Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Poczęcie Obserwatora

Wszystko, co się dzieje, ma swój powód.

 

Dzisiaj kolejny dzień zastanawiam się nad powodem kontynuacji mojego żywota.

 

I o tym właśnie jest ta opowieść.

 

Jestem ostatnim z linii Herenów, starożytnego wierzenia, istotą wahającą się między fizycznym istnieniem a byciem myślą. Ja zobaczyć mogę wszystko, lecz mnie zobaczyć się nie da. Ja mogę dotknąć, co zechcę, mnie dotknąć może jedynie istota z mojej linii. Tak się składa, że potężniejsze byty zniszczyły moją historię, to, co było dla mnie najdroższe.

 

Starsze Bóstwa nie mogły znieść naszej egzystencji, toteż zesłali na nas swoje plagi. Ich metody przerastały moje najgorsze koszmary. Wrzucali moich pobratymców w głęboki trans, potrafili nas dostrzec, jako że ich percepcja przekraczała nawet i naszą. I gdy budziliśmy się ze stanu, w jaki nas wtrącali, gubiliśmy nasze wszystkie przekonania, zatracaliśmy się w ciemnych korytarzach, o żylastych ścianach, grubych pnączach przypominających ogromne larwy. Zewsząd dobierała się do nas lekka smuga szarego dymu, coraz to bardziej nas oślepiająca.

 

Będąc Herenem, wierzyło się w powód każdego działania. W naszym kręgu, sporo z nas odbierało sobie własne życie, co kończyło ich cykl istnienia. Jednakże ci, którzy z jakiegoś przypadku losu, próbę samobójczą przeżyli, bądź nie byli w stanie wykonać tego procesu poprawnie, zgłębiali się w odkrywanie powodu ich życia.

 

Nasi niszczyciele dobrze o tym wiedzieli, wykorzystali to w naszej zagładzie. Budząc się z własnych mrzonek, zatracaliśmy jakiekolwiek chęci by odkryć, dlaczego nie udało nam odebrać sobie życia – to dotyczyło tych, którzy próbę mieli za sobą. Ci nieszczęśnicy stawali po chwili w miejscu, po czym zaczęli zanikać. Do tej pory nie wiem czy wciąż istnieją gdzieś w jakimś zakątku egzystencji. Natomiast pozostali zostawali strąceni z dotychczasowego kursu na drogę zupełnie nieznaną, obcą. Zostawaliśmy zmuszani do przymusowego samobójstwa, ponieważ do tego zawsze sprowadzało się nasze życie. Jednakże w tym wypadku, po prostu przestawaliśmy istnieć, jeden po drugim.

 

Z jakiegoś powodu mnie trans nie dotknął. Moją ukochaną, mój powód istnienia, porwał sen. Zniknęła na moich oczach, wciąż wpatrując się na nią coraz to mniej mogłem jej dostrzec, aż w końcu nie mogłem jej ujrzeć kompletnie. Krzyknąłem resztkami sił, ból głowy był olbrzymi, ponieważ straciłem osobę, sprawiającą, że żyje.

 

Gdy mogłem już się przemieszczać, uciekłem jak najdalej od naszej małej osady. Odciąłem się od mojej ezoterycznej formy wcielając się w materię. Skoczyłem z klifu by zakończyć swoje żałosne życie.

 

Wtedy to historia ponownie stała się przejrzysta, ponieważ przeżyłem. Zostałem wyłowiony na plaży następnego dnia. Wzięto mnie pod opiekę, wyleczono z ran, umyto. Gdy zacząłem kontaktować podarowano mi posiłek, stąd mogłem stwierdzić, że znajdowałem się wokół ludzi. Wpatrywałem się w nich ze strachem w oczach, nie odzywając. Nie byli na mnie źli, chyba rozumieli, że byłem w szoku, dziwiła mnie ich dobroduszność. Zostałem następnie odprowadzony do pokoju z łóżkiem, gdzie mogłem odpocząć i pozbierać swoje myśli.

 

Na początku był chaos, następnie pojawiła się moneta, stworzyła balans energii. Ból głowy nie ustępował, a do tego, zostałem uwięziony w fizycznej, ludzkiej formie. Byłem stary, ale chodzić mogłem, miałem długą, szarą brodę. Podpierać się musiałem kijem, mój wzrok nie był już tak dalekozasięgowy jak dawniej, ograniczony dystans działania wszystkich zmysłów. A więc tym był człowiek.

 

Moje dni w osadzie mijały spokojnie i powoli. Coraz to bardziej przyzwyczajałem się do swojej ludzkiej kopuły. Większość czasu spędzałem na wzgórzu nieopodal chat mieszkańców. Znajdowało się tam dość spore drzewo, a pod jego bujnymi liśćmi, w cieniu stała ławka. Polubiłem tamto miejsce, można było dostrzec zachodzące słońce, a takie zjawiska wzmacniały, w rozumieniu ludzkim, emocje. We mnie wzbudzały siłę moich kontemplacji, potrafiłem zasnąć pnąc z pytania, do pytania, wspinając się po pnączy ciągu myśli.

 

Przez innych również zostałem ciepło przyjęty, widzieli we mnie zwykłego starca, zniedołężniałego człowieka, który zostawiony na pastwę losu, by umarł. Byłem na ich utrzymaniu, czego nie rozumiałem, choć z czasem nauczyłem się doceniać ich trud, ukłonem, na tyle ile pozwalały mi plecy. Im więcej dni mijało, coraz to bardziej otwierałem się do mieszkańców, poznawałem ich po twarzy, nawet uśmiechnąłem się do przebiegającej obok mnie młodzieży. Coraz bardziej przypominało mi to moje wcześniejsze, bardzo podobne życie.

 

Jednak, mimo że brzmi to wszystko kolorowo, wydawałoby się, że czeka mnie spokojna śmierć ze starości. W rdzeniu, centrum bądź po ludzku, mózgu, nie jestem pewien. W każdym razie fizycznie przedstawiałem się, jako starzec, ale czułem się, jak młoda istota. Nie wiem, dlaczego, zawsze trzeba się zakochać. Być może jest to naturalne po stracie? Albo podświadomie chce wrócić się do tego, co było przed stratą? Znalezienie odpowiedzi na te pytania zajęłoby za dużo czasu.

 

Do tego doszła w końcu do mnie jedna rzecz. Co się stanie jak moje fizyczne ciało się zużyje, umrze? Ja umrę z nim? To pytanie przewijało się od czasu do czasu, gdy nie było zastępowane przez moje pragnienie odwzajemnienia uczucia. Miała na imię, w sumie to nie ważne, no, ale była przepiękna. A dlaczego nie ważne? Ponieważ umarła pierwsza.

 

Jej ojciec w łzach w oczach trzymał jej truchło przed stodołą. Ja spoglądałem na wszystko siedząc na mojej ławce, podczas gdy księżyc swym światłem przebijał moją długaśną brodę, wysyłając małe, choć intensywne promienie w stronę zmarłej. Winowajcą był jeden z linii Sikeh. Łatwo było poznać po wyrytym pająku na klatce, nie, na całym przednim ciele. Widząc ten znak, wiedziałem, że był to początek tragedii. Pajęczy fetyszyści, wyznawcy pająka-kobiety, inaczej, stworzenia będącego płci żeńskiej o wyglądzie włochatej tarantuli skrzyżowanej z czarną wdową. Nigdy nie potrafiłem tego dobrze opisać. W każdym razie, ich obecność zawsze sugerowała nadchodzącą tragedie. W swoim wyznaniu, Sikeh byli przekonani o potrzebie ofiary z kobiety, niekoniecznie musiała być ona ludzka. Robili to, gdy wewnątrz siebie poczuwali pożądanie, lubieżność, dotyczyło to wszystkich płci wyznających Sikeh. Za pomocą dwóch sierpów wyżynali w ciele ofiary, wizerunek pająka, grubość jego odnóży symbolizowała ogrom pragnienia. Obecność takiego znaku symbolizowała narodziny nowego pajęczaka, z czasem, zostawić miał on jaja w swojej ofierze. A tymi jajami okazywały się następne tragedie.

 

Oczywiście zostałem oskarżony przez mieszkańców, że sprowadziłem złe duchy. Ciężko winić prostych ludzi za takie spostrzeżenia. Na szczęście dla mnie, ludzie spoglądali na mnie krzywo z wyraźnym brakiem zaufania. Mogli przecież mnie wygnać czy nawet wyładować swoją rządze zemsty na mnie. Gdy już przygotowali ciało do pogrzebu, ja siedziałem już na mojej ławce. Tak jakby nigdy się z niej nie ruszyłem. Przynajmniej takie miałem przeczucie. Po jakimś czasie zabrali zmarłą dziewczynę i poczęli kopać dla niej rów. Czułem dziwny smutek, czułem swoją szorstką skórę i twarde, grube włosy mojej brody. Łza poleciała mi z oka, przecinając kurz na mojej twarzy, opadła na ziemię. Zmarła leżała już zakopana, a nad jej grobem klęczący ojciec. Próbowali go zabrać, bo deszcz zaczął padać, ale on ruszyć się nie mógł. Zostawili człowieka, co córkę stracił samego. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Być świadkiem czyjejś śmierci oraz lamentów bliskiej osoby tego kogoś. Chciałoby pewnie dołączyć do swojej ukochanej osoby. Po cóż żyć bez swojego powodu do radości?

 

Pogoda pogarszała się z każdą minutą, niebo okryła szarość, gęstość deszczu wywołała mgłę. Wstałem z ławki, chociaż nie widziało mi się za bardzo wychodzenie spod drzewa, które dotąd dawało mi schronienie. Usiadłem, zatem ponownie z nadzieją, że niedługo ulewa przejdzie.

 

Minęło kilka dni od smutnego incydentu, czułem się coraz słabszy, chodzenie sprawiało mi więcej problemów. Niestety, moje życie zbliżało się ku końcowi. Było ciemno, środek nocy, siedziałem jak zwykle na mojej ławce i wpatrywałem się w gwiazdy. Ich liczba nie do zliczenia, piękne świecące. Przymknąłem na chwilę oczy, a gdy je otworzyłem, zostałem otoczony przez mieszkańców trzymających pochodnie w rękach. Ich wzrok przepełniony był nienawiścią, złem. Czerwone ślepia wpatrujące się na moje bezbronne istnienie. Nie przychodziło mi żadne wyjaśnienie tego, co miało się dziać. Dwaj dorośli mężczyźni wzięli mnie za ręce, kładąc moje na ich barkach. Zaczęli mnie targać, moje nogi ocierały się o ziemię. Znaleźliśmy się w wiosce, przy budynku służący za kościół, następnie poszliśmy na tyły. Pociągnęli za stojak na pochodnie, tylna ściana budowli zaczęła się zsuwać na dół, otwierając przejście schodami na dół, w ciemność. Moje nogi obijane były o każdy szczebel, czułem, że już wtedy umierałem. Jednakże nie spodziewałem się tego, co znajdowało się na samym dole. Średniej wielkości pomieszczenie, na tyle duże by pomieścić przedziwną rzeźbę, symbol świecący się matowo w srebrnym kolorze. Przestawiał on coś na bazie krzyża, jednak z okręgiem zawierającym w swoim wnętrzu podstawę, która tworzyła krucyfiks. Z okręgu uciekało wiele spiralnych ramion we wszystkie strony rzucając się w stronę ścian, wbijając w nie jak kleszcz. Przed ową konstrukcją znajdował się prosty ołtarz zrobiony z kamienia, a wokół niego mnóstwo krwi. Jednak sprawiała ona wrażenie suchej, jakby wszczepionej w podłoże. Rzucili mną na obiekt jak mięsem do rzezi, przywiązali łańcuchami, grubymi, zimnymi i całymi we krwi. Ołtarz, na którym leżałem położony był tak, że swoimi oczami patrzyłem prosto na konstrukcje przypominającą krzyż. Mieszkańcy otoczyli mnie leżącego zostawiając lukę pomiędzy mym łożem a strukturą, na którą spoglądałem. Zrzucili swoje pochodnie na ziemie, gasząc je butami. Nastała kompletna ciemność, jedynie lekkie światło z czerwonych ślepi ludzi mnie otaczających mogłem dostrzec. Po chwili jednak zaczęło się coś dziać. Krzyż zdawał się poruszać, zmieniać kolor na mocny obsydian, jego ramiona drgały coraz bardziej widoczniej. Nagle, usłyszałem okropny ryk, łańcuchy objęły mnie mocniej, krusząc moje kości. Splunąłem krwią przed siebie, ta spadła na moją twarz, wpadając do oka. Poczułem pieczenie, grzejącą się wodę w swoim ciele. I wtedy to krzyż ożył, pojawiły się oczy na jego prostej podstawie, a ramiona zaczęły machać agresywnie przede mną. Z jednego oka, tego czegoś wyłoniło się cienkie jak nitka pnącze, które wbiło się w moje ciało w przeciągu sekundy. Łańcuchy coraz mocniej naciskały łamiąc mi żebra. Starałem się kaszleć, nabrać oddechu, jednak mogłem tylko pluć krwią, która to wracała na moją twarz. Mogłem czuć rozrastającą się wewnątrz siebie sieć, zbliżała się do serca, gdy nagle, potwór, czy krzyż wydarł się trząsając całym pomieszczeniem jak kostką. Ściany zapaliły się krwistym ogniem, mieszkańcy spojrzeli na siebie z zaskoczeniem, ze strachem. W panice zaczęli uciekać w stronę wyjścia, jednak spiralne ramiona zablokowały im przejście. Stwora darła się tak mocno, strasznie i niewyobrażalnie nieludzko, mogłem poczuć jak mój słuch zamarł i nie słyszałem już nic. Czymkolwiek to było, było przerażająco wściekłe, machając ramionami we wszystkie strony. Mieszkańcy nie mając drogi ucieczki padli na kolana, błagając stworzenie, o darowanie życia. To jednak nie było mi dane, spiralne kończyny stwora zaczęły brutalnie atakować ludzi, rozbryzgiwać ich ciała po całym palącym się pomieszczeniu. Zaczęło padać krwią, dosłownie, z sufitu. Części ciała, organy ludzkie, płyny, wszystko, co w człowieku mogłoby się znajdować latało jak w mikserze. Nie wiedziałem, co się działo i dlaczego. Nigdy nie byłem świadkiem takiej brutalności. Gdy masakra doszła do końca, krwisty ogień palący ściany wchłonął szczątki ludzi, krew przestała padać. Nastało wrażenie jakby wpatrywania się w zapętlony cyklon, chwilowe, wsysające wszystkie zmysły, i wtedy to ramiona stwora zaprzestały jakiegokolwiek ruchu, a sam potwór wrócił do nieruchomego stanu srebrnej konstrukcji. Niestety, łańcuchy gniotące moje ciało pozostały, a ja nie za bardzo miałem się jak ich pozbyć. I tak zostałem czekając na śmierć. Czekałem. Czekałem. Przepełniony bólem i smutkiem, czekałem. By w końcu dołączyć do swojej ukochanej dziewczyny. Czekałem. W końcu, śmierć nadeszła. Nie byłem już w stanie oddychać. Umarłem.

 

– Gdzie chciałbyś się udać?

 

– Nie możesz odpowiedzieć, nie masz kontroli, byłeś w pewnym sensie tylko człowiekiem.

 

– Teraz to jest twoja rzeczywistość, życie z demonami, duchami, zjawami, mitami, legendami.

 

– Jesteś żałosny.

 

– Naprawdę myślałeś, że po śmierci, co, stanie się twoje życzenie?

 

– Zostawcie go, to istota eteryczna, znęcanie się nad nim nic nie da.

 

– Jak zawsze ktoś musi popsuć zabawę…

 

– Możemy pognębić innych zmarłych, chodźmy.

 

Obudź się, nie umarłeś, nie możesz umrzeć. Jesteś wyjątkowy. Trzymasz się egzystencji tak mocno jak człowiek swojego majątku. Nie możesz odpowiedzieć, dlatego pozwól, że przejmę narracje. Jestem Yghatron, pierwszy z tych, którzy spróbują przekonać cię do naszej racji. Jeden z tych, którzy według ciebie, wybyli twoich pobratymców, zostawiając tylko ciebie. Pozwolę ci być w tym przekonaniu, jednak jak sądzisz, dlaczego dane było ci żyć, jako człowiek? Mogłeś doświadczyć bezsensu waszego świata, waszej planety. Wszystko zniknie, wszyscy zginą. Cierpienie i ból, to są powody, dla których człowiek żyje. My chcemy unicestwić wszystko, co żyje. By uratować ludzi, żałosną rasę. Ale cóż mogą cię oni obchodzić, przecież byłeś bytem eterycznym. Nie martw się, wybyliśmy wszystko. Zamordowaliśmy niewinnych i nieświadomych. Udusiliśmy czołgające się dzieci. Na tym świecie pozostali już tylko ludzie i tylko dla nich stworzymy prawdziwy azyl od życia. Przywrócę ci życie. I zmienię narrację.

 

Obudziłem się biorąc największy wdech, jaki wydawał mi się za możliwy. Co się ze mną stało? Moje ciało, kim ja jestem? Znajdowałem się na środku jakiejś polany z drzewami wokół. Ostatnie, co pamiętam to jak umarłem przykuty do kamiennego stołu. Ale wtedy byłem starcem, a teraz? Nie czułem bólu w nogach, mogłem podskakiwać bez problemu, byłem młodszy, bardziej rześki. Za bardzo nie wiedziałem, co miałem zrobić, dokąd się udać. Nagle z drzew wybiegła jakaś młoda dziewczyna, była bardzo piękna. Po chwili zorientowałem się, że biegła w moją stronę. Aż w końcu dotarła i objęła mnie w ramiona. Było to takie miłe. W całym swoim życiu nie wiedziałem jak to jest. Mimo że przytulałem swoją ukochaną wiele razy, było to w naszych eterycznych postaciach, nie odczuwaliśmy dotyku ciał jak teraz tylko do nas oboje wysyłany zostawał przekaz do odbiorników. Nie było to nigdy takie, ciepłe i miękkie. Zabrała mnie za rękę w stronę drzew. Jako że i tak nie wiedziałem, co się dzieje, dałem się poprowadzić. To, co czekało mnie dalej było… smutne. Tylko, nie dla mnie. Czułem jak komuś było źle. Dziewczyna zaprowadziła mnie do odosobnionej chatki, w środku znajdowało się łóżko. Rzuciła mnie na nie, po czym zaczęła się rozbierać. Jako istota eteryczna nie miałem pojęcia, co się działo. Ale ktoś inny wiedział. Ktoś, kto to wszystko obserwował.

 

– Tak, nadaje się, jest idealny!

 

– Mówiłem, że jest wyjątkowy.

 

– Będzie jednym z Czterech.

 

Jak można kogoś tak skrzywdzić? Czemu wszyscy oprócz mnie mają to, o czym ja mogę tylko pomarzyć? Dlaczego tylko oglądam swoje marzenia, jak spełniane są dla aktorów, których nie zawsze nawet znam? Jestem sam, zawsze byłem i będę sam. Tylko obserwuje i zapisuję. Nie potrafię zrozumieć. Czy taka jest moja rola? Znaleźć sens? Miałem wizję, powiedziała mi, że jeśli się jeszcze nie zabiłem, nigdy mi nie wyszło i boje się odebrać sobie życie jak należy, musi być powód. Dlaczego coś trzyma mnie przy życiu? Ta energia we mnie zabraniająca mi odejść. Czy to zwykły strach? Nie mogę pojąć swojego cierpienia. Ale jeśli ja cierpię tutaj, ktoś gdzieś musi cierpieć jak ja.

 

Straciłem na chwilę przytomność, naga kobieta zbliżyła się by upewnić się, że ze mną wszystko w porządku. Gdy potwierdziłem, uśmiechnęła się i usiadła mi na nogach. < Ktoś gdzieś musi cierpieć >

 

Nagle to przez okno wleciał kamień, a potem następny, kolejny trafił dziewczynę w twarz pozbawiając jej przytomności. Gdy ja spanikowany chciałem uciec, dostałem w czoło przy otwarciu drzwi i również odleciałem.

 

Po jakimś czasie, dokładnie mi nieznanym, obudziłem się przywiązany, znowu gdzieś przywiązany, do drewnianego pala. Przede mną była dziewczyna. Wkrótce objawili się też nasi porywacze. Tym razem wiedziałem, kim byli. I wcale nie uśmiechało mi się na myśl o tym, co nas czeka.

 

Pozwól, że skrócę. Kobietę zgwałcili wiele razy, detale, detale okropne, detale bardziej okropne i obrzydliwe. Potem kazali jej zabić ciebie i umarłeś. To ma małe znaczenie. Winowajcy byli nudni nie ma, co ich wspominać, przejmę narracje.

 

Znowu umarłeś, twoja historia nie była długa ani szczegółowa. Była dość krótka i w sumie to nie za ciekawa jakby na to spojrzeć. Gdyby pomyśleć trochę więcej to jest przepełniona bólem i cierpieniem, ale jako że pominąłem dokładne streszczenie sytuacji, za bardzo tego nie czuć. Mogę zagwarantować, że ktoś cierpiał, więc spokojnie. Chciałbym ci coś wyjaśnić, jestem Atraghamnon, drugi, który zamierza cię przekonać. Zanim to zrobię, chcę rzucić światłem na wydarzenie, będące również twoją pierwszą śmiercią. To, co się stało w tamtej krypcie, masakra, której byłeś świadkiem. Nie stała się ona przypadkiem. Istota, która opętała mieszkańców, która zmusiła ich żeby poświęcić cię na ołtarzu, nie wiedziała, że nie byłeś w prawdzie człowiekiem. A na ludziach się żerowała. Więc gdy zaczęła próbę wchłonięcia twojej energii życiowej, wpadła w szał i kompletny amok. Oczywiście ty tego wiedzieć nie mogłeś, nie wiedziałeś nawet, co się działo. Byłeś tylko świadkiem masakry, a wcześniej cierpienia z racji śmierci córki jednego z mieszkańców. Następnie wcieliłeś się w młodego człowieka, zabójcę owej dziewczyny. Byłeś przystojny, kobiety same rzucały ci się w ramiona, do tego należałeś do zupełnie absurdalnego i groteskowego kultu. Kultu między innymi polegającemu na częstych interakcjach seksualnych. Cóż, kogoś to zabolało, ktoś też by tak chciał. Padłeś ofiarą jego gniewu i poczucia niesprawiedliwości. Wybiciem kultu Sikeh zajmowała się pewna grupa. Też była to banda zbereźników, morderców i popaprańców. Teraz powinieneś na podstawie tego, co zaobserwowałeś, usłyszałeś móc stwierdzić, świat ludzi jest pozbawiony sensu. Musisz się z nami zgodzić, nie ma czegoś takiego jak prawda czy fałsz, racja czy kłamstwo, dobro czy zło. Nigdy tego nie było i w naszym świecie nie będzie. My nie mamy racji, my mamy to, co jest by racje stworzyć. Jedyne rozwiązanie, masowe unicestwienie, zamordowanie każdego żyjącego w jakikolwiek sposób. Oni chcą być brutalni, oni chcą gwałcić, zabijać się nawzajem, toczyć wojny, kraść, sprzeczać się, ranić, nienawidzić i niszczyć. Dlaczego nie możemy zrobić tego za nich? Na kontynencie toczy się wojna, człowiek zabija drugiego, odbiera mu życie i dokąd te życie idzie? Nie wiesz? Ja też nie. Jestem nieśmiertelny, tak jak powinno każde istnienie. Każde marzenie spełnione, nikt cię nie lubi i nie chce spędzać z tobą czasu? W naszym świecie nie będzie takiej sytuacji. Mieszkasz z kimś, kogo nienawidzisz, z rodzicami, którzy nienawidzą siebie i ciągle się na siebie wydzierają? W naszym świecie będziesz żył gdzie chcesz, w domku, w ogromnym domu z basenem, w lodowym zamku, cokolwiek. Żadna kobieta na ciebie nawet nie spojrzy? W naszym świecie, to ty będziesz decydował czy to zrobi czy nie. To jest jedyna droga. Droga do perfekcji, do stanu idealnego, bez wad. Nieskazitelnego, pięknego i wiecznego. Niektórzy wierzyli w Niebo, zabiliśmy ich żeby zobaczyć gdzie pójdą. Dryfują gdzieś po nicości. Głupcy niech gniją tam na wieki. Tylko my możemy powiedzieć, że mamy racje nawet jej nie mając. Ponieważ to my dążymy by w końcu stworzyć coś, z czym zgodzi się każde istniejące stworzenie. Nawet, jeśli tego nie zrobi, zmusimy. Bo to my mamy prawdę. I nikt nie zaprzeczy, że wolałby, aby wszystkie jego marzenia zostały spełnione i mógłby ich doświadczyć, niż żeby męczyć się, tarzając jak robal przez brutalność życia tylko po to żeby na końcu umrzeć!

 

Powtórzę, wszyscy powinni zostać unicestwieni. Oddaje narrację.

 

– Hej, obudź się.

 

– Co, gdzie ja znowu zaś jestem?

 

– Jesteś w sądzie.

 

– Co to?!

 

– Nie krzycz, błagam cię…

 

Teraz ja Naflarar, przejmę narrację. Jestem trzecim. I chcę samemu opowiedzieć ci twoją obecną historię.

 

Znajdujesz się jak już wspomniał twój adwokat, w sądzie. Pozwałeś swojego najlepszego przyjaciela, ponieważ znalazłeś dowody na to, że planował cię okraść z twojego majątku. A jest on duży, ponieważ odziedziczyłeś go po ojcu. Łatwo dla ciebie. Jesteś na etapie przedstawiania ostatnich argumentów, w sumie to jedna osoba z twojej drużyny adwokatów. Nie potrafię opowiedzieć tego w sposób, żebyś mógł wczuć się w postać, zrozumieć jej ból i uczucia. Wymagałoby to trochę więcej pracy. Ale to zaraz. Podczas procesu twój przyjaciel oraz jego świadkowie kłamali ci prosto w oczy, gdy zeznawali. Ale tego udowodnić nie mogłeś. Twoimi dowodami na winę swojego najlepszego przyjaciela były fakty, że widywałeś jak szpiegował przy twoim domu. Gdy zapraszałeś go do siebie, często pytał o majątek, raz przyłapałeś go jak próbował otworzyć zamek do pokoju gdzie skarb swój trzymałeś. Rozprawę przegrałeś. Przekupiony sędzia zadecydował. Musiałeś przekazać ogromną sumę w ramach składania fałszywego oskarżenia. Nie pytaj mnie, nie rozumiem ludzi i jak działają ich procesy, starałem się opisać jak najlepiej. W każdym razie, sytuacja spowodowała, że zatraciłeś wiarę w cokolwiek wokół siebie. Zacząłeś ignorować znajomych, siedziałeś w domu coraz dłużej. Brałeś środki odurzające, tylko po to by zapomnieć o tym, jak zostałeś potraktowany przez osobę, którą uznawałeś za najlepszego przyjaciela. Smutny los, przestałeś malować, śpiewać, mimo że bardzo lubiłeś to robić. Po paru latach straciłeś pozostałości po ojcu, nie miałeś już pieniędzy, nie miałeś domu. Wydalony na ulice. Opluwany przez przechodniów, obśmiewany. Marzłeś każdego dnia, było coraz ciężej i ciężej. Starałeś się o pomoc swoich dawnych znajomych, ale oni o tobie już zapomnieli, ponieważ nie spotykałeś się z nimi. Dzień z dniem trzymając się na resztkach ze śmietników. Ale pewnego dnia spotkało cię coś pięknego. Coś, co przeszywa i moje fikcyjne serce. Tak mi przykro, że to piszesz, że to czytasz. Jest mi tak cholernie smutno, że zamierzasz to napisać. Ja, istota interstelarna, poza galaktyczna, potrafię cierpieć, gdy to opowiadam. Pewnego dnia, gdy przeglądałeś śmieci za jedzeniem, przybiegło do ciebie czworonożne stworzenie. Wyglądał na zadbanego, pewnie został porzucony, na śmierć. Na samotną, długą śmierć w cierpieniach i bólu. Jego właściciel, przyjaciel, zostawił go jak śmiecia na pastwę losu. Znalazł on ciebie. Nowego towarzysza w cierpieniu. Uklęknąłeś by przytulić pieska z pyszczkiem przesłodkim, futerkiem miękkim i przyjemnym w dotyku. Nie dość, że musiałeś karmić siebie odpadkami, to miałeś też kolegę, któremu samemu byłoby trudno. Próbowałeś błagać przechodzących ludzi żeby, choć wspomogli zwierzaka, jednak nawet i to nie zmieniło ich obojętności. Mijały kolejne dni, pies wyraźnie wychudł, ale żył. Sam siły miałeś coraz mniej. Zwierzę było przy tobie, było, gdy potrzebowałeś kogoś do przytulenia. Jest tyle dróg, tyle smutnych dróg, w którą los mógłby cię zaprowadzić. Nazwałeś psa, Azor…

 

Ktoś zapłakał.

 

Kogoś zabolało to imię.

 

Musisz żyć, nawet, gdy Azora już nie ma.

 

Płacz. Płacz. Płacz.

 

Popadnij w rozpacz. Taki był słodki, tak go kochałeś. Stracić.

 

Pierwszy, Yghatron. Drugi, Atraghamnon. Trzeci, Naflarar.

 

Obiecujemy, w naszym świecie, spotkasz Azora, będziesz szczęśliwy. Spotkasz swoją babcię, będziesz szczęśliwy.

 

Obiecujemy, w naszym świecie, nie będziesz sam, będziesz szczęśliwy. Poznasz kobietę, która pokocha.

 

Obiecujemy, w naszym świecie, nie stracisz wszystkiego, będziesz szczęśliwy. Będziesz miał wszystko.

 

Opowieść zbliża się ku końcowi. Zakończenie historii człowieka bez domu i jego towarzysza, również musi się skończyć. Cały wspólnie spędzony czas, wszystkie chwile dzielone na pół. Pokochał te zwierzę, pokochało tego człowieka. Jednak on już nie dawał rady, śmierć pukała do drzwi. Nie chciał zostawić psa samego z jego ciałem, nie wiadomo gdzie. By ten skowytał i płakał. Za wszelką cenę musiał zapewnić zwierzęciu bezpieczeństwo przed śmiercią. Zdesperowany poszedł resztką sił do domu jednego ze swoich dawnych znajomych. Wtargnął się na teren prywatny wraz z psem. Szedł przez długie podwórze, idąc coraz wolniej w stronę zdobionego domu, ze szkłem zamiast ścian. Pies starał się wspomagać swym chudym ciałem towarzysza, gdy ten nagle padł. A teraz, obserwuj prawdziwie.

 

– A więc to już koniec. Spokojnie piesku, tu będziesz bezpieczny. Zawsze będę o tobie pamiętać. Azorku, najdroższy, mój przyjacielu. Tak bardzo bym chciał…spędzić…z tobą…

 

To powiedział ten człowiek. Nie ty. Stałeś się sobą, eterycznym bytem ponownie w miejscu tego wydarzenia. Ty widziałeś, lecz zobaczony zostać nie mogłeś. To jest rzeczywistość. To jest smutek.

 

Teraz widzisz, co należy zrobić. Wiesz, kim powinieneś się stać. Zostałeś przez nas wybrany. Od samego początku byłeś wybrany. Przeżyłeś trans, jakim objęliśmy wszystkich z waszych istot. To ty zabiłeś całą swoją linię, to ty zamordowałeś swą ukochaną, a wiesz, dlaczego? Bo podświadomie chciałeś żyć, chciałeś dążyć w egzystencję, nie chciałeś by był to dla ciebie koniec. Dlatego też w momencie wyrwania się z transu zamordowałeś wszystkich by zyskać na mocy. Z naszą interwencją przemieniliśmy tą moc w człowieka. Nie była to potężna ilość, dlatego też był to starzec. Potem wrzuciliśmy cię do odpowiedniego miejsca byś umarł. Od tamtego momentu mogliśmy przenosić twoją esencję do ludzkiego bytu, jako że jednym już byłeś oraz do eterycznej formy, którą też byłeś. Musisz rozumieć swoją potęgę, swoją umiejętność. Ja tego nie potrafię. Moja ekspertyza leży gdzieś indziej. Jednak Yghatron, który z początku sam chciał obrać rolę obserwowania i ludzi, zobaczył w tobie potencjał na jeszcze lepszego kandydata to tej roli niż on sam. Zresztą, do naszego planu i tak potrzebna jest czwarta istota.

 

Czy przekonaliśmy cię do stworzenia lepszego świata?

 

Czy widzisz swoją rolę w tym wszystkim?

 

Byłeś nic wartą eteryczną istotą, którą z twoją pomocą ewoluowaliśmy.

 

Teraz, oferujemy ci jeszcze dalszy rozwój, do naszego stopnia.

 

Będziesz jednym z nas.

 

Czwartym.

 

Obserwatorem.

 

Przemów.

 

Przeżyłem dużo. Widziałem mało. Ale wiem, czego pragnę. I wiem, że tego nie dostanę. Byłem świadkiem śmierci trzech żyć. Zabiłem własną ukochaną. Jestem potworem. Podświadomie wolałem żyć, niż umrzeć z nią. Są potwory, które zmuszą do zabijania. Są potwory, które zabijają. Jest też i jeszcze jeden potwór. Nazywa się życie. I to właśnie z tym chcę walczyć. Nic nie powinno być skazanym na taki los.

 

Chcę, by moja ukochana w naszym świecie mogła istnieć ponownie, tak jak sobie zażyczy.

 

Chcę, by starzec mógł umrzeć w spokoju, by nikt nie musiał nikogo grzebać.

 

Chcę, by każdy mógł znaleźć miłość, by mógł doświadczyć tego fenomenu.

 

Chcę, chcę, żeby Azor wrócił…

 

Niechaj tak się stanie.

 

Witaj wśród wyższych istot, teraz rozumiesz i wiesz, co musimy zrobić, Obserwatorze.

 

Przygotujemy Rdzeń, już czas by nasz świat powstał.

 

Zapoznaj się ze swoją mocą i obserwuj ludzi, ich pragnienia, smutki, żale i cierpienia.

 

Czas by nastała, Ataxxiia!

 

-Koniec-

 

Sikeh – Pierwsze stworzenie nazwane pająkiem, kreatura definitywnie płci żeńskiej o wyglądzie tarantuli z głowotułowia i odnóżach tylnych, odwłok był grubszy jak u czarnej wdowy oraz przednie odnóża również pasowały do tego gatunku. Oczarowała ludzką parę szukającą doznań, doszło pomiędzy tą trójką do stosunku intymnego. Sikeh otrzymała nasienie mężczyzny, a para, poza doświadczeniem otrzymała pierwsze jaja w swoich wnętrzach. Gdy jaja wykluły się, młode przegryzły się przez przednie ciała ludzi, wychodząc na zewnątrz, zostawiając za sobą wyrytego pająka na zwłokach. Oczywiście Sikeh nigdy nie ukarałaby swoich wyznawców bez przyczyny. Spłodziła ich na nowo. Ich wola, wspomnienia zostały zachowane. Mogli dalej służyć swojej królowej. Rozeszli się po świecie rozwijając kult pająka. Jednakże zbereźność i obrzydliwość czynności z nim związanych zostały potępione przez prawie wszystkie nacje. Pierwszych spłodzonych przez Sikeh zamknięto na wieczność w lochach a kult funkcjonował w ukryciu, wykonując wolę swojej liderki, pragnąc zaszczytu bycia przez nią spłodzonym, narodzonym ponownie.

 

Rytuał Harkamu – Harkam, wąż zaklęty w zagubionym artefakcie zwanym Krzyżem Rozrostu. Istota uwięziona w konstrukcji z czasem zaczęła zbierać energie by móc opętać kogokolwiek w swoim otoczeniu. Gdy ekspedycja poszukiwaczy skarbów z Ytaru (miasta bogactw i złota), znalazła krzyż, każdy został opętany. Niewinni, niczego świadomi ludzie zabrali konstrukcje, stworzyli dla niej kryptę, głęboko pod ziemią. Harkam potrzebował ludzkiej energii życiowej, jednak był za słaby by wciągnąć każdego żyjącego, musiała to być osoba starsza. Ekspedycja z Ytaru pod wpływem opętania przynosiła do krypty starszych ludzi wbrew ich woli. Wąż miał spokój oraz pełno chaotycznej energii wokół siebie, dzięki naturalnemu mroku, zimnu krypty. Z każdym wchłoniętym starcem, artefakt poddawał się woli Harkama, rosnąc nie w sile, lecz w skrusze. Minęły lata, krypta zapadła się, zbudowano nad nią kościół, później inne domy aż powstała wioska. Harkam wyczuł okazję i ją wykorzystał opętując wszystkich mieszkańców do swej woli. Jednak zanim wąż odzyskałby pełnie siły, musiałby minąć jeszcze wieki.

 

Ataxxiia – Stworzona przez Czterech, metropolia bez waluty, utworzona przez istoty przewyższające rozwojem, inteligencją oraz technologią wiele z boskich istot. Połączonymi siłami zbudowali od zera świat, nieznajdujący się na planecie, a w podświadomości Rdzenia, nad którym Czterej wciąż pracują. Jest to miejsce ogromne, gdzie każde marzenie, każda zachcianka człowieka zostaje spełniona. Nie ma ograniczeń wszystkie istoty uzyskują pochodzenie organiczne osiągając przy tym nieśmiertelność. Ogromna nić fioletowych tuneli, mostów, przewodów, platform i wież. Nie było tam miejsca na smutek czy ból. Jest to świat idealny.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania