Pod Okupacją

Młody chłopak biegł ciemną uliczką. A raczej pędził, niczym oszalały. Nie słyszał za sobą kroków, lecz serce waliło mu jak szalone. Chciał jak najszybciej skręcić.

Nie zdążył. Bowiem niemiecki żołnierz z końca uliczki wycelował karabinem w uciekającego chłopca. Rozbrzmiał strzał…

 

Był 13 grudnia 1942 roku. W Łazienkach siedziało na ławce trzech chłopców w kurtkach. Warszawa była zaśnieżona, jak nigdy. Prawie nikt nie kręcił się wieczorami po mieście, prócz niemieckich patroli, więc chłopcy mogli porozmawiać dyskretnie, tak aby nikt ich nie podsłuchał. Była to bowiem ważna, konspiracyjna rozmowa.

Otóż tych trzech chłopaków należało do konspiracyjnego harcerstwa, Szarych Szeregów. Działali oni na szkodę Niemców, przeprowadzając tak zwany „Mały Sabotaż” polegający na uprzykrzanie życia szkopom i volksdeutchom przebywającym w okupowanej Warszawie. Teraz spotkali się, aby obmyślić nocną akcję.

- Najlepiej zrobić to na ulicy Odyńca – powiedział najstarszy z nich, piętnastoletni blondyn. – To blisko i rzadko kręcą się tam Niemcy. A na dodatek Teodor mieszka blisko i można się u niego schować! Jego rodzice to w końcu instruktorzy.

- Ale to i tak bardzo ryzykowne! – burknął najgrubszy z trójki, trzynastolatek z kędzierzawymi włosami.

- Poprzednie akcje też były ryzykowne! Znacznie bardziej ryzykowne, niż ta! – odparł blondyn

- O mało co mnie nie złapali! – splunął na ziemię grubas. – Gdybym nie wskoczył do kontenera na śmieci, było by po mnie!

- Takie jest ryzyko w konspiracji! – powiedział blondyn. – Jeżeli by go nie było, to po co byłaby konspiracja?

- Może nie dyskutujmy o ryzyku konspiracji, tylko przejdźmy do rzeczy! – przerwał nieodzywający się dotąd rudzielec w okularach. – Ja jestem za tym, żeby zrobić to na Odyńca.

- Was chyba pogrzało! – zdenerwował się grubas. – Przyłazi Teodor i mówi, że chce się ze mną spotkać i pogadać o 20:30 w Łazienkach, przyłażę, a wy tu siedzicie i mówicie, że w nocy będzie akcja! Ja mam jutro kartkówkę z chemii o jakichś głupich roztworach!

- Więc od patriotyzmu ważniejsza jest jakaś kartkówka o głupich roztworach? – zaśmiał się blondyn. – Skoro masz takie podejście….

- Dobra, najwyżej dostanę pałę! – warknął grubas! – Ale musi to być na Odyńca? Nie lepiej gdzieś w Łazienkach? Można by scyzorykiem nakreślić kotwice na pniach.

- Nie byłyby widoczne, a poza tym to niszczenie przyrody! – odparł rudzielec. – 6 punkt prawa harcerskiego się kłania.

- No to można by na ławkach nakreślić białego orła! – zasugerował tłuścioch.

- Niemcy zaraz je pomalują! – zaśmiał się rudy.

- Teodor, ty już mnie zaczynasz denerwować! – syknął grubas. – Ale niech wam już będzie, pójdziemy na tego Odyńca, a jak nas złapią, no to klops.

- Więc wszyscy się zgadzamy? – spytał blondyn. – Więc teraz się rozchodzimy i za dwie godziny spotykamy się tutaj! Wszystko jasne?

- Tak, Jacek! – pokiwał głową rudzielec. – Jak na kartkówce z roztworów!

- Miałeś już ją?! – ucieszył się grubas. – Jakie były pytania?

- Kozioł zawsze daje inne każdej klasie, Marku! – wtrącił się blondyn. – A na dodatek to oszustwo. Jaki jest 10 punkt prawa?

- Harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynkach, nie pali tytoniu i nie pije napojów alkoholowych! – odpowiedzieli harcerze chórem, po czym rozeszli się. Blondyn skręcił w stronę pałacu na wodzie, Marek na wschód, zaś Teodor na zachód, w stronę Alei Ujazdowskich.

Minęły dwie godziny i harcerze spotkali się w tym samym miejscu. Bez słowa ruszyli alejką w stronę ulicy poety Antoniego Edwarda Odyńca, bliskiego przyjaciela Mickiewicza, autora „Listów z Podróży” czy „Pieśni Filaretów”.

- Niemiec! – krzyknął nagle Marek.

- Gdzie?! – wystraszyli się pozostali harcerze.

- He, he, he – zaśmiał się pociesznie grubas. – Nabrałem was.

- Oby nikt cię nie usłyszał, kretynie! – zdenerwował się blondyn. – Zamknij się, jeżeli ktoś jeszcze coś powie zanim dojdziemy na Odyńca, to dostanie w łeb! Rozumiemy się!

- Tak jest, druhu Wacku!

Więc szli w milczeniu. Przeszli przez park Morskie Oko i po kilkudziesięciu minutach byli na ulicy Odyńca. Nie spotkali żadnego niemieckiego patrolu.

- Więc tak! – powiedział Wacek. – Macie tu kredy! Cały ten mur ma być w antyniemieckich symbolach! Orły pożerające swastyki, kotwice, karykatury Hitlera…. Chciałbym zobaczyć miny patrolu, który je zobaczy! Wszystkie chwyty dozwolone…

- Mogę narysować gołego Hitlera? – spytał Marek.

- Ej, bez takich! – zaprotestował Teodor. – Honor harcerza nie pozwala na takie rzeczy w tym wieku.

- Teoś dobrze mówi! – odparł Wacek. – Bez chwytów poniżej poziomu! W pół godziny to zrobimy.

- A jak przyjdzie patrol?! – zapytał Teodor.

- Widzicie tą boczną uliczkę?! – spytał Wacek. – Prowadzi ona na Goszczyńskiego, a tam jest dom Teodora! Biegniemy tam, a jeżeli Niemcy przyjdą stamtąd, wskakujemy na mur i w nogi!

- Cicho tu, wątpię, żeby przyszli Niemcy! – odparł Teodor. – Bardzo rzadko patrole chodzą po tej ulicy, częściej Goszczyńskiego, tam ktoś kiedyś zrobił mural z Rydzem – Śmigłym.

- Dobrze, zaczynamy.

I chłopcy wzięli kredy i zaczęli „malować” na płocie przeróżne symbole. Szło im to sprawnie, gdy nagle Wacek warknął.

- Co żeś narysował, Marek?! Mówiłem, że takich rzeczy nie robimy! Goebbels całujący tył Hitlera to nieodpowiedni rysunek!

- To nie Goebbels, tylko Himmler! – zaprotestował głośno Marek!

- Ten rysunek jest strasznie niewyraźny… Ale Niemców nie obchodzi, czy to Goebbels czy Himmler. Zobaczą Hitlera i się wściekną! W dodatku róbmy to trochę ciszej….. Oby nikt cię nie usłyszał, Marek! Po co się tak drzesz?! Spieszmy się, bo zaraz zamarzniemy.

- Wer Dort?! – rozległ się ochrypnięty, głośny głos! – Zeigen euch!

- Spadamy! – krzyknął Wacek i chłopcy zaczęli biec w stronę bocznej uliczki. Ale to z niej wyszło czterech Niemców. Trzech szeregowych w hełmach z karabinami i wysoki dowódca w płaszczu.

- Łapać psów! – rozkazał żołnierzom po niemiecku. – Nie strzelać, brać żywcem!

Panika chłopców sięgnęła zenitu. Rozbiegli się przerażeni, a Niemcy popędzili za nimi. Dowódca odbezpieczył rewolwer i wystrzelił.

- Widziałem was, smarkacze! – wrzasnął! – Zapamiętałem wasze gęby! Nie schowacie się przed nami!

Zaczął iść powoli wzdłuż muru i nagle zobaczył rysunki chłopców. Aż podskoczył ze złości.

- To są kpiny z narodu niemieckiego! – ryknął. – Jeszcze się policzymy, szczyle! Zobaczycie, co to znaczy ze mną zadzierać!

Teodor dobiegł do drzwi swojego domu. Umyje się i pójdzie spać, a rano wyruszy na zbiórkę. Bał się tylko, co się stało z kolegami. Jeżeli Niemcy ich dorwali to lipa. Dowiedzą się, gdzie mieszka. I przyjdą też po niego. Ale nie powinien myśleć o sobie, tylko o tym co szwaby mogą zrobić Markowi i Wackowi.

Z sypialni wyjrzał ojciec, Adrian Zaborczy, instruktor harcerski i drużynowy Teodora z Szarych Szeregów. Normalny ojciec byłby wściekły i zmartwiony faktem, iż jego syn ucieka nocą przed patrolami niemieckimi, ale nie on. Spojrzał na syna i spytał cicho:

- I jak?! Powiodło się wam?! Wywiązaliście się z zadania?

- Nie do końca, tato – odparł Teodor. – Było nas tylko trzech, dwóch nie mogło przyjść. No i przeszkodzili wam Niemcy…

- Wszystkim udało się uciec?! – zmarszczył brwi ojciec.

- Nie wiem, tato! Rozbiegliśmy się….

- Niech Bóg ma ich w opiece! Nie potępiam cię, że ich zostawiłeś, to było najlepsze wyjście. Grunt, że uciekłeś. Idź się wyspać na poranną zbiórkę. Pamiętasz, o czwartej rano w Łazienkach…

- Ojcze, ja chyba nie zasnę… Stres mnie ogarnął.

- Więc przynajmniej się połóż -skinął głową Zaborczy. Już dochodzi północ, więc powinieneś wytrzymać cztery godziny. Weź jakąś książkę, albo się poucz…. Za dwa dni masz kartkówkę z matematyki.

- Dobrze. Dobranoc.

- Dobranoc, Teodorze. Pomódl się lepiej, żeby twoi koledzy wyszli cało z tej opresji.

- Tak zrobię.

Chłopiec zdjął kurtkę i wszedł do łazienki. Wtem rozległ się trzask. Ktoś dobijał się do drzwi.

- Offnen! – Teodor usłyszał niemiecki głos. – Sofort offnen!

Ojciec powoli zbliżył się do drzwi. Chłopak usłyszał jego głos.

- Tak? W czym mogę pomóc?

- Pan jest ojcem Teodora Zaborczego?!

- A jakże. A co, sknocił coś?

- Pan się pyta czy coś sknocił?! Razem z kolegami dewastowali mur przy ulicy Odyńca. Całe szczęście, że nasz patrol akurat przechodził…

Cholera!, pomyślał Teodor. – Widocznie dorwali Marka i on im wygadał że brałem w tym udział…

Wyszedł cichaczem z toalety i zbliżył się do okna. Z dołu słychać było rozmowę ojca z Niemcem.

- Jest w domu?! – spytał Niemiec.

- Chwila, a skąd macie pewność czy to on?! – spytał ojciec.

- Jego kolega wszystko wygadał. Dostał w dupę kilka razy i ostrzegliśmy go, że jak jeszcze raz coś takiego zrobi, to nie będziemy tacy łaskawi. Poryczał się i uciekł do domu.. Pana syn też poniesie konsekwencje!

- Ależ proszę mu wybaczyć! To dobry chłopak, nigdy wcześniej nie robił takich rzeczy. Dobrze się uczy, wzorowo się sprawuje!

- Właśnie widziałem! – warknął Niemiec. – Gdzie go znajdę?!

- Wrócił do domu kilka minut temu. Powiedział, że był z chłopakami nad Wisłą. Ochrzaniłem go, że szwenda się nocą po mieście, a potem poszedł spać. Ale, na Boga, co wy mu chcecie zrobić?!

- Dostanie bolesną nauczkę, po czym napisze na murze coś innego.. Zobaczy pan jutro rano co.

- Ależ to jeszcze dzieciak…

- Koniec dobroci! – warknął szkop. – Idziemy po niego. A pan ma się za niego wziąć i nie dopuszczać do takich wybryków. Bo to się źle skończy nie tylko dla niego, ale też dla pana, panie Zaborczy! Zaprowadź nas pan do pokoju gówniarza!

- Proszę za mną!

Ojciec zaprowadził Niemców prosto do pokoju Teodora. Ci zapalili światło i, o dziwo, w pomieszczeniu nikogo nie było, a okno ktoś otwarł na oścież.

- Wystraszyliście go! – powiedział pan Zaborczy.

Dowódca Niemców uderzył go pięścią w twarz, po czym warknął coś po niemiecku do swoich ludzi. Ci wyjrzeli przez okno.

- Nie ma go tam, panie sierżancie Grotenessen, ale na śniegu widać jego ślady! Zwiał!

- Kiedyś tu wróci i popamięta! – ryknął sierżant! Przeklęty patriota! Jeszcze tu wrócimy! – warknął do pana Zaborczego i wymierzył mu potężnego kopniaka. – Wychodzimy.

I Niemcy wyszli z domu zostawiając w pokoju zasmuconego pana Zaborczego, który złapał się za głowę i wyszeptał:

- Niech Bóg ma Teodora w opiece. Oby pojawił się na zbiórce.

I rzeczywiście, kiedy wczesnym rankiem odbyła się potajemna zbiórka Szarych Szeregów, pojawił się na niej Teodor. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ubrany był w kurtkę, tą samą co poprzedniego dnia. Zanim uciekł z domu przez okno, zabrał ją z krzesła.

Na zbiórce pojawiło się czternaście osób. Byli to sami chłopcy w wieku od dwunastu do szesnastu lat i drużynowy, harcmistrz Adrian Zaborczy w grubym płaszczu.

- Zastępowi zameldują frekwencję na zbiórce! – zarządził drużynowy podekscytowanym tonem.

Trzech szesnastoletnich chłopców wystąpiło z szeregu. Był wśród nich blondyn Wacek.

- Czuwaj, druhu drużynowy! – zawołali chórem.

- Czuwaj, czuwaj! – skinął głową Adrian Zaborczy i przesunął się w stronę blondyna. Tamten zasalutował i krzyknął:

- Czuwaj, druhu drużynowy! Zastępowy zastępu „Bociany”, Wacław Bocian, melduje zastęp na zbiórce. Frekwencja czterech na siedmiu.

I tak każdy zastępowy meldował swoich podopiecznych. Kiedy już formalności się skończyły, przemówił druh Adrian:

- Chłopaki! Wiem, że jest wcześnie, ale otrzymałem rozkaz z góry, a mianowicie od samego „Zośki”! Tej nocy musi się odbyć kilka akcji antyniemieckich. Na pomniku Kilińskiego musi zawisnąć biało-czerwona flaga a na pobliskim słupie plakaty antyniemieckie, swastyki z Krakowskiego Przedmieścia mają być zdjęte, a szyby doktora-volksdeutcha mają zostać wybite. Po wykonaniu zadań przychodzicie nad Wisłę, pod pomnik syrenki, ten do którego pozowała Krachelska! Bociany, wy zajmiecie się pomnikiem Kilińskiego! Oto flaga i plakaty! Krakowskim Przedmieściem zajmą się Nocki, a szybami Lute Tury!

- To bardzo ryzykowne! – powiedział cicho zastępowy Nocków, chudy i kościsty brunet.

- Pół godziny temu wybuchł pożar wywołany przez kilku chłopców od „Zośki”. Trwa nadal i aż tam roi się od sabotażystów podkręcających zamieszanie, nie tylko harcerzy. Wiele patroli udało się właśnie tam i będzie wam łatwiej! No, ruszajcie! Macie godzinę i piętnaście minut.

- Ale dlaczego my mamy najtrudniejsze zadanie?! – spytał zastępowy Nocków. – Na Krakowskim Przedmieściu na pewno będą hitlerowcy, nie ważne czy był pożar czy nie.

- Ponieważ uważacie się za najlepszy zastęp – odparł drużynowy. – Więc zostaniecie sprawdzeni. Zastęp, który pojawi się pierwszy, zostanie wyróżniony! A, jeżeli jednak spotkacie Niemców to w nogi, ale nie na miejsce spotkania! Biegnijcie do Łazienek, tam będzie najbezpieczniej!

- Tak jest, druhu drużynowy! – krzyknęli harcerze chórem i pognali na różne strony.

 

Bociany szły bocznymi uliczkami, uważnie się rozglądając. Bali się znowu spotkać Niemców. Wacek opowiedział Teodorowi, że udało mu się wskoczyć na mur i przebiec jakimś podwórkiem do otwartej piwnicy na węgiel. Nie powiodło się to jednak Markowi, który z powodu swojej tuszy nie dał rady wskoczyć na mur. Niemcy dopadli go i zbili do krwi, a następnie postraszyli śmiercią. Później musiał napisać na murze 10 razy:

„Polacy to nędzne psy klękające przed przedstawicielami narodu niemieckiego”

Sierżant Grotessen celował rewolwerem w jego potylicę. Słyszał to dobrze. Niemcy skupili się na nim tak, że nie odnaleźli go i Teodora. Sierżant pewien, że Marek wyda

- Byli u mnie w domu! – powiedział Teodor. – Chcieli mnie stłuc, ale uciekłem przez okno. Mówili, że jeszcze wrócą. Trochę się boję…..

- U mnie za to nie byli. – odparł blondyn. – Mieszkam daleko po za obrębem ich działania, więc nie mogą tam przyjść. Ale Grotessen może powiadomić o mnie inny patrol. Oby byli łagodniejsi, ten sierżant to świr. Okrutnie męczył Marka, nie dziwię się, że ten nie przyszedł na zbiórkę.

- Niemcy to naród okrutników! – mruknął zastępca Wacka, Maciek Wójciak. – Widać to na każdym kroku! Oby alianci wreszcie ich zwyciężyli.

- Podobno na froncie wschodnim Niemcom idzie coraz gorzej – podjął Ignacy Sokółka zwany Bykiem z powodu nieprzeciętnej siły. Potrafił on zrobić sto pompek bez większego wysiłku.

Dalej szli bez słowa, aż dotarli do rozwidlenia dróg.

- Poczekajcie! – szepnął Wacek. – Wyjrzę zza rogu czy nikogo nie ma.

Powoli pochylił głowę na kraniec ściany stojącego na skrzyżowaniu budynku, ale szybko wsunął ją z powrotem.

- Cholera, Niemcy idą! – warknął cicho. – Wszyscy pod ścianę! Jeżeli Niemcy tu nie skręcą, to nas nie zobaczą.

Chłopcy na wznak stanęli wzdłuż ściany. Było ciemno, a hitlerowcy rozmawiali o czymś, więc żaden nie spojrzał w stronę uliczki, na której stali oparci plecami o mur harcerze. Kiedy się oddalili, Wacek dał rozkaz i chłopcy pomaszerowali dalej.

Do pomnika szewca Jana Kilińskiego na Starym Mieście doszli szybko, nie spotykając już żadnego patrolu. Wacek podał flagę Teodorowi, który podniesiony przez kolegów położył ją na pochwie na szablę szewca.

- Beznadziejne zadanie! – powiedział nagle Maciek Wójciak. – Przecież Niemcy zaraz zobaczą na cokole flagę i ją spalą!

- Właśnie! Ryzykujemy, żeby położyć flagę na jakiś głupi pomnik, nawet jej nie widać! Co ten twój ojciec wymyśla, Teoś?! – poparł go Ignacy Sokółka.

- To nie on to wymyślił, tylko jego zwierzchnicy! – wzruszył ramionami Teodor.

- Chłopaki, nie kłócimy się! – ryknął Wacek. Chłopcy stanęli osłupieni, zastępowy nigdy się tak nie darł. – Zostały jeszcze plakaty! Trzymajcie ten materiał do przyklejania, jak to nazywają?

- Taśma Klejąca – odpowiedział Teodor. – Ciężko ją zdobyć, ale nie ma rzeczy niemożliwych.

- No właśnie, taśma klejąca. Przyklejaj!

Po chwili wszystkie plakaty były przyklejone. Widniał na nich biały orzeł pożerający swastykę i napis:

„Na Białego Orła, Na Krzyż i Nasze Siły Zbrojne! Każdy wie, że Hitler przegra wojnę”

- Nieźle się zdenerwują, jak zobaczą te plakaty! – zaśmiał się Wacek. – Dobra, uciekamy! Musimy jak najszybciej dostać się na miejsce zbiórki. Drużynowy mówił, że pierwszy zastęp zostanie wyróżniony.

I harcerze puścili się pędem w stronę miejsca spotkania. Nie spotkali już, o dziwo, żadnych Niemców. Kiedy przybyli nad Wisłę zobaczyli, że drużynowy nie jest sam. Stało obok niego dwóch mężczyzn w płaszczach.

- To Bociany – powiedział im druh Adrian. – Jest w nich mój syn, Teodor. Przybyli pierwsi, jak widzicie.

- Czuwaj, druhowie! – powiedzieli nieznajomi. – Bociany, tak?

- Bociany! – odparł druh Wacek.

- Więc się zameldujcie waszemu drużynowemu – powiedział jeden z mężczyzn w płaszczu. Był to niewysoki, chudy rudzielec. Miał może dwadzieścia parę lat.

- Czuwaj, druhu drużynowy – zasalutował Wacek. – Zastępowy Wacław Bocian melduję zastęp Bociany na miejscu zbiórki, stan: bez zmian, zadanie wykonane!

- Czuwaj! – odparł druh Adrian. – Więc jesteście pierwsi. Gratulacje! Dostajecie kolejne zadanie, a po powrocie zostaniecie wyróżnieni. A, to druhowie „Rudy” i „Alek”. Nadzorują sabotaż.

- Miło was poznać – powiedział wysoki brunet, „Alek”.

- To wielki zaszczyt spotkać druhów – ukłonił się Teodor, któremu ojciec wiele razy opowiadał o wyczynach „Rudego”, „Alka”, czy „Zośki”.

- Bez przesady – zaśmiał się „Rudy”. – Pozwólcie, że to my objaśnimy wam, na czym będzie polegać kolejne zadanie. Pójdziecie na plac, ten gdzie stoi pomnik Kopernika i zawiesicie tam kolejne plakaty. „Alek”, podasz im?

- Jasne! – odparł „Alek” i podał chłopcom zwinięty w rulon plik plakatów. Powieście to szybko i wróćcie. Jakbyście spotkali Niemców to biegnijcie w innym kierunku, schowajcie się w jakimś zaułku.

- Tak jest, druhu! – krzyknęły chórem Bociany i pobiegli w kierunku placu Kopernika.

Kiedy dotarli na miejsce, było pusto. Po drodze spotkali jednak aż dwa patrole Niemców, które jednak ich nie spostrzegły.

- Dobra – powiedział Wacek. – Przyklejamy je do ścian i do tego słupa. Robimy to szybko, bo coś za dużo tu się kręci tych patroli. Nie chciałbym znowu zobaczyć gęby tego całego Grotessena.

- On patroluje inny obszar – odparł Teodor.

- Nie tylko – usłyszeli nagle znajomy głos. Odwrócili się i zobaczyli trzech Niemców z wyciągniętymi karabinowi. Jednym z nich był Grotessen. – Znowu wy?! Zachciało się wam sabotażu, gówniarze! To wam pokażemy sabotaż! Łapcie ich!

Niemcy zbliżyli się do nieruchomych harcerzy. Ci nie mogli nawet uciec, bo hitlerowcy celowali w nich z karabinów. Nagle Teodor zgrabnym ruchem wytrącił z ręki karabin jednemu z nazistów i zaczął uciekać.

- Idiota! – krzyknął Wacek. – Zatrzymaj się.

Niemcy zaczęli strzelać. Spudłowali jednak, a Teodor skręcił w boczną uliczkę. Pędził jak oszalały, chcąc skręcić w kolejną. Nie zdążył.

Strzał Niemca pozbawił go życia…..

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 29.06.2017
    Czytając opowieść ma się wrażenie, że jest to zabawa młodych chłopców. Rozwieszenie paru plakatów, czy napisanie słów na murze, to takie proste. A jednak to były akcję, które doprowadzały Niemców do szewskiej pasji. A mimo to młodzi rwali się do takich zadań. Teodor przyplacił życiem. Szare szeregi wpisały się na zawsze do naszej historii. Pozdrawiam
  • Ozar 01.12.2017
    Znalazłem ten tekst, bo to moje klimaty.
    pasja ma rację, to trochę tak wygląda bardziej na amerykański film , niż na rzeczywistość II ws. Chłopcy z "Szarych szeregów" robili dywersję, ale moim zdaniem nie podchodzili do tego tak luźno. Wbrew pozorom za wszystko co robili groziła im śmierć. Dziwi mnie tez podejście tego żandarma. Gdyby wiedział kto i co, to zgłosiłby to na Gestapo i wtedy chłopak,i jego rodzina została by aresztowana i wywieziona na aleje Schucha, albo na Pawiak. A tam tortury i albo śmierć, albo KL.
    Ale sam tekst napisany całkiem dobrze. Moje uwagi mają charakter tylko merytoryczny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania