Po starej znajomości

Usilnie, jak najszybciej starałem się przejść deptakiem, spieszyło mi się jak zawsze, stale byłem gdzieś spóźniony. Życie w ciągłym pośpiechu tłumaczyłem sobie podobnie jak inni, takie czasy, postęp cywilizacyjny, każdy gdzieś gna, gdy nagle usłyszałem głos.

- Panie Sebastianie. Nie poznał mnie pan, czy pan na mnie się obraził?

Odruchowo na dźwięk tych słów zatrzymałem się, przy tej okazji potrącając przechodzącą kobietę, natychmiast powiedziałem do niej.

-Przepraszam.

Zaczynam rozglądać się za osobą, która mnie wołała, mój metr dziewięćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu wcale mi w tym nie pomaga, wręcz przeszkadza. Zachowuję się w tym tłumie jak latarnia morska, widzę tylko z góry włosy bardziej, lub mniej bujne oraz nakrycia głów na głowach przechodniów. Dopiero jak wołający mnie podchodzi bliżej, dostrzegam, kto to jest, rozpoznaję w nim mojego dawno niewidzianego dobrego znajomego, gajowego Karola Karczucha.

- Witam panie Karolu, dawno żeśmy się nie widzieli – mówię.

- O tak, sporo wody w rzece popłynęło, jak ostatnio żeśmy się spotkali. Ja pana na ulicy zaczepiam, a pan pewnie się śpieszy – odpowiada.

Macham tylko ręką i wyciągam telefon, informuję rozmówcę o przesunięciu spotkania na jutrzejszy dzień i zwracam się do znajomego.

- Panie Karolu, zapraszam pana do mojej ulubionej kawiarni tutaj w pobliżu na kawę i wyśmienite ciastko przy okazji porozmawiamy.

Podobnie jak ja był umówiony, lecz identycznie postąpił i mieliśmy chwilę czasu na rozmowę. Zanim doprowadziłem znajomego do kawiarni, zacząłem wspominać moment naszego spotkania, a było to w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Właśnie wtedy zaraz po zakończeniu edukacji podjąłem pracę w dużym zakładzie, bardzo dobrze radzącym sobie na wolnym rynku. Dziadek przepracował w nim ponad czterdzieści lat, ojciec dwadzieścia, a ja tylko dwa, zanim go nie rozkradziono.

Zaledwie przepracowałem miesiąc na okresie próbnym i podpisałem umowę na czas nieokreślony, w tamtym okresie było to coś normalnego. Mając pewność zatrudnienia i dochodów wziąłem pożyczkę z banku na zakup samochodu. Strasznie się cieszyłem, gdy odbierałem nowiutki, mój pierwszy samochód z salonu. Miałem wtedy nie wiedząc o tym trochę szczęścia, że bank zażyczył ubezpieczenia autocasco i warunki te spełniłem przed wyjazdem autem z salonu. Nowiutkim autkiem cieszyłem się całe trzy dni, jak zniknął nocą ze strzeżonego osiedlowego parkingu. Przypadkiem odnalazł go w lesie gajowy Karol Karczucha, przykrytego stertą świeżo naciętych gałęzi. Policja szybko ustaliła sprawcę kradzieży. Okazał się nim wychowanek domu dziecka. Właśnie wtedy spotkałem się z pierwszym przypadkiem wychowywania dziecka bezstresowo, nie tylko, że gówniarzowi lania nie sprawili, to jeszcze nie można było na niego nakrzyczeć. Jemu włos z głowy nie spadł, a ja musiałem na własny koszt wyciągnąć samochód z chaszczy, usunąć zarysowania lakieru i ponownie zatankować cały bak paliwa.

Nawet nie minęło pół roku jak ponownie pomimo zamontowania dodatkowych zabezpieczeń przeciw kradzieżowych, skradziono mi pojazd. Ponownie odnalazł go pan Karol i kradzieży dokonał ten sam wychowanek domu dziecka. Tym razem nie obyło się bez dokonania drobnych napraw lakierniczo blacharskich, kwota ich nie przekraczała mojego wkładu i musiałem ją pokryć. Policja ograniczyła się do wskazania gdzie pojazd się znajduje i uznała sprawę za zamkniętą.

Wtedy po raz pierwszy spotkałem pana Karola, który bardzo pomógł mi wyciągnąć pojazd mocno zakopany na podmokłym terenie. Podczas wspólnej pracy mając, na co dzień do czynienia z podobnymi przypadkami, poradził mi jak doprowadzić do ukarania młodocianego przestępcy. Moje oraz wynajętego prawnika starania doprowadziły, do rozprawy sądowej, na której łobuza znowu nie ukarali. Wyrokiem byłem tak zdenerwowany, że na korytarzu sądowym przylałem w łeb bachorowi. Wtedy po takim czynie miałem okazję przekonać się na własnej skórze jak nasze państwo karze winnych wykroczeń. Zostałem ukarany na dwa lata więzienia z zawieszeniem kary na pięć lat i wypłatę odszkodowania dla pokrzywdzonego w wysokości rocznych zarobków.

Samochodem cieszyłem się po pierwszej rozprawie sądowej całe trzy dni i ponownie mi go skradziono, pomimo wmontowania najlepszego dostępnego na rynku alarmu. Pojazd ponownie skradł ten sam sprawca, rozpoznany przez ochronę parkingu i znowu w lesie zauważył go pan Karol. Telefonicznie uprzedził mnie gdzie pojazd odnalazł, samochód mój był mocno rozbity i zaklinowany miedzy dwoma drzewami rosnącymi na zboczu. Dlatego jak zostałem wezwany na komisariat po odbiór auta, odmówiłem podpisania protokołu odbioru pojazdu, ponieważ nie jest on na parkingu policyjnym. Zanim Policja zaczęła czynić starania o sprowadzenie samochodu na własny parking, został on w lesie bardzo starannie i gruntownie rozebrany na części. W taki to sposób zakończyła się moja pierwsza przygoda z własną motoryzacją, bank zgarnął odszkodowanie, a ja miałem sprawę rozwiązaną z kradzieżami.

Bogaty życiorys byłego już wychowanka domu dziecka od tamtego czasu śledzę w lokalnej prasie. Często są opisywane jego wyczyny pod pseudonimem nadanym przez wymiar sprawiedliwości, Mirosław H to czy tamto, tylko cyfra wieku robi się coraz większa. Wcześniej wystarczyło tylko smarkowi po pierwszym wybryku porządnie przetrzepać siedzenie, a teraz trzeba go prawie stale przetrzymywać na państwowym wikcie.

Problemy z autem zostały rozwiązane, lecz pojawiły się nowe, straciłem pracę podobnie jak setki tysięcy pracowników w tamtym okresie. W poszukiwaniu źródeł utrzymania zawędrowałem do lasu, zbierałem tam grzyby, jagody, następnie sprzedawałem je przy drogach. Ulicę i targowiska musiałem sobie darować, przez nader częste kontrole, które zawsze znajdywały jakieś uchybienia i pozbawiały zarobku. Przypadkowo udało mi się zatrudnić w lasach państwowych i pod nadzorem pana Karola sadziłem nowe drzewa, wykaszałem, plewiłem sadzonki przez kilka lat. Wspólnie sprzątaliśmy i wywoziliśmy z lasu tony śmieci, tak chętnie wyrzucane przez społeczeństwo. Z każdym rokiem odpadów przybywało w miarę jak mieszkańcy pobliskich okolic nabywali środki transportu. Przestałem pracować, jako pracownik leśny jak dyrekcja generalna zmieniła sposób zalesiania. Teraz las ma sam się odnawiać, a nie być nasadzany i od tamtego czasu nie widziałem pana Karola.

Zaraz po wejściu do kawiarni kelnerka wskazała stolik i podała menu. Sprawnie uwinęła się z zamówieniem, a my siedząc i jedząc pyszne ciasteczka, popijaliśmy je bardzo dobrą kawą z ekspresu, wspominaliśmy wspólnie spędzone chwile. Pan Karol opowiadał o lesie, co się w nim zmieniło, od kiedy tam pracowałem. Nadmiar pozyskiwania drewna sprawił, że grzyby prawie znikły pod kołami ciężkiego sprzętu, podobnie runo leśne ucierpiało. Serce mu krwawiło jak na to wszystko patrzył i pomyśleć, że własne zdrowie oddał dla ukochanego lasu. Kleszcze zostawiły mu spadek podobnie jak innym leśnikom w postaci boreliozy, teraz jest z nim naprawdę źle.

Podczas słuchania jego słów, zastanawiałem się czy kiedykolwiek mnie ktoś wspominał, choć raz tak ciepło jak ja jego wiele razy, a wiem, że w tej opinii nie jestem osamotniony.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania