Podłoga — nadmiar
[Nie słuchaj — to się zbliża.]
Deski w korytarzu od dawna skrzypią, ale dziś dźwięk jest inny. Cień nie kładzie się równo, jakby coś pod spodem poruszało powietrze. Staję na środku, tam, gdzie najciemniej. Słyszę rytm — dwa, dwa, cztery — jak ktoś, kto uczy się oddychać.
Zniżam głowę. Szpara między deskami delikatnie pulsuje. Wkładam palce. Ciepło. Zbyt ciepło jak na zimną podłogę. Zapach przypomina mokrą wełnę i coś jeszcze — metal, jak po cięciu.
Podnoszę jedną z desek. Pod spodem nic. A potem — ruch. Nie z dołu, tylko z mojej strony. Czuję, jak coś delikatnie muska mi nadgarstek. Skóra reaguje jak po dotknięciu języka baterii.
Ktoś przesuwa mi włosy za ucho. Jeśli się ruszę, to wyjdzie. Jeśli zostanę — wejdzie.
W lustrze na ścianie odbija się pusty korytarz, ale cień ma dłoń wyżej, jakby zdążył szybciej. Deski się prostują. Drewno zasuwa szczelinę. Zostaje tylko jeden dźwięk: krótkie pukanie, jak z drugiej strony skóry.
Wdech — dwa. Pauza — dwa. Wydech — cztery. Wracam po chwilę, żeby sprawdzić. Ciemna plama jest większa, cieplejsza, a deski już inne — jakby ktoś zamienił je w nocy. Zza ściany dobiega echo — to samo pukanie, tylko o sekundę wcześniej.
[Zgaś światło.]
Komentarze (6)
jakbym to już gdzieś czytała, może wydaje mi się, może podobieństwo
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania