Po drodze do nieba/piekła
czasem po burzy na zapowiedź kolejnej, za poręczoną ciszą rośnie czerwone słońce. świat zastyga przez moment, by móc się dokładniej wpatrzeć, jak w cud narodzin niegasnących nigdy świateł. wsłuchać w milczące noce, zaciśnięte w palcach, nasiąknąć deszczem i zasnąć.
nie potrafię biegać we śnie
ani krzyczeć trochę głośniej
mimo tego nadal jestem
we wspomnieniach tylko gościem
więc przyglądam się po cichu
by rozrzedzić mętną szarość
i uwagę życia przykuć
na to co mi pozostało
może i jest jakiś sens w odkładaniu nadziei, tylko czy świat pozwoli nam się obudzić? otrząsnąć z papierowych dusz tak do końca, bez pretensji o spokój nad ranem. może wbrew wszystkiemu co nieistotne, wbrew naturze chodowanej we krwi, stać nas na więcej?
a jeśli dłoń która niesie pomoc
zaciska w pięści bezsens istnienia
wtedy napewno jest już wiadomo
że tak naprawdę jej tutaj nie ma
po stronie gdzie brakuje światła
i ogólnego zrozumienia
w tych zimnych od niechęci klatkach
nic oprócz własnych lęków nie mam
jak dobrze że ktoś jednak czuwał, jeśli to był Bóg miał niejedno imię i jak nigdy sporo do powiedzenia. Nie wiem tylko czy po tym wszystkim, potrafię Go jeszcze wysłuchać.
/nie mam już nic do powiedzenia
chcę ci jedynie wskazać drogę
którą wyplączesz się i z cienia
wyjdziesz na prostą tyle mogę
nie mam też żalu że znów gubisz
gdzieś między złem a dobrem myśli
i chociaż wiarę chcesz ostudzić
ona się zawsze tobie przyśni/
Komentarze (2)
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania