Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
PODCIĘTE SKRZYDŁA 17
JUSTIN
Minął tydzień, od śmierci mamy, a mój świat kręcił się wokół łóżka i łazienki. Załamałem się totalnie i nie miałem nawet ochoty ruszyć dupska, aby zejść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia. Zleciało mi z wagi, bo prawie nic nie jadłem. Pić, też za dużo nie piłem, bo butelka pepsi, którą przyniosła mi siostra dwa dni temu, była w połowie pełna.
Ojciec zaglądał do mnie często, ale nie byłem jeszcze gotowy, aby porozmawiać z nim o tym, co siedziało w mojej głowie. W ciągu jednego dnia straciłem dwie kobiety, które kochałem nad życie. Nancy od tamtego zajścia z udziałem Aidena, nie odezwała się do mnie. Ja w sumie do niej też, bo nie miałem do tego głowy. Tęskniłem za nią, ale z drugiej strony czułem wewnętrzny spokój, że nie będę już jej więcej ranił.
Aiden rozmawiał ze mną służbowo i patrzył bykiem. Dwa dni temu siadł na mnie i otwarcie przyznał, że zniszczyłem Nancy. Nie powiedział nic więcej, a ja nie dociekałem.
Dziwiłem się tylko dlaczego? Otwarcie przyznała, że kocha Aidena od dawna.
Amber zawalała mnie wiadomościami, których nawet nie czytałem, kasując na bieżąco. Widziałem świat w szarych kolorach i w najbliższym czasie nie zanosiło się na żadną zmianę. Nie miałem już nawet czym płakać, bo skończyły mi się zasoby łez, a źródełko, z którego wypływały, wyschło.
Ruszyłem ociężałe cielsko z łóżka i wzniosłem się do pozycji siedzącej, podciągając kolana pod brodę i objąłem rękoma. Wpatrywałem się martwym wzrokiem w ścianę, licząc rowki w tynku maszynowym. Doszedłem do stu i spuściłem oczy, zauważając, jak długie mam już paznokcie u stóp.
Serce krwawiło, a żyły nie nadążały przetaczać krwi. Co trochę podpompowały, wyciekła przez dwie wielkie wyrwy, które w nim powstały. Jedna na moje własne życzenie i była naprawdę duża. Weszłyby w nią wszystkie palce dłoni, ale załatać ją mogła tylko maleńka dłoń Nancy. Ta po mamie będzie krwawić do czasu, kiedy wydam z siebie ostatni dech.
Głowa mi opadła na kolana i tak już pozostało, bo nie chciało mi się jej wznosić. Oczy miały dość widoku czterech ścian i pragnęły poobcować z innym otoczeniem. Mózg jednak nie chciał wprawić ciała w ruch, abym mógł stąd uciec i zająć myśli czymś innym, poza smutkiem.
Telefon leżący obok uda zawibrował, ale nawet na niego nie spojrzałem, podejrzewając, że to znów Amber do mnie wypisuje – bo kto inny. Za chwilę rozbrzmiał sygnał z piosenką Imagine Dragons Bad liar, którą miałem ustawioną jako dzwonek.
Zerknąłem kątem oka i dostrzegłem, że dobija się do mnie jakiś niezapisany numer, więc pochwyciłem telefon i wcisnąłem przycisk, odbierz.
– Cześć Justin, to ja Billi. Dodzwonić się do ciebie graniczy z cudem.
– Hej stary. Kupę lat. – Lekki uśmiech zawitał na moją posępną twarz. – Co tam?
– Pomaleńku z górki. Wraz z Kim, zebraliśmy trochę członków starej ekipy i jutro robimy imprezkę na działce. Wpadniesz, powspominać stare czasy?
– Nie nadaję się na towarzysza do zabawy. Niedawno straciłem mamę i jestem wrakiem człowieka – westchnąłem głośno.
– Moje kondolencje. Nie wiedziałem. Jestem w mieście dopiero od pięciu dni. Kim mówiła, że wypuścili cię z odwyku, więc postanowiłem sprawdzić, czy nadal masz ten sam numer telefonu i bingo. Przyjdź, rozerwiesz się trochę.
– Pomyślę. O której startujecie?
– O osiemnastej. Jak coś, to nie bież nic ze sobą, bo wszystko mamy.
– Jasne. Lodówka i zamrażalnik wypchane po brzegi, że domknąć nie można.
– A jak. Świetnie by było, jakbyś jednak przyszedł. Muszę kończyć, bo Kim mnie woła. Do zobaczyska.
– Pa. – Usłyszałem, jak Billi zrywa połączenie, więc rzuciłem telefon z powrotem na łóżko.
Może taki wypad był mi potrzebny, aby wyrwać się z tego odrętwienia, pomyślałem.
Wstałem i udałem się do łazienki. Gdy usłyszałem głos Billiego, od razu poprawiło mi się samopoczucie, na tyle, że zszedłem do kuchni, czując uporczywe ssanie w żołądku. Byłem sam, bo ojciec z samego rana pojechał z Samem do Londynu (musiał dokończyć procedury przeniesienia z Australii do Londynu na stałe).
Wyjąłem jakiś jogurt z lodówki i zacząłem jeść, nie czując w ogóle smaku. Nie miałem apetytu i po trzech kęsach, schowałem go na powrót do lodówki. Postanowiłem wrócić do pokoju, ale nie po to, aby dalej wylegiwać się w łóżku, tylko po to, aby się przebrać i wyskoczyć w końcu na świeże powietrze.
Wyszedłem z bloku i udałem się wolnym krokiem przed siebie ze spuszczoną głową. Jedyne miejsce, w które ciągły mnie myśli, to park, nieopodal szkoły Nancy. Pragnąłem ją zobaczyć, ale potrząsnąłem tylko głową, kierując się w przeciwnym kierunku.
Co, jak ją spotkam?
Co jej powiem?
Jak się wobec niej zachowam?
Pokręciłem się trochę po okolicy i wróciłem do czterech ścian, czując, że na dzisiaj wystarczy łażenia bez celu wokół bloku. Po przekroczeniu progu mieszkania, od razu poszedłem pod prysznic, a następnie ległem goły, jak mnie Pan Bóg stworzył na łóżko i przymknąłem oczy.
***
Nie wiem, czy mi się przysnęło, ale zerwałem się z łóżka, słysząc czyjeś kroki na schodach, prowadzących na górę. Wystawiłem głowę za drzwi i odetchnąłem z ulgą, widząc siostrę, idącą w moim kierunku.
– Cześć leniuchu. – Przywitała mnie skąpym uśmiechem. – Sąsiadka mówiła, że wreszcie wyszedłeś z domu. – Przepuściłem ją przodem i wkroczyłem za nią na powrót do pokoju.
– Poczułem się lepiej, więc…
– Nancy napisała? – Uniosła pytająco brew. – Szkoda, że wam nie wyszło – westchnęła i usiadła na łóżku, machając nogami.
– Nie. Billi się do mnie odezwał. Ostatnio widziałem go przed odwykiem. – Zmarszczyłem czoło. – Robią jutro imprezę i chyba pójdę.
– Idź. Dobrze ci to zrobi. – Nicole poruszała brwiami, jakby strzepywała z nich muchę. – Rano znów pokłóciłam się z Samem. – Wydęła wargi i zrobiła dzióbek. – Odebrałam wczoraj wyniki morfologii i myślałam, że uduszę tego idiotę, zanim sam się wykończy.
– Co wykazały wyniki?
– Wpycha w siebie tyle czekolady, a ma niedobory żelaza. Nabawił się anemii i do tego wszystkiego ma wysoki cukier – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Jeszcze nie doszłam do siebie po śmierci mamy, a tu kolejne zmartwienia.
– Przeszedł przecież na dietę i jakiś czas temu chwalił się, że nawet daje radę na tych marchewkach i brokułach. – Objąłem Nicole ramieniem. Sam również potrzebowałem czyjejś bliskości.
– Był. Wytrzymał trzy dni – parsknęła. – Namarudził się więcej, niż zajmowało mi gotowanie tych wszystkich lekkostrawnych dań. Jak wsadzał posiłek do buzi, to tak się krzywił, jakbym kazała mu jeść robaki.
– Cały Sam – oznajmiłem zachrypniętym, niskim głosem, bo coś drapało mnie w gardle.
– Jak się trzymasz braciszku? – Poklepała mnie po plecach i położyła dłoń na kolanie.
– Najgorsze oszołomienie puściło, teraz pozostała tylko pustka i to, że już nigdy nie zobaczę, jak wchodzi do mojego pokoju, czy krząta się po kuchni, przygotowując obiad. – Nabrałem powietrza do płuc i wypuściłem ze świstem.
– Gdy poczułeś się lepiej, może spróbowałbyś odzyskać Nancy – zasugerowała miękkim głosem, wpatrując się w moje smutne oczy. – Nie jestem ślepa i widzę co się z tobą dzieje i nie wmówisz mi, że to przez śmierć mamy. Brakuje ci jej, prawda?
– Jak rybie wody, ale wiem, że dopiero teraz zacznę naprawdę za nią tęsknić Nicole. Moje uczucie do niej jest tak silne, że nawet zagłusza wspomnienia o mamie. Nie potrafię przestać o niej myśleć, a przytępiony ból w moim sercu, zaczyna wzbierać na sile. Zaczynam się dusić.
– To zrób z tym coś. – Dała mi buziaka w policzek. – Aiden mówił, że Nancy cię kocha. Ciężko cokolwiek wyciągnąć z tego mruka, ale przyznał, że Nancy jest załamana.
– Kiedy to powiedział? – Iskierka nadziei zapłonęła w moim sercu.
– Ostatnio… kiedy zrobił ci awanturę. – Zacisnęła dłoń na moim przedramieniu. – Powiedział to ciotce, która spytała go wprost: „Dlaczego go ranisz synu”? On odparł, że: „Taki idiota jak Justin, nie zasługuje, aby Nancy go kochała” i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Poczułem, jak dusza powraca do obolałego ciała i zagnieżdża się w nim na nowo, pełna nadziei na lepsze jutro.
Kłamstwa bolą, ale prawda może dodać skrzydeł, lub je podciąć. W tym przypadku mnie uskrzydliła.
– Dzięki. – Ścisnąłem ją mocno i wiedziałem już, co mam robić.
Jednak nie teraz – za jakiś czas.
Teraz muszę powstać z popiołów i pomyśleć, czego tak naprawdę oczekuję od życia?
Chcę, aby Nancy była jego częścią – czy nie chcę?
– Jesteś głodny – zagadnęła Nicole, podnosząc się z łóżka. – Przyniosłam pyszną surówkę.
– Nie. Dziękuję. Zjadłem łyżkę jogurtu i myślałem, że zwymiotuję. – Skrzywiłem się na samo wspomnienie tej goryczy w ustach. – Kimnę się, bo oczy mi się kleją. Świeże powietrze mi zaszkodziło – zażartowałem, odprowadzając siostrę wzrokiem, jak opuszczała pokój, stukając się w czoło.
Opadłem na plecy, otuliłem się kołdrą i zasnąłem.
Przebudziłem się – za oknem ciemno – i od razu sięgnąłem po telefon, sprawdzając która godzina. Nie zobaczyłem nic, poza rażącym blaskiem, a mroczki do tej pory latały mi przed oczami. Zamiast wstać i zapalić światło, aby źrenice mogły przywyknąć do zmiany oświetlenia, to ja nie i jak zwykle chciałem na skróty. Teraz będę chodził i widział cienie przed nosem.
Usiadłem i spuściłem stopy na zimną posadzkę, czując, jak przechodzi mnie dreszcz. Trząsłem się, jakbym miał gorączkę. Wolnym krokiem podszedłem do kontaktu i zapaliłem światło, mrużąc podrażnione oczy. Zegar na ścianie wskazywał trzecią w nocy, więc przespałem ponad dziesięć godzin.
Jak tak dalej pójdzie, to zgniją mi nie tylko oczy, ale całe ciało, pomyślałem i wróciłem na łóżko, przykrywając się szczelnie kołdrą. Światło zostawiłem włączone i sięgnąłem po telefon, sprawdzić, czy ktoś czegoś ode mnie chciał.
Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Rzuciłem go na łóżko, przekręciłem się na bok i dalej poszedłem spać. Było mi tak zimno, że nie wstałem, aby zgasić światło. Słyszałem, jak zgrzytają mi zęby i trą o siebie, co doprowadzało mózg do wariacji. Po kilkunastu minutach nie słyszałem i nie czułem już nic.
***
Wywlokłem się z łóżka o jedenastej rano i od razu poszedłem pod prysznic. Cały lepiłem się od potu, jakby śnił mi się jakiś koszmar. Nic takiego nie pamiętałem. Zmierzyłem sobie nawet temperaturę, ale była w normie.
Chyba schodził ze mnie stres z ostatnich paru dni, pomyślałem i wyłączyłem mózg, relaksując się pod strumieniem ciepłej wody. Po wszystkim włożyłem czarny dres i zszedłem do kuchni, ale nie po to, aby coś zjeść, tylko popatrzeć przez okno – wychodziło na ulicę.
Nie wiem, czy przeszedłem załamanie nerwowe, ale od paru dni nie miałem napadów agresji i byłem potulny jak baranek. Styki w mózgu nie robiły zwarć i czułem się tak błogo, jak pod koniec odwyku. Pełen luz.
Może to tylko przy Nancy wychodził ze mnie cham i bydlak, pomyślałem, masując skronie.
Za oknem nie działo się nic ciekawego. Ludzie chodzili w tę i z powrotem, a samochody wymijały się i pędziły w nieznane. Wróciłem do pokoju i postanowiłem dokończyć ubieranie i już teraz pojechać na działkę. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem na przystanek autobusowy, rozglądając się dokoła.
Poszukiwałem wzrokiem Nancy, ale nie było jej nigdzie w zasięgu. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć, że aż z tego skupienia, przygryzłem sobie język. Widziałem parę osób, które znałem, lub kojarzyłem z widzenia, ale oni na chwilę obecną kompletnie mnie nie interesowali.
Dotarłem na przystanek i chwilę później, siedziałem w tramwaju, obserwując, jak widoki zza szyby, szybko się zamazywały, ustępując miejsca innym, które po chwili również znikały. Na teren działkowy było blisko, więc wysiadłem trzy przystanki dalej, łapiąc w nozdrza zapach trawy i dymu z ognisk i grilli. Była druga połowa kwietnia i jak na Anglię, pogoda dopisywała.
***
Przygarbiłem się, naciągnąłem kaptur na głowę i ruszyłem w kierunku działki – Billiego włości z nią sąsiadowały. Po przejściu pół kilometra skręciłem w bok i stanąłem przy żelaznej bramce, poszukując w kieszeni spodni kluczy, aby ją otworzyć. Zamek przez zimę trochę podrdzewiał, ale tragedii nie było.
Przeszedłem po wąskiej ścieżce ułożonej z kamieni i otworzyłem drzwi do altanki, czując po ich uchyleniu zaduch i ciężkie powietrze. Otworzyłem okna – były trzy – i usiadłem na skraju łóżka, wyciągając z kieszeni bluzy telefon. Napisałem do Billiego.
JA: Jak coś, to jestem obok.
Rzuciłem telefon na niebieskie okrycie łóżka i rozejrzałem się dookoła, przywołując na myśl wspomnienia z tym miejscem związane. Tutaj się porzygałem, przesadzając z alkoholem. Na tym łóżku po raz pierwszy uprawiałem seks z Samantą. W tym pomieszczeniu również eksperymentowałem: spróbowałem szprycy i wziąłem w żyłę (heroina).
Odbywały się tutaj niezłe imprezy i nie raz odwiedzała to miejsce policja. Dobre to były czasy, ale nie chciałbym do nich wrócić.
– Witaj, byku. Nic się nie zmieniłeś. – Przywitał mnie w drzwiach Billi, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i wsparł swoje wysokie i szczupłe ciało o ścianę. – Przybrało ci się tu i ówdzie widzę. – Brązowe oczy lustrowały moją sylwetkę, a ręka prześliznęła się po krótko przystrzyżonych, czarnych włosach.
Z – Ty też. Może poza nosem, który widzę, ktoś ci przestawił w drugą stronę. – Przybiłem mu piątkę i pochwyciłem puszkę z piwem, którą rzucił w moją stronę. – Dużo osób zwerbowaliście na wieczór?
- Pięć. – Zmarszczył nos i rozsiadł się wygodnie w fotelu. – O, jest i mój skarb. – Kim weszła do środka i od razu sprzedała mi liścia. Zamurowało mnie, a Billi parsknął śmiechem.
– Zanim poszedłeś na odwyk, przez pół godziny musiałam użerać się z Aidenem, który truł mi dupę, że musi cię odnaleźć, bo zwiałeś, kiedy Samanta przedawkowała – oznajmiła, przytulając się do mnie. – Wystraszył mi chłopaka, a po chwili zawinął się i odszedł, nie mówiąc nawet, pocałuj mnie w dupę, o dziękuję, nie wspomnę. – Uszczypnęła mnie w policzki. – Mam nadzieję, że Aiden z tobą nie przyszedł, bo to nie na moje nerwy.
– Spokojnie Kim, nie ma go – oznajmiłem, widząc ulgę w jej oczach. – Nic się nie zmieniłaś i jak zawsze powalasz urodą.
– No, no. – Billi zerwał się z miejsca. – Ona jest już zajęta, tak że łapki przy sobie Justin.
– Spiknęliście się? – Byłem w lekkim szoku. – Żarliście się ze sobą jak stare, dobre małżeństwo.
– Od nienawiści do miłości maleńki krok – wyjaśnił Billi. – Jeszcze przed twoim odwykiem coś nas do siebie ciągło, ale jakoś nasze drogi nie mogły się skrzyżować. Dopiero po nowym roku, zaczęliśmy na siebie częściej wpadać i jakoś tak się złożyło, że od tamtej pory jesteśmy razem.
– Świetnie. Cieszę się, bo takie dwa wariaty jak wy nie zdarzają się często, nie mówiąc już, że łączą się w pary. – Powstrzymywałem śmiech, bo spojrzeli na mnie takim złowrogim wzrokiem, że nawet mysz by się ich nie przeraziła.
– Moje kondolencje – rzuciła Kim, ściskając moją dłoń. – Billi mi powiedział i rzeczywiście nie wyglądasz za ciekawie. Kiedy to było? – Puściła moją dłoń i usiadła obok Billiego na oparciu fotela i wtuliła się w niego.
– Tydzień temu – odparłem, robiąc głęboki wdech, bo rana nadal była świeża i bolała.
– Masz kogoś? – Billi wyszczerzył się i wlał sobie do gardła parę łyków piwa.
– Miałem, ale zjebałem. – Skrzywiłem się i poczułem mocny ścisk w okolicach serca. – Trzymam się z Amber, także wyposzczony nie jestem.
– Ja pierdolę. – Billi podrapał się po szczęce. – Jak ty z nią wytrzymujesz. Mnie na sam jej widok, scyzoryk się w kieszeni otwiera.
– Nadal robi ci takie sceny zazdrości jak kiedyś? – Kim posłała w moim kierunku ciekawskie spojrzenie.
– Tak – odburknąłem. – Przywykłem już do tego i szczerze, mam to gdzieś, co sobie myśli. Daje mi dupy i to wystarczy.
– Dobra, dość tych smętów. – Billi oswobodził się z uścisku Kim i wstał z fotela. – Idziemy do mnie. Parę osób już jest; dokładnie z naszą trójką, to jeszcze trzech: Ken, Alex i Shawn.
– Alex nie jest w Ameryce? – Uniosłem pytająco brew.
– Nie – odpowiedziała Kim. – Firma jej ojca – odzieżówka – zbankrutowała i przylecieli na stare śmieci. Alex wróciła do starej szkoły, a ojciec otworzył zakład fryzjerski w centrum.
– Aha. – Oczy mi się rozjaśniły.
Alex zawsze mi się podobała, ale kiedy ją poznałem, spotykała się z takim Johnem.
Ciekawe, czy do siebie wrócili?
Opuściliśmy altankę i przeskakując przez niski parkan, znaleźliśmy się na działce Billiego.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania