Pisarskanarchia

zleźli się, by zgłębiać, mają nadzieję

na choćby cień porozumienia?

— no to trzeba szczekliwiej

aż w trąbki Eustachiusza pójdzie!

 

niech z tekstów rozbrzmiewają kocie muzykanterie

książka? ma mieć kolczasty grzbiet, albo postać

kamiennego tygrysa, który, ledwie dotknięty

obudzi się z sykiem, rozlepi oczka-kratery

i wbije im pazury w mięso, aż po kości udowe

(spodziewali się mruczka grzecznie drzemiącego

na podołku, czytelasy?)

 

chcieliby się karmić mamałygą, napychać oczy

aż by z nich się lały, ulewiny? pełno jest

tego typu rzeźb z półpłynnego styropianu

potulideł uładzonych niczym sos sojowy

grzecznych i nudnych jak masło

niosących tyle samo treści, co (nieposłodzony!) budyń

 

tekstów przypominających przetresowane pantery

 

tu — ma być inaczej! wigwam z mamuciej skóry

w nim — Rada Najmłodszych. duchem. pajdokraci

wiecznie na gigancie, uciekający komarem, albo

żakiem (po siedmiu się ładuje na rachityczne

jeździwo!), zakładający tymczasowe obozy

w sztormie, deszczu meteorytów

rodowici mieszkańcy nieb, obywatele przestrzeni

 

nielotność to mit dla naiwniaków, zobacz:

głowa do góry. i fruniesz nad niagarą. śliny.

huczą kaskady z zawistnych rył

 

lecisz. na kolcach u ramion. wierz w to, bo runiesz

prędzej, niż zdołasz wykrzyczeć poczciwe "ratunku!"

 

...albo i nie. może lepiej pomilczeć?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania