PIROMANTA (Wstęp)

Młody mężczyzna w szarym płaszczu stał na chodniku przed domem numer 52. Ulica była zupełnie pusta, z jednej strony dlatego, że okolica nie była zbyt popularna, mieszkały tutaj szemrane persony, wszyscy to wiedzieli. Z drugiej zaś strony, pogoda tego dnia nie zachęcała do wychodzenia z domu; niebo było szare, wiał chłodny jesienny wiatr, rozsypując dookoła nieprzyjemne krople mżawki.

Mężczyzna wpatrywał się w dom przed, którym stał. Wyglądał na opuszczony. Trawnik zarosły dzikie chwasty. Na ganku piętrzyły się sterty czarnych porzuconych worków, jakby komuś za daleko było wynieść je kilka metrów dalej do kubłów przy ulicy. Okna były brudne, niechlujnie zwisały w nich zasłony.

Mężczyzna raz jeszcze spojrzał się w lewo i w prawo, upewniając się, że nikt go nie obserwuje, przejechał dłonią po kruczo czarnych włosach, zaczesanych do tyłu i ruszył przed siebie w kierunku drzwi wejściowych.

Chwycił za klamkę, było zamknięte. Uśmiechnął się sam do siebie. Puścił klamkę i pstryknął palcami. Coś cicho lecz gwałtownie strzeliło w zamku drzwi. Z dziurki od klucza poleciała cienka strużka dymu. Chwycił ponownie za klamkę i drzwi nie stawiały już żadnego oporu. Wszedł do środka.

We wnętrzu panował półmrok. Firany w oknach były tak brudne, że skutecznie zatrzymywały część światła z zewnątrz. Kiedy przyjrzał się im lepiej zauważył, że są brudne od sadzy, a od dołu były nadpalone.

-Ty stary skurwysynu- szepnął sam do siebie nieznajomy.

Ruszył dalej. Wnętrze było bardzo zapuszczone. W pokoju dziennym po podłodze walały się wymięte ubrania i puste butelki. Na stole w jadalni leżał stos brudnych talerzy i puszek po konserwach. Wyglądało to jakby komuś skończyły się czyste naczynia do jedzenia. Niedojedzone resztki pleśniały wydalając specyficzną woń. Mijając kuchnię obraz był podobny, z tym że intensywniej było tu czuć zapach stęchlizny.

Następnie wszedł do kolejnego pokoju. Był nieproporcjonalnie duży względem reszty pomieszczeń. Przyjrzał się dokładniej. Połowa pokoju miała niebieski kolor ścian, druga połowa była wytapetowana. Zapewne kiedyś była, ponieważ teraz odklejały się z niej pasy nadpalonego papieru. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że musiała je dzielić ściana, którą ktoś wyburzył.

W pokoju panował zaduch. Docierało tu o wiele mniej światła niż do reszty pomieszczeń. Zapewne przez wielki jesion rosnący w ogrodzie. Drzewo pozostawione samo sobie od dawna, rozrosło się tak bardzo, że przysłaniało i tak już zasłonięte brudną firaną, okno.

Wtem coś zaskrzypiało w drugim końcu pokoju, w rogu. Młody mężczyzna potrzebował chwili, żeby jego wzrok przyzwyczaił się do panujących tu warunków. Zmrużył oczy. Powoli zaczął dostrzegać roztaczający się przed nim obraz. Na podłodze leżały stosy książek. Jedne wyglądały na stosunkowo nowe i nie używane, inne z kolei jak księgi ze średniowiecza. Jedne otwarte a inne zamknięte. Większość z nich, jak prawie wszystko w tym domu nosiło ślady nadpalenia.

Znów coś zaskrzypiało w przeciwległym rogu. Teraz mógł już dostrzec cóż to takiego.

-A wiec w końcu Cię znalazłem staruszku- rzucił młody mężczyzna. Na jego twarzy wyraźnie rysował się tryumfalny uśmiech.

W rogu na drugim końcu „podwójnego” pokoju, w zniszczonym fotelu, siedział starzec. Miał długie pokręcone szare włosy i pasującą do nich, równie długą brodę. Oczy miał mgliste, otoczone spuchniętymi i opadającymi powiekami. Jego twarz, a przynajmniej ta jej część, którą można było dostrzec spod opadających włosów, była poryta bruzdami zmarszczek. Widok ten, przywodził na myśl wiele rzeczy. Staruszek wyglądał na zmęczonego, ale co ważniejsze na przerażonego. Jednak mimo całej tej sytuacji, wydawał się spodziewać tej wizyty. Odgarnął opadające mu na twarz włosy, aby lepiej widzieć młodzieńca. Jego dłoń trzęsła się, zwiastując nadchodzącą demencję.

-Spodziewałem się Ciebie- powiedział starzec. W jego głosie można było usłyszeć podeszły wiek. Był niski i zachrypnięty.- Szczerze mówiąc, dziwię się trochę, że tyle Ci to zajęło.- Jego wąsy lekko się podniosły, zapewne wymusił na sobie uśmiech, którego i tak nie było widać.- Ile to już…

-Dwanaście lat… DOKTORZE- przerwał mu gość, wyraźnie akcentując tytuł z jakim zwracał się do starca.

-Doktorze. –powtórzył gospodarz.- Po co od razu tak oficjalnie? Od lat nikt już tak do mnie nie mówił. Ile to już lat?- jego zachowanie wskazywało, że jego sędziwy wiek odcisnął już na nim swoje piętno.

-Widzę, że dalej bawisz się w wielkiego naukowca- rzucił młodzieniec, ostentacyjnie patrząc na stosy książek.

-To?- spytał dla pewności starzec, wskazując trzęsącą się ręką na tą samą stertę książek.- To już przeszłość. Skutecznie zrealizowałeś swoje zamiary, czy co tam Ci się w tej głowie lęgło.

-Moje zamiary? – młodzieniec wybuchł. Gwałtownie wyjął ręce z kieszeni co sprawiło, że staruszek lekko wcisnął się w fotel, jakby musiał za chwilę szybko się z niego podnieść.- To wszystko to był jakiś Twój chory plan doktorze. Odebrałeś nam wszystko co mieliśmy, zamieniłeś nasze życie w koszmar. Teraz śmiesz mówić mi prosto w oczy, że to ja realizowałem swoje zamiary?

Młody mężczyzna uświadomił sobie, że nie może dać się ponosić emocjom. Wziął głębszy oddech i uspokoił się. Przypomniał sobie po co tu przybył, dlaczego postanowił jeszcze ten jeden raz stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który obdarł go ze wszelkiej godności i sprawił, że żałował każdego swojego oddechu, tego że żyje.

-Co zrobiliście z Marry? – spytał młodzieniec, teraz już starając się trzymać swoje nerwy na wodzy.

Imię przez niego wypowiedziane wyraźnie ożywiło staruszka. Jego nieobecne spojrzenie, teraz jakby zaczęło uporczywie wwiercać się w młodzieńca.

-Nigdy nie zmądrzejesz Alec- młody mężczyzna dobrze znał te słowa i ten głos, w niczym nie przypominający tego, którym staruszek mówił jeszcze przed momentem.

Nagle atmosfera w pokoju stała się wyraźnie napięta. Wszystko działo się w ułamkach sekundy. Staruszek szybko sięgnął prawą ręką po coś ukrytego za oparciem fotela. W tej samej chwili młodzieniec wyciągnął przed siebie prawą rękę i pstryknął palcami. Staruszek nie zdążył. Całe pomieszczenie wypełnił błysk, jakby przez jego środek opadła ogromna ognista gilotyna. Nagły błysk i znów półmrok. Starzec zawył z rozdzierającego go bólu. Wygiął się gwałtownie w fotelu. Podłoga przed nim, jego prawe ramie oraz ściana za nim zostały trafione ognistym strzałem. W miejscu ciosu rozciągała się czarna linia spalenizny. Mężczyzna podniósł się z fotela, jego prawa ręka zwisała bezwładnie wzdłuż jego ciała.

Starzec zamachnął się drugą, sprawną jeszcze ręką, lecz i tym razem nie zdążył. Drugi ognisty cios pozbawił go władzy w lewej ręce. Upadł na kolana. Na jego twarzy ból mieszał się ze wciekłością.

-Możesz mnie zabić psi synu! Nigdy jej nie znajdziesz, leży zakopana głęboko, głęboko…- przerwał nagle widząc, że młodzieniec zbliża się do niego.

Gość przykucnął przed klęczącym gospodarzem. Spojrzał mu głęboko w oczy.

-Zawsze chciałem to zobaczyć- szepnął młodzieniec.- Zawsze chciałem zobaczyć jak się boisz. Teraz widzę, jesteś przerażony.

-Co Ty wiesz gów…-zaczął starzec ale nie dane mu było skończyć.

-Wiem więcej niż myślisz- przerwał mu młodzieniec. –A teraz pozwolę sobie zacytować Ciebie. Zapewniam, że to potrwa i będzie bolało, cholernie.

Starzec musiał dobrze znać te słowa, ponieważ jego twarz stała się obrazem rozpaczy. Nie zdążył nic powiedzieć.

Jego ubranie zajęło się nagle ogniem. Tak samo książki i inne graty w pokoju. Następnie kolejne pomieszczenia. Ogień był spokojny i delikatny, ale po reakcji starca można wnioskować, że palił jak każdy inny płomień. Ten stał się żywą pochodnią. Zaczął wić się po podłodze, pomiędzy płonącymi stosami. Wyglądał jak szmaciana lalka targana na wietrze. Jego bezwładne ramiona ciągnęły się po ziemi kiedy pogorzelec szarpał się w tańcu śmierci.

Młody mężczyzna, wyszedł z domu, równie spokojny jakby wychodził z kiosku po zakupie gazety. Stanął jeszcze na chwilę na chodniku, tyłem do domu. Rozejrzał się w prawo i w lewo. Następnie przejechał dłonią po zaczesanych do tyłu kruczoczarnych włosach i odszedł. Nikt nigdy później już go w tej okolicy nie widział.

Jeszcze przez długi czas po tym wydarzeniu, media krajowe i lokalne rozpisywały się na temat tajemniczej śmierci szanowanego naukowca.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania