Pleśń

W moim życiu nie zawsze była pleśń. Może się to wydawać oczywiste, ale wraz z mijającymi latami w nowym domu czułam, jakby otaczała mnie, odkąd pamiętam. I nie przeszkadzała mi, chociaż wszyscy mówili, że powinnam się jej pozbyć. A ja nie potrafiłam się na to zdobyć.

Pojawiła się, gdy miałam dwadzieścia dwa lata – wtedy wynajęłam swoje własne lokum. Życie w tym miejscu, pozornie czystym, całkiem mi się podobało. Nowy dom był dokładnie tym, czego pragnęłam, po pierwszej części męczącego życia. Naprawdę nie lubiłam szkoły, ludzi, którzy mnie otaczali, a rodzina wymagała ode mnie sukcesów, jakby sukcesem nie było podniesienie się z łóżka każdego kolejnego dnia. Nie potrafiłam znaleźć komfortu, czułam, jakby z każdym dniem uchodziło ze mnie coraz więcej woli do walki o swoją ledwie utrzymującą się psychikę. Chciałabym móc powiedzieć, że przetrwałam to, ale jedynie przeżyłam. Może to dlatego, gdy pojawiła się pleśń, zignorowałam to, co ze sobą niosła. Nie mogłam pozbyć się tej wolności.

Na początku jej nie widziałam, chociaż wszyscy mówili mi, że tam jest. Nie wierzyłam w ich słowa, może nie chciałam wierzyć. Przecież bym ją zauważyła. Poczuła. Jakkolwiek odkryła. Byłam głucha na ich słowa, ślepa na znaki. W jakiś sposób potrzebowałam jej. Z nią moje życie było prawie naprawione. Gdy w nocy krzyczałam, dławiąc się łzami, zawsze uspokajała mnie, a rano, z opuchniętymi oczami patrzyłam na nią i myślałam, że widzę coś innego. Dla mnie była dobra.

Zaczęłam ją zauważać szybciej niż chciałam przyznać. Rozrastała się tak bardzo, że ciężko było nie zwrócić na nią uwagi, ale udawałam, że tego nie widzę. Nie mogłam się jej pozbyć, bo pozbyłabym się postępu, którego dokonałam, gdy ze mną była. Cała moja naprawiona psychika znów by odeszła, torturując mnie w dawnym domu. A jednak, gdy zobaczyłam ją w całości, zrozumiałam co miałam przed sobą. Cały dom, moje życie, było porośnięte ohydnym grzybem. I po tak długim czasie, gdy wszystko wyszło na jaw, odeszłam, jakby nic do tej pory nie miało znaczenia. Żeby ktoś inny zajął się tym, co owinęło mnie tak, że nie mogłam oddychać.

Życie bez pleśni było z początku ciężkie, bo oznaczało utratę tej jedynej dobrej rzeczy, którą miałam przez cały ten czas. Mimo to, byłam wdzięczna, że pozbyłam się tego, co, pod przykrywką miłości, niszczyło mnie jeszcze bardziej.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight dwa lata temu
    Nawet niezłe. Motyw z pleśnią dość niestandardowy, szczególnie w takim znaczeniu, więc jest dość świeżo. Z błędów to formatowanie ci się popsuło i zdania są pourywane między akapitami.
  • Tjeri dwa lata temu
    Fajne, do refleksji.
    I mimo że myślałam, że wiem w jakim kierunku to zmierza, dałam się zaskoczyć.
    Tylko te rozbrykane entery irytują.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania