1. Pisarka postanawia pisać
Postanowiłam napisać książkę. Dawno już postanowiłam. Pisać umiem, błędów nie robię, zresztą jakby co, to komputer mi pomoże swoimi czerwonymi wężykami. Tylko nie bardzo wiem, o czym ta książka by miała być.
Powieść. Na pewno. Literatura fachowa odpada, bo nie jestem fachowcem. Poezja? Jak czytam, to nie rozumiem, więc tym bardziej nie napiszę niczego, co by zrozumiał ktoś inny. Poradnik? Żeby doradzać, to się trzeba na czymś znać. Ja to się znam głównie na żarciu. Od strony konsumpcji, nie produkcji. Na tym to każdy się zna, więc poradnik niepotrzebny. Z klasycznego podziału, co to przyswoiłam sobie kiedyś w szkole, poza epiką i liryką został dramat. Czyli takie z podziałem na role. I DIDASKALIAMI. Może następna książka będzie w takiej formie? Bo pomału zaczyna mnie kusić.
Ale na razie pierwsza. Debiut. To jaki gatunek wybieramy? Kryminały lubię. Czytać, bo wymyślać – w życiu nie dałabym rady. Podrzucać wskazówki, mylić tropy, a na końcu jeszcze zaskoczyć czytelnika? Musiałabym mieć osobowość. Inną niż ta, którą dysponuję. Nie wspominając o bystrym umyśle. A ja rzadko kiedy zbója prawidłowo podejrzewam podczas lektury, to co tu mówić o stworzeniu ciekawej historii. Zresztą w tym zalewie kryminałów jako nowicjuszka utonę i tyle. Bul, bul.
To romans. Albo softporno, takie chodliwe ostatnio. W latach dziewięćdziesiątych oglądałam telenowele wenezuelskie i meksykańskie. To słownictwo już znam. Kocham cię. Nienawidzę. Ty kanalio. Nawet po hiszpańsku mogłabym takie dialogi pisać. Tym bardziej, że kanalia po naszemu i po ichniemu jest całkiem tak samo. No ale czy ja wymyślę jakąś porywającą historię miłosną? Z przystojnym brunetem albo atrakcyjnym blondynem? I fertyczną rudą lub posągową kasztanowowłosą? Żeby czytelnikowi serce waliło z emocji? I żeby ronił łzy rzęsiste? I w ogóle żeby nie mógł się oderwać, a po przeczytaniu płakał, że to już koniec?
A takie bardziej rozbierane? Boże, niespecjalnie mnie ciągnie do czytania takiej literatury, to jak ją pisać? I to słownictwo specjalistyczne, albo fachowe albo rynsztokowe… Odpada. Nie.
Co tam jeszcze… science-fiction i fantastyka? Z fantastyką podobnie jak z kryminałami, półki się w księgarniach uginają. A co do s-f, to mistrza Stanisława L. nie przegonię, a niżej nie zamierzam celować. W końcu moja książka to nie będzie byle co. Nie, żeby zaraz Nobel czy tam inna Nike, ale bestseller w Empiku musi być. I żeby miała długie a pozytywne recenzje na blogach czytelniczych. No i żeby się stała lekturą szkolną, wiadomo. Jak mam inaczej wyżyć ze sprzedaży?
Bo wiecie, nie po to książkę napiszę, żeby nadal siedzieć w pracy po osiem godzin. I kawę pić. Ile tej kawy można w siebie wlać, w końcu mi się wnętrzności zbuntują. Pisarka przecież tak nie funkcjonuje. Pisarka wstaje z jedwabnej pościeli (podnosi się, chciałam powiedzieć), kiedy się wyśpi, a nie kiedy jej budzik zadzwoni. Następnie Pisarka przeciąga się rozkosznie, posila się śniadaniem, kawą, papierosem, szampanem (pokojówkę w fartuszku już sobie podarujmy) i ze spokojem zasiada do pisania. Piękne, poruszające zdania same spływają jej z pióra na papier (no dobra, z palców na klawisze) i po kilku satysfakcjonujących godzinkach Pisarka, wypoczęta jak skowroneczek (bo przecież książka sama się pisze tymi czarodziejskimi palcami) zajmuje się relaksem. Leży. Czyta. Je. Pije. Lulki pali. I w ogóle. Mogłaby pisać dniami i nocami, bo przecież żaden to dla niej wysiłek, ale Prawdziwa Pisarka musi się dawkować. Jedna powieść na rok. Nie więcej. Publika musi czekać, a nie zostać zasypana nowościami. Ilość nie zawsze przechodzi w jakość, ale na pewno przechodzi w nadmiar. Dla twórców zabójczy.
No dobra, ja tu gadu-gadu, a główny problem nadal kwiczy nierozstrzygnięty. W zasadzie te rozważania powyżej służyły tylko nabiciu licznika znaków, bo ja dobrze wiem, co mnie pociąga. MONUMENTALNA powieść historyczna. Saga rodu przez wieki. Można połączyć różne gatunki. Romans. Literatura wojenna. Kryminał. Realizm magiczny. Sensacja i przygoda. Brawurowa akcja. Miłość, nienawiść i zemsta. Krwawe porachunki i porzucone dzieci. Zrabowane klejnoty i spalone pałace. Będzie się działo! Zaczęłabym może w XVI albo XVII wieku. I pociągnęła do początku dwudziestego. Wojen światowych nie lubię, więc losy bohaterów zakończę wcześniej. Nie wiem, czy wiecie, ale dysponuję całkiem pokaźnym zasobem adekwatnego słownictwa. Żupan i kontusz. Węgrzyn i gorzałka. Halabarda i muszkiet. Wątpia i truchło. Dykteryjka i krotochwila. Antałek i trzos. Szaławiła i świszczypała. Nie mogę w żadnym wypadku pominąć łapserdaka. Waćpanów i asanie każdy zna, to nie będę się przechwalać.
Bohaterów musi być kilku, co jeden to barwniejszy. Wujek utracjusz. Ciotka stara panna żyjąca na łaskawym chlebie swego brata (może u tego utracjusza). Matka licznych dziateczek. Te dziateczki w kolejnym tomie, już dorosłe, mogłyby okazać się zakonnicami, nałożnicami książąt, biskupami, podróżnikami, uczonymi, ladacznicami, jaśnie oświeconymi opiekunkami artystów, dobroczyńcami sierocińców i klasztorów… Część z nich poległaby w bitwach, zmarła na czarną ospę, zginęła w pożarze, inni mieliby dzieci ślubne i nieślubne, byliby faworytami króla (potem dla dobra wartkiej akcji popadliby w niełaskę), zbijaliby majątki i przegrywali je potem w karty i na wyścigach. Czuję już ten powiew historii, wielkich bitew, tygodniowych podróży powozami, czuję zapach pieczonej gęsiny i kuropatw (o węgrzynie nie wspominając), słyszę łkania poniewieranych służek i rechot pijanych szlachciców.
Obiad muszę ugotować.
Komentarze (20)
5, pozdrawiam ?
Ale zawsze doceniam dobre pisanie.
Więc dałem 5/5 z powodu tekstu a nie znajomości.
Pozdrawiam
Serdecznie :)
I po co było mi wtedy bulić ponad 60,00 PLN jak w przypadku Tokarczuk, która wprawdzie wiedzę [przez kogoś użyczoną] ma, za to styl iście onetowy, któremu permanentnie mieszają się osoby oraz przypadki?
Przygotowywane się do (o)powieści bardzo mnie frapuje, jednak tej całej a la XIX wek historyji chyba już nie poczytam? Nie znoszę dłużyzn; wolę pamiętniki...
:)))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania