Po zachodzie - Rozdział pierwszy
Dwudziesty pierwszy września, trzecia dwadzieścia w południe, dzień przed Mrokiem.
- Dziękuję – powiedziałem cichym głosem do słuchawki telefonu stacjonarnego, po czym puściłem ją bezwładnie w powietrzu. Grawitacja zrobiła swoje i słuchawka zawisła na skręconym kablu, kiwając się jak wahadło.
Zniknęła. Przepadła jak kamień w wodę. Moja śliczna, najpiękniejsza, najcudowniejsza Emma rozpłynęła się jak kamfora. Jeszcze przed zadzwonieniem do nowej pracy żony (z której miała już dawno wyjechać) miałem wrażenie, że więcej jej nie zobaczę. Teraz, gdy wiem, że ani na chwilę nie zawitała tam tego dnia, byłem tego pewny.
Czy przeszły mnie myśli samobójcze? Oczywiście, że tak. Czy chciałem wpierw pojechać szukać Emmy? Oczywiście, że nie. Wiedziałem, że jeżeli odeszła, to tylko ze zdrady. Bałem się o to od dawna, a teraz przekonania stały się faktem. Myślałem również, że za bardzo panikuję. Może po prostu ktoś ją porwał? Byłaby to o wiele lepsza wiadomość. Na pewno nie zamierzałem pochwalić się rodzicom, że żona, z którą od kilku miesięcy staraliśmy się o dziecko, zdradziła mnie i odjechała z kochasiem bez słowa pożegnania. O, nie!
Ale wszystkie podejrzenia, spekulacje i wyobrażenia o jakimkolwiek zajściu zbiegały się w jednym punkcie – zdrada. Bo gdyby tak głębiej się zastanowić, to po jaką cholerę ktoś miałby ją porywać? Nie jesteśmy bogaci. Okup odpada. Nikomu się nie narażałem, zresztą ona też nie. Podobnie jak nasze rodziny – a przynajmniej z tego, co mi wiadomo. Pozostało porwanie dla gwałtu, zabójstwo bądź śmiertelny wypadek. Albo oczywiście zdrada.
Postanowiłem, że zaczekam jeden dzień, z myślą o tym, że ktoś przyjedzie ze smutną wiadomością o śmierci Emmy. Ewentualnie przyjdzie pocztą list z innego stanu, w którym ta suka wyjaśnia jak bardzo się ze mną źle współżyło i, bądź też lub, nie mogła już dalej żyć z kimś kogo nie kocha. Wyobrażam sobie jej podpis. Zawsze wysyłając coś do mnie kończyła imię, robiąc zawijasa na ogonku „a”. Zawsze. Podpis z moich wyobrażeń był zwyczajny, bez zdobień, zawijasów, zdobnych kreseczek i innych pierdów, dzięki którym zawsze się uśmiechałem. Jest on jak najbardziej zwyczajnie zapisanym imieniem i nazwiskiem. Tak po prostu.
I tak też przez następną połowę dnia miałem przed oczami wyimaginowany liścik z bezuczuciowym podpisem. Czy przez niego nie mogłem spać całą noc? Nie. Szybko o nim zapomniałem, oglądając o dwudziestej dziesięć serial „Przyjaciele”. Uwielbiam takie „odmóżdżacze” pod koniec dnia. Potrafią oderwać od świata realnego i zabrać calutki twój umysł do fantastycznej krainy przygód, nawet jeśli reprezentuje ona zwykły świat.
Zasnąłem kilkanaście minut po tym, jak się położyłem. Jednak nie spałem długo. Minęło może pięć minut, a ja zerwałem się z łóżka z uczuciem spadania. Oddychałem ciężko i głęboko, oczy miałem szeroko otwarte, a rękami przecierałem twarz. Czułem się wyspany, choć ciało dalej nie wyrwało się ze spoczynku. Zauważyłem, że ociekam potem… Dosłownie w jednej chwili jakaś nieznana siła zaczęła wyciskać ze mnie wszystkie soki (oczywiście to metafora; jedna z wielu w moim arsenale, którymi bardzo lubiłem się posługiwać przed nadejściem Mroku). Czułem się jak na kacu, ale nie pamiętałem, bym cokolwiek pił prócz szklanki wody przed snem. Kręciło mi się w głowie, odruchy wymiotne przychodziły, odchodziły i tak na zmianę.
Spróbowałem wstać. Podparłem się o skraj łóżka i robiąc kołyskę, wręcz przewróciłem się na nogi. Stałem w takiej z lekka pochylonej pozycji przez dobrą minutę, po czym wyprostowałem się i ponownie próbowałem odgarnąć pot z czoła. Nie udało się. Jak tylko podniosłem rękę, straciłem równowagę i runąłem do przodu. Tak, łóżko miałem za sobą, a przed… cholernie twardą podłogę. Leżąc tak z obolałą głową, żałowałem, że nie kupiłem dywanu do sypialni. Emma kiedyś chciała, nawet pokazała mi jaki.
Jej wybór nie był w moim guście, więc odmówiłem… Dywanik był puchaty, mięciutki, z przyjemnych w dotyku „włosków”. Oj, jak ja w tym momencie żałowałem swojej decyzji. „Trzeba było posłuchać, palancie”, mówiłem sam do siebie. W takich sytuacjach zawsze sam siebie krytykowałem i obrażałem, ale moje słownictwo ograniczało się tylko do „palanta” oraz ewentualnie „przygłupa”.
Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy. Leżałem na brzuchu, a ręce ustawiłem w pozycji, jakbym miał zamiar się właśnie podnieść… ale tego nie zrobiłem. Zostałem tam, gdzie leżałem. Na zimnej, drewnianej podłodze z bólem prawie całego ciała, bez koca, bez poduszki.
I bez Emmy.
Komentarze (14)
Tylko warunek jest jeden... czytajcie :* :P
Od razu zdrada. Może coś jej się stało? Może, ale nieee... Zdrada i koniec. Jestem z Ciebie dumna. Jeśli dodasz drugi rozdział, zapiszę to sobie w kalendarzu. 5
"Ta zniewaga krwi wymaga" - że tak zacytuję :D
Emma do końca opowiadania pozostaje zagadką. Pozostali bohaterowie, których mogłaś(eś) poznać w niewielkim stopniu w prologu (do którego serdecznie cię zapraszam), reprezentują zupełnie inne osobliwości. Dzięki czemu w całości uzyskam niespotykany nigdzie indziej kontrast postaci i ich zachowania. Mam plan stworzyć nowych "Avengersów", "Ligę sprawiedliwych" itp z ludzi bez żadnych super zdolności. Elita, która zamiast zachwycać super mocami i nie wiadomo jakim wyglądem, będzie kojarzona z ich zachowaniem, z uczynkami i ich tragiczną historią.
Nie wiem czy uda mi się osiągnąć cel... ale postaram się jak umiem ;)
Nie umiem się doczekać dalszego ciągu, zostawiam 5
Drugi rozdział bardziej mi się spodobał, lubię takie rozmyślania bohaterów. Prolog był ciekawy, ale czegoś mu brakowało, za to ten rozdział ma dużo emocji, wydaje mi się swobodniejszy, naturalniejszy, luźny... Zapowiada się dobra historia.
Dobrze, że Ci się go tak pisze, czujesz się w nim dobra. To najważniejsze, żeby opowiadanie nas prowadziło. Mam tak samo napisałam cos nowego i chodź nie w moim stylu to czuję się w nim spoko :)
4 a tu 5 :)
P.S. Jestem mężczyzną.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania