stan, którego Kheregan nigdy u niej nie widział. Podobnie jak potwornego bałaganu, panującego dziś w jej sypialni, czy wczorajszej histerii przed ich pierwszym, nieudanym stosunkiem. ― Drugi jest w salonie.

Atheray ubrał się i zszedł do salonu. Nie było go krótką chwilę, po czym wpadł z powrotem do sypialni.

― Ubieraj się. Starsi już czekają.

Shantall, nadal w całości skryta pod różnymi warstwami nakryć, nie zareagowała w żaden sposób na słowa Arcymistrza.

― Jeśli się nie stawisz, poślą po ciebie.

― Niech posyłają. Źle się czuję.

― Jeśli będziesz nieobecna, znów zmieszają cię z błotem.

― Codzienność. Jeśli spóźnimy się razem, od uszczypliwych komentarzy nie opędzisz się i ty.

― Mi nic nie grozi, to nad tobą się pastwią. ― Stanął przy łóżku. ― Ubieraj się.

― Dojdę później.

Kheregan poprawił niedbale swą szatę i szybkim krokiem opuścił pokój, udając się na naradę Bractwa, gdzie już od niepełnych dziesięciu minut czekali na jego przybycie. I na przybycie Shantall. Zastępczyni nie stawiła się jednak na naradzie wcale.

 

****

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (44)

  • Canulas 04.05.2018
    Dzięki Kim, choć dedykacja brzmi nieco dwuznacznie. Przeczytam dopiero w niedzielę, bo jutro mnie cały dzień nie ma.
    Pozdrówki.
  • Kim 04.05.2018
    Na spokojnie, Can
  • Okropny 04.05.2018
    Ok, przeczytałem. Spodziewałem się horroru, były ziemskie rozkosze, trudno.
    Błędy:
    Półlfa - obstawiam, ze półelfa.
    Tyle; nie czytałem, żeby błędów szukać. Kilka razy zmieniłbym szyk zdania, ale bez przesady, nie jest źle.

    Pewnie nie zrozumiałem, o co chodzi, i to dlatego tekst był dla mnie... Nudnawy. Bez szału. Jakby bez zakończenia, albo istotnego elementu w środku.
  • Canulas 04.05.2018
    Chuj, ale dedyk, jakbym był jakimś pierdolonym półeunuchem :)
  • Kim 04.05.2018
    Dzięki za komentarz. Nie wiedziałam pod jaka kategorie dlatego trafiło do horroru. Chyba blednie, skoro zmarnowałeś czas na nudny tekst. Błąd poprawie. Pozdrówka
  • Okropny 04.05.2018
    Canulas jak ty to robisz, że nie umiesz odpowiadać?
  • Okropny 04.05.2018
    Kim bardziej fantasy/miłosne, niż horror, bym powiedział.
  • Canulas 04.05.2018
    Okropny, umim.
  • Kim 04.05.2018
    Spoko, zmienię na romans później może ;)
  • Okropny 04.05.2018
    Tjaa
  • Annaisi 04.05.2018
    Dzięki Mordo za dedykację - dobrze mnie znasz jakby nie spojrzeć ;) Co do tekstu, to właśnie czegoś takiego się spodziewałam przy poprzednich zapowiedziach (na przykład u Manekina). Opisy dalej są subtelne, ale tym razem bardziej do mnie przemówiły. Generalnie uważam, że sceny seksu pisze się trudno, o ile nie chce się na dzień dobry zniechęcić czytelnika zbytnią nachalnością czy swoistym idiotyzmem. Sama akcja broni się sama niewymuszonym progresem i ukazaniem skomplikowanej relacji pomiędzy Shantall a Khereganem. Podsumowując: według mnie stanęłaś na wysokości zadania. Ciao.
    I jeszcze raz dzięki za dedykację - wzruszyłam się <3
  • Kim 05.05.2018
    Dzięki za odwiedzinki, Ananasku. Jesteś jak wilk wywołany z lasu. Pozdrówka.
  • Blanka 04.05.2018
    Nie wiem, czym co niektórzy kierują się"gwiazdkowo" oceniając...
    Kim, bardzo dobry tekst. Wciągający, świetnie napisany, ciekawy. Ta erotyczna scena sugestywna, ale subtelna. W 200% zgadzam się z Aisak. Kawał dobrej roboty. Urzeczonam.Pzdr:)
    A to:
    "Dla Cana, bo ostatnie seksy okazały się ździebko przykrótkim rozczarowaniem. ;)"- zabrzmiało, że ho ho:D tak btw:)
  • Canulas 04.05.2018
    Nooo, kurde, nieeee. Piękny dedyk :)
  • Blanka 04.05.2018
    Canulas, no jakby nie patrzeć od króla do krótkodystansowca...;D lipa;)
  • Kim 04.05.2018
    Blanka heehehe sprinterzy tez potrzebni
  • Blanka 04.05.2018
    Kim :D nie znam się:D nie no, dedykacje dedykacjami, tekst godny polecenia. Świetny.
  • Kim 04.05.2018
    Blanka dziękuje. Bardzo mi miło :)
  • Canulas 04.05.2018
    Blanka, ehhhh ;)
  • marok 04.05.2018
    No jest co czytać. Scena erotyczna bomba. Z przyjemnością stawiam zasłużone 5 ;)
  • Kim 04.05.2018
    Dziękuję, Marok ???? za wizytę i za komentarz!
  • Kim 04.05.2018
    Ups, jakieś znaki zapytania. Miał być uśmieszek :-)
  • Justyska 04.05.2018
    Hejka, nie mogłam nie przeczytać, choć erotyki nie są moim ulubionym gatunkiem. Mimo to uważam, że to wielka sztuka z takim wyczuciem opisać stosunek, żeby nie przekroczyć tej cienkiej granicy pornografii. Bardzo mi się podobało, masz dar do opisów.

    "Twarz Shantall Nar’athin to ostatnie co zobaczył, nim wydał z siebie ostatnie tchnienie." powtórzenie na początku ci się wdarło. Jakieś literówki też, ale tekst mnie wchłonął i nie kopiowałam:)

    pozdrawiam serdecznie i oczywiście 5:)
  • Kim 04.05.2018
    O masakra! Czytałam ten wstęp chyba 20 razy i nie zauważyłam tego jebitnego powtórzenia. Nie ma to jak czujność opowijczyków w komentarzach :) Dzięki za uwagi, miłe słowo i odwiedziny!Niezmiernie mi miło :)
    Pozdrawiam!
  • Bożena Joanna 05.05.2018
    Wciągająca lektura o powolnej progresji, piąteczka. Pozdrowienia!
  • Kim 05.05.2018
    Dziękuję bardzo, Pani Bożenko :)
  • Pasja 05.05.2018
    Dzień dobry
    Cmentarz, tajemniczość i ostanie pożegnanie pełne goryczy. A jednak kobieta nie może o nim zapomnieć. Przeskok do apartamentu i eksperyment z psem. Wizja przemiany powoduje u kobiety brak normalnego funkcjonowania.
    Piękna i elegancko zawoalowana scena łóżkowa bez brudu i nagości.
    Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę
  • Kim 05.05.2018
    Dzięki, Pasja :) Cieszę się, że opisy przypadły do gustu! Również pozdrawiam!
  • refluks 05.05.2018
    Będzie ciąg dalszy?
    Bo dla mnie urwane nagle.
  • Kim 05.05.2018
    Historia Kheregana i Shantall potrzebowalaby kolejnej serii do kontynuacji. Wrzucam tylko fragmenty, stąd, być może, wrażenie urwania ;)
    Zapewne trafi na opowi jeszcze nie jeden, więc mogę jedynie zachęcić do śledzenia!
  • Karawan 05.05.2018
    Jaki to pomysł Autora, że w psa chce się wcielić? Mało wygodne ciało, a poza wytrzymałym biegiem także niewiele oferujące. Poczekam zostawując piątunię;).
  • Kim 05.05.2018
    Shantall ćwiczy przysłowiowego "skilla". Zaczynała od myszy. W jej długiej historii rozwijania umiejętności polimorfii znaleźli się później m.in. ludzie, jak i mityczne stworzenia z rodziny smoków. Dla tego fragmentu myślałam tez o kocie, jednak ostatecznie padło na psa. Prawdopodobnie dlatego, by dodać sytuacji więcej dramatyzmu. Pieski są bardziej przywiązane do ludzi niż koty. Poza tym psy w konfrontacji z człowiekiem są grozniejsze. To dla Shantall również miało duże znaczenie.
    Dzięki za wizytę i komentarz! Pozdrawiam!
  • Agnieszka Gu 06.05.2018
    Witam ponownie ;))

    "nim wydał z siebie finalne tchnienie." — finalne tchnienie — niepospolicie to ujęłaś ;)
    "Dzień był pochmurny. Morze czarnych szat falowało lekko, gdy kolejni magowie robili jej miejsce w drodze do trumny. " — już widzę ten mroczny i majestatyczny widok oczami wyobraźni... świetny klimacik
    "Zmysłowość przemawiała przez każdy centymetr jej skory i przez każdy odgłos, jaki z siebie wydawała." — skóry — literówka

    No ładnie, bardzo ładnie, żywiołowo, podniecająco...
    Pozdrowionka :))
  • Kim 06.05.2018
    Dzięki bardzo Agu. Tak właśnie miało być. Ładnie, żywiołowo, podniecająco i trochę magicznie. ;)
    Odpozdrawiam :))
  • Canulas 06.05.2018
    No to zobaczmy

    "oddaliła się po dłuższej chwili, podobnie jak Atheray, niknąc w tłumie. Odnalazła nekromantę wzrokiem w sporym oddaleniu na innej części cmentarza." -oddaliła, oddaleniu. Tu mi zgrzyta.

    "Atheray nic nie odpowiedział. Ciężko było powiedzieć, czy rozważa słowa Shantall, czy też myśli o czymś zupełnie innym." - tutaj bym wywalił "nic" i zamienił na coś "powiedzieć.

    Coś w stylu:

    Atheray nie odpowiedział. Ciężko było wyczuć, czy rozważa słowa Shantall, czy też myśli o czymś zupełnie innym.

    "― Może poczekać ― mruknęła, nadal pasywnie ustosunkowując się do jego dotyku. Kheregan zwinnym ruchem palców rozwiązał jej szlafrok." - bardzo ładny zapis.

    "Kheregan nic na to nie odpowiedział." - a może: Kheregan nie odpowiedział.

    "Zmysłowość przemawiała przez każdy centymetr jej skory i przez każdy odgłos" - skóry

    I po seanie.
    Znów, jak dla mnie, głębsza i rozleglejsza otoczka aktu, niż akt. ALe to nie zarzut. To element stylu. Nie oszczędzasz sfery emocjonalnej. Piszesz po prostu dobrze.
    Poczatek z psem najbardziej mi siadł. Cudownie odmalowany rozgardiasz i stan umysłu.
    Byłem tam i widziałem to.
    Dziękuję za dedeykację, choć z jej wydźwiękeim zupełnie się nie nie zgadzam ;)
    Pozdrox
  • Kim 06.05.2018
    Dzięki, Can!
    Błędy obadane i poprawione :)
    Co do psa i rozgardiaszu, zależało mi bardzo, by pokazać popieprzpny umysł Shantall bez wchodzenia w jej myśli. To kobieta, w której głowie dzieje się wiele, czasem zbyt wiele. No i nie chciałam tez wyjaśniać w pełni relacji Shantall z jej zmarłym Mistrzem.
  • Enchanteuse 06.05.2018
    Mam dwie uwagi:

    "finalne tchnienie" - nie brzmi mi to. Może lepiej byłoby zostać przy tradycyjnym "ostatnim tchnieniu"?

    "Oglądnęła " - tego też nie łykam. Zerknęła, przebiegła wzrokiem, zlustrowała, albo spojrzała. Cokolwiek, byle nie to :)

    Całość super. Nie moje klimaty, ale postaci jak najbardziej moje. Sukinsyn z tego typa, ale czarujący, to trzeba przyznać.
    Poza tym, jak mówiłam w poprzedniej części - on się pod jej wpływem zmienia i to nie tyle pożądanie, co jakieś zalążki głębszego uczucia.
    Ładnie opisałaś sam akt, z finezją i bardzo delikatnie.
    Szczerze mówiąc mam nadzieję, że Kheregan zmieni się pod wpływem Shantall. Tak odrobinkę :)

    Chciałabym napisać więcej, zwłaszcza biorąc pod uwagę długość Twpich komentarzy u mnie, ale to nie ma sensu. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Dobre to i tyle.
  • Kim 06.05.2018
    Możesz mi pomóc z finalnym tchnieniem. Ostatnie niestety być nie może, bo będzie powtórzenie, jak to wcześniej zauważyła Justyska. Stąd to, na szybko wymyślone "finalne" ;p
  • Kim 06.05.2018
    Możesz mi pomóc z finalnym tchnieniem. Ostatnie niestety być nie może, bo będzie powtórzenie, jak to wcześniej zauważyła Justyska. Stąd to, na szybko wymyślone "finalne" ;p
  • Enchanteuse 06.05.2018
    Kim no to przerąbane. Chyba nie ma już synonimów do tego słowa. I tak brzmi lepiej niż np "epilogowe tchnienie" (ze słownika) xD
  • Karawan 06.05.2018
    to ostatnie co zobaczył, nim wydał z siebie finalne tchnienie. - rozwlekę nieco może podejdzie? ; to ostatnie co zobaczył, kończąc życie i wydając z siebie ledwo słyszalne tchnienie.
    Długie, wiem. ;c
  • Kim 07.05.2018
    Długie długie, sir Caravano. Pomyśle jeszcze bo to trochę grube i nie za dużo da się tu ratować. Pewnie tak się skończy, ze zostawię pierwowzór. Dzięki bardzo za sugestie :))) pozdrówka
  • Karawan 07.05.2018
    Kim Czasem pierwsza myśl najlepszą bywa, czego o małżeństwie nie powiem ;))
  • Kim 07.05.2018
    Karawan hahahha dobra, zapamiętam, bo to mądrość życiowa, którą można wdrożyć przy najbliższej okazji do jakiegoś opka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania