początek
Otworzyła drzwi korytarzowe. Korytarz był długi, trzeba było przez niego przejść, by zobaczyć kto przyszedł. Przed nią stało dwóch chłopaków, których nigdy wcześniej nie widziała. Nie znała ich. Jeden był krępej budowy. Rudawe włosy sięgały mu za ucho. Drugi szczupły, z wąsami, ni to blondyn, ni szatyn. Coś w połowie.
-My do Piotrka
Powiedziała
- proszę - i odsunęła się od drzwi, przepuszczając ich.
W domu jak zwykle było dużo ludzi. Kręciła się między nimi a dziećmi, między pokojem a kuchnią. Nie zwracała uwagi na gości.
W pewnej chwili odwróciła się i napotkała wzrok jednego z tych dwóch chłopaków. Miał duże, zielone oczy. Spojrzenie było wnikliwe, zaczepne, ciekawe i badawcze. Uważne. Za każdym razem, gdy spojrzała w jego stronę, patrzyła mu w oczy. Ciągle napotykała jego wzrok. Miała wrażenie, że przygląda się jej bezustannie. Nie wiedziała po co ci dwaj przyszli i nic to jej nie obchodziło.
To ich przychodzenie stało się codziennym rytuałem. Przychodzili od tamtego dnia codziennie. Tyle, że nie mówili już do kogo przyszli. Po prostu mówili cześć. I wchodzili. Codziennie te same drzwi na korytarzu, ci sami dwaj chłopcy. I coraz częstsze spojrzenie w jego stronę. Zawsze napotykała jego wzrok.
W domu przeważnie było kilka osób. Jak to w takim małym tłumku wszyscy byli zajęci rozmową. Czasami grali w karty. Monika towarzyszyła im albo zajmowała się dziećmi. Kręciła się po domu, to tu, to tam. Czasami usiadła z innymi.
Złapała się na tym, że spodziewa się ich, tych dwóch. Czeka. I byli. Wprawdzie mieszkali na tym samym osiedlu, ale byli młodsi od niej i od Piotrka. On mieszkał w jej bloku. To, że go nie znała nie było niczym dziwnym. Mało osób stąd kojarzyła. Wprowadziła się do męża kilka lat wcześniej, ale nie nawiązała dotąd z nikim znajomości. Poza kilkoma starymi przyjaciółmi, którzy mieszkali także tutaj, ludzie byli dziwnie obcy. Nie starała się z nikim nowym poznać. Blok był duży, mieszkało w nim wielu lokatorów.
-/-
Małżeństwo z Piotrkiem było zbyt przepełnione goryczą, żeby mogła dłużej tkwić w nim na dawnych zasadach. Piotrek zdradzał ją na każdym kroku, dobrze o tym wiedziała. Nawet z jej koleżankami. Znamienne było to, że one umiejętnie udawały dobre przyjaciółki, uśmiechając się jej prosto w oczy.
Piotr mało interesował się domem, dziećmi. Małżeństwo było koniecznością ze względu na ciążę. Koniecznością według rodziców Moniki. Poddali się obydwoje ich woli, ale między nimi kiepsko się układało.
Zastanawiała się nad odejściem od niego. Brakowało jej już sił do podtrzymywania tego związku.
Jarek, bo tak miał chłopak z dużymi, zielonymi oczami na imię, pociągał ją coraz bardziej.
- Nawet ładny… Jakie duże oczy… - myślała.
Miał zgrabną sylwetkę, raczej szczupły w ramionach. Wysoki, taki akurat. Ciemno blond włosy i wąsy, dość sumiaste. Włosy były mocne i gęste, zaczesane do góry.
Oczy miał bystre, spojrzenie zaczepne, ogniki uśmiechu w oczach. Uśmiechał się pod nosem za każdym razem, gdy spojrzała na niego.
Zaczęło jej zależeć na tych odwiedzinach. Dokładniej sprzątała dom, częściej przeglądała się w lustrze. Znaczenia nabrało to, w co się ubierze, jak ułoży włosy. Ale czuła się dziwnie spięta w jego obecności. Tak jakby powinna coś zmienić w sobie, poprawić…
Parę razy przyszedł z dziewczyną. Ładną, drobną szatynką. Sympatyczną. Potem już przychodził bez niej.
- Dlaczego Beata nie przychodzi?
- Nie… to już się skończyło – odpowiedział lakonicznie.
Przychodził już teraz sam. Bez kolegi. Po prostu. Nie było Piotrka. Piotrka nigdy nie było, był gościem w domu.
Rozmawiali. Na uśmiech odpowiadał uśmiechem. Było coś magicznego w tym uśmiechaniu. Rozmawiając patrzyli sobie śmiało w oczy. Uśmiechali się do siebie nawzajem oczami.
Coraz bardziej Piotrek tracił znaczenie. Już tak nie bolało. To skąd i kiedy wracał, nie miało znaczenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania