pociąg

Wbiegałam szybko po schodach prowadzących na szczyt skarpy warszawskiej. Po kilku godzinach siedzenia za biurkiem w pracy, taki bieg to duża odmiana dla organizmu. Może nawet szok. Tych schodów było na pewno kilkadziesiąt, a może i więcej. Nie myślałam jednak o wysiłku, w głowie miałam już wyobrażenia na temat tego co za chwilę się wydarzy. Byłam umówiona z kimś na stacji kolejowej blisko skarpy. Czy będę po tym spotkaniu znowu wściekła? Czy znów muszę udowodnić, że jestem więcej warta niż o mnie myśli?

Gdy znalazłam się na peronie, od razu zaczęłam szukać wśród ludzi znajomej postaci. W sumie ta osoba powinna być najbardziej rozpoznawalnym dla mnie człowiekiem. Widzę ją. Stoi tyłem, patrzy w kierunku, z którego nadjeżdżają pociągi. Taka trochę przykurczona, zgarbiona. Niby nadrabia trzymając zawadiacko torbę na ramieniu, udaje że jest na luzie, a wcale nie jest. Trochę się wzruszam… napięcie znika. Odwraca się. Moja mama.

- Cześć – mówię.

- Cześć - obowiązkowe cmok w policzek, choć jednak nie zawsze – miałam iść do Ciebie tam na dół, ale jak zobaczyłam ile tam schodów, to mówię – w życiu! Przecież Twoja matka ma już swoje lata i nie będzie po tylu schodach latać.

Przemknęło mi przez głowę, że jak się umawiałyśmy, to wspominałam jej o tych schodach. Wtedy nie były dla niej żadnym problemem.

- Proszę, tu masz te wydruki, o które prosiłaś – wręczam jej koszulkę z dwiema kartkami A4, to jest cel naszego spotkania.

- A, no tak, dzięki – mama wzięła je do ręki, spojrzała na nie – może będę umiała to wypełnić, no chyba będę umiała.

- Na pewno – zapewniam – Gdzie byłaś wcześniej zanim do mnie przyszłaś? Było Ci tu po drodze?

- Ja dziś cały dzień jestem na mieście. Miałam dziś wykład na Zamku Królewskim, potem byłam z koleżankami na kawce. Słuchaj, nie uwierzysz, ta Alka to kompletnie zwariowała.

I mama zaczęła opowiadać perypetie swojej przyjaciółki, z którą widziała się kilka dni wcześniej. Pociąg nadjechał, wsiadłyśmy do niego, usiadłyśmy. Mamie się podobało, że jest tyle wolnych miejsc. Nic dziwnego – pracę kończę tuż przed popołudniowym szczytem, więc mam z tego takie korzyści. Historia o pani Ali, przyjaciółce mamy się ciągnęła i ciągnęła. Widziałam, że mama ma wielką potrzebę opowiedzenia tego wszystkiego i nie przeszkadzałam jej w tym. Starałam się jej słuchać, ale moje myśli odpływały w inne tematy. Wiedziałam, że jedziemy razem tylko dwie stacje i wygląda na to, że nasz wspólny czas zdominuje historia pani Ali. Nie ma tam nas. Naszej relacji. Mamy i mnie. Nie widziałyśmy się może dwa tygodnie, niby jesteśmy w kontakcie smsowym, ale po raz pierwszy spotkałyśmy się w okolicach mojej pracy, do której niedawno wróciłam po długiej przerwie. Chyba oczekiwałam, że będziemy rozmawiać o mnie, o mojej pracy… Ale nie miałam do niej żalu. To jest taka nasza relacja. Taka niekompletna. Brak tutaj spontaniczności. Wydaje się, że każdy gest, słowo jest wcześniej przemyślane i obejrzane z każdej strony zanim ujrzy światło dzienne. Zanim odezwę się do mamy, zastanawiam się czy się nie obrazi. Może za długo się nie odzywam… strach dzwonić. Wtedy zaciskam zęby i dzwonię, by nie mieć tego napięcia. I nastawiam się, że tak jak było wiele razy, tak i teraz usłyszę: „O proszę, a cóż to się stało, że córka sobie przypomniała o starej matce?” Wtedy mam ochotę rzucić słuchawką, tzn. skończyć rozmowę, ale nigdy tak nigdy nie robię. Czasem próbuję się tłumaczyć, a czasem wyjaśniam, że telefon działa też w drugą stronę, na co zawsze mi odpowiada, że ona nie chce nam przeszkadzać. Kurcze… to jest moja mama. Ona chce dla mnie jak najlepiej. Czemu więc mi to robi? Pewnie każdy, gdy dobrze poszuka, znajdzie jakieś mankamenty w swoich rodzicach. Oczywiście wiadomo, że najłatwiej wszystkie niepowodzenia życiowe zrzucić na staruszków i tyle. Jednak ta droga zdaje się prowadzić donikąd.

Pociąg dojeżdżał do stacji, gdzie miała wysiąść moja mama. Nie za wiele udało mi się z nią porozmawiać, bo to ona cały czas prowadziła monolog. Pożegnałyśmy się, już nie pamiętam czy z cmokiem czy bez. Odprowadziłam ją wzrokiem jak podchodziła do drzwi, czekała na otwarcie, aż wreszcie znalazła się na peronie. Moja mama. Zobaczenie jej w innym miejscu niż w domu, w miejscu takim jak miejska dżungla, środek wielkiego miasta, sprawiło, że to ona jest teraz malutka, a ja muszę się nią zaopiekować. Skurczyła się moja mama. Ile jeszcze ją będę mieć? Pociąg ruszył dalej. Pojechałam do domu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Marian 20.11.2018
    Ciekawy tekst o stosunkach w rodzinie.
    Kilka błędów:
    "Tych schodów było na pewno kilkadziesiąt, a może i więcej" - > Więcej niż kilkadzisiąt to ile? Kilkaset, kilka tysięcy? To zdanie jest niezgrabne.
    "usiadłyśmy na wolnych miejscach" -> Siada się tylko na wolnych miejscach. Zdanie zbędne. Wystarczyłoby "usiadłyśmy".
    "Mamie się podobało, że jest tylko wolnych miejsc." -> Chyba to miało być: "Mamie się podobało, że jest tyle wolnych miejsc."
    Pozdrawiam.
  • Małgorzata 21.11.2018
    Faktycznie, masz rację. Bystre oko, Marian! Wielkie dzięki za odwiedziny :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania