4. Pisarska posucha

W pracy spokój, mogę popchnąć pisanie. Na sprzęcie pracodawcy oraz w czasie, za który pobieram od niego wynagrodzenie. A co! Prawdziwej Pisarce nic nie przeszkodzi w pisaniu, nawet pracodawca! Nic i nikt nie przeszkodzi!

A nie, właśnie w radiu zaczęli gadać. Zamiast grać. I to jeszcze o infekcjach, krótkich dniach i długich nocach. Dzień dłuższy od najkrótszego o 17 min. To źle im? Krótszy od najdłuższego o prawie 9 godzin. Tak czekają na te długie dni, jakby już się one miały nigdy nie skracać. Ja akurat krótkie lubię. Niepotrzebne mi słońce w oczy, ani rano, ani wieczorem. Nie po to w końcu ludzie wynaleźli prąd w kabelkach, żeby się światłem słonecznym ekscytować. Od słońca się skóra wysusza. Oraz ziemia. Rzeki i jeziora wysychają. Betony i asfalty się nagrzewają. W ogóle wszystko się nagrzewa, a moje zwoje mózgowe najbardziej.

Więc póki do lata daleko, ćwierkam sobie jak skowronek. Żaden mróz mi niestraszny, tym bardziej, że prawie już się u nas nie trafia. Deszcz zimą trochę głupio wygląda, ale nawet na niego nie narzekam. Niech się gleba nasącza. Tym bardziej, że jak przyjdzie te wiosenne 30 stopni, to o nasączaniu można będzie zapomnieć.

Jak się dziś ocknęłam wcześnie rano, czyli o 3.52, to dużo myślałam o mojej monumentalnej powieści historycznej. Tej, w której czas będzie wartko pędził jak Pendolino przez Zawichost, oczywiście bez szkody dla pełnokrwistości postaci i spójności akcji. I z tego myślenia wyszło, że dialogi słabe mi się piszą. Ni cholery nie chcą spływać z pióra jak miód płynny, albo inny jakiś balsam. Trochę szkoda, bo dialogami można natrzaskać stron. A przecież moja powieść musi być smakowicie opasła.

„- O czym myślisz?

- O niczym.

- Co będziemy robić wieczorem?

- Nie wiem.

- Dlaczego masz taką smutną minę?

- Normalną.

- Masz ochotę na kawę?

- No.”

I zaraz kawał strony zapisany. Do tego bez żadnych wtrętów narratora widać od razu, kto z kim rozmawia. Mąż z żoną, oczywiście. A raczej żona z mężem, wiadomo przecież, że to ona wychodzi z inicjatywą rozmowy, do tego niebanalnej, wszak pytanie o przedmiot zamyślenia może być przyczynkiem do głębszej dywagacji filozoficzno-moralnej. Niestety, głębsza dywagacja to nie z małżonkiem. Już się przecież nagadał przed ślubem, gdy się wypadało starać. Teraz, jak wrócił z pracy, w której ciągle ktoś do niego gadał, oczywiście baby w szczególności, to życzyłby sobie, żeby był ciepły obiad, wolna kanapa i nieoblegany telewizor! Gadanie z telewizora mu nie przeszkadza, przede wszystkim dlatego, że telewizor nie wymaga od niego czynnego udziału. Czyli zabierania głosu. To czemu żona wymaga?

Wracając z tych oceanicznych przestworzy moich wynurzeń do brzegu, chciałam tylko podkreślić, że z dialogami u mnie kiepsko. I poubolewać, że będę musiała więcej napisać, żeby zapełnić strony apetycznie grubej powieści historycznej.

„Zapadła granatowa noc. Na czystym niebie migotały gwiazdy, jak złote podkowy zgubione przez niebiańskie jednorożce. Sierp księżyca lśnił złowrogo, niczym śmiertelne ostrze, niby zasadzka zastawiona przez upadłe anioły na te niewinne rajskie stworzenia. W oddali zawyła wilczyca, widać znowu nie zdołała zdobyć jadła dla swoich szczeniąt.”

Swoją drogą już przy okazji podróży Karoliny pisałam, że zmierzch zapadał, teraz noc zapadła… Nawet podświadomie uciekam od słońca. Ha! I słusznie.

Niestety, ten fragment o nocy, jednorożcach i wilkach dobitnie wykazuje przewagę dialogów nad tekstem ciągłym. Tyle się napisałam, tak dużo słów różnych użyłam, a tylko taki krótki fragment wyszedł. Nie opłaca się zupełnie. A zatem bohaterowie mojej porywającej powieści historycznej muszą ze sobą zacząć gadać!

Gdy tak rozmyślałam wczesnym rankiem o swojej światowej popularności, jako autorki poczytnych ambitnych bestsellerów, to zwróciłam uwagę na niedobór mężczyzn w mojej rodzącej się powieści. Na razie jest Antoni, posiadacz pałacu, który po przywitaniu swojej szwagierki Karoliny chyżo i rączo umknął do swoich pokoi. Barwna postać, nie ma co. Do tego stary szpieg, pardąsik, lokaj Józef, ten, co to przechwytuje liściki panienki Marcjanny do sztylecikowego amanta. No naprawdę, nie planuję z lokajów i pokojówek robić głównych postaci, Karolina by tego nie przeżyła. Mogłaby dostać od tego pomieszania zmysłów, a ja, jako jej alter ego, razem z nią. Yyyyy, znaczy to ona jest MOIM alter ego, ale tak się z nią związałam emocjonalnie, że już nas nie rozróżniam. Czyli jest Antoni i Józef i to cała plejada facetów w mojej powieści… a, jeszcze ten amant Marcyśki, z lokami jak Korybut Wiśniowiecki. I z wąsikami, o których już chyba z pięć razy wspomniałam. Tylko mi te loki i wąsiki w głowie, a imienia biedakowi do tej pory nie nadałam. Ale skoro nie ma pałacu ani dworu, gołodupiec jeden, to na co mu imię w ogóle? Niech się cieszy, że ma loki i stać go na sługę do ich trefienia.

Jest jeszcze nieboszczyk mąż Karoliny, też póki co bezimienny, i skoro pojawiła się Zocha, córka Karoliny, z czwórką dziatek, to jakiś jej małżonek też musiałby być. W tamtych czasach i w tych sferach musiał, nie ma siły. No i wciąż jeszcze nie postanowiłam, jakiej płci będą inne dzieci Karoliny. O imionach nie wspominając. Skoro Hela jest starą panną, Urszula ma tylko Marcyśkę, to statystycznie Karolina musi nadrabiać.

Reasumując, bab mam całą paletę, a chłopów jak na lekarstwo.

 

Może moja monumentalna powieść historyczna powinna się dziać w klasztorze żeńskim??? Albo w zamtuzie???

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Trzy Cztery ponad rok temu
    Hahaha! Podoba mi się charakter narratorki. A raczej - charakterek. Śliczny jest drugi akapit z pochwałą krótkich dni, na przekór światu:

    Ja akurat krótkie lubię. Niepotrzebne mi słońce w oczy, ani rano, ani wieczorem. Nie po to w końcu ludzie wynaleźli prąd w kabelkach, żeby się światłem słonecznym ekscytować. Od słońca się skóra wysusza. Oraz ziemia. Rzeki i jeziora wysychają. Betony i asfalty się nagrzewają. W ogóle wszystko się nagrzewa, a moje zwoje mózgowe najbardziej.

    Rytm tych zdań pokazuje temperament mówiącej. Świetny fragment.
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Pisarka przez duże P↔No ładna mi posucha. Nie ma co. Jeno więcej czytać takich "posuch"
    W mniemaniu mym, tekst "innością" zalatuje. A to w guście mym. Fajne sformułowania.
    Takie trochę ironiczno–rezolutne to. Hmm... :)↔Pozdrawiam?:)
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Posucha, posucha! Zauważ, że monumentalnej powieści od tego bredzenia nie przybywa...
  • Marian ponad rok temu
    No, takie to bywają te rozterki pisarzy,
    Prawie hamletowskie pytanie: "Pisać, albo nie pisać?"
  • Zdzisław B. ponad rok temu
    Yhy. Bóle porodowe autora... ups! - autorki ;) Przyjemne do czytania.

    Mnie akurat dialogi wyskakują same spod klawiszy, z tym że mieszam je z wtrętami narracyjnymi, aby... zaraz, jakie to modne słowo? Aha: "ubogacić".

    PS. Malutkie poprawki do zapisu (które zauważyłem):
    - stać go sługę - stać go na sługę,
    - no i nie wciąż - no i wciąż.
  • Akwadar ponad rok temu
    No, no, pisanie przez wielkie P!
    Znajoma mi, taka rzadka umiejętność przekazywania myśli...
    "...jakiś basam. " - chyba spółgłoska zwiała ;); kilka przecinków bryka, ale... No, no!
    :))
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Dziękuję wszystkim! Poprawki naniosę jutro :-))
  • befana_di_campi ponad rok temu
    Super ?? mimo drobnych literówek ?
  • Pisarka przez duże Pe ponad rok temu
    Dziękuję! Poprawki wyłapane naniosłam, bardzo dziękuję za wszystkie czujne oka!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania