Plusquamperfectum
Mówię z poczekalni w klinice płodności. Naprzeciw siedzi kobieta w tęczowej narzucie, odwrócona plecami do komputera, ignoruje sygnały najnowszych wiadomości. Serwuje niesymetryczny uśmiech.
Nie da się niczego wykluczyć. Ja tęsknię za tobą jak wariat i żałuję, że nie przeprowadziłem się do Paryża. Wolałem zajadać się truskawkami, które były bardziej nęcące niż słowa, wypowiadane przez ciebie. Atmosfera zaistniała intymna, jak podczas wolnego tańca, pamiętasz? Toasty, życzenia, wyglądasz fantastycznie.
Jest problem ze złapaniem taksówki, strach jeździć metrem, po ostatnich tragizmach.
Unoszę brwi, nie chcę się narzucać, nie zrealizowałaś recepty na pigułki. Mam żal do siebie, że podejmuję w życiu złe decyzje i trudno powstrzymać się od takiego myślenia. W krytycznych sytuacjach uciekam do Paryża, do romantycznych piosenek małego wróbelka.
Życie to przypadek, nie tęsknię za czymś, czego naprawdę nie chcę. Do jakiejś grupy ludzi co myślą tak samo. Patrzę na sufit i usiłuję znaleźć jakąś analogię, może da sens mojej sytuacji.
Jestem jak zaginiony pies lub kot w wielkim mieście. Próbuję przywołać pamięci, perypetie bohaterów moich ulubionych powieści, ale zwyczajnie to coś innego.
Konflikt płodowy pasuje do każdego dnia tygodnia. Jajeczka podczas Wielkanocy wpędzają w stan podwyższonej czujności, że mogą być zamrożone i kobieta w tęczowej narzucie nie prześle linku ze strony najnowszych technologiach reprodukcyjnych, bo rozmawia z kobietą, jakby były siostrami. Ocieplają klimat.
Denerwuję się, to znów mój niepokój znika.
Dryfuję.
Wreszcie wiadomość dociera do mnie.
Jestem stwórcą życia!!!
Biegnę do domu. Włączam komputer i szukam przez Google imienia.
Potrzebuję paru drinków w towarzystwie w jakimś podrzędnym klubie. Fajne miejsce do zobaczenia siebie.
Wiele czasu minęło, kiedy Paryż był nagi, zmięte kartki wrzucone do kosza na śmieci. Na sztalugach domy bez sukien. Nie wiem w jaki sposób o narodzinach dowiedziała się agencja adopcyjna. Dziecko, które jest mi pisane wymyka się z rąk.
Prewencja i prezerwatywa, kręcę głową i mówię (mówiłem).
Masz klucz do mojego mieszkania, poczekaj chwilę tylko zabiorę brudnopis, bo to strasznie ważne. Uśmiecham się pogodnie, zostawiam puste krzesło w poczekalni. Recepcjonistka demonstracyjnie rozchyliła dekolt. Rzecz jasna, to już inna historia.
Podtrzymuję tezę, że Lema nie należy czytać przed maturą.
Komentarze (27)
Trudno się zorientować w którym momencie, przestaje rozmawiać prze telefon, czy mówi tylko do siebie. I żal operatora, przynajmniej on by z tego monologu skorzystał.
Nie masz za grosz honoru. Tobie pluć w twarz, a ty swoje.
Sio! Spod mojego tekstu.
Czy ktoś tu się przyrównał do w/w postaci? Są użyte w treści po prostu jako rekwizyty budujące przekaz.
To dobry tekst. Skomponowany na kilku poziomach, które nawzajem się przenikają.
Najwyraźniej nie wszyscy osiągają właściwy, aby ocenić treść i sposób narracji.
Myślę, że użycie gdzie niegdzie kursywy poprawiłoby czytelność.
No i o co, i po co tak naprawdę, biega jałowe koło w tym tekście. Być może to tajemnica kartek w koszu.
Przypisywać ich przywołaniu jako kumpli? Trzeba mieć kompletny roztrój, albo dużo złej woli w stosunku do autora.
A co do Piaf... to jedna z jej :nieromantycznych" piosenek :)
Ponad Paryżem niebo znów czyste jak łza
Ku niebu zaś chłopięca wyrywa się pieśń
Wiruje nad dachami jak ptak skrzydła ma
Do okien zakochanych podfruwa dzień w dzień
Szyba jak struna drga
Melodię każdy zna
I w parę chwil bankier czy stróż
Wszyscy nucą ją już
To z głębi serca piosnka wypływa im ta
Bo przecież każdy kocha to miasto jak ja
Choć pod NotreDame
Ktoś został dziś sam
Na ChampsElysees
Ktoś osiadł na dnie
Lecz za to tam na Montparnasse
Harmonia gra przez cały czas
Skąd wniosek jest ten
Że Paryż ma sens
Ponad Paryżem niebo łagodne jest tak
By móc kloszardów nocą kołysać do snu
Dla zakochanych zwłaszcza najsłodszy ma smak
Świat gdyby mógł to kochał by się tylko tu
A kiedy przyjdzie noc
Niebu czarowną moc
Sekwanie wraz z tysiącem gwiazd
Kradnie tu raz po raz
I wszystkich zakochanych tym zwabia na brzeg
A niebo z góry patrzy zazdrośnie w jej bieg
Bywa że niebo rzeki podstępów ma dość
Wtedy błyskawic grzmotem objawia swą złość
Lecz kiedy dzień przychodzi gniew mija mu i
Ponad Paryżem nieba znów słońce się skrzy
"Sous le ciel de Paris
S'envole une chanson
Hum hum
Elle est née d'aujourd'hui
Dans le cœur d'un garçon
Sous le ciel de Paris
Marchent des amoureux
Hum hum
Leur bonheur se construit
Sur un air fait pour eux
Sous le pont de Bercy
Un philosophe assis
Deux musiciens, quelques badauds
Puis les gens par milliers
Sous le ciel de Paris
Jusqu'au soir vont chanter
Hum hum
L'hymne d'un peuple épris
De sa vieille cité
Près de Notre Dame
Parfois couve un drame
Oui mais à Paname
Tout peut s'arranger
Quelques rayons
Du ciel d'été
L'accordéon
D'un marinier
L'espoir fleurit
Au ciel de Paris
Sous le ciel de Paris
Coule un fleuve joyeux
Hum hum
Il endort dans la nuit
Les clochards et les gueux
Sous le ciel de Paris
Les oiseaux du Bon Dieu
Hum hum
Viennent du monde entier
Pour bavarder entre eux"
A języka nie znam.
Pod niebem Paryża odlatuje pieśń/piosenka
urodziła się dzisiaj w sercu chłopaka/chłopca
Pod niebem Paryża spacerują kochankowie
ich szczęście jest zbudowane na melodii
dla nich stworzonej( dosł. zbudowanej).
Pod mostem Bercy siedzący filozof,
dwóch muzyków, kilku gapiów
potem ludzie tysiącami
pod niebem Paryża...
Do jego literackich fabuł? Nie wiem. Ta klinika płodności to nie metafora procesu twórczego? Raczej zawsze określa się takie miejsca mianem z przedrostkiem bez- . Kontrast: płodność - bezpłodność. Dziwne, daje asumpt do... no tak.
Pisarz chce tworzyć, ale strzela ślepakami, metaforycznie bezpłodny.
Może Paryż z owego zaprzeszłego czasu dopiero teraz, w jakiejś poczekalni, wpłynął na kreację tekstu, zapłodnił teraźniejszość. Wcześniej było za zimno, nie po drodze, ot, w niepamiętaniu.
Pisane dziecko, lecz prewencja i prezerwatywa, czyli wyrzuca brudnopis, ale w końcu masz czytelniku moje dzieło, rozsiądź się w klinice płodności.
Bardzo interesujący tekst.
5.
Pogłębioną wiwisekcję zostawiam pani patolog :)))
Trzeba dużo złej woli, wysokiego poziomu złośliwości i zakończenia kariery czytelniczej na "Antku", aby wypisywać pierdolety pod tym tekstem.
:)))
Nooo... może być...
To już w szpitalu grubsze podają :)
Każdy niech odczytuje po swojemu i to jest piękne.
Bardzo dziękuję.
Możesz odetchnąć. Do następnego.
Oby nie było następnego spotkania z tobą.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania