Plaża

Jeszcze wieczorem w piątek zapowiadał się dla mnie piękny weekend, kontynuacja słonecznego całego tygodnia. Dalej bezchmurne niebo, bezwietrznie z temperaturą ponad trzydzieści stopni w cieniu. Zaplanowaliśmy wspólnie z moją dziewczyną, wyjazd z samego rana na pobliskie jeziorko. Tam spokój i cisza, krystalicznie czysta woda i śliczna piaszczysta plaża. Dzierżawcą terenu był jej kuzyn, wcześniej pracował, jako ratownik wodny. Przypadkowo dowiedział się od kolegi z pracy o niewielkim jeziorku w lesie. Przyjechał, zobaczył jak tam pięknie, później zrobił wszystko żeby to zachować. Wędkarze mogli łowić tylko w wyznaczonych miejscach, pod warunkiem nie zaśmiecania karmą wody. Parkingi niestrzeżone, lecz bezpłatne wyznaczył miejscach oddalonych. Rowery należało zostawiać minimum dwadzieścia metrów od lustra wody. Obowiązywał zakaz rozpalania ognisk i grillowania w dowolnym miejscu. Można było to dopuszczalne tylko w dwóch miejscach wyznaczonych. Teren ogrodził i w godzinach nocnych był zamykany. Rano od godziny siódmej otwierał bramę, pobierał niewielkie opłaty, od wypoczywających nad jeziorkiem w wysokości opracowanego przez siebie cennika. Nie zarabiał na tym żadnych kokosów, ledwo wiązał koniec z końcem.

Telefon o trzeciej rano wyrwał mnie ze snu, dzwonił mój szef.

- Słucham – powiedziałem zaspanym głosem.

- Żadne słucham, pakuj dupę, jedziesz natychmiast nad morze. Naszemu najlepszemu klientowi klima padła, trzeba usunąć awarię. Za dwadzieścia minut masz być w drodze. Rafał już jest w firmie pakuje ci sprzęt i podjedzie pod twój dom. Teraz biegiem, on ci szczegóły przekaże.

Nie czekając na odpowiedź się rozłączył. Ubrałem się szybko, złapałem w rękę, co wydało mi się w tej chwili potrzebne. Wybiegłem z domu, w tym czasie już podjeżdżał kolega z pracy służbowym samochodem. Zatrzymał grata, wysiadł i powiedział.

- Wszystko, co potrzebne wrzuciłem do środka, dodałem jeszcze trochę gratów tak na wszelki wypadek. Dane klienta i opis awarii masz w szoferce, zapoznasz się z nimi w drodze, teraz ruszaj.

- Podrzucę ciebie do domu, nie będziesz szedł całe miasto – zaproponowałem.

- Czyś ty zgłupiał, auto jest śledzone sygnałem GPS. Stary jak sprawdzi, że mnie odwoziłeś, to nam łby pourywa – odpowiedział i poszedł.

Wsiadłem do pojazdu, przeczytałem nazwę docelowej miejscowości i ruszyłem. Jechałem najszybciej jak mogłem, przed sobą na trzystukilometrowej drodze miałem las fotoradarów do pokonania i kilka patroli w radiowozach. Cieszyłem się, że jest noc i choć trochę się ochłodziło. Klimatyzacja w samochodzie od kilku lat nie była sprawna, na to pieniędzy nie było. Wydano je na system śledzenia GPS, jakiekolwiek zboczenie z wyznaczonej trasy i określonych miejsc postoju, informowało właścicieli. Kilka osób w firmie już w ten sposób straciło pracę.

Dojechałem do ekskluzywnego hotelu wybudowanego na wydmie, innych wcześniej za samo wejście na nią karano, na przywitanie otrzymałem ochrzan. Miałem być najlepiej na wczoraj, przed wystąpieniem awarii. Bogaci klienci hotelu skarżyli się w nocy obsłudze, na straszny upał panujący w ich pokojach. Pod ścisłym nadzorem ochrony i poganiany przez kierownictwo hotelu, usuwałem usterkę. Przydały się dodatkowe graty wrzucone do samochodu przez przewidującego Rafała. Klimatyzacja nie była konserwowana, od oddania do użytku hotelu i działała tylko siłą rozpędu. Przed południem uporałem się z pracą, spragniony, brudny i zmęczony usiadłem na podjeździe hotelu przy samochodzie. Zaraz zostałem przegoniony przez recepcjonistę, byłem już niepotrzebny i musiałem zmiatać. Przedzwoniłem jeszcze do swojej dziewczyny, opowiedziałem, co się stało i gdzie jestem. Miała pretensje do mnie, że ją ze sobą nie zabrałem. Na nic nie dały się moje tłumaczenia, że nikogo nie mogę zabrać do szoferki, jestem stale monitorowany przez kamerę.

Obok hotelu był bezpłatny parking dla klientów karczmy piwnej usytuowanej na wydzielonej części plaży. Spakowałem narzędzia i sprzęt, wjechałem na ten parking. Samochód ustawiłem tak, że wewnętrzna kamera rejestrowała też widok na hotel. Poszedłem na plażę, tutaj tylko kilku piwoszy przy stolikach. Rozebrałem się i wskoczyłem do morza, wspaniale się pływało. Zmęczony, lecz szczęśliwy posiedziałem jeszcze w słońcu na rozgrzanym piasku. Wracam do samochodu, prawie wszystkie stoliki w piwiarni już pozajmowane. Dochodzę do bramki, zamknięta, idę do obsługi i proszę o otwarcie.

- Ta bramka jest wyposażona w alkomat i otwiera się po wydmuchaniu powietrza pochodzącego z wypitych czterech piw i więcej – odpowiedziała na moją prośbę jedna z pań obsługi.

- Dzieci też mają wypić, bo inaczej nie wyjdą – zapytałem poważnym głosem.

- Proszę zapoznać się z naszym regulaminem – usłyszałem w odpowiedzi.

Przeczytałem dokument uważnie, dzieci, zwierzęta, osoby chore, abstynenci nie mają tam wstępu. Klienci lokalu, którzy mają ponad jeden promil, dostają toaletę i parking dla jednego samochodu bezpłatny przez dwadzieścia cztery godziny. Wróciłem do stolika zamówiłem piwko, zacząłem liczyć. Cena piwa jak w innych lokalach, parking i toaleta gratis, tylko brak możliwości wejścia z dziećmi, niszczy wizerunek nadmorskiego ideału. Wypiłem jedno piwo, podszedłem do alkomatu bramkowego wydmuchałem i nic bramka dalej zamknięta. Sumiennie sprawdziłem, zaczęła otwierać się ze zgrzytem po czwartym, już po szóstym otwierała się idealnie. Wróciłem do auta był już wieczór, rozłożyłem siedzenie i spałem z niewielkimi przerwami na darmową toaletę do niedzieli wieczór.

W poniedziałek rano byłem w pracy, po raz pierwszy, od kiedy pracuję, szef się nie czepiał. Przypadkiem wyszło na to, że za te grosze, co mi płaci, pracowałem bardzo długo. Jak wprowadzą ustawę i wmontują alkomaty do samochodów, wtedy trzeba będzie spać pod chmurką?.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marzycielka29 24.07.2015
    Czasami szyk zdania jest przestawiony np. "Można było to dopuszczalne tylko w dwóch miejscach wyznaczonych" Pojawiły się także powtórzenia, ale ogólny odbiór był fajny :) 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania