Pod prześmiewczym klangorem – tryptyk

Fornir, uczulenie na orkiestrę i dwa obole

 

VII Leningradzkiej nie odsłucham,

zbyt wiele zestawień poza partyturą,

napisaną podobnie, jak tekst o jedynym

ocalałym fragmencie spalonej wsi

z tlącym się jeszcze kawałkiem płotu,

który jak kopiąca pepesza wstrząsał rękami poety,

walczącego w gazecie frontowej.

Dyspozycyjna śmierć wzięła swoje,

nigdy nieujęte w danych na widok historii. Tylko czasem,

zrywami wybiera naturalnie, z innych głodów i milczenia,

na granicy obłędu statystycznego.

 

Słońce z nadruku

 

Najlepsza koszula schła jak latawiec w ogonie klucza

kolegów, którzy obejmowali dziewczyny po Małym Księciu .

Prowizorki na haczyk, zaszczepkę pierwszej zdobycznej krwi.

Niejedna miała oczy po matce, do zrywania na pierwsze śniadanie,

bez odpalonego grzałką do wody papierosa, otwarta na miłość

do gołych ścian i nowe zasłony na zaokienną niesprawdzalność,

odsuniętej, nieposmakowanej miłości. Jakby była z bidula,

wyszturchana poza najlepszy czas i wybiegając przed albumy,

szukała swojego ujęcia dla wytarzanych po mrówkowcach z bólu,

staruszków przeturlanych w biegunowość foteli.

 

Kilka sarkazmów więcej

 

Pozbawiony oparcia echa wiatr, zatacza się,

dopala papierosa ze mną, z zadrutowanym klamrą

po zimnych nosem, nisko przy ziemi.

W pokorze daru prawie bezbolesnego odchodzenia,

boję się tylko o bliskich, którym przywleczono

inne niż dotąd pory roku. Bez oddawania ciepła

w domu z dostawianymi krzesłami,

,, w przystającej żałobie, ostatnim zaspokojeniu”.

Średnia ocena: 2.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Łukaszenko 17.09.2022
    Niezły poziom
  • Sirpions 17.09.2022
    Pierwszy wiersz to majstersztyk. Za to 5 gwiazdek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania