Pod tlenem
Duchota w powietrzu wisiała jak sinica wisi w wodach w Bałtyku. Albo w odmętach Jeziora Pilchowickiego. Zaciskała pętlę na płucach. Bogusiowi – mężczyźnie w średnim wieku o włosach przypominających kwiat kalafiora pomalowanego na kolor stroju kominiarza – duchota nie była straszna, pokonał ją uzbrajając się w butlę tlenowe zakupione w sklepie dla nurków. Połączony z nimi rurkami wchodzącymi mu w gębowy aparat, oddychał pełną piersią. Wspinając się na stary, brudny, fabryczny komin nie wiedział, że za kilka krótkich minut los niełaskawy z niego będzie chichotał. Zaśmiewał się będzie – HI HI HA HA jakby usłyszał najlepszy dowcip na świecie.
Sprawa miała się tak, że jak już Boguś wszedł na szczyt komina, spocony, zmęczony wysiłkiem wspinaczki po zardzewiałej drabince i uzbrojony w tlenowe butle nurka, przed Bogusiem rozpostarła się wspaniała panorama okolicy.
– Czy tak jak ja teraz się czuję, czuje się gołąb albo inna sikorka siedząca na krzyżu wieńczącym górny koniec kościoła? – myślał patrząc na ziemską przestrzeń poprzecinaną liniami i naszpikowaną drobnymi, barwnymi punkcikami budynków. Największym z nich był szesnasto piętrowy, ciemnobrązowy gmach banku z wielkim EM w logo. Pomyślał też, że niezależnie, jak się czuje gołąb czy sikorka, on w tej chwili na pewno poszerzył swoje horyzonty.
Niestety w tej samej chwili, co przebiegały mu ożywcze myśli, majestatyczny widok rozpościerający się ze szczytu komina zaparł mu w piersi dech. Przypomniał sobie słowa:
„Życia nie liczy się ilością oddechów ale ilością chwil zapierających dech w piersi”
Ta chwila była jego ostatnią chwilą, tak mu zaparło dech, że stracił możliwość oddychania. Po dwóch minutach udusił się i już nie żył. Po dwóch minutach i czterech sekundach leżał pod kominem przypominając naleśnika rozpłaszczonego na talerzu. Gdy spadał wyglądał jak pikujący w dół, polujący orzeł albo inny sokół szerokoskrzydły. Nurkował jak samolot i to nurkowanie w niewielkim stopniu uzasadniało tkwiące na jego plecach tlenowe butle nurka. Wyprodukowane były przez dobrą firmę – nie doznały żadnego uszczerbku podczas upadku.
Duchota psychopatyczna nie zwalniała pętli. Boguś dalej miał duchotę gdzieś. Nie potrzebował do szczęścia już niczego oprócz tego, żeby przed trafieniem do nieba przetrwać sto lat czyśćca, co mu go Najwyższy Prokurator na Sądzie Bożym przykleił.
Koniec.
………………
Kategoria: Reklama butli nurkowych firmy, której nazwy nie znam, ale której motto brzmi „Z nami osiągniesz głębię”
31.01.2021
Komentarze (8)
Serdecznie :)
Aż mnie się skojarzyło z książką: "Ptasiek" WW. Ale tam o co innego "fruwało"↔Pozdrawiam:)↔%
Fajne opowiadanko, ze smaczkami.
Niezły jest np. opis włosów Bogusia. Jak przeczytałam że przypominały "kwiat kalafiora pomalowany na kolor stroju kominiarza", to bardzo łatwo je sobie wyobraziłam. Pomyślałam też, że jakaś fryzjerka źle go ostrzygła, skoro wyrastały w kępkach. Może powinien był ostrzyc się tuż przy skórze, to odrastałyby równo? Niestety, za późno już na nową fryzurę:)
Pozdro i dzięki:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania