Początek końca (edit)
-Edo nie rób tego.- Błagalnym głosem przekonywałem tego głupka
-Nic nie rozumiesz to nasza jedyna szans… jeśli nam się uda będą o nas pisać legendy.- mówił Edo
-Jeśli się uda? A co jak nie?-próbowałem odciągnąć go od tego chorego pomysłu.
-Słuchaj idioto jeśli Skalijczycy wejdą do miasta to wszyscy zginiemy!- warknął na mnie z nienawiścią w głosie
-To co chcesz stworzyć może tylko odbierać życie.- kontynuowałem desperackie próby ratowania przyjaciela.
-I właśnie dla tego jest nam teraz potrzebne.- przemawiała nim już tylko nienawiść.
-Nie rozumiesz to może zapoczątkować zagładę całego Wederone.-wiedziałem już, że go nie przekonam i skończy to co zaczął.
-Nie jesteś w stanie mi przeszkodzić, zrozum dzisiaj mamy szanse zakończyć to czego my nie zaczęliśmy. Czy nie masz już dosyć wojny w której giną nasi przyjaciele?
Milczałem.
-Odejdź więc i zapomnij o tej rozmowie sam będę cieszył się chwała na jaką zasługuje.- dodał gniewnie Edo
-Nie zasługujesz na żadną sławę. Żegnaj Edo obawiam się, że już się nie spotkamy.- wyszedłem.
Przez szparę w drzwiach obserwowałem Edo. Na stole poukładał kości obsypał je jakimś dziwnym proszkiem zaczął wypowiadać jakieś słowa. Po kilku minutach rozciął swój palec i skropił szczątki krwią odwrócił się i krzyknął powstań, w tym momencie szkielet zaczął intensywnie parować uniósł się w powietrze i z ogromną siłą opadł na stół. Edo załamany opadł na podłogę. Odwróciłem się i zacząłem wychodzić po schodach na dziedziniec, w połowie drogi usłyszałem jakiś hałas dobiegający z dołu, ostrożnie zszedłem na dół i uchyliłem drzwi, zobaczyłem edo leżącego całego zakrwawionego na podłodze nad nim pochylony szkielet wyrywał rękoma kawały mięsa i pożerał je.
Uciekłem i zatrzasnąłem kryptę.
Sytuacja na murach wyglądała coraz gorzej Skalijczycy wdarli się przez pierwszy pierścień zmuszając obrońców do wycofania sie przed pałac ostatnie miejsce skąd nie było już ucieczki.
Najeźdźcą zaczęło brakować sił i zapasów aby kontynuować oblężenie, obwarowali się w zewnętrznym pierścieniu i czekali na zapasy.
Nie czekaliśmy aż ponownie zacznie się oblężenie, w nocy trzy oddziały weszły do zewnętrznego pierścienia i pozbyły się wartowników. Znalazłem się w trzecim oddziale naszym zadaniem było wyeliminowanie największego obozy Skalijczyków w południowej dzielnicy pierścienia. Nasz oddział składał się z piętnastu wojowników. Obóz najeźdźców znajdował się na rynku otaczały go domy mieszkalne co znacznie ułatwiło sprawę, wróg nie spodziewał się ataku można to było wywnioskować po liczbie wartowników. Podzieliliśmy się na pięć trzy osobowych grup i otoczyliśmy obóz, gotowość do akcji sygnalizowaliśmy za pomocą kamieni, uderzają nimi o siebie powstawała iskra którą było widać z dość dużej odległości.
-Jest zaczynamy, trzej z naszej strony. Damy rade?- Zapytał jeden z kompanów.
-Tak ale musimy podejść bliżej.- dodał drugi z pewnością w głosie
-Ok ja biorę tego z lewej jest najbliżej więc poczekajcie jak skończę, jeśli coś pójdzie nie tak to dajcie innym sygnał do odwrotu.- zawsze byłem dobrym przywódcą wiec chłopaki zrobili jak kazałem.
Ogniska żarzące się na rynku delikatnie oświetlały okoliczne budynki.musiałem skradać się od budynków do wozu z amunicją a potem pod prowizoryczny namiot.
Siedem metrów dam rade? A co jeśli ktoś zobaczy? Nie, musze to zrobić wszyscy czekają.
-Do broni atakują nas!- dobiegały krzyki z centrum obozu.
-odwrót- krzyknąłem i pobiegłem do uliczki gdzie czekała na mnie reszta grupy.
wycofaliśmy się do wcześniej określonego miejsca zbiórki.
-Jakie mamy straty?- zapytałem
-Wszyscy cali.- odparł jeden z żołnierzy.
-Co tam się stało kto nawalił? Wszyscy mieli czekać na znak!- warknął któryś z wojowników.
-Wszyscy czekali ktoś inny zaatakował obóz.-odparł inny
-Ktoś inny? Musimy wracać do pałacu.- powiedziałem
Przez całą drogę zastanawiałem się kto zaatakował Skalijczyków, czy ktoś przybył nam z pomocą? Czy nasze losy się odwrócą? Czy mamy szanse odwrócić bieg tej wojny?
Dotarliśmy brama była otwarta. Weszliśmy na dziedziniec wszędzie był pełno krwi i żadnego ciała. Popatrzyłem wtedy na wejście do pałacu, przed nim stał postać w szacie skrywająca twarz w cieniu kaptura,
-Co tu się stało?-wykrzyknąłem.
Nic żadnej reakcji ani odpowiedzi. Podszedłem bliżej i ponowiłem pytanie
-Co tu się stało?-i znów nic.
Z drzwi pałacowych wyszły dwa szkielety, kiedy zrównały się z zakapturzoną postacią ta odsłoniła twarz.
Zamarłem gdyż był to Edo.
Komentarze (5)
Pod względem treści dla mnie jest zdecydowanie za mało opisów. Fabuły się nie czepiam, gdyż to dopiero początek. Zostawiam 3. Powodzenia w pisaniu dalszych części :)
Ps. Witam na opowi! :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania