Płyń Energio, płyń

Zaskakujące w jaki sposób spadają człowiekowi na głowę tematy do rozważań. Mnie jeden spadł jakiś miesiąc temu, ale wtedy jeszcze byłam na studiach, a będąc na studiach dowiedziałam się, że pisząc coś, najlepiej i jedynie słusznie jest się oprzeć na badaniach naukowych i to niekoniecznie słynnych amerykańskich naukowców. W drastyczny sposób ograniczyło to moją twórczość, bowiem mało mam znajomych wśród naukowców, którzy nie są amerykańscy. Na szali więc było – wiarygodność tekstów versus teksty. By problem ten rozwiązać, rzuciłam studia, poraz kolejny w życiu i teraz ze spokojnym sumieniem mogę pisać, absolutnie nienaukowe teksty, na całkiem naukowe tematy. Moim pierwszym ściśle naukowym tekstem, będzie ten właśnie, a dotyczyć on będzie nurtu w psychoterapii, który znany jest pod pseudonimem Gestalt. Nie będę pisać na czym polega ta terapia, w końcu to post a nie praca semestralna. Zrobię coś kompletnie szalonego i opiszę na swoim przykładzie, jak ja ją rozumiem.

Tak więc ponad dwadzieścia lat temu, nad małym stawem w Świętochłowicach, się całowałam. Może komuś też się to przydarzyło kiedyś i w tym samym miejscu nawet. Tyle, że ja całowałam się z dziewczyną, w której byłam absolutnie zakochana. Dwa lata - czysty Platon, aż do tamtego wieczoru. Wyobrażacie sobie te fajerwerki? Kosmos, sen, magia, cud. Byłam tak oszołomiona i kompletnie nie doświadczona w niczym, że skończyło się jakimś dramatem, który jak wydawało mi się wtedy, jest potrzebny, by móc mówić o prawdziwej miłości. Po pięciu latach jakoś do siebie doszłam, co nie znaczy, że czasami jeszcze teraz nie myślę, co by było, gdyby. A dokładniej, dlaczego do cholery się z nią wtedy nie przespałam? Wracając więc do Gestaltu, uwięziłam sporą część mojej miłosnej energii w tamtym niedokonanym - i mi jej później i teraz brakuje. Kicha jest. Bo skoro urodziłam się z jakimś zasobem energii, przydzielonym mi przez Wszechświat, by moja dusza się nauczyła kochać, to mało rozsądne jest, by część jej ciągle siedziała na mostku, przy stawie w Świętochłowicach, mimo, że piosenka, którą zawodziła moja ówczesna miłość, była taka hipnotyzująca. Energia bowiem, nie może być uwięziona. Ona musi płynąć, bo inaczej robią się zatory, odleżyny na duszy albo cokolwiek bądź w postaci traumy, czyli inaczej przerwy w przepływie.

Tak oto docieramy do Gestaltu, który pozwala domknąć coś uchylonego w przeszłości. Super sprawa, tyle, że wymaga powrotu, tam, gdzie się już było. Bierze się jakieś narzędzie do przepychania i idzie się przepychać zastaną energię. W ten oto sposób można sobie poradzić pewnie ze wszystkim. Kwestia tylko doboru sprzętu a wiadomo, miłość do siebie jest jak klucz francuski wśród wszelkich dostępnych opcji – niezawodny i romantyczny przez koligacje z Francją.

Także nie będę udawać, że lekko jest. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Polski, myślę, żeby pojechać nad ten staw i pozbierać z mostku okruchy miłości, którą tam kiedyś zostawiłam. Jak do tej pory mi się to nie udawało, tłumaczyłam sobie bowiem, że wspomnienia, które mam z tamtego czasu, muszą pozostać wspomnieniami. Kiedy jednak wspomnienia, zbyt nachalnie wciskają się w tu i teraz, przypominając o utkwieniu energii, stają się ewidentnie problemem.

Dlatego dziś postanowiłam wrócić nad staw do Świętochłowic. Zrobię to dyskretnie, nie ruszając się z łóżka. Zakrzywię czasoprzestrzeń i przeżyję erotyczną przygodę, na którą nie dałam sobie przyzwolenia kilkadziesiąt lat temu. A co mi tam, potrzebuję odzyskać moją miłosną energię, wbrew podszeptom umysłu, że w ten sposób domknę na zawsze romantyczne wyobrażenie o dramacie w miłości i pozostawię tylko miłość, z czym dramatycznie trudno się pogodzić, skoro przez wieki całe było się królową dramatu. Nie pozostaje mi jednak nic innego jak iść w ten detronizacyjny lęk z wypiekami na twarzy i przyspieszonym tętnem.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania