Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pitbull. Nowe Porządki

(Opowiadanie jest tekstową wersją filmu *Pitbull. Nowe Porządki* Patryka Vegi)

 

Przez rozległe pola jechał pociąg pełen kiboli Legii Warszawa. Pośród nich przedziałem przedzierali się Tomasz Barbasiewicz i jego syn Olek.

 

- Mamo, dowaliliśmy im pięć do jednego, masz tatę... - powiedział do telefonu Olek, próbując przekrzyczeć *Stara kurwa do jebania Lech z Poznania!*.

 

Telefon przejął Tomasz.

 

- Po osiemnastej jesteśmy. Pa.

 

Nagle pociąg zatrzymał się. Na torach stał płonący stos desek. Wszyscy w środku usłyszeli zewsząd okrzyki kiboli Lecha.

 

- Legia to stara kurwa! Legia jebana jest! Legię trzeba pierdolić! Legię CKWS! Legia to stara kurwa! Lega jebana jest! Legię trzeba pierdolić! Legię CKWS!

 

W kierunku szyb poleciało kilka kamieni, rozbijając je. Większość obecnych w pociągu wybiegła na zewnątrz, by stanąć do walki z kibolami Lecha Poznań. W ruch poszły pięści, kastety, szklane butelki i kije do baseballa. Tomasz na próżno starał się zapewnić bezpieczeństwo synowi. Dwóch wrógich kiboli wtargnęło do środka. Jeden z nich odepchnął Tomasza, a drugi z całej siły uderzył kijem jego syna w głowę.

 

4 lata później

 

Komisarz Dariusz Wolkowski ps. Majami właśnie uprawiał ostry seks z dziewczyną poznaną na dyskotece. Nagle zadzwonił dzwonek.

 

- Masz chłopaka? - spytał Majami.

- Nie.

- Czekasz na kogoś?

- Nie.

 

Majami wstał i udał się do drzwi. Przez judasza zobaczył trzech mężczyzn. Dał znak dziewczynie, aby również zekrnęła.

 

- Znasz ich?

- Nie. Olej to.

 

Majami wepchnął swojego penisa do jej waginy i rozpoczęli stosunek na nowo. Nagle jedno z okien delikatnie otworzyło się.

 

- Wpierdalają ci się na kwadrat. Dokonują kradzieży z włamaniem! - Majami podszedł do okna i mocno pobił włamywacza.

 

- Kurwa! Ujebałeś mi szybę! - pisnęła dziewczyna. - Chuju! Będziesz to wstawiał! Dzwonię po policję.

 

- Zamknij ryj. Ty nigdzie nie dzwonisz- odparł Majami, po czym odwócił się do leżącego we krwi włamywacza. - A ty jutro wstawiasz nową szybę i przynosisz tysiąc złotych. I kwiaty. A jak nie, to cię, kurwo, znajdę.

 

Jakąś godzinę później komisarz podjechał pod galerię handlową, gdzie w czerwonej taksówce siedział diler narkotyków. Majami pokazął mu swoją odznakę i wszedł do środka.

 

- Kurwa, ale się wydygałem - powiedział diler.

- Póki nie ma twoich odcisków palców możesz wciskać kit, że towar zostawił pasażer.

- Co chcesz?

- Dwa g plasteliny.

 

Majami zwróci uwagę na idącego obok przechodnia.

 

- Kurwa! Małpa!

- Kto?

- Rudy, którego pokazywali rano na odprawie, czekaj - Majami wybiegł z taksówki. - Małpa! Ej, orzeszku!

 

Małpa odwrócił się i wbił Majamiemu nóż w nogę, po czym zaczął uciekać.

 

- Stój! Policja! - Majami zgięty w pół rzucił się w pościg. W końcu upadł na ziemię, Wyjął szybko swoją berettę, wycelował i strzelił Małpie w plecy.

 

Następnego dnia

 

Wydział psychologów Komendy Stołecznej Policji

 

Majami, ubrany w policyjny mundur, wyszedł z radiowozu i udał się do budynku.

 

- Krzyknął *Zabiję cię, chuju!* i wbił mi nóż - powiedział Majami pani psycholog.

- Co czułeś?

- Wie, pani, jak ktoś w robocie pierwszy raz nazwał mnie chujem, to się troszkę obraziłem. Ale jak wróciłem do domu i spojrzałem w lustro, to zobaczyłem, że za chuj do chuja podobny nie jestem i już się nie obrażam.

- Gdyby znaleźli coś we krwi, poszedłbyś siedzieć.

- Ale nie znaleźli.

- Bo sprawdzają tylko alkohol.

 

Psycholog otworzyła teczkę.

 

- Przez dwa lata udawałeś gangstera grupy handlującej dragami. Chcesz mi powiedzieć, że to cię nie złamało?

 

Majami milczał.

 

- Napisałam do komendanta, żeby cię przeniósł z Narkotyków.

- Gdzie?

- Do Życia i Zdrowia na Mokotów.

 

Komenda Rejonowa Policji Warszawa II - Mokotów

 

- Musi pan łapać tylko małych przestępców - komendant Barszczyk wygodnie rozsiadł się za biurkiem.

- A dużych? - spytał Majami.

- Kurka wodna! Dużych nie wolno.

- Dlaczego, panie komendancie?

- A co my mamy robić, jak pan zlikwiduje przestępczość? Mały liczy się, a dużych łatwiej wykryć. Statystyka tego nie odróżnia.

 

Majami jadąc wraz ze swoim parnterem Soczkiem radiowozem, zauważyli strzelaninę.

 

- Człowieku, jak w westernie! - powiedział Soczek do walkie - talkie. - Dyliżans na środku, indianie go otoczyli i się napierdalają! Trup się nie ściele, więc chyba z gazówek wymierzają sprawiedliwość.

 

Majami i Soczek wybiegli z radiowozu, celując w gości, którzy okładali jednego z uczestników strzelaniny kołkami.

 

- Policja! Stój, bo strzelam! - krzyknął Majami.

- Pierdol się! Chcesz to strzelaj! - zawołał jeden z nich.

 

Majami chciał oddać strzał ostrzegawczy, ale magazynek był pusty.

 

- Niewypał? - spytał Soczek.

 

Po chwili podjechał radiowóz powiadomiony wcześniej przez Soczka. Napastnicy poddali się i położyli na ziemi.

 

- Co jest? - spytał jeden z policjantów.

- Panowie... - powiedział poszkodowany. - Ja mam pretensje tylko do tego, tego i tego, co mnie kołkami okładali, do pozostałych nie.

- O co kaman w ogóle? - spytał Soczek.

- Panowie, jesteście dżentelmenami?

 

- A widziałeś kiedyś w policji dżentelmenów? - spytał Majami. - Zaraz, jak mnie wkurwisz, to wypuszczę chłopaków i dokończą dzieła. Mówisz, jak było.

- Ja kiedyś byłem zastępcą komendanta straży miejskiej, a do komendanta ktoś wysłał moje intymne zdjęcia. Ja na tych zdjęciach nie byłem z kobietą, tylko z mężczyzną, jak sobie robimy laskę. A że to było nietolerowane, kazali mi się zwolnić. Wtedy rzeczywiście miałem orientację promęską. Teraz odwrotnie. Bzykam się tylko z kobietami. Ci panowie, co mnie bili, są z okresu męskiego. Powiedziałem w środowisku, że jeden z nich mi laskę robił. On się wzburzył, poszedł do kolegów i powiedział, że ja rozpowiadam nieprawdę. I przyszli do mnie, żebym się wycofał. Patrzę, a ci, co najbardziej krzyczą, to tak. Ten mi robił ze trzydzieści razy lachę. Tego to z piętnaście razy w dupę ruchałem. I w zasadzie nie ma ani jednego, który by czegoś ze mną nie miał. No, takie środowisko. To mówię: Ty mi robiłeś lachę, ciebie ruchałem. Nadal mam coś prostować? To wyciągneli gazówki. Ja wciągnałem swoją i zaczęliśmy się strzelać.

 

- Ciebie ruchałem w dupę, ty mi robiłeś laskę... - zaczął się śmiać Soczek wraz z pozostałymi policjantami.

- Którego ruchałeś w dupę? - spytał Majami wyciągając notatnik.

- Tego, tego, tego i tego.

- Który ci robił laskę?

- Ten, ten i ten.

Soczek wyciągnął walkie - talkie. Został wezwany do kobiety, która kupiła kradzioną wieżę.

 

Tymczasem Olka w swoim mieszkaniu rozmawiała przez telefon.

 

- No weź, jakie fiuty! Nie dość, że ci remont spieprzą, to... czekaj, domofon.

 

Olka poszła odebrać.

 

- Słucham?

- Policja, prosze otworzyć.

- Nie pierdol mi o policji, bo ja zaraz prawdziwą policję wezwę - powiedziała, odkładając słuchawkę, po czym wróciła do rozmowy z koleżanką. - Nic, kurwa. Wiesz, gnoje podszywają się pod policję, na klatkę chodzą jarać.

 

Domofon zadzwonił ponownie.

 

- Czekaj... Jeszcze coś?

- Proszę otworzyć, bo porozmawiamy w inny sposób.

- Ej, Anka, kurwa, to chyba jest prawdziwa policja...czekaj...- szepnęła do telefonu, otwierając.

 

Po otworzeniu drzwi do mieszkania ujrzała Soczka, który pokazał jej swoją legitymację.

 

- No takie chujowe zdjęcie to ja sobie sama mogę wkleić - powiedziała.

- Pani kupiła wieżę?

- No a co, to teraz policja chodzi po ludziach pytać, jakie zakupy robią?

- Ta wieża podchodzi z przestępstwa.

- Co?

- Dzień dobry - powiedział Majami, wchodząc do mieszkania, gdy Soczek szedł już do salonu po wieżę.

- Kolega pana wezwał, bo sam się boi zostać w domu? - powiedziała szyderczo Olka, nie dostając odpowiedzi. - Boże, że tacy przystojni mężczyźni są teraz w policji... Może się pan wina napije?

- Na służbie? - spytał Soczek.

- Służbę zawsze można skończyć - Olka sięgnęła po kieliszki, podczas gdy Majami zapatrzył się na jej tyłek.

 

Gdy Majami i Soczek wyszli z wieżą z mieszkania, Olka sięgnęła po telefon.

 

- Halo? Dwa typki przebrane za policjantów mi wieżę wyniosły.

 

Gdy Majami i Soczek szli na zewnątrz z wieżą, zatrzymał ich nagle radiowóz. Olka ponownie zadzwoniła do koleżanki i patrzyła na wszystko przez okno.

 

- Ty, Anka, jaka afera! Policjanci mi wieżę wynieśli! No tą, co od roboli kupiłam! Czekaj, zaraz będzie strzelanina, ja pierdolę!

 

Tymczasem na zewnątrz.

 

- Stój, policja!

- Ja też policja - odparł Majami, pokazując odznakę. Następnie spojrzął do góry, w okno od mieszkania Olki, gdzie ta na wszystko patrzyła i mu pomachała.

- Zero czterdzieści dwieście dwadzieścia jeden, jestem na miejscu. To są nasi.

- Wiesz co? Ale ten jeden był taki, że bym go tknęła - powiedziała Olka Ance. - Taki świeży...

 

Gdy Majami i Soczek wracali, nagle drogę wyprzedził im czarny, pędzący SUV.

- Dawaj koguta - powiedział Majami.

 

Po krótkim pościgu SUV zatrzymał się. Majami wyszedł z auta i podszedł do niego.

 

- Policja, komisarz Dariusz Wolkowski. Dokument i dowód rejestracyjny pojazdu.

- Nie mam - odpowiedział kierujący SUVem Tomasz Barbasiewicz, znany teraz jako Babcia.

- No to jedziemy na komendę, a samochód zostanie oholowany na policyjny parking.

- Eh... powiem ci, jak zrobimy, dzieciaku. Ja muszę być o dwudziestej na spotkaniu w mieście. Dzwonisz do gościa pod ten numer, mówisz, że jesteś od Tomka, Babci, i że pochodzenie pojazdu ma być na już. On przywozi ci kwity, a ja wystawiam ci gruby temat, pasuje?

 

Około pół godziny później podjechał mercedes, którego kierowca wręczył Babci dokumenty, po czym odjechał.

- Co to za temat? - spytał Majami.

- Niedługo na Mokotowie będą porządki - odpowiedział Babcia. - Będzie zabójstwo. I ja w tym zabójstwie będę brał udział. Ale mówię ci to tylko dlatego, bo mi tego nie udowodnisz.

- Ty, taka informacja jest z dupy. Jak nie będę mógł ci tego udowodnić, to na chuj mi taka informacja? - spytał policjant, ale Babcia tylko roześmiał się i odjechał.

 

Jakiś czas później.

 

Babcia, po wypiciu kubka, kawy, obserwował, jak żona myje nawilżanami chusteczkami syna , który po incydencie w pociągu cztery lata wcześniej został paralitykiem.

 

- No podnieś się. Podnieś się. Podnieś się, kurwa!

- Olek, nie świruj.

 

Olek chwycił się obręczy na swoim łóżkiem, by matka mogła mu umyć plecy.

 

- Pomóc ci? - spytał Babcia, lecz żona nie odpowiedziała mu. - Wrócę później, mam zarząd.

 

Babcia udał się do swojego SUVa stojącego na parkingu podziemnym, wrzucił do niego torbę z karabinkiem PP-Bizon, po czym odjechał.

 

Tymczasem w podziemnej siłowni.

 

- Marcin, ile ty teraz napierdalasz tego teścia? - spytał Zupa.

- Człowieku, w życiu nie brałem żadnych sterydów - odparł Strachu.

- Przecież ja ci robię zastrzyki.

- No tak...

 

Po wyjściu z siłowni do zaparkowanego nieopodal SUVa Babci podszedł starszy sierżant Olgierd Knyga ps. Żandarm, skorumpowany policjant współpracujący z nim od jakiegoś czasu.

 

- Trzynastu gangusów, praktycznie cała grupa.

 

Babcia wziął torbę i udał się do środka.

 

- Który w waszej grupie to szef? - spytał, rozglądając się po siłowni.

- A kim ty kurwa jesteś, że się pytasz?! - spytał mężczyzna ćwiczący na drążku.

 

Babcia wyjął Bizona z torby i wpakował w niego pół magazynka.

 

- Kto jest zastępcą? Mokotów jest mój. Możecie robić u mnie albo wypierdalać.

 

Strachu zemdlał.

 

- A temu co?

- Mdli go na widok krwi - odparł Zupa. - Bierzemy go na roboty,bo jest duży.

 

Babcia zauważył napis na jego koszulce jeszcze z czasów kariery bokserskiej - Marcin Opałka. Strachu.

 

- Ksywa *Strachu* stąd? - spytał Zupę.

- Nie, bo jak był najebany, to szedł z rękami tak - Zupa uniósł ręce do góry.

- To dobrze. U mnie w ekipie nie ma miękkich gości. Każdy ma być ułożony, żeby nie poszedł w koronę milicji sprzedawać.

- Co mamy robić?

- Wezwać psy.

 

Tymczasem Majami szedł w kierunku komendy na Mokotowie. Nagle zauważył w jednym z policyjnych aut znajomą twarz. Nie miał wątpliwości, że był to współpasażer Babci. Mocno zbiło go to z tropu.

 

W podziemnej siłowni policja badała już miejsce zabójstwa. Naczelnik stołecznego Terroru, Jacek Goc ps. Gebels przesłuchiwał właśnie Stracha.

 

- Co robiłeś jak było strzelane?

- Nogi.

- Co widziałeś?

- Mecz piłki nożnej.

- Kto z kim grał?

Strachu nie pamiętał.

- Ilu gości gra w drużynie?

- Jedenastu.

- Z bramkarzem czy bez?

- Bez.

- Wiesz co, Opałka Marcin? Weź ty już lepiej spierdalaj do domu.

- A mogę trening skończyć?

 

Do Gebelsa podszedł Majami.

 

- Ty jesteś naczelnikiem Terroru?

 

Pałac Mostowskich, Komenda Stołeczna Policji

 

- Słuchaj - zaczął Majami. - Ja na Mokotowie jestem nowy. Jestem zdania, że gościa na siłowni mógł odjebać Tomasz Barbasiewicz, ps. Babcia. Na tej siłowni ćwiczą gangusy, co wymuszają haracz. Na moje oko Babcia przejął im podwórko.

- Mam tylko zieloną - powiedział Gebels, podając Majamiemu herbatę.

- Powiem tak. Podejrzewam, że masz większą wiedzę o tej grupie i że zwykłe wymuszenia ze sklepów to nie jest wasz poziom, więc jakbyście mi pomogli i powiedzieli, komu oprócz Babci siąść na kark, to mam dla was taką propozycję. Namierzę, do której siłowni ci goście się przenoszą i dam wam ich telefony i kluczyki do samochodów na godzinę.

- Jak ty to zrobisz?

- Zajebię im to z szafek na kod. Będę miał do nich magiczny przycisk. Będziesz miał ich numery telefonów, mało tego, będziesz miał ich kluczyki do samochodów, więc będziesz mógł to sobie centralnie otworzyć, podłożyć GPSa, przeszukać, założyć podsłuch, co tam chcesz.

- Ty słodzisz?

- Nie.

- A... twój naczelnik wie, że tu jesteś?

- Wie.

- Wiesz, że ja muszę sporządzić notatkę, że z tobą rozmawiałem. Ty o tym wiesz?

- Dobra, sporządaj. Nie mam nic do ukrycia. Co, nie wolno mi tu być?

- Nie, no bo wiesz, u nas nie jest tak jak u was. My musimy dbać, żeby nic nie wyciekło. Słuchaj, twoja propozycja jest bardzo interesująca. Ale nas nie interesuje. Ale ja mam do ciebie taką propozycję. Znaczy, ja ci wyjawię pewną tajemnicę. Chodź tu.

 

Majami podszedł, by zobaczyć, co jest na monitorze Gebelsa.

 

- Tam w zarządzie lata dwóch gości. Ps. Strachu. Legalnie wydane prawo jazdy na nazwisko Marcin Opałka. I ps. Zupa, prawo jazdy na nazwisko Oskar Niekłański. Zapisz to - powiedział naczelnik. - Ale wiesz, że o tym wiemy tylko my i ty. Więc jeżeli to się rozejdzie, to ja będę, wiedział, kto to sprzedał. Ja ci to powiedziałem, chłopaku, bo poczułem do ciebie wielkie zaufanie. I mam taką propozycję. Jeśli ty byś tych bandytów złapał, to u mnie na biurku jest taki magiczny telefon.

 

Godzinę później

 

Majami po powrocie na Mokotów dyktował Soczkowi swoje zapiski.

 

- Opałka Marcin, syn Zdzisława. Pisz.

- Ps. Strachu? - spytał Soczek po wrzuceniu nazwiska Opałki do policyjnej bazy danych.

- A wstukaj Niekłański Oskar - powiedział Majami po chwili milczenia.

Na monitorze ukazały się dane Zupy z kartoteki.

- Kto ma do tego dostęp?

- Nawet patrolówki.

- Eh...a to kutas jeden no... czyli do informacji, do których dostęp mam tylko ja i pan zielona herbatka z Terroru ma dostęp każdy w kraju?

- I co?

- Jajco. Potraktował mnie jak chłopca, zrobił se jaja.

 

Majami splótł ręce i oparł się o ścianę.

 

- Dobra. Po pierwsze, to my tych gangsterów połapiemy. Po drugie, zrobimy to tak, żeby zagrać panu z Terroru na nosie. Pałacowi mają dostęp do porejestrowanych gangusów, więc zrobimy tak, żeby nie wyskakiwali im w systemie. My wiemy wszystko, a każdy, kto patrzy w materiały, nie wie nic.

- To w którym momencie dane bandziora trafią do systemu?

- Jak będziemy mu z czarnymi wypierdalać drzwi.

 

Tymczasem w domu Zupy.

 

- Dziękuję - powiedział gangster, odchodząc od obiadu z rodziną.

- Zjedz jeszcze płatków.

- Nie chcę, mamo.

 

Zupa wziął paru karków i poszli ściągać haracze na bazarze. Zauważył starszego mężczyznę sprzedającego słoiki z miodem. Wziął jeden z pustych słoików i rozbił go mu o głowę, po czym podszedł do stojącej obok dziewczyny.

 

- Cześć. Jesteś tu codziennie?

 

Kobieta siedząca obok patrzyła się na Zupę i jego ludzi.

 

- Co się, kurwo, gapisz?

 

Zupa kopnął stolik ze słoikami z miodem, po czym wrzasnął do zakrwawionego staruszka, że jak nie ma na ochronę, to ma wypierdalać, albo go spali żywcem.

 

Gdy mężczyzna wracał z bazaru, zagadał do niego Babcia oparty o SUVa.

 

- Dziadu! Ile zarabiasz dziennie? - spytał.

- Ze czterdzieści złoty.

- Masz i spierdalaj - powiedział Babcia, wręczając mu rulon banknotów.

 

Nagle do Babci podbiegł Strachu, trzymający pudełko z butami.

 

- Chodź ze mną zajebać kurwę.

- Jaką kurwę?

- Co mi dała w sklepie za małe buty! Zabrałem kurwie adidasy! Tyle razy jej kurwa mówiłem: daj mi mój rozmiar. Kurwa dała za mały!

 

Babcia i Strachu weszli do butiku.

 

- Pojebało cię, kurwa, szmato pierdolona?! - wrzasnął Opałka. - Tyle razy ci mówiłem, ile razy mam ci kurwa tłumaczyć, żebyś mi dała dobre buty kurwa?! Ile razy kurwa?!

- Co co panu chodzi?

- O jajco, kurwa, chodzi! O jajco! Jeden dałaś mi kurwa dobry, drugi dałaś za mały, kurwa! Pojebało cię, kurwa?! Szmato pierdolona ty kurwa!

Ekspedientka wzięła adidasy do ręki. Po chwili wyciągnęła ze środka papierowie wkładki.

 

- Kurwa! - krzyknął rozzłoszczony Strachu, odchodząc.

- Życie... - powiedział ekspedientce Babcia, zanim poszedł za Strachem.

 

Jakiś czas później.

 

Do Babci siedzącego w SUVie podszedł Zupa, wręczając mu plik banknotów.

 

- Przy Wałbrzyskiej naliczeni wszyscy.

- Płacić ma każdy, co ma interes na Mokotowie - odparł Babcia, licząc pieniądze.

- Jemu daj - powiedział Zupa, wskazując głową na Stracha.

- Bo?

- Ma matkę na utrzymaniu, a ja jestem bogaty z domu.

- To po chuj to robisz?

- Dla sławy.

- A może bym rybę opierdolił? - zastanawiał się Strachu.

- Strachu, masz. HGH, insa, t3, teść.

- A tren gdzie?

- Czekaj.

 

Zupa zauważył swojego młodszego brata Jaśka, idącego obok, wyraźnie przygnębionego.

- Co jest? - spytał.

- No bo w klatce stoi banda kolesi i jak idzie dzieciak, to go wciągają i zabierają kieszonkowe.

 

Zupa uderzył go w twarz.

 

- Dałeś się skroić?

 

Brat pokiwał głową.

 

- Jesteś jebanym pedałem? Lubisz być dymany? Pytam się, jesteś ciotą?

- Nie.

- Gdzie?

 

Jasiek pokazał Zupie, gdzie został okradziony. Gangster wyrwał z rąk robotnikowi wstawiającemu obok szybę śrubokręt i udał się we wskazanym kierunku. Kazał bratu zostać i wszedł na klatkę schodową starej kamienicy. Pobił i zadźgał śrubokrętem wszystkich będących tam osiedlowych chuliganów.

 

- Następnym razem tobie tak wpierdolę - powiedział bratu, wycierając krew z twarzy.

 

Następnie oboje oddalili się.

 

- Powiesz mamie, że będę później, dobra? - powiedział Zupa.

 

Zupa, Strachu, Żandarm oraz kilku ich ludzi udali się do klubu Go- Go.

 

- Policja - powiedział starszy sierżant Knyga, pokazując striptizerkom swoją odznakę. - Co pani tu robi?

 

- Jestem na imprezie u koleżanki.

- A pani?

- Też.

- Czyli panie nie są prostytutkami, a to nie jest agencja towarzyska?

- Nie - odparły jednogłośnie.

- To bardzo dobrze się składa.

- A dlaczego?

- Bo widzicie, panie, mam taką przypadłość, że strasznie nie cieprię kurew - Żandarm uderzył jedną z nich w głowę, drugą wepchnął na stół. Strachu i osiłki wbiegli i zaczęli bić wszystkich gości oraz striptizerki.

- Ty, a mieliśmy ruchać kurwy czy klientów? - spytał Strachu Zupę.

- Wszystkich.

 

Zupa dosiadł się do barku, gdzie siedziała striptizerka z blond peruką pijąca drinka.

- Lubisz swoją pracę? - spytał ją.

Nie dostał odpowiedzi.

- To weź coś do ręki i pierdolnj w bar. Szef nic nie zrobi.

 

Dziewczyna wzięła stolik i rzuciła nim w lodówkę, gdzie stały butelki wódki. Następnie wróciła do Zupy.

 

- Klienci dobrze cię traktują? - spytał.

 

Ponownie nie dostał odpowiedzi.

 

- Chciałabyś se zabić któregoś? Założę się, że zrobisz to w pięć minut.

- A o co?

 

Zupa i Kura, bo taki miała pseudonim striptizerka, siedzieli w burdelu na górze.

- To, co się tutaj wydarzy, to będzie nasza tajemnica. I tak wszystko będzie na nich. Wyobraź sobie, że przez pięć minut możesz zrobić temu frajerowi dosłownie wszystko - powiedział Zupa, patrząc na przywiązanego do łóżka mężycznę.

 

Kura zapaliła papierosa i podeszła do łóżka. Zawiązała klientowi wokół szyi skórzany pas i ciągnęła aż nie wyzionął ducha.

 

- Ale bym cię wyruchał - powiedział Zupa.

 

Kura spojrzała na niego wściekłym wzrokiem.

 

- Przepraszam. Podnieciła mnie ta sytuacja. Daj pasek, trzeba zniszczyć.

 

Kura dała pasek Zupie, po czym podeszła bliżej i zaczęła rozpinać mu rozporek.

 

- Powiesz mi, jak masz na imię?

- Kura.

 

Tymczasem na dole.

 

- Zadowolone są kurwy, że was odwiedziliśmy? - spytał goły do pasa Knyga, który przechadzał się pomiędzy pobitymi i zgwałconymi striptizerkami z pasem w dłoni.

 

- Tak - odpowiedziały.

- Nie słyszę.

- Tak!

- I co się mówi?

- Zapraszamy ponownie - powiedziała jedna z nich.

 

Nazajutrz trupy zostały wywiezione z klubu przez sanitariuszy i policję. Do jego właściciela udał się Babcia.

- Dzień dobry. To jest właśnie pan Tomek, który może pomóc.

 

Babcia rozsiadł się wygodnie obok właściciela na fotelu.

 

- Słyszałem, że ma pan problem ze schabami - zaczął. - Pan potrzebuje ochrony. Nie można tak kogoś w kółko nachodzić. U mnie taka ochrona kosztuje pięćdziesiąt tysięcy. Ale ma pan gwarancję, że już nikt nie przyjdzie.

 

Majami i Soczek na bazarze chodzili pomiędzy straganami.

 

- Dzień dobry, policja - powiedział Majami do jednej ze sprzedawczyń. - Czy przychodzi tu ktoś po haracz?

 

Kobieta potrząsnęła głową.

 

- Ile pan ma tu stoisk? - spytał sprzedawcę obok.

- Jedenaście.

- A po bekę ktoś przychodzi?

- Panie, ja nic nie wiem. Tu się dantejskie sceny dzieją. Idźcie se kurwa gdzie indziej roboty szukać.

 

Policjanci opuścili bazar, Majami zapalił papierosa.

 

- Ci, którzy płacą, są za bardzo osbrani. Trzeba znaleźć ludzi, u których gangusy jeszcze nie były.

 

Majami i Soczek udali się wyrobić tysiąc wizytówek i rozpoczęli poszukiwania. Odwiedzili wiele stoisk na bazarach, sklepów, zakładów na całym Mokotowie.

 

Tymczasem na komendę przyszły Olka i Anka.

 

- Dzień dobry, my szukamy takiego Darka - powiedziała Anka.

- Darków u nas wielu - odparł oficer dyżurny.

- Przystojniacha z wielkim gównem na głowie? - powiedziała Olka.

- Panie poczekają.

- Biorę go pod siusiak. Nie łyknie, to ma dupę albo pedał - powiedziała Olka Ance.

 

Gdy tylko Majami wrócił na komendę, spotkał się z Olką.

 

- Pomyślałam, że jak załatwiłeś sprawę z wieżą, to drugą też załatwisz - powiedziała.

- Jaką sprawę? - spytał Majami układając kostkę rubika.

 

Olka uśmiechnęła się tylko, nic nie odpowiadając. Nagle do pokoju wszedł Soczek.

 

- Pożycz długopis.

 

Majami wziął ten, który był pod ręką i rzucił Soczkowi.

 

- Fajne dziary - rzekła Anka.

- Tatuaż ma duże znaczenie - dodała Olka. - Ja na przykład mam komara.

- Gdzie? - spytał komisarz.

- Na tyłku - Olka wstała i zaprezentowała.

- A od czego komar?

- No od bzykania.

 

Do pokoju weszło dwóch kolegów Majamiego z wydziału.

 

- Masz spinacze? - spytał aspirant sztabowy Bergus.

- Ty, kurwa, rzeczy biurowe są w stołecznej.

 

Bergus pokiwał głową i obaj sobie poszli. Nagle Majami dostał SMSa z nieznanego numeru o treści *Skond jesteś?*.

 

- Dobra, słuchaj, robię ognicho - powiedziała Anka

- No, a ja jadę z dzieciakami samochodem Anki. Może byś pojechał swoim i zabrał nas z powrotem?

 

Zazdwonił telefon Majamiego. Był to ten sam numer, z którego wcześniej wysłano SMS.

 

- Sorry - Majami odebrał. - Ta?

- Siemasz - powiedział Strachu. - Zostawiłeś jakieś namiary do siebie w zakładzie fryzjerskim na Dolnej. Co tam?

- Wiesz, jakby się tam pojawiły jakieś chłopaki z Mokotowa i złożyły propozycję nie do odrzucenia, to chciałbym się spotkać, pogadać co i jak i tak dalej.

- Aha. Słuchaj, teraz wyjechałem z miasta, ale jak wrócę, to możemy się spotkać i pogadać. Tak w ogóle skąd jesteś?

- Z Mokotowa jestem.

- Od kogo z Mokotowa? Skąd z Mokotowa?

- Od kogo...?

- Jak od kogo? Od kogo z tego Mokotowa, skąd z tego Mokotowa? - spytał poirytowany już Opałka.

- Jak skąd kurwa? Z komendy na Malczewskiego.

- Dobra, nara - odparł Strachu po chwili milczenia, po czym szybko się rozłączył, złamał telefon i wyrzucił w krzaki.

 

Następnego dnia Majami i Soczek odwiedzili kebab na Alei Lotników.

 

- Spóźniliście się niewiele - powiedziała żona właściciela. - Te pedały były w naszym kebabie. Ja mówiłam mężowi, że ma nie płacić. Ale on jęczał, że policja i tak nie pomoże, kontaktował się z dzielnicowym. Ten mu powiedział, że cudów nie zdziała. Pedały dowiedziały się, że Maho, mój mąż, księguje tu kasę z innych biznesów. Naliczyli go naprawdę grubo. Maho podzwonił po kolegach, jeden ma ogarnąć, żeby po prostu było taniej. No, jak złożę zeznania to mąż i kumpel będą mieli przesrane. Możemy się umówić tak. Będę przed nimi udawać i normalnie płacić, a wam dam ich numery telefonów i pomogę wsadzić. Tylko mi chodzi o jedno. Jak ci pomogę, zagwarantujesz mi, że ich pozamykasz?

- Słuchaj, dołożę wszelkich starań - powiedział Majami.

- A ja nie chcę, żebyś ty dołożył starań, mam dziecko. Ja będę tobie pomagać, a potem co? Oni się dowiedzą i będziesz mnie z mężem z piachu odkopywał? Mi nie chodzi o to, żebyś wykrył, kto mnie zabił. To akurat będzie jasne, jak się dowiedzą, że wam pomagałam. Ja chcę, żebyś ich pozamykał, żebyśmy w końcu mieli spokój.

- Dobra. Obiecuję ci to.

 

Żona właściciela kebaba wyjęła telefon, wybrała jakiś numer i pokazała go Majamiemu na wyświetlaczu.

 

Majami rozpoczął podsłuchiwanie rozmów z podanego numeru, należącego do Zupy. Wszystkie ważne informacje, które podsłuchał, zapisywał.

 

- Halo?

- Słuchaj, ja dzwonię z tego sklepu z terakotą. Ja tu widziałem takiego szarego opla, baba z gościem się kręcą, uważajcie na nich, bo ja ich chyba widziałem na cebosiu.

- Aha, dobra. Dzięki, Stasiu - odpowiedział Zupa.

 

*Chcę otworzyć sklep z farbami przy Puławskiej, znajomy mi mówił, że i tak będę musiał wam płacić, więc zadzwoniłem, żeby może udało się coś wytargować na jakichś lepszych warunkach* - to już fragment z innej rozmowy.

 

- Z jednego telefonu wejście na dwustu trzydziestu siedmiu pokrzywdzonych i trzydziestu jeden gangusów - powiedział Majami Soczkowi, zdejmując słuchawki.

 

- Słuchaj, czy ja mogę rozmawiać z Marcinem? - spytała kobieta, która zadzwoniła do Zupy. - Bo Marcin przychodził po kasę, a jest problem.

- Czekaj, zaraz ci go dam - powiedział Zupa, przekazując telefon Strachowi.

- Co tam?

- Cześć, kochanie. Ja jestem z Wróbla, z kawiarni, z której bierzesz bekę. Dzwonię, bo jest taki problem. Chodzą za moim byłym, dzwonię z budki, nie wiem, czy ja nie mam ogona. Nie wiem, czy w kawiarni mnie nie obserwują i czy mój telefon nie jest na podsłuchu. Także wiesz, jakbyś chciał przyjeżdżać po kasę, to musimy się umówić przez kogoś, żeby nie było przypału i żeby się tobie nic nie stało.

 

Kobieta została szybko namierzona i zaprowadzona na przesłuchanie.

 

- Ja nikomu haraczu nie płacę - powiedziała.

Majami puścił jej fragment podsłuchanej rozmowy ze Strachem.

 

- A czyj to kurwa jest głos? - spytał - Bandyci cię szczypią, biorą hajs, a ty nie dość, że im płacisz, to jeszcze centralnie pomagasz.

- Chce mnie pan zamknąć, to pan mnie zamknie. A jak nie, to więcej już panu nic nie powiem i idę do domu.

 

Dwie godziny później.

 

- Klasyczny syndrom sztokholmski. Uzależnienie od oprawców - powiedział Soczek Majamiemu, gdy wchodzili do wydziału techniki operacyjnej.

 

- Robimy małą zasadzkę i chcieliśmy pożyczyć jakiegoś mądrego sprzęta - powiedział Majami technikom.

 

Wieczorem Majami spędzał czas na ognisku poza miastem. Właśnie pokazywał dzieciom policyjną kamerę ukrytą w atrapie radia.

 

- Ja pierdolę, niańkę żeśmy se wzięły - powiedziała Olka Ance - co ja mam z nim robić? O dzieciach rozmawiać?

- Mmm, fantastyczna stosunkowo. Cudna będzie.

- Darek! - zawołała Olka do Majamiego. - Ja opiekunkę do dzieci mam. Może im jeszcze bajkę poczytasz?

- Chcecie? - spytał Majami.

- Tak! No pewnie! - odpowiedziała jedna z córek Olki.

- No super... - odparła Olka - To se weź Pana Tadeusza, bo ci zejdzie trochę.

 

Późno w nocy Majami przysiadł się do Olki skręcającej jointa z marihuaną w kuchni.

- Teraz ty se poczekasz - powiedziała, biorąc łyk wina.

 

Olka podsunęła Majamiemu jointa.

- Odpalisz mi?

- Sama nie umiesz?

- Tak lepiej smakuje, nie wiesz?

 

Majami wziął go do buzi i podpalił.

 

- Gandzia, niezła z ciebie mama...

 

Olka przejęła jointa i zaciągnęła się.

 

- Wiesz co... - zaczął Majami. - Czuję się, jakbym znał cię dziesięć lat.

- Ta?

- Tak.

 

Majami i Olka pocałowali się.

 

Następnego dnia rano.

 

Olka podeszła do łóżka, na którym spał Majami. Komisarz obudził się.

 

- Która godzina?

- Ósma. I co, chlaptusie?

- Ja pierdolę! Olka, dawaj, weź mnie do roboty, ja zaspałem na akcję z kebabem, ja muszę zawieźć sprzęt chłopakom, kurwa!

- Sprzęt jest dawno zawieziony. Śpij, dziecko, śpij. Miałeś piętnaście nieodebranych. Nawet im pokazałam, jak się to obsługuje.

- Ty se chyba jaja robisz?

 

Olka śmiejąc się przytuliła Majamiego.

 

Jakiś czas później Majami, Bergus i inny jeden oficer policji siedzieli na zapleczu kebaba, obserwując sytuację w środku poprzez tablet zscynchronizowany z kamerą w radiu. Na zaplecze wszedł Maho.

 

- Jak oni tu przyjdą, odetnę im nożem chuje i wsadzę w usta - powiedział Turek, biorąc dwulitrowy baniak z wodą.

 

Tymczasem do kebaba przyszedł Soczek.

 

- Słucham? - powiedział Maho.

-Miałem coś przekazać chłopakom na zapleczu.

 

Majami na tablecie zobaczył, że Maho za ladą sięga po nóż.

 

- O kurwa! - krzyknął i wybiegł z zaplecza. - Maho! Zostaw go, kurwa, to policjant!

- Przepraszam, sorry.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeszcze chwila i miałbyś upierdolony łeb? - wrzasnął Majami na Soczka.

- Jak to?

- Coś ty mu powiedział?

- Że miałem coś przekazać chłopakom na zapleczu.

- A ty, Maho, coś ty zrozumiał?

- Że jest od chłopaków i mam mu coś przekazać. Myślałem, że to bandyta, ja bardzo przepraszam. Zjesz kebaba?

 

Tymczasem na zewnątrz mężczyzna w okularach odebrał telefon.

 

- Dzwoniłem, bo w tym kebabie na Alei Lotników zasadziły się na was psy, także uważajcie.

 

Komisariat Policji Warszwa Ursynów

 

Pod komisariatem Zupa oparty o samochód całował się z Kurą. Nagle spostrzegł, że jego młodsza siostra tańczy striptiz na słupie przy ulicy.

 

- Nina, przestań tańczyć na rurze, dobrze?

- A co, nie wolno mi?

- Nie - powiedział Zupa, spoglądając na nadchodzącego Żandarma. Kura zaprowadziła Ninę i Jaśka do samochodu. - Jeden stojak mi melduje, że w kebabie na lotników jest na nas zasadzka.

 

Knyga pokiwał głową.

 

- Fajna, nie? - spytał Zupa, ruchem głowy wskazując Kurę.

 

Pod kebab Maho podjechały dwa radiowozy policji. Turek i jego żona wybiegli na zewnątrz.

 

- Dzień dobry, Komenda Stołeczna Policji. Dostaliśmy zgłoszenie, że jacyś bandyci przyjechali do państwa po haracz.

- Synu, kto cię tu kurwa przysłał? - spytał Majami, który właśnie przybiegł na miejsce.

- SSK.

- SSK?

 

Majami wyjął telefon i zadzwonił do Stołecznego Stanowiska Kierowania.

- Do kebaba na lotników wjebały mi się dwie załogi na zasadzkę, jakim kurwa cudem, ja się pytam?

- Słuchaj, jedna z załóg ursynowskich miała takie informacje. Dokładnie to wpłynęło od starszego sierżanta Olgierda Knygi, ksywka Żandarm.

- Dobra, dawaj mi do niego komórkę - powiedział Majami. - Maho, przynieś coś do pisania. A wy zabierzcie stąd te swoje samochodziki stojące pięć metrów od lokalu, bo i tak cały Mokotów wie, że się psy zjechały.

 

Policjanci odjechali, a Majami zadzwonił pod podany numer.

 

- Mówi się.

- Majami z Malczewskiej. Skąd nadaliście informację, że w kebabie przy Lotników jest wymuszany haracz?

- Ja nic nie nadałem. To komórka mojego prawego, Żandarma. Mówił, że tam jakichś zbójów widział.

- Powiedz mi mistrzu, skąd wiedzieliście, że tu jest wymuszany haracz? Możesz mi to wytłumaczyć?!

- Słuchaj, ja nie mam z tym nic wspólnego. Musisz zapytać Żandarma, on ma jakieś swoje informacje.

- To powiedz Żandarmowi, że jak jeszcze raz mi się wpierdoli w robotę, to nie będę miał wobec niego żadnych skrupułów! Niech lepiej pilnuje mandatów.

 

Majami wrócił na komendę i dokładnie przeszukał wszystkie swoje zapiski. Tak, jak się tego spodziewał, wśród Zupy i Babci znalazł tam również Żandarma.

 

Biuro spraw wewnętrznych Komendy Głównej Policji

 

- Policjant z Ursynowa odbił mi się centralnie na drutach, jak słuchałem gangusów z Grupy Mokotowskiej - powiedział Majami inspektorowi z wewnętrznego, po czym puścił mu fragment rozmowy pomiędzy Babcią a Żandarmem.

 

- Żandarm, skradź nam psiarni cztery mundury.

- Wyślij mi rozmiary.

 

Inspektor oparł się na krześle.

 

- Dziękujemy bardzo za informację.

- To wszystko? - spytał Majami.

- Słuchaj, my to wykorzystamy. To jest kolejny kamyk do naszego ogródka. Niedługo będą tego efekty.

- Dobra.

 

Tymczasem na stacji benzynowej Babcia i Zupa siedzący w czarnym SUVie obserwowali dziewczynę wsiadającą do pomarańczowego porshe. Zupa zadzwonił do Knygi.

 

- Cześć, jest ten rudy kot. Podkładamy komórkę i jedziemy za nią, także zrób wolny przejazd na Ursynów.

- Dobra. Wołam wszystkie załogi na zapiekanki w BP i możecie jechać.

 

Tymczasem Gebels, pasażer srebrnego hyundaia, rozmawiał przez telefon.

 

- Mówi, że na stacji na rogu Puławskiej i Ursynowskiej obserwują sukę w jakiejś rudej furze. Drugi powiedział, że zrobi im czysty przejazd na Ursynów.

- Dobra, dzięki - powiedział Gebels, po czym rozłączył się. - Stacja na rogu Ursynowskiej i Puławskiej.

 

Kierowca Hyundaia skręcił w kierunku ulicy Ursynowskiej. Gdy tylko byli na miejscu, Gebels przyszedł sprawdzić monitoring na stacji.

 

- Czy w ostatnich piętnastu minutach tankowało tu coś szybkiego? - spytał naczelnik. - Jakaś ruda fura?

- Dziewczyna w pomarańczowym Cayenne. Często tu tankuje.

 

Na nagraniach z kamer Gebels zobaczył Zupę montującego coś pod porsche, gdy jego właścicielka poszła zapłacić za benzynę. Wyjął telefon.

 

- 39200 do 39208.

- 08, zgłaszam się.

- Sprawdź mi właściciela Porsche WO04806.

 

Właścicielem Porsche okazał się być starszy mężczyzna mieszkający na przedmieściach. Gdy zajechał pod swój dom luksusowym Porsche, policjanci już tam czekali.

 

- Policja - powiedział Gebels. - Na kogo przypisany jest Cayenne WO04806?

- Na mnie.

- A kto nim jeździ?

- Córka.

- Pan do niej dzwoni, już.

- Bo co?

- Dzwoń, bo ją zajebią!

 

Mężczyzna wyjął telefon i zadzwonił, ale córka nie odebrała, gdyż w tym właśnie momencie zatrzymał ją samochód z policyjnym kogutem. Wyszedł z niego Babcia w mundurze policyjnym.

 

- Komenda Stołeczna Policji. Proszę wyłączyć silnik. Prawo jazdy, dowód rejestracyjny.

 

Dziewczyna podała mu dokumenty, tymczasem wciąż próbował się do niej dodzwonić ojciec.

 

- Proszę wyjść i przesiąść się ze mną do radiowozu - powiedział Babcia.

 

Wsiadła do samochodu, Babcia usadowił się obok niej.

 

- Dzień dobry.

- Dzień dobry - odpowiedział Zupa z siedzenia kierowcy.

- Panowie, ja nie mam żadnych punktów i nigdy nie dostałam mandatu. Wiem, że źle zrobiłam, przepraszam. Dobija się do mnie tata.

- Kocha cię? - spytał Babcia.

- Tak - powiedziała, uśmiechając się.

Babcia chwycił ją za rękę.

- To napisz: Tato, zostałam porwana. Wysyłają ci palec, który mi obcięli. Jak nie zapłacisz milion euro, zabiją mnie.

 

W tym samym czasie dziewczyna dostała SMSa od ojca o treści *Iwonka uciekaj !!!!!*. Próbowała się wyrywać, jednak na próżno. Babcia i Zupa pozbawili ją przytomności chusteczką nasączoną środkiem usypiającym.

 

- Ładna - powiedział Zupa, przyglądając się jej.

 

Po dodtarciu do kryjówki Babcia obciął Iwonie palec i schował go zakonserwowanego do foliowej torebki. Następnie wraz z Zupą zamknęli ją pod klapą, podobnie jak pozostałych więźniów.

 

Tymczasem jej ojciec pojechał pod wyznaczone miejsce odbioru okupu, na wiadukt. Jednocześnie wciąż pozostawał w telefonicznym kontakcie z Zupą.

 

- Wiesz, że jeśli zadzwoniłeś na psy albo do Rutkowskiego, to ją zajebiemy.

- Nigdzie nie dzwoniłem! Jestem na wiadukcie, co mam robić?

- Pojedź do barierki, kierunek na Kraków i wyjeb sos na dół, na trawnik.

 

Ojciec zrzucił torbę z pieniędzmi na dół. Podjechał po nią motocyklista, wziął na ramię i odjechał.

 

- Wyrzuciłem. Kiedy wypuścicie córkę? Halo?!

 

Zupa rozłączył się.

 

Tymczasem gangster siedział obok związanej Iwony w kryjówce.

 

- Twój tata zapłacił. Nie doszacowaliśmy cię.

 

Zupa wstał i poszedł po sekator.

 

- A ty coś studiujesz?

- Socjologię... - wychrypiała. - Co robisz?

- Manicure.

 

Zupa obciął jej kolejny palec. Iwona krzyknęła z bólu.

 

- Nie przejmuj się palcem. Jesteś bardzo śliczna. Wyruchałbym cię, ale mam dziewczynę.

 

Tymczasem na jednym z mokotowskich osiedli.

 

Gebels, paru oficerów policji oraz czterech antyterrorystów szło korytarzem.

 

- Nie ma czasu na rozpoznanie. Bierzemy na go na sztukę - powiedział Gebels.

- Dobra, dobra.

 

Jeden z antyterrorystów zaczął walić w drzwi taranem.

 

- Policja! Odsuń się od drzwi i połóż się na podłogę!

 

W końcu drzwi runęły i antyterroryści wbiegli do mieszkania.

 

- Kurwa, Gebels, chodź! Tu są dzieci!

 

Naczelnik wszedł do środka.

 

- W porządku. Nic wam nie jest?

 

Chłopak potrząsnął głową.

 

- Jacek jestem, a ty?

- Jasiek.

- A ty? - spytał Gebels, wskazując na dziewczynkę. Ona jednak nic nie odpowiedziała.

- Nina - odpowiedział za nią Jasiek. - Skąd jesteście?

- Z Pałacu.

- Z jakiego pałacu? - spytała Nina.

- Nie takiego od Królewny Śnieżki. Gdzie wasi rodzice?

- Przedłużyła im się operacja. A żeście nas nastraszyli.

- Przykro mi. Wy nie zrobiliście nic złego, ale wasz brat... szukamy go. Musi nam coś powiedzieć. Wiecie, kiedy wróci?

- Od wczoraj mieszka z Kurą - powiedziała Nina.

- Aaa, rozumiem... z kurą...

- Kura to jego dziewczyna.

 

Tymczasem Majami rozmawiał z Maho i jego żoną.

 

- Zupa wie, że poszliście na policję. Uważam, że najbezpieczniejszą opcją będzie jak go położymy. Wiem z podsłuchu gdzie jest, ale bez waszego zeznania nie dam rady wsadzić go do puchy.

- A co z innymi gangsterami? - spytał Turek.

- Nie mamy na razie programów ochrony, ale ustawię wam pod kebabem całodobową załogę patrolową. Wiem, że jak wy zeznacie, to na pewno znajdą się inni chętni.

 

Wieczorem Majami spotkał się z Soczkiem, Bergusem i resztą kolegów z wydziału.

 

- Robimy za wsparcie przy akcji samochodówki. Wszystkie telefony zostają w pokojach, na odprawę przychodzimy ubrani, z krótkofalówką i kominiarką w ręku. Po odprawie nikt nie wracaj do pokojów, wsiadamy do samochodów bez telefonów i wyjeżdżamy - mówił Majami w drodze do pokoju narad.

 

W pokoju narad Majami powiedział im prawdę.

 

- Słuchajcie, ja was bardzo przepraszam, ale musiałem utrzymać to w tajemnicy, bo tak naprawdę nie jedziemy na akcję samochodówki.

- Mokotowscy? - spytał jeden z policjantów.

- Zupa. Grupa Mokotowska była krok przed nami, bo w milicji mają kreta. Zostawiamy telefony, żeby nie było, że powiedziałem, kogo atakujemy, a potem ktoś mi wysyła SMSa do Zupy, po którym on wypierdala z domu albo kitra fanty, których nie powinno tam być. Nie wiemy, kogo zastaniemy na miejscu. Wy macie kominiarki, bo może być strzelane, także jak już będziecie musieli walić do gangusów, to lepiej, żeby nie wiedzieli, kto to był.

 

Wydział realizacyjny Komendy Stołecznej Policji

 

Policjanci odebrali ubrania, kamizelki kuloodporne i broń, po czym udali się do pojazdów i pojechali w kierunku mieszkania Zupy.

 

- Druga sprawa - powiedział Majami. - Nie ma żadnych rozmów przez radiostację. Mamy je ustawione tylko na nasłuchu, bo Zupa ma skaner policyjnych częstotliwości. Będziemy jechać Aleją Wilanowską i w pewnym momencie powiem tylko: skręcamy. Ja, Soczek, Budyń i Bergus podjeżdżamy nieoznakowanymi i stajemy niedaleko bramy, udając pijanych podchodzimy do cieciówki. Wiemy, że Zupa podszedł do ciecia, który zarabia osiemset złotych, dał mu pięć stów i powiedział, że jak zobaczy psy, to ma mu dać znać. Więc zdecydowanie glebujemy cieciów, ja otwieram szlaban, żeby czarni mogli wjechać.

 

Po sprawnym wykonaniu planu Majami, Soczek, Bergus i Budyń byli już wraz z antyterorrystami przed mieszkaniem Zupy.

 

- Policja! Odsuń się od rolet! Odsuń się! - krzyknął jeden z członków zespołu, który przyszedł na tyły budynku.

 

- Drugi zespół ma blok na oknie - powiedział dowódca antyterrorystów Majamiemu. - Żaluzje antywłamaniowe z jakiegoś materiału gumowatego.

 

Zupa w tym czasie w swoim mieszkaniu masturbował się do filmu pornograficznego. Jeden z antyterrorystów strzelił ze strzelby w zamek.

 

- Policja! Otwórz drzwi!

 

Zupa wstał, podciągnął spodnie i podszedł do drzwi.

 

- Dobra, już wam otwieram.

- To kurwa otwieraj!

- Zepsuliście zamek.

 

Jeden z policjant zaczął podważać drzwi, Zupa położył się na ziemi i splótł ręce na karku.

 

- Anielski orszak niech twą duszę przyjmie, uniesie z ziemi ku wyżynom nieba, a pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi, aż przed oblicze Boga Najwyższego... - nucił cicho Zupa.

 

W końcu drzwi odpadły, antyterroryści wbiegli do środka i zakuli Zupę w kajdanki.

 

- To ten postrach Mokotowa? - spytał dowódca antyterrorystów.

 

Majami ukląkł przy Zupie i zdjął kominiarkę.

 

- Cześć, Oskar.

- Spodziewałem się tego.

- Akurat z mojej strony?

- Z twojej najbardziej, Dariuszu.

- Oskar, a ty skąd wiesz, skąd ja mam na imię, co? Przecież myśmy się w życiu na oczy nie widzieli.

- Wszyscy wiedzą, że jesteś tajnym agentem cebosiu, co się na Mokotowskich zagiął.

- Zabieramy go - powiedział dowódca antyterrorystów.

 

Antyterroryści wyprowadzili Zupę z mieszkania, a Majami, Soczek i reszta zaczęli przeszukiwać jego mieszkanie. Jeden z policjantów pokazał Majamiemu znaleziony plastikowy karabin z wódką.

- Zupa kolekcjonuje gołdę!

- Impereza będzie później - odparł Majami. - Teraz nie ma chlania.

- Ze dwa kilo złota i skaner policyjnych częstotliwości - powiedział Bergus, pokazując swoje znaleziska. - Ale słychać policyjną korespondecję z Piaseczna. Nie wiem, czemu nie ustawił na Mokotów. Sprawdzimy garaż.

- Dobra. Zdejmijcie kostkę brukową.

 

Majami wyjął telefon.

 

- Nie znaleźliśmy broni, ani narkotyków, ale...

- Spuścił towar - powiedział Soczek.

- Ale Zupa kupił urządzone mieszkanie i przez trzy dni je modernizował. Są tu jakieś lustra, zabudowana gipsem wanna, i półka. Przyznam, że świerzbią mi rączki, żeby tu trochę poszperać. Nie będzie se skurwysyn urządzać mieszkania za pieniądze z wymuszeń.

- Majami, możesz mu zdemolować to mieszkanie. Masz tylko jedno jedno zadanie.

- Jakie?

- Nie zburz budynku.

- Dobra, dzięki.

 

Majami chwycił młot.

 

- No to sru.

 

Komisarz doszczętnie zdemolował wszystko, co było w łazience, ale nic nie znalazł.

 

- Darek! - zawołał Soczek. - Tu jest ukruszony róg, jakby ktoś podnosił szybę i kładł z powrotem.

 

Majami, po kilku machnięciach młotem, znalazł tam kilka paczek z pieniędzmi oraz dowody osobiste ze zdjęciami Zupy.

 

- Każdy na inne nazwisko.

- W garażu nic nie ma - powiedział Bergus.

 

Kilka godzin później na komendzie policjanci opijali udaną akcję. Nagle do Majamiego zadzwonił telefon.

 

- Hej, cisza! - zawołał. - Zglebowany cieć mówi, że do mieszkania Zupy weszła jego dupa Kura, zerwała plomby i wyszła z garażu z jakąś torbą.

 

Policjanci wrócili do garażu, Majami otworzył samochód Zupy.

 

- Sprawdzałeś fotelik ? - spytał Bergusa.

- Jak to *sprawdzałeś*?

- Rozcinałeś go? Fotelik jest w środku pusty, można w nim coś schować.

- Nie.

 

Majami wyjął fotelik z samochodu.

 

- Kurwa wycięła spód! Prosiłem, żeby wszystko dokładnie przeszukać, co to kurwa ma być?

 

Do Majamiego zadzwoniła Olka.

 

- No cześć. Co ty nie dzwonisz?

- Wiesz co, Olka? My chyba jednak do siebie kurwa nie pasujemy.

 

Gdy Majami wszedł na komendę, Olka już tam na niego czekała.

 

- Darek! Ty nie możesz mówić przez telefon, że my nie pasujemy do siebie. Przecież jak mężczyzna może nie pasować do kobiety? Dwie połówki pomarańczy, czego chcesz? To są ważne sprawy, co ty, kurwa, w przeznaczenie nie wierzysz?

 

Majami i Olka udali się na kawę.

 

- Skąd masz kasę? - spytał komisarz, zapalając papierosa.

- Rodziców bogatych mam. I alimenty...

- ...od gangusa ożarskiego.

- Co ty mnie, kurwa, przesłuchujesz?

- Jak cię wrzuciłem na bęben, to zabrakło papieru w drukarce.

- No i co z tego? Przecież ja już nie mam z nim nic wspólnego. Co,a ty nie masz przeszłości?

- No i?

- No i? Darek, kurwa, przecież my jesteśmy stworzeni dla siebie. Co ty, nie widzisz tego? Ty kochasz dzieci, ja je mam, chcesz być ojcem, ja szukam ojca. Przecież zajebiście było. To jest przeznaczenie. Ja mogłam coś innego kradzionego kupić i mógł ktoś inny do mnie przyjść. Ja cię kocham, ty może jeszcze nie, ale może jak się lepiej poznamy, gdy zobaczysz, jak się budzę...jak siadam na sedesie... ja zobaczę, którą ręką jesz...czy nie trzeba w domu poprzekładać klamek.

- Ty przypalasz towar, a ja już nie.

- Ja też już nie.

- Olka, słuchaj, ja mam co tydzień inną dupę.

- A dupa ci nie robi kanapek do pracy.

- Robi.

- Ale nie z ogórkiem.

 

Tymczasem na przedmieściach Gebels wraz z oddziałem antyterrorystów przeszukiwali tajną kryjówkę Grupy Mokotowskiej. Jednak pod klapą, gdzie Babcia i Zupa zamykali porwanych ludzi nikogo nie było.

 

Wieczorem Majami przyszedł do mieszkania Olki, mając na sobie wielki plecak.

 

- Ja pierdolę! Mieszkanie sto dwadzieścia metrów kwadratowych, a ten z plecakiem! Człowieku, ja ci chyba miejsce w szafce na buty zrobię!

 

Przybiegły dzieci Olki i rzuciły się Majamiemu na szyję.

 

Następnego dnia w Pałacu Mostowskich

 

- Szukałem Zupy od września - powiedział Gebels. - Jak znalazłeś jego nowy adres?

- Z podsłuchu.

- Słuchasz telefonu zaczynającego się na 507?

- Na 603.

- Ty wiesz, czemu cię tak potraktowałem?

Majami nie odpowiedział.

- Robimy tę samę grupę. Ty do haraczy, ja do Gangu Obcinaczy Palców. Porwano w Warszawie czterdzieści jeden osób. Wszystkim obcięto palec. Przesłano je rodzinie, żeby płaciła hajs. Studentka, córka Kiełbasianego Dżolero. Najebany flotą Pakistańczyk.

- Kryptonim *Brudas*? - spytał Majami spoglądając na akta na biurku Gebelsa.

- No brudas, bo wiesz. Brudna sprawa, brudne paluchy. Wszystkie czterdzieści jeden osób porwali Mokotowscy. Trzydzieści cztery puścili, oczywiście jak rodzina zapłaciła. Dziurę, w której byli przetrzymywani, namierzyłem po logowaniu telefonu Zupy. Niestety, była pusta. Nie mogę znaleźć siedmiu osób.

- Jakbyś mnie nie osrał, może byś nie szukał.

- Nie musiałeś tego mówić. Ale dobra, mam dla ciebie propozycję. Ty robisz swoje podsłuchy, ja robię swoje. Jak będzie coś ważnego dla mnie, albo coś ważnego dla ciebie, to się wymienamy informacjami, okej?

- Okej.

 

Tymczasem w mieszkaniu Maho.

 

Zadzwonił dzwonek i żona podeszła sprawdzić przez judasza, kto to.

 

- Słucham?

- Ochrona. W państwa samochodzie włączył się alarm.

 

Żona Maho otworzyła, wtem zza ochroniarza wyłonił się Babcia, który zabił ją strzałem z wytłumionego pistoletu w głowę. Turek , po zobaczeniu, co się dzieje, zamknął się w łazience. Szef Grupy Mokotowskiej włożył lufę pistoletu do dziury na dole drzwi i strzelił Maho w nogi, a następnie w brzuch. Następnie Babcia przeszukał pokój dziecięcy, nie znalazł jednak córki, która ukryła się w zabawkowym domku.

 

Starszy sierżant Knyga odebrał telefon.

 

- Halo?

- Pan jest policjantem?

- Tak, a kto mówi?

- Moja mama nie żyje. Nie rusza się - powiedziała dziewczynka przez telefon zapłakanym głosem. - Tata chyba też. Jest w łazience. Nie odpowiada.

- Dzwonisz z mieszkania na Puławskiej? Twoja mama to Andzia, a tata Maho?

- Tak.

- Zaraz po ciebie przyjadę. Obiecaj tylko, że poczekasz i już do nikogo nie zadzwonisz. Dobrze?

- Tak.

 

Następnie Żandarm zadzwonił do Babci.

 

- Zostawiliście dziecko w środku.

 

Gebels i Majami oglądali nagranie z monitoringu, na którym Babcia i Żandarm zaprowadzali córkę Maho do samochodu.

 

- To nagranie z kamery ochrony. Wtedy ostatni raz widziano dziewczynkę. Straciłeś świadka - powiedział naczelnik Terroru. - Na lewych dowodach osobistych nie przyjebiesz Zupie dwucyfrówki. My mu doklepiemy paluchy, ale zanim zbierzemy materiał dowodowy, adwokat go wypuści z puchy.

 

Do Gebelsa zadzwonił telefon.

 

- Halo? Dobra - Gebels odłożył słuchawkę i zwrócił się do Majamiego. - Spróbuję przycisnąć dupę Zupy, a ty kombinuj u siebie. Chodźmy.

 

Krótko później Gebels i inny śledczy przesłuchiwali Kurę.

 

- Ujebało cię w łeb? - spytał śledczy. - Masz mózg jak wykruszone popularne?

- Sypiasz z gangusem - powiedział Gebels. -Jesteś mu wierna, a on centralnie przyprawia ci rogi.

- Ma cię w piździe.

 

Kura pokazała gest lizania łechtaczki.

 

- Chciałabyś, co? - spytał śledczy z uśmiechem.

 

Gebels puścił Kurze fragment podsłuchanej rozmowy telefonicznej, na której było słychać głos Zupy.

 

- Kura nie będzie zazdrosna. Studentka mi tylko zrobiła laskę, a to tak jakbym jej głową zwalił konia.

 

- Zakochał się w studentce, którą sam zawinął - powiedział Gebels. - Osiem lat od ciebie młodszej. Dalej chcesz cieniować?

 

Majami i Soczek wraz z kilkoma mundurowymi udali się na bazar.

 

- Panie Zdzisiu, da pan pięćdziesiąt złotych na mandat - powiedziała staruszka.

- Dziś nie ma mandatu, pakować się i wypierdalać, macie pół godziny. Jak nie, to przejmujemy towar, a wy jesteście zatrzymani - odparł komisarz.

- Proszę pana, czterdzieści tysięcy! Jak ja nie sprzedam towaru, zgniję! - powiedział sprzedawca Zdzisław. - Jak nie pozwolicie mi handlować przez weekend, stracę tę pieniądze. Mało tego, stracę płynność finansowa i cały mój interes pójdzie się jebać.

- A pamiętasz, jak ci mówiłem, że lepiej być po naszej stronie niż bandytów? Ja cię prosiłem trzy razy, kolejny nie będę.

- Człowieku, ja nie mogę. Mam żonę i dzieci. Kurwa, oni mnie zajebią!

- Chłopie, my jesteśmy z policji, a nie z harcerstwa. Masz dwa wyjścia: albo składasz zeznania na bandytów, a ja ich zamiatam, albo nie składasz i jesteś dla mnie źródłem utrzymania dla gangusów, więc trzeba cię usunąć. Jeśli handlujesz nielegalnie, to ja cię pozamiatam. Ja cię kurwa skończę.

- Nie kończ mnie, nie kończ...

- Ja cię kurwa zajebię strażą miejską.

- Człowieku, kurwa, ja już sobie grób kopałem! Wiesz, co to znaczy grób kopać?

- Posłuchaj mnie. Dopóki ja pracuję w policji, włos ci z głowy nie spadnie.

 

Podczas powrotu Majami i Soczek mijali areszt na Rakowieckiej. Zobaczyli Zupę wychodzącego wraz z adwokatem.

 

- E, turysta, gdzie ty idziesz? - spytał Soczek.

- Chuj ci do tego.

- Wracasz na kurort, pedale - powiedział majami, skuwając Zupie ręce kajdankami.

- Pedale? Kurwa, zajebię cię! - wrzasnął Zupa, próbując zaatakować Majamiego, ten jednak go przytrzymał.

- ... i wyjdziesz z puchy w 2041 - Majami pozbawił Zupę przytomności podduszając go, po czym Soczek i Bergus zabrali go do radiowozu.

- Ja tej jego groźby nie słyszałem - powiedział adwokat.

- Ty jesteś w palestrze? A idź ty w chuj.

- A wie pan?

 

Następnego dnia Majami wraz Olką i jej córkami pływali po jeziorze katamaranem. Nagle, podczas wiosłowania do brzegu, Majami dostrzegł, że na pobliskim luksusowym jachcie stoi nie kto inny jak sam Babcia.

 

- Co jest? - spytała Olka.

- Mokotowski.

- To weź wyciągnij grzmiącego kija i ucisz go ołowiem.

- Nie odzywaj się.

- Dawaj cumę! - zawołał Babcia do Majamiego.

 

Majami chwycił linę i rzucił ją Babci. Gangster zdjął garnitur i wskoczył za nią do wody, by pomóc komisarzowi zacumować łódź.

 

- Dzięki - powiedział Majami.

 

Kilka godzin później Majami idąc do pracy zauważył, żę na budynku komendy ktoś napisał *MAJAMI CHUJ*. Nagle zadzwonił telefon.

 

- Co jest?

- Majami, ratuj! Porwali mnie! - powiedział Zdzisław.

- Zdzisiek, kurwa, skąd cię wzięli?!

- Jadę do centrum.

- Zdzisiek, a jak to jest, że ty masz telefon?

- Bo jeden miałem skitrany w kieszeni i nie znaleźli.

- A skąd wiesz, gdzie jedziesz?

- Bo mi powiedzieli.

- Kurwa, zbóje ci powiedziały?

- Nieee, bo to straż miejska mnie, kurwa, zawinęła.

- Zdzisław, kurwa, to ty chcesz, żebym ja odjebał arbuza? Ty głupi jesteś, kurwa? Na jaki komisariat cię wiozą?

 

Wieczorem Majami rozmawiał z Gebelsem przed komendą stołeczną.

 

- Rozeszło się, że zeznania złożył Zdzisiek. Będą próbować się na nim mścić - powiedział Majami. - Barszczyk na ochronę ma wyjebane. Napisałem do miejscowości powiatowej, na terenie której Zdzisiek ma swoją wiochę. Powiedziałem, jaka jest sytuacja i poprosiłem, żeby objęli specjalnym nadzorem jego posesję. Odpowiedzieli, że ten teren nie jest nawet objęty stałym nadzorem służb patrolowych. Tam patrolówka nie jeździ. A jak ktoś zgłosi interwencję, to przyjadą za godzinę. Nie chcę powtórki z Ani.

- Kolega jest komendantem w Węgrowie, trzydzieści kilometrów dalej.

 

Komenda powiatowa policji w Węgrowie

 

- Słuchaj, przeczytałem twojego maila i ja rozumiem, co to jest Grupa Mokotowska - powiedział przez telefon komendant. - W miejscowości, gdzie mieszka ten facet jest dwóch moich policjantów. Jeden jest dzielnicowym, ale drugi jest z kryminalnego. Obaj dostaną polecenie, że mają zabierać broń ze sobą do domu.

 

Tymczasem Strachu odwiedził hodowlę pitbulli.

 

- Wybierz, którego chcesz - powiedział właściciel.

- Tego.

- Źle. Tego weź. Ma na imię Uwe. Są trzy etapy szkolenia. Najpierw wpierdalamy królika, po paru miesiącach gęś, a na końcu owcę. Owca jest najtrudniejsza, ale gęś macha skrzydłami i też ją trudno upierdolić. Zobaczysz, jak on nienawidzi zwierząt. Jak zapierdoli królika, to siada na nim i nie możesz już mu tego zabrać.

- Dlaczego?

- Bo będzie rozczarowany. To jest jego zdobycz. On się może z tobą podzielić jak z przyjacielem, ale to jego. Zobaczysz, cztery tygodnie i będzie miał taki instynkt.

- Ty, chyba go nie będę szkolił.

 

W nocy do Majamiego, śpiącego z Olką, zadzwonił telefon.

 

- Czekaj. Co jest?

- Majami, światło zgasło na całej ulicy i jakiś samochód stoi mi pod chałupą - powiedział Zdzisław.

- Czekaj.

- Możesz powiedzieć tym ludziom, że śpisz o tej porze? - spytała Olka.

- Jak mam powiedzieć, że śpię, jak odebrałem telefon?

 

Majami zadzwonił do komendanta z Węgrowa.

 

- Cześć, co tam?

- Pokrzywdzony twierdzi, że coś się dzieje. Światło zgasło na całej ulicy i jakiś samochód stoi pod domem.

- Dobra, czekaj...

 

Kwadrans później do Stracha i jego kompana siedzących w samochodzie pod domem Zdzisława podbiegł policjant ze strzelbą.

 

- Ty, mój sąsiad w piżamie z pompką w ręcę zapierdala do nich. Rozumiesz? Piżama, gumiaki, pompka w ręce i zapierdala. Człowieku, czegoś takiego to jeszcze nie widziałem - relacjonował Majamiemu Zdzisław. - O, spierdalają! Ale przyjebali w konar! Hehe! Rozkurwili pół samochodu!

 

Majami roześmiał się i odłożył telefon, po czym wrócił do Olki.

 

- Komendancie, przecięli kłódkę i kable, dlatego wyjebało prąd na wiosce - powiedział komendantowi z Węgrowa policjant, który przegonił gangsterów.

 

Następnego dnia, jedna z warszawskich siłowni.

 

- Panie Strachu, jestem Zbyszek z Płońska. Chciałem prosić o franczyzę. Taki jeden frajer z Płońska wisi nam kasę. Chcieliśmy do niego podjechać jako Grupa Mokotowska. On się zesra w gacie. Połowa z tego, co odda będzie dla pana. Może być?

 

Kilka godzin później Babcia i Strachu udali się wraz z Olkiem do energoterapuetki pod miastem.

 

- Państwo ostatni na uzdrawianie? - spytał Babcia mężczyznę stojącego na końcu kolejki.

- Tak.

- Przecież nie będziemy tyle czekać, trzeba się wjebać - powiedział Strachu.

- Ludzie zaczną krzyczeć. Jeszcze szamanka wyjdzie z kurzej łapki i się wkurwi.

- Tato, chyba czuję mrowienie - powiedział Olek. - Muszę na porcelankę.

- Dobra, zaraz sprawdzimy. Marcin, pomożesz mi zabrać go na pole.

 

Dwie godziny później Babcia, Strachu i Olek byli już na początku kolejki. Nagle do Stracha zadzwonił telefon.

- Halo?

- Strachu, tu Kazek, bo przyjechał jakiś kurwa Zbigniew i mówi, że jest mokotowski i jest po kasę chłopaków z Płońska.

- Jakieś kurwy się podszywają. Jechać z nimi.

 

Strachu rozłączył się i zaczął jeść migdały.

 

- Ile to trzeba spierdolić brzoskwiń, żeby zrobić jedną paczkę migdałów...

- Jest drzewo migdałowe, na którym rosną - powiedział Olek.

- A jak drzewo sandałowe, to rosną sandały?

Zażenowany Olek nie odpowiedział.

- Ty, a Zbigniew i Zbyszek to to samo imię? Bo był dzisiaj po pozwolenie Zbyszek. A teraz Zbigniew jest.

- To samo - powiedział Babcia.

 

Strachu wyjął szybko telefon i zadzwonił do Kazka.

 

- Kazek, pojebało mi się. To jednak ten Zbigniew jest okej.

- Ty, ale on już jest połamany.

- No i chuj, powiedz mu, że to nieporozumienie takie - powiedział Strachu i rozłączył się. - Nie każdy facet z widłami to Zeus. Czy kurwa Neptun.

 

Mężczyzna, który był wcześniej przed nimi w kolejce właśnie wyszedł.

 

- Dzień dobry - powiedział Babcia energoterapeutce. - Ja z synem na zabieg uzdrawiający.

- Wam nie pomogę, wy z cudzej krzywdy żyjecie. Wy wchodźcie.

 

Do środka weszli ludzie, którzy byli za nimi.

 

- Ja pierdolę, słyszałeś?! Co to kurwa było?! - powiedział Strachu. - Spalić ją?

- Przyślij ekipę budowlaną. Niech postawią jej pod domem kapliczkę. I zwołaj pięćdziesięciu chłopaków, jedziemy na mecz do Poznania.

 

Kilka godzin później, Poznań

 

Między blokami szła grupka kiboli Lecha.

 

- Każdy z nas to wie! Co w życiu liczy się! Tylko poznański Lech, niebiesko - bia...

 

Nagle z naprzeciwka nadeszła bojówka Legii z Babcią i Strachem na czele. Rzucili się na siebie.

 

Godzinę później Babcia i Strachu przesłuchiwali schwytanego kibola Lecha Poznań, którego uwiązali głową do dołu u bramki na starym orliku. Strachu walił w niego kijem od baseballa.

 

- Nie w łeb, bo zaraz przestanie mówić - upomniał go Babcia, po czym nachylił się do kibola. - Nazwisko cwela, który zajebał w pociągu w dziecko.

- Ja nic nie wiem!

 

Strachu ponownie zasypał go serią ciosów kijem.

 

- Nazwisko! Nie w łeb!

- Nie mogę patrzeć na krew, napierdalam na oślep - powiedział Opałka. - Cieżko jest mi trafić kurwa.

- To niech cię ktoś zastąpi - powiedział Babcia, wskazując na opoczywających na murawie kiboli Legii.

- Stanę mu na głowie. Będę miał pewność, że go napierdalam, to nie trafię mu w łeb.

- No dobra.

 

Strachu odwiązał kibola i stanął mu na głowie.

 

- Czekaj - powiedział Babcia i ukląkł przy bojówkarzu. - Co?

- Zrozumcie... jeśli powiem, zabiją mnie... przez resztę życia będę frajerem... - wyszeptał.

 

Babcia podszedł do kiboli Legii.

 

- No co jest, chłopaki? No, kurwa, chyba szacun, nie? Napierdalamy go od godziny, a on się nie rozpierdolił. Zostawiamy go. Wracamy do Warszawki. - następnie nachylił się nad pobitym bojówkarzem Lecha. - Masz drogę za kilometr.

 

Całe towarzystwo rozeszło się. Babcia i i Strachu wrócili do swojego auta.

 

- Myślisz, że doszedł?

- Coś mówiłeś? - spytał Strachu robiąc sobie zastrzyk ze sterydami.

 

Gangsterzy wrócili na orlika, kibol nadal leżał tam ledwo żywy.

 

- Pokonał w godzinę trzydzieści centymetrów - rzekł Strachu.

- Ale w złym kierunku. Zabieraj go.

 

Strachu zaniósł go na najbliższy przystanek autobusowy.

 

- O 18:20 masz autobus - powiedział Babcia, spoglądając na rozkład. - Ktoś cię zauważy.

 

Po powrocie do swojego mieszkania w Warszawie Babcia usłyszał, że Olek woła mamę. Żona stała na balkonie, paląc papierosa.

 

- Masakra na tej delegacji do Poznania - powiedział Babcia.

- Nie mogłam się do ciebie dodzwonić.

- Miałem długie spotkanie.

- Znalazłam twoją firmę w internecie. Nikt cię tam nigdy nie widział.

 

Tymczasem z więzienia na Białołęce wyszedł pewien Czeczen. Splunął w kierunku zakładu karnego i poszedł w swoją stronę.

 

Olek miał spotkanie z rehabilitantem.

 

- Olek, zadanie domowe zrobione?

- Oczywiście.

- Nie kłamiemy.

- Bynajmniej.

- Najpierw przećwiczę ci nogi biernie, a potem łapy i tułów.

 

Do Babci siedzącego nieopodal podszedł Czeczen.

 

- Wróciłem z puchy - powiedział ze wschodnim akcentem. - Robiłeś na moim terenie? Wypierdalasz z mojego podwórka i oddajesz wszystko, co zarobiłeś.

- Nie dawali ci gazet? Nie wiesz, co to Grupa Mokotowska?

- I co z tego? Chcesz się ze mną bić? Chcesz się ze mną strzelać? Czym ty mnie chcesz wystraszyć? Co mnie twoja obchodzi twoja Grupa Mokotowska? Ja jestem z Czeczenii. Ty mnie nie wystraszysz. Tyle mam ci do powiedzienia.

 

Czeczen wstał i ruszył w kierunku wyjścia, a wtedy Babcia chwycił krzesło i zaczął go bić, aż tamten nie pluł krwią leżąc na ziemi.

 

- Szukać nowego rehabilitanta? - spytał.

 

Rehabilitant przerażony potrząsnął głową.

 

- Zaatakował mnie. Zawiozę go do szpitala.

 

Kilku ludzi babci wrzuciło związanego Czeczena do bagażnika samochodu. On sam wziął jego samochód. Podczas jazdy okazało się, że w samochodzie jest dziecko Czeczena w koszu Mojżesza. Babcia zostawił je przy Nowym Świecie i odjechał.

 

Nagle zadzwonił telefon Czeczena. Była to jego żona. Godzinę później Babcia był już w jej mieszkaniu.

 

- Salman przed odsiadką był winien pieniądze grupie z Pomorza - powiedział jej. - Porwali go i powiedzieli, że go wypuszczą, jak dostaną sto tysięcy euro. Jak zajmą się tym Czeczeni Salmana, nie wyciągniemy go. Jesteś w stanie zdobyć takie pieniądze?

 

Babcia i żona Czeczena udali się na wiadukt, skąd zapłacić okup. Wszystko oczywiście było tylko fortelem Mokotowskich.

 

- Jesteśmy na wiadukcie - powiedział Babcia do telefonu. - Co mamy robić? Dobra, zrzucamy.

 

Żona Salmana zrzuciła pakunek z pieniędzmi na dół.

 

- Wszystko będzie dobrze - rzekł Babcia.

 

Jakiś czas później jacht Babci wraz ze Strachem, Żandarmem i uwięzionym Salmanem wypłynął na Wisłę.

 

- Żona chce się ze mną rozwieść - powiedział Babcia. - Ale nie ma tego złego. Poznałem fajną dupę. Ma dziecko. Ale chuj, mogę je adoptować. Byle tylko się z nią hajtnąć. Więcej. Wezmę jej nazwisko po mężu, który całe życie ruchał kozy w górach. Muszą go tylko jeszcze wyłowić.

- Zabiję, kurwa! - wrzeszczał uwięziony w siatce Salman.

- Siatki szkoda - powiedział Knyga, zanim wraz ze Strachem wrzucili Salmana do wody.

 

Majami wraz z Barszczykiem podsłuchiwali telefon Babci.

 

- O szesnastej na Polach jest rozkminka z kozojebcami. Ściągamy ich pod legendą wykupki Salmana. Będzie z nimi jechane. Przyjedź po arsenał.

 

Komendant Barszczyk spojrzał na Majamiego, drapiąc się po brodzie.

 

- O coś się posprzeczali z Czeczenami - powiedział komisarz. - Będą się na nich prężyć na Polach Mokotowskich. Za godzinę dojdzie do strzelaniny.

- Słuchaj... układy się trochę pozmieniały. Pola Mokotowskie to już właściwie Ochota, a nie Mokotów, to może niech oni się tym zajmą.

 

Tymczasem w tajnej kryjówce Babcia i Strachu już szykowali uzbrojenie.

 

Komenda Rejonowa Policji III

Ochota, Ursus, Włochy

 

Majami puścił komendantowi fragment nagranej rozmowy.

 

- Dobra, dzwonię po czarnych - powiedział, sięgając po telefon. - Podinspektor Wróblewski. Za 30 minut będzie strzelanina na Polach Mokotowskich, dacie radę przyjechać? Co? Rozumiem. Dobra, cześć.

 

Komendant odłożył telefon.

 

- Czarni się nie wyrobią. Mają realizację na Pradze, a druga zmiana dopiero się schodzi.

- Komendancie, ja mam bezpośredni numer do chłopaków z BOA, zadzwonię i będą w ciągu pół godziny.

- Nic z tego. Komendant stołeczny zabronił korzystania z BOA, mówił, że mamy wydział realizacyjny.

- Komendancie, tu chodzi o ludzkie życie. Mogą być postronne ofiary.

- Dobra, to zrobimy tak. Wyślę tam trzy oznakowane radiowozy, żeby pojeździły dookoła , to może się wystraszą.

- Kurwa! I tak się łapie bandytów?!

 

Pół godziny później członkowie Grupy Mokotowskiej już czekali na Polach na ludzi Salmana. Nagle przybiegli Majami, Gebels, Soczek, Budyń i Bergus oraz kilku innych policjantów.

 

- Policja! Gleba! - krzyczeli, strzelając w powietrze. Wszyscy gangsterzy położyli się na ziemi.

- Panowie, ja jestem z policji! - krzyczał Żandarm. Majami kopnął go w głowę.

 

- A co ty, szmato jebana, robisz z karkami, co? - powiedział komisarz, zakuwając go w kajdanki. - Pytam się! Przed chwilą pompowałeś jak dziad na czereśni, a teraz co, kurwa? Zesrany jesteś? Taki z ciebie kurwa jest pies? To decyduj się, albo kurwa jesteś pies, albo kurwa jesteś gangster!

 

Tymczasem obok przejechali Czeczeni, jednak widząc policjantów i aresztownaych gangsterów z Mokotowa, odjechali.

 

- Ja wam wszystko powiem - rzekł Knyga podczas przesłuchania. - Powiem, jakie roboty Grupa zrobiła i jakie mają plany. Chcę iść w sześćdziesiątkę, przegadać się z prokuratorem.

- Sprzedajny pies poszedł w sześcdziesiątkę? - spytał później Majamiego Gebels.

- Ta.

- Będzie z niego materiał procesowy, żeby posadzić Stracha?

- Będzie, tylko nie wiem, gdzie jest Strachu.

- Ja mam go centralnie namierzonego przez gadacza z hodowli pitbulli. Ale nie ma materiałów na proces. Pasuje mi, żebyś wyłączył go z obiegu. Ja ci go wystawię, ty go zawiniesz do swoich spraw, a potem ja zajmę się naszymi, jak już będzie pierdział w pasiak.

 

Strachu wraz ze swoim pitullem przechodzili nieopodal stoisk i budek - sklepów. Nagle pies zaczął gryźć płaszcz przechodzącej obok kobiety.

 

- Niech pan weźmie tego psa! Dzwonię na policję!

- Jaką kurwa policję? Przecież to jest zwykły pies kurwa! Z czego to futro?

- Z królików - odpowiedziała sprzedawczyni.

 

Wtem przybiegli Bergus, Budyń i Soczek.

 

- Policja! Na ziemię!

 

Majami zaszedł Stracha od tyłu i rzucił mu się na plecy. Przy pomocy pozostałej trójki udało im się go ubezwładnić. Komisarz nastąpił Strachowi na głowę.

 

- A to, kurwo, co jest? - spytał Majami, machając mu przed oczami plikiem banknotów.

- To są moje prywatne...

- Zachciało ci się, chuju, po haracze chodzić?

- Możesz wziąć buta z mojej gęby?

- Nie płacz, kurwa. Teraz płaczesz? Przed chwilą byłeś bohater. Pokaż, gdzie masz jaja. No gdzie masz jaja? Do psa wyskocz, jak do ludzi z bazaru kurwa potrafisz. Kujcie go.

 

Strachu został zaprowadzony do radiowozu.

 

- Panie komisarzu! - zawołała sprzedawczyni. - Może mandarynkę? Bananika?

 

Po aresztowaniu Stracha Majami udał się do meksykańskiej restauracji, gdzie zjadł obiad, a następnie udał się do fryzjera.

 

- Człowieku, ja mam rączki jak miś Paddington - powiedział Gebelsowi. - Normalnie jakbym się w życiu pracą nie skalał. A wiesz, co jest najśmieszniejsze? Ja stamtąd wyniosłem taką rzekę informacji, że ty sobie tego nie wyobrażasz. Laski od fryzjera, manicurzystki, kurwa, one wiedzą więcej niż najlepszy policyjny gadacz. O bazarze wiem wszystko, kto z kim, komu, dlaczego...

 

Przyszła pora na przesłuchanie Stracha. Opałka wisiał na drążku i patrzył do góry nogami na śledczych.

 

- Siema, Batman!

- Uśmiechnij się - powiedział Majami. - Co ty, zajebałeś focha czy jesteś sztywny jak Pal Azji?

- Marcin - warknął Gebels. - Nie chcesz iść siedzieć? Daj milicji jakiś temat. Idź na gadacza. Napraw się.

- Z psami nie gadam.

- Marcinku... wjeb się w koronę.

- Nic nie powiem.

- Czasy lojalności się skończyły. Myślisz, że twoi koledzy są lojalni?

- Nie gadam.

- Dzisiaj zawinąłem typa, którzy krzyczał *Panowie, proszę koronkę!*

 

Wszyscy roześmiali się, poza Strachem, który nagle zasnął.

 

- Co jest, kurwa? - powiedział Majami.

- Co ty, kurwa, w chuja lecisz? - Gebels pacnął Stracha w twarz.

- Która godzina? - spytał Opałka.

- Siedemnasta - odpowiedział Gebels. - Czas ucieka, a sąd czeka, Marcinku.

- Dobra, biorę koronę.

- Nie cieniuj, co?

- Powiem, wszystko, tylko kurwa ściągnij mnie i dawaj żreć.

- Na michę trzeba zasłużyć. Nie ma miękkiej gry.

- Biorę insulinę z hormonem wzrostu. Jak zaraz nie dostanę czegoś do jedzenia, to zapadnę w śpiączkę i kurwa nie pogadamy sobie.

- Kurwa!

- Ściągnijcie go!

 

Soczek i Bergus zaczeli zdjemować drążek. Majami pobiegł po coś do jedzenia.

 

- Gdzie siedmiu ludzi porwanych do obcinania palców, co? - spytał Gebels.

 

Strachu wskazał miejsce zakopania zwłok. Gebels kazał odkopać je i rzeczywiście - wszystkie siedem ciał nie miało palców. Policja wyciągneła również Salmana z rzeki.

 

- To już wiem, o co mój haczyk zaczepił - powiedział policjantom miejscowy wędkarz.

 

Tymczasem Strachowi przyśnił się koszmar, związany z jego przeszłością bokserską. Wyobrażał sobie, jak idzie wraz ze swoim narożnikiem z ringu, a ludzie na widowni rzucają tym, co mają pod ręką i skandują *Byłeś gangsterem, a jesteś, kurwo, frajerem!*. Opałkę obudził policjant, który zaprowadził go na przesłuchanie.

 

- Strachu - zaczął Gebels. - Ty rozumiesz, że z głową na koncie to ty nie możesz być koronnym.

- No tak.

- No to po chuj złożyłeś takie zeznania, że wjebałeś brata i ojca do więzienia za jakieś stare tematy?

- U mnie jest albo czarne albo białe. Jak się naprawiam, to do końca.

- Zajebali ci z zemsty matkę, przecież nie będzie miał nawet kto wysyłać ci do więzienia paczek na święta.

- Ale dzięki temu za zabójstwo Czeczena prokurator obiecał mi piętnaście lat.

- Marcinku, ty go słuchasz jak świnia grzmotów. Przecież za zakopywanie trupów bez palców dostaniesz trzy dożywocia.

- Ja rozumiem, ale za zabójstwo Czeczena prokurator obiecał piętnaście.

 

Jakiś czas później Majami i Soczek przesłuchiwali właściciela sklepu na Mokotowie.

 

- Słyszałem, że z pana taki policjant, co nie bierze w łapę. I ponoć bandytom też się nie kłania. Przyszli do mnie po haracz, mam taki mały sklepik przy rondzie.

- Jest tam miejsce, żeby wcisnąć paru chłopa i zrobić zasadzkę? - spytał Majami.

- Takiego miejsca nie ma, ale obok były kiedyś automaty. Teraz jest pusto.

 

Majami udał się do Barszczyka.

 

- Panie komendancie, mam kilka tysięcy poszkodowanych, z którymi muszę utrzymywać kontakt. Wystąpiłem do pana o dwa telefony komórkowe, jeden dla dochodzeniowca, drugi dla mnie. Dochodzeniowiec dostał telefon, a ja nie.

- Dla ciebie, kurka wodna, telefonu już nie ma. Zabrakło drugiego. Jeden wam wystarczy. Takie jest życie.

 

Majami powiedział o wszystkim Gebelsowi, a ten kazał mu poczekać przed Pałacem. Gdy naczelnik Terroru wyszedł z budynku, miał ze sobą jakąś wizytówkę.

 

- Jedź do agencji detektywistycznej Niebiescy na Niepodległości.

 

Majami udał się do agencji prowadzonej przez dawnego kolegę Gebelsa z wydziału, Igora Rosłonia.

 

- Cześć, siadaj - powiedział Igor. - Napijesz się czegoś? Na wódkę chyba za wcześnie, nie? Kawy czarnej, ta?

 

Igor podał Majamiemu pudełko z telefonem.

 

- Trzymaj. Nasza agencja ochrony postanowiła sponsorować twój telefon. Ja wiem, w jakiej sprawie robisz. A tutaj pracują sami policjanci.

 

Majami spojrzał na pudełko.

 

- Ty się tym tak nie wzruszaj. Oni to sobie w koszty wrzucą, a ciebie będą mieli w dupie - zaśmiał się Igor. - No, chyba, że będziesz dzwonił za granicę. A jak tam Mokotowscy?

- Paru leży. Naczynili tyle zła, że łapanie ich za całośc zajełoby lata, dlatego rozbijam temat na małe procesy. Wsadzam ich za pierdoły i potem doklepuję kolejne tematy i wydłużam wyroki.

- Pomysłowy Dobromir. Jakby ci kiedyś było bliżej do pracy na Niepodległości niż na Malczewskiego, to zadzwoń.

 

Majami, Soczek, Bergus i Budyń zamontowali kamerę w sklepie, po czym ukryli ją opakowaniem karmy dla psów. Następnie udali się do dawnego salonu gier.

 

- Panowie - zaczął Majami. - Nie ma toalety, w związku czym jesteśmy zmuszeni wstrzymać się z dwójką i lać do umywalki. Zamontowałem wysoko, więc może wyglądać komicznie, jakby ktoś ruchał ścianę. Część osób paląca, część nie, także oszczędzamy się, tak?

 

Tymczasem Babcia pojechał spotkać się z jednym z bojówkarzy Legii.

 

- Zgłosił się do nas kibic Lecha, którego napierdalaliśmy baseballem.

- Aaa, czyli przeżył - powiedział Babcia.

- Ma coś dla ciebie.

 

Babcia podszedł do kibola Legii, a ten wręczył mu karteczkę z imieniem i nazwiskiem.

 

- Człowiek, który uderzył dziecko maczugą.

- Dzięki.

 

Czterej policjanci od prawie godziny siedzieli i obserwowali, co się dzieje w sklepie.

 

- Słabo mi - powiedział Soczek siedzący w kącie.

- Wytrzymasz? - spytał Majami.

- Nie.

- Wszedł ktoś - powiedział Bergus.

 

Majami spojrzał na kamerę i rozpoznał Babcię.

 

Soczek chciał szybko wyjść, by zwymiotować.

 

- Stój, kurwa! - powiedział Majami.

 

- Cześć, szwagier - powiedział właściciel, wymieniając uścisk z Babcią.

 

Soczek zwymiotował do zlewu.

 

- Nie, kurwa... nie wierzę... - powiedział komisarz.

 

- Kiedy się wyprowadziłeś? - spytał właściciel sklepu.

- Dawno - odpowiedział Babcia.

 

- Gość, który mordował ludzi i obcinał im palce przychodzi do jakiegoś jebanego sklepiku po haracz - powiedział Majami.

 

- Ludzie powiadają, że masz jakiś problem z gangsterami - powiedział Babcia. - Pomyślałem, że może ci pomóc.

- No, przydałoby się.

- Dobra. Pogadam z nimi. Będziemy w kontakcie.

 

- Wchodzimy? - spytał Budyń.

- Nie! - odpowiedział Majami.

- No to nici z zasadzki!

- Nie jest sztuką jebnąć go tak. Sztuką jest jebnąć go na gorącym.

 

- Pozdrów Ewkę - powiedział właściciel.

- Nie ma nic za darmo. Coś musisz dać. Ile masz kasy?

- Dawaj!

 

Policjanci wyjęli pistolety i weszli do sklepu.

 

- Babcia, gleba! Gleba! - powiedział Majami celując w gangstera.

 

Babcia położył się na ziemi, Bergus skuł mu ręce kajdankami.

 

- Patrz na mnie. Coś ty chciał ukręcić? - spytał komisarz.

- Wiedziałem, że to ty!

- Skoro wiedziałeś, to po chuj tu przychodziłeś? Przecież mogłeś wysłać jakiegoś leszcza.

- Ale cieszysz się, że to ja, nie?

 

Policjanci wyprowadzili Babcię ze sklepu i zawieźli na komendę.

 

- Nikt go kurwa nie rusza - powiedział Majami. - A jak chcecie go obrabiać na kwity, to proszę bardzo. Jak ktoś go dotknie, to ma u mnie przejebane. Powiedziałem i tak ma być.

 

Jeszcze przed przesłuchaniem Babci, Majami i Bergus rozmawiali na korytarzu.

- Posłuchaj, skoro on widząc mnie z kobietą i dziećmi na łódce jest w stanie wpierdolić się do wody i przyholować mi łódkę, no to należy mu się chociać tyle, żebyście go nie napierdalali.

 

Przyszła pora na przesłuchanie.

 

- Panie prokuratorze - powiedział Majami, wpuszczając go do środka.

- Dobra, kurwa, bo jest siedemnasta - powiedział Babcia. - Chesz mi tu jebany haracz przybijać? Macie wszystko nagrane, więc ułatwijmy sobie życie. Ja się dobrowolnie poddaję karze, dostaję trzy lata bezwzględnego. W zamian za to nie zrobisz mi schodów, żebym mógł w kryminale wziąć ślub. I?

 

Tymczasem brat Zupy Jasiek spotkał się z kobietą z kawiarni, która płaciła haracz Grupie Mokotowskiej.

 

- Słuchaj. Zupa siedzi, Babcia siedzi, to kto teraz będzie baty zbierał?

- Nie wiem.

- Może ty byś zbierał?

- Ja?

- Mhm. Ja tam swoje co miesiąc odkładam. Jakbyś gadał z Zupą to mu powiedz, że jego beka u mnie czeka.

 

Do Jaśka dosiadła się Kura

 

- Dostałam od kumpli twojego brata w mazak, bo przepuściłam kasę, co nie była moja - powiedziała, zdejmując okulary i odsłaniając pobitą twarz.

- Jeden gnój z osiedla też mi wisi kasę, ale bym go zajebał.

- Ta?

 

Kura zlokalizowała gościa, który wisiał pieniądze Jaśkowi.

 

- Konfidencie! - powiedziała, uderzając go w twarz. - Zakapowałeś nas na psy. Podjebałeś Zupę gdzie mieszka i przez to go posadzili, chłopaki z Grupy cię dojadą! Chcą cię dojechać, rozumiesz?

- Ja was nie sprzedałem, ja nikogo nie sprzedałem.

- Zaraz tu przyjdzie informator z policji i powie, czy to ty zakapowałeś, czy nie ty.

- To niech przychodzi, niech mnie ogląda.

- Debilu... ty tak myślisz, że będzie chciał z tobą gadać? Twarzą w twarz? Musimy cię przywiązać do krzesła i zasłonić ci oczy, żeby gadacz myślał, że my tu porządki robimy, rozumiesz?

- To mnie przywiąż.

 

Piętnaście minut później do piwnicy wszedł Jasiek i zobaczył związanego dłużnika.

 

- To za daleko poszło - powiedziała Kura. - On nas sprzeda na psy i pójdziemy siedzieć. Za porwanie czy coś. Trzeba go skończyć.

 

Kura zdjęła dłużnikowy pasek i obwiązała wokół szyi.

- Ciągnij.

- Tak? - spytał Jasiek, wahajac się.

- Tak, tak. Powiedział, że cię pierdoli. Nigdy nie odda ci tej kasy, mówi. Powiedział, że jesteś pedał, największy frajer na osiedlu.

 

Jasiek chwycił pasek i zaczął go ciągnąć, dusząc związanego. Tamten zaczął się wyrywać.

 

- Mocniej! Musisz mocniej!

 

Tymczasem w więzieniu w Siedlcach Babcia wziął ślub z wdową po Salmanie. Podczas pocałunku pan młody wsunął jej językiem do ust jakąś zwiniętą wiadomość, którą odczytała później w samochodzie. Następnie udała się na komendę. Zauważył ją Majami.

 

- Wzięłaś ślub z Babcią? - spytał.

- Tak. Rano odebrałam samochód Tomasza. Przyjechałam po papiery.

- Ty wiesz, co on zrobił?

- Ludzie się zmieniają.

- Mówię o Salmanie. Spytaj męża, co zrobił z poprzednim.

- Ma tu te kwity - powiedział Soczek, przychodząc z papierami w ręku.

 

Majami wychodząc z komendy spotkał Olkę. Nagle usłyszał znajomy głos.

 

- Podrzucić panią do domu?

- Ta, jasne...

 

Był to Barszczyk w czarnym luksusowym samochodzie. Majami udał się w jego kierunku.

 

- Kurwa, jeszcze coś? - spytała Olka.

- Komendancie, to jest ten nowy samochód operacyjny?

- Kurka wodna, niezła fura, nie?

- Do operacyjnej roboty. Zdaje sobie pan sprawę, że jak będzie nim jeździł w policyjnym mundurze, to ten samochód jest na Mokotowie spalony, bo wszystkie zbóje wiedzą, że jeżdżą nim psy? Dziękuję, do widzenia.

- Ty chuju pierdolony, ty kurwa ty...

 

Tymczasem nieopodal Piaseczna. Kibol Lecha Poznań, który 4 lata wcześniej okaleczył Olka, jechał sobie spokojnie drogą, aż nie zastawiły mu jej dwa samochody. Wyszło z nich kilku Mokotowskich z siekierami w rękach, kibol czym prędzej uciekł w kierunku pola kukurydzy, jednak szybko jego samochód zablokował się. Wtedy podszedł do niego Babcia i zapukał w szybę.

 

- Otwieraj.

 

Jednak kibol nie otworzył, więc Babcia rozbił szybę kanistrem z benzyną i wlał zawartość do środka, po czym podpalił. Zanim samochód wybuchł, kibol zdążył spalić się żywcem. Babcia w końcu dokonał swojej zemsty.

 

W tym samym czasie kilometry dalej Majami i Olka wracali z zakupów. Nagle do komisarza zadzwonił telefon. Była to żona Babci.

 

- Co jest?

- Pojedź przejrzeć kamery przed więzieniem Tomasza. I pozdrów go ode mnie - powiedziała, po czym rozłączyła się.

 

Majami podał torby Olce.

 

- Trzymaj.

- Nie no, kurwa, chyba mnie nie zostawisz z tyloma siatami?

 

Majami udał się do więzienia w Siedlcach. Oddziałowy i naczelnik zakładu właśnie poakzywali mu nagrania z kamer.

 

- Wychodzi z innymi więźniami, niby do zewnętrznej roboty - powiedział klawisz.

- Od ilu dni? - spytał Majami.

- Od dziewięciu.

- On panu za to jakąś pensję płaci? - spytał naczelnik.

- No tak, ale nic się nie dzieje. Zawsze na fajrant wraca i nocuje w więzieniu.

- Kurwa...

 

Majami wyjął telefon.

 

- Samochód Babci, który jego żona pobierała z parkingu. Przejrzyj mi kamery dookoła więzienia i sprawdź, skąd wyjeżdżał o 8:15 rano.

 

Czarny SUV Babci został zlokalizowany w podziemnym parkingu na Woli. Majami i Olka oberwowali, jak nadjeżdża.

- Nie wysiadasz z samochodu - powiedział Majami, po czym podszedł do czarnego SUVa. Jednak w środku nikogo nie było. Majami przejrzał cały samochód. Pusto. Dopiero po otworzeniu bagażnika ujrzął Babcię w więziennych ubraniach, z pistoletem w dłoni.

 

- Game over- powiedział komisarz.

- Ty też nie masz trzech żyć. Co ty myślisz, że nie można odjebać psa? Że jak ktoś to zrobi, jest skończony?

- Jedna sprawa. Ty zabiłeś to dziecko?

- Spierdalaj ode mnie. Się zacznij martwić o swoje dzieci!

 

Majami postrzelił Babcię w brzuch.

 

- Aż tak... się nie różnimy - powiedział Babcia, krztusząc się krwią.

- Różnimy. Żebym ciebie odjebał, musisz sięgnąć po klamkę.

 

Babcia wycelował w Majamiego z pistoletu, a wtedy komisarz zabił go strzałem w klatkę piersiową. Do Majamiego podbiegła Olka.

 

- Miałaś czekać w samochodzie.

- Ale ja nie wiedziałam, usłyszałam i myślałam, że to...

- Ci... ci...

 

Majami przytulił Olkę.

 

Biuro spraw wewnętrznych Komendy Głównej Policji

 

- Cześc, przyjacielu - powiedział inspektor do Majamiego, klepiąc go po plecach. - Siadaj.

- Ktoś do mnie dzwonił, powiedział, że jakaś formalność. Mam coś podpisać, więc daj te kwity i spierdalam.

- Masz legitymację?

- Mam.

- To daj.

 

Majami podał inspektorowi swoją legitymację.

 

- Mamy cię.

- Co ty, kurwa? - powiedział zszokowany Majami. - Mówisz, że jesteś mój przyjaciel i tak się zachowujesz? Dawaj mi tę szmatę!

- Nie.

- Dawaj, bo ci zaraz zajebię.

- Proszę pana, nas tu jest dwóch - powiedział drugi inspektor.

- A co ty, kurwa, myślisz, pajacu? Że ja wam dwóm nie wpierdolę? Oddawaj te legitymację, już!

 

Inspektor oddał legitymację, ale Majami wyjął ją z pokrowcą i oddał mu.

 

- Masz, lamusie. Co ty myślisz, że ja jestem chuj jakiś, co będzie płakał? Że wam będę z legitymacją uciekał? Spierdalaj, przyjacielu zasrany.

- Słuchaj, jesteś podejrzany o naruszenie dyscypliny służbowej. Jest dezycja o twoim zawieszeniu. Najlepiej, jakbyś raport o zwolnienie napisał, to my odstępujemy od czynności. Jak się zwolnisz, komendant się od ciebie odczepi. Ja nie, musimy ci postawić zarzuty.

- Jakie zarzuty?

- Że się rozbijasz nowym samochodem operacyjnym, w mundurze i rwiesz na niego młode dupy.

- Aaa. Czyli nie jest ważne to, czy jestem winny, tylko chodzi o to, żebym sam ustąpił ze stanowiska ,ta? To powiedzcie swojemu komendantowi, że se powalczymy. Nie on mnie przyjmował do policji, nie on będzie mnie zwalniał.

 

Do mieszkania rodziców Zupy wszedł Gebels wraz z kilkoma swoimi ludźmi.

 

- Policja.

- Ale o co chodzi? - spytała matka. - Co tu się dzieje?

 

Policjanci zaczęli przeszukiwać mieszkanie.

 

- Gebels! Nie ma go!

 

Naczelnik Terorru wyszedł na balkon. Nastąpił na zwinięty dywan, by spojrzeć przez barierkę. Dywan poruszył się. Gebels rozwinął go i ukazał się Jasiek.

 

- Poznajesz mnie, chłopcze? - spytał.

 

Godzinę później na przesłuchaniu.

 

- Dlaczego go kurwa zabiłeś, co?

- Niech pan na mnie nie przeklina.

 

Gebels uderzył Jaśka w twarz.

 

- Czy ty rozumiesz teraz swoją sytuację? Czy mam ci dalej tłumaczyć, co? Co się kurwa patrzysz? Chcesz mi oddać? No, spróbuj!

 

Jasiek nie odpowiedział.

 

- No i co? Dalej jesteś na mnie obrażony czy uważasz, że ci się należało?

- No... w sumie mi się należało.

- No to, chłopie, wracasz do celi.

- Gdyby mi ojciec tak kiedyś przypierdolił...

- Nie mów brzydko. Nie przeklinaj.

- ... to bym tu dzisiaj nie był. Może niech mnie pan zabije, ja nie zasługuję, żeby żyć.

- Nie, chłopcze. My ciebie nie zabijemy. Nawet jak będziesz chciał popełnić samobójstwo, to my ci nie pozwolimy umrzeć. Żebyś pamiętał i żebyś wiedział,za co siedzisz.

 

W innym pokoju

 

- Wiesz, co zrobiłaś - powiedział śledczy Kurze.

- Nic.

- To kurwa, teraz zobaczysz, jak mu było przyjemnie.

 

Śledczy założył Kurze na głowę filiową torebkę i zaczął ją podduszać, po około pół minuty przestał. Kura rozpłakała się.

 

- Już wiesz?

 

Następnie Gebels zawiózł Kurę do więzienia nia Białołęce.

 

- Jak będę ciągnęła lachę strażnikowi, to będę miała lepiej? - spytała.

- Takiemu staremu dziadowi? 50 lat i ty będziesz mu lachę ciągnęła?

- Jak mam mieć dobrze...

 

Tymczasem Majamiego czekała przeprowadzka.

 

- Zarzuty wobec ciebie się nie potwierdziły - powiedział inspektor. - Ale komendant i tak zawnioskował o usunięcie cię z jednostki. Jesteś zdegradowany do Odzyskiwania Mienia na Ursus.

 

Majami, na komisariace na Ursusie, grał znudzony w pasjansa na komputerze. Nagle dostał zgłoszenie.

 

- 393 - 16. Zgłoszenie kradzieży słoików z piwnicy przy Pięcolinii 7.

 

W tym samym czasie do Majamiego zadzwoniła Olka.

 

- Cześć, Ola, nie czekajcie na mnie z kolacją, mam realizację, pa.

- No i...?

- No i?

- No jakie kurwa *pa*? Pali mi się kolacja, wracaj szybko!

 

KONIEC

Średnia ocena: 2.4  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Klaudunia 20.12.2019
    Boże... Ile to pisałeś??
  • Około 40 godzin
  • Klaudunia 20.12.2019
    Niesamowite, jestem pod ogromnym wrażeniem. Gratuluję! : )
    Mam OGROMNĄ prośbę!
  • Jaką?
  • Klaudunia 20.12.2019
    Pułkownik Marian Bońka Napisz coś takiego o ,,Polityce" Patryka Vegi
  • sisi55 20.12.2019
    Widzisz Bordo? Wystarczyło, że zmienisz nick i już nie masz samych jedynek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania