Pisać każdy może (autoironia)

(wszelkie postacie tu są zupełnie przypadkowe, a autor nie utożsamia się z głównym bohaterem)

 

Podobno każdy facet, w pewnym momencie życia, pragnie napisać powieść erotyczną. Takie, swojego rodzaju, potwierdzenie męskości. Odnowienie ślubów czystości. Idąc tym śladem, zapragnąłem olśnić świat swoją erotyczną twórczością. Może nie od razu powieść, ale proste, króciutkie opowiadanie. Mały majstersztyk. Oczywiście musi lepsze od wszystkich dotychczas wydanych. Wszystko, co ja napiszę, powinno być naj. Zakładam, a nawet mam pewność, że tak jest. Jestem the best.

 

Wieczorem, gdy wszyscy już śpią, zasiadam do komputera. Obok bardzo pomocne, jakże niezbędne, narzędzia pisarza: ulubionego koloru butelka oraz prozaiczne, acz niezbędne kanapki. Wszystko gotowe. Laptop i cisza. Pisanie powinno pójść jak z płatka. Co ja mówię: pójść! Popłynąć, polecieć, poszybować, wznieść się ponad to wszystko. Ależ mnie nosi.

 

Nie przewidziałem jednego - to nie jest takie proste. Napisać można wszystko. Każdy może. Mamy to wyssane z mlekiem matki. Pestka. Łatwizna. I wiele więcej. Przecież pisałem już. Wiele słów, nawet trudnych. Kiedyś nawet musiałem przepraszać. Ale już nie pamiętam za co. To był przecież cudowny wiersz, pierwszy rymowany. Mam go do dziś, zachowałem. Dla żony. Za co musiałem przepraszać? Cholera.

Czytałem też dużo, a oglądałem jeszcze więcej. W zakazanym necie rumieniłem się, aż po świt. Przeżyłem nie jedno. A tu taka pustka w głowie. To co w końcu, tak naprawdę, przeżyłem? Może jednak nie za wiele.

 

Żona. Jedna jedyna. Sam nie wiem, jak to się stało, że jesteśmy razem. Ja, facet - dziewica z trądzikiem na twarzy. Największy kujon w klasie. Może i w szkole. Tak o mnie mówiono. Dziewczyny, jako gatunek, dla mnie nie istniały. Nawet ona - najładniejsza w klasie. Nigdy na mnie nie popatrzyła, omijała milczeniem, byłem jak powietrze, kujon z pryszczami w czapce niewidce. Przezywali mnie też z powodu nazwiska. Gdyby ojciec to widział... był taki z niego dumny. Podobno pod Chocimiem pradziad nasz wywalczył to zawołanie, które na wieki zostało rodowym. Gdyby przewidział, co mnie spotka w szkole, może nie walczyłby z takim oddaniem.

 

Zostałem wybrany, jak towar z górnej (czy aby na pewno z górnej?) półki. Uznano to za jakiś kawał, kolejny wygłup. Najlepsza laska w klasie i taki bezbarwny gość.

Wesele, dziecko, urządzanie gniazdka i tak przeleciało mi wiele lat. Z bezbarwnego chłopaka, wyrósł dojrzały facet, z piękną, i olśniewającą kobietą u boku. Widziałem i wciąż widzę zazdrość w oczach męskiej części populacji, a niedowierzanie żeńskiej. Większość przyjaciół mam tylko dzięki niej. Przestałem się łudzić, że może jest inaczej. Przyciąga, jak magnes. Dom pełen ludzi, muzyki. Kiedyś mi to przeszkadzało, byłem nawet zazdrosny. Z czasem polubiłem ten gwar. Zacząłem dostrzegać w oczach innych kobiet nutkę ciekawości i kokieterii. W chwilach zwątpienia, patrząc na żonę, zadawałem sobie pytanie’– Czy jest mi wierna - taka kobieta takiemu facetowi? Miałem wiele wątpliwości, ale teraz mam pewność, że tak. Nie zdradzała, bo nie musiała. Tak zjawiskowa kobieta nie ma potrzeby niczego sobie udowadniać, ani potwierdzać swojej kobiecości w przygodnych flirtach. Jest klasą sama dla siebie. I to jej chyba wystarcza.

Jednak to moje święte przekonanie zachwiała opinia pewnej starszej damy. Piliśmy szampana po premierze jej sztuki i wtedy padły takie słowa: - "Zjawiskowość nie wyklucza zdrady, a tłumaczenie: „dowodu” jako przyczyny jest typowe dla facetów. Kobiety zdradzają, bo pragną bliskości." i dalej: " Klasą powinna być jeszcze dla partnera". No właśnie, tak burzy się mury zaufania, lub naiwności – bez względu, jak to nazwiemy.

 

Moja piękna żona. Pewnie teraz spokojnie śpi i nawet nie podejrzewa, że jej mąż ma takie pisarsko – egzystencjalne rozterki. A może już całkiem straciła zainteresowanie i wróciły czasy, gdy nosiłem czapkę niewidkę. Muszę napisać to opowiadanie. I zdjąć czapkę.

 

Patrzę w monitor, przechylając szklaneczkę z kolorowym trunkiem. Co tu napisać? Jak można, na samym wstępie, tak wyhamować? Napiszę. Pewnie, że tak. Prozą. Czystą polszczyzną. Może zobaczy to moja nauczycielka języka polskiego i w końcu zmieni zdanie. Wyrażała się dość niepochlebnie o moich wypracowaniach, pytała: – kto mi załatwił to liceum. Jaki dobrotliwy wujek zrobił mi taką krzywdę?

My, zgraja dojrzewających buntowników, za nic mieliśmy wszystko i wszystkich. Niejeden oberwał, większość unikała zaczepek. Ale ona, nasza polonistka, elektryzowała. Miękliśmy jak dzieci, skruszeni zawstydzeni – odpytywani z nieprzeczytanych lektur. Darzyliśmy ja wielkim szacunkiem połączonym z platonicznym pożądaniem. Nic jednak z ogólnie rozumianego erotyzmu. Taki pierwowzór prawdziwej kobiety. Pomnika ku czci. Tym większej, że krążyła pogłoska o jej kontrowersyjnej wypowiedzi w pokoju nauczycielskim: Nauczyciel od wychowania fizycznego, trener miejscowej drużyny, słynący z prześladowania nas, palących uczniów, oraz z ostrego języka rodem z obozów pracy, skarżył się właśnie na niewdzięczność młodzieży. Przywoływał swoje zasługi, że walcząc na froncie, także pod Monte Cassino, zasługuje na szacunek. I wtedy, podobno, skwitowała to pytaniem: „ Przepraszam, a po której stronie pan walczył?”

 

Wracajmy do pisania. Kanapkę tym razem pomińmy, mały kolorowy drink dla wyostrzenia myśli. I co tu mamy?

 

Wypady do klubu. Barmanka, Kasia, o kształtach z obrazów Goi i książek Balzaka. Parzące dotknięcia przy wydawaniu reszty. Gardłowy śmiech. Moje zakłopotanie. Tak. Budziła żądze. W mokrej pościeli śniłem scenariusze pisane w piekle. Spocone, błyszczące piersi – niedościgniony przedmiot pożądania. Brunetka, krótkie włosy, chłopczyca. Ale jaka. Duża, duża. Taka właśnie. Wszędzie i wszystkiego dostatek. Dotknąć, wtulić się. Kompletne przeciwieństwo mojej żony.

Nie wiem dlaczego tak na mnie działała.

 

Kolorowa butelka. W głowie totalna pustka. Jak oni to robią! Jak piszą?! Skąd czerpią pomysły? Przecież to powinno być proste. Oglądałem ostatnio reportaż – starsza pani napisała książkę dla młodzieży, światowy sukces, kasa, nieprzerwane pasmo sukcesów. Czyli pisać może każdy, bez względu na wiek. Zacznijmy więc powoli, bez pospiechu. Jak to powinno być? Najpierw bohaterowie. Kto, co i dlaczego. Jasne.

 

ON. On to ja. Oczywiste chyba. Przystojny, i to jak bardzo. Wiadomo – wymarzony kochanek. Lustra same się oglądają. Tak. To dobra postać. Bardzo dobra. Zresztą, po co szukać daleko. Charakter znany, aż za dobrze. Wad nie posiada. No chyba, że za wadę uważamy skromność. Wrodzoną.

 

ONA. Duża. Pełna wszędzie. Barmanka z klubu. Materiał na bohaterkę nie tylko powieści erotycznej, ale dużo śmielszych utworów, niekoniecznie artystycznych. Choć może nie. Było by za prosto, zbyt łatwo.

 

Na balu maturalnym, tańczyłem przez chwilę z nieznana dziewczyną. Taka mimoza, szczupła, delikatna. Oczy wilgotne z blaskiem obietnicy. Szyja łabędzia odgięta do tyłu . Trzymałem w ramionach figurkę z kruchej, cennej porcelany. Zwiewna, jedwabna sukienka. Malutkie piersi prawie przebijały materiał. Odkryte plecy, aż do linii pośladków, onieśmielały mój dotyk. Moje nieporadne dłonie bały się profanacji. Jeden taniec i zniknęła. Nawet jej nie szukałem, oszołomiony chwilą. Tyle lat minęło, a ja wciąż pamiętam jej zapach.

 

I dalej nie wiem. Kim ma być ta ona. Powoli wszystko mi się miesza. Jaki jest mój ideał kobiety?

 

Kolorowa butelka zaczyna odfruwać. Próbuję ją złapać, ale odpływam i lecę. Z sypialni jakieś nawoływania - to pewnie żona. Słyszę: kawa, kawa. Nic nie rozumiem wpatrzony w monitor.

Ekran ożywa. Powstają literki, wyrazy, całe zdania. Czytam powoli, nie wierząc w to, co widzę:

 

Z rękami w kieszeniach dżinsów, stoisz plecami do mnie. Mina obrażona. Wiem, że czekasz. Wyniosła i dumna. Popijając whisky, powoli wstaję z fotela. Ze szklanką przy ustach patrzę, jak prostuje się linia twoich pleców. Odchylasz lekko głowę, jakby wyczekując ataku. Jesteś ty i odbicie w lustrze. Jest was dwie.

Nie odkładając drinka lewą ręką rozpinam koszulę. Robię to powoli, wiedząc, jak tego nie lubisz. Udajesz, że nie patrzysz. Widzisz moją gotowość. Wyczekujesz, aż podejdę. Odkładam szkło na stolik. Staję o milimetry za tobą. Nie dotykam. Czuję zapach twojego ciała. Kropelki potu na karku mówią, jak bardzo jesteś. Chucham delikatnie na kark. Liźnięciem przejeżdżam od linii szyi do ucha. Przygryzam lekko. Chwytając za szyję, odwracam ci głowę. Dalej masz oczy spuszczone. Patrzysz na dół. Nas też jest dwóch.

Nie mam czasu na gierki. Nie dzisiaj. Wiedziałaś, że przyjdę. Po co ten pancerz z dżinsów i całej reszty. Doskonale wiesz, co lubię. Powoli się odwracasz. Patrząc w twoją twarz, naciskam rękami na ramiona. Usztywniasz się. Dalej grasz. Zwalniam ucisk. Wycofuję o pół kroku. Podnosisz oczy. Są uważne, przezroczyste. Patrzysz jak kobra. Osuwasz się na kolana cały czas z oczami na mnie. Chwytasz za pośladki mocno i drapieżnie. Widzę w twoich oczach, że to dopiero początek. Paznokcie boleśnie ranią. Masz coś takiego w oczach, że czekam. Nie wytrzymuję ciśnienia i sam przybliżam się do twoich ust. Jesteś jak zaczarowana wiedźma, ani drgniesz. Czas mija powoli. Zdobywasz przewagę. Zwalniasz nacisk paznokci. Na pewno krwawię - przelatuje myśl. Z kamienną twarzą patrzysz mi w oczy.

- Poproś - słyszę syk żmii - poproś.

 

- Kawa, kochanie, nie śpij – żona nachyla się nade mną. Widzę, jaka jest wystraszona. – Dobrze się czujesz?

- Tak, tak, dobrze! – prawie krzyczę, patrząc na pusty ekran monitora.

 

To moje przymierzanie się do wielkiego pisania mogłoby budzić uśmiech politowania w oczach wszystkich, ale na szczęście nikt o tym nie wie. To samopiszące się opowiadanie zapadło mi głęboko w głowę. A jakby tak pociągnąć temat po tej linii z wyczuciem, bez przekraczania granicy smaku. Pomysł dobry. Nawet interesujący. Zabawa może nabrać barw. Ożywić bez kaleczenia mojego poczucia piękna.

 

- Twój szef na linii. - Żona podaje mi telefon, i ściszając głos szepcze do ucha - chce nas zaprosić, pamiętaj, masz się zgodzić.

Kiwam jej głową, na znak zrozumienia. Biorę słuchawkę i na bezdechu - Witam szefie, co tam? Nie spodziewałem się.

Widzę jak żona wykonuje znak niezadowolenia i niecierpliwie czeka co dalej. Rozsiadam się wygodnie sięgając po szklaneczkę obok, która jednak szybko znika mi z przed nosa. Widzę palec z ostrzeżeniem. Wiem, wiem. Piękna żona, czy kobra?

- Mówiłem już twojej żonie, wpadnijcie wieczorem, kolacja w większym gronie, i żony w końcu się poznają, a ty kilka ważnych postaci biznesu. O dziewiętnastej, mogę liczyć na punktualność? - I nie czekając zakończył - to do wieczora.

 

Usłyszałem jak odkłada słuchawkę. Żona oplotła mnie ramionami i wyszeptała - kochany, wkraczamy w wielki świat. I co ty na to?

I pierwszy raz od wielu tygodni pocałowała mnie w usta.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Jordan Tomczyk 17.03.2021
    Świetny tekst, a najbardziej spodobała mi się odpowiedź nauczycielki do wf-isty :D 5 ode mnie i przy okazji zachęcam do lektury mego koronnego dzieła pt. Wywiad z Werterem oraz innych tekstów mojego autorstwa :)
  • absynt 17.03.2021
    dzięki:)
  • maciekzolnowski 17.03.2021
    Kapitalny pomysł pisania o pisaniu. I bardzo dobre wykonanie. 5, a nawet 5%! :)
  • absynt 17.03.2021
    Nudziłem się strasznie i musiałam coś napisać, aby się choć trochę rozweselić...
  • Tamaryszek 17.03.2021
    Nie lubię się powtarzać,ale tekst bardzo dobry.5
  • absynt 17.03.2021
    A ja lubię, jak się powtarzasz:) Rób to częściej:)
  • Akwadar 17.03.2021
    Tyż dobre... ;)
  • absynt 17.03.2021
    Oby tak dalej:)))) dzięki
  • maciekzolnowski 17.03.2021
    Jak widać, z nudy może urodzić się wiele dobrego.
  • absynt 17.03.2021
    :)))
  • maciekzolnowski 17.03.2021
    Życzę Ci zatem, abyś nudził się jak najczęściej i jak najwięcej.
  • absynt 17.03.2021
    :)))) całkiem niezłe życzenia.... pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania