Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Podła Mentalność

Spotkanie kierownictwa i poniższych pracowników firmy MebelArt odbyło się 14 lutego, w godzinach między 14.30 a 15.00 w świetlicy na pierwszym piętrze wydzierżawionego budynku. Zebranie zwołano, ponieważ do pani kierownik dotarły pogłoski bądź plotki, iż jej podwładni narzekają na wynagrodzenie. Firma zatrudnia dwadzieścia dwie osoby zajmujące się odnową czy też dawaniem drugiego życia starym meblom, oraz cztery osoby na stanowiskach kierowniczych lub podkierowniczych. Nad wszystkim czuwa prezes. Pan Nikodem Kowalski. Podczas zebrania pani kierownik pyta pracowników ile chcieliby zarabiać. Podstawowa pensja to 4,5 tysiąca złotych. Pracownicy mówią kolejno, że chcieliby zarabiać 6, 7 tysięcy na rękę. Ostatnim zapytanym pracownikiem jest Tomasz Lato. Odpowiada, że chciałby zarabiać 30 tysięcy. Kierowniczka oraz pozostali decyzyjni milczą. Stolarze śmieją się w perfidny i znaczący sposób. Tomek już wie. Tych dwudziestu-jeden ludzi bądź, co bądź jego kolegów, czeka do końca życia ciężka tyra i kąpiel w ich własnej podłej mentalności. Pani kierownik oznajmia, iż miło jej słyszeć, że Lato ma ambicje. Jednak uświadamia mu, że zakład nie jest w stanie zapewnić komukolwiek takiego wynagrodzenia. Stwierdza, iż firma jak na razie jest na początku swej drogi i musi zapuścić korzenie. A nawet gdyby istniała od dawna i tak żaden pracodawca nie zapłaciłby mu takich pieniędzy. Tomek zaczął dumać. Pomyślał, że OK. Nauczy się fachu i za dwa, trzy lata otworzy coś swojego. Trochę odpływa. Wpatruje się w swych kolegów. Nagle orientuje się, że mają czarno-białe makijaże klaunów. Rozczochrane włosy, a ich odzienie jest czarne z pionową linią dużych srebrnych guzików. Nie może znieść tego obrazu i odwraca głowę w lewą stronę. Tam dwa metry dalej dostrzega przeszkloną, dębową szafę, a w jej witrynach samego siebie. Widzi, że i on sam posiada makijaż. Jest biały, niebieski i czerwony. Jego włosy są soczyście zielone. Odzienie składa się z ciemnozielonej koszuli, brzoskwiniowej kamizelki i czerwonego garnituru. Po dwóch minutach w pełni odzyskuje świadomość. Być może Tomek posiadał naturę klauna, ale nigdy nikomu nie zazdrościł siopy. Czuł, iż kiedyś też zarobi. Że przyjdą grubsze dni a tych dwudziestu-jeden błaznów to nieudacznicy, którzy boją się brać świat garściami. Zebranie dobiega końca. Pół godziny później nastąpił fajrant. Ludzie rozchodzą się do domów. Lato wracając z pracy idzie ulicą Bożego Zbawienia. Po drugiej stronie jego oczom ukazuje się mocno wyeksponowany szyld: Teatr Zazdrość. Nie lubił przedstawień i nie chodził na nie. Mimo to zrobiło mu się jakoś smutno. Ale tylko na chwilę. W głowie miał nowe możliwości widoczne na horyzoncie życia. I to podniosło go na duchu. Myślał także o swoich szefach. Jak sami twierdzili, wiedzą wszystko o czym plotkują ich pracownicy. Ponoć, także wiedzą, kiedy ktoś kłamie lub mówi prawdę. Kolejne spotkanie odbyło się 18 lutego. Tym razem obecny był sam prezes. Tomek przez większość jego czasu uśmiech się do siebie.

- Co pana tak śmieszy? - dopytuje się prezes.

- Kawał. - odpowiada Tomasz Lato.

- O kim jest ten kawał?

- O panu.

- Wynoś się pan i więcej nie wracaj bo inaczej zabiję cię

parobku z kreskowym kodem na szyi! Wynocha

ty mały, głupi, zielony robociku! Paszoł won! - krzyczy

zdegustowany do granic absolutnych wściekłości

prezes.

Szef purpurowy na twarzy głucho gestykuluje. Rozpina kołnierzyk koszuli i rozluźnia krawat.

- Komu z was za mało płacę? Odpowiadać albo żaden nie

wyjdzie z tego pomieszczenia dopóki nie zezwolę

przygłupy! Komuś coś nie pasuje? - grzmi dalej

właściciel firmy.

Wszyscy pracownicy milczą. Tomek wychodzi ze świetlicy. Nikt nie ma odwagi mówić gdyż każdy boi się stracić pracę. A jeśli nawet, to alternatywę stanowi zostanie kanarem bądź zbieranie śmieci. Czasy są podobno ciężkie. Chociaż ludzie nie są oficjalnie niewolnikami to jednak tak się czują. Wielu z nich ma małe dzieci i nie mogą pozwolić sobie na brak gotówki. Są ugotowani. Lato wie na pewno, że to ostatni dzień pracy w MebelArt. Myje się, ubiera, zabiera prywatne rzeczy i wychodzi z budynku. Powinien się martwić o to, co będzie jutro. Ale nie. Nie jest zasmucony. Jest szczęśliwy. Postanawia iść do domu z buta. Pewnie zajmie mu to ponad godzinę. To żadne zmartwienie. Spacer jest adekwatny do sytuacji. Pokonuje połowę drogi po czym zaczyna iść Piotrkowską. Mija piękne kobiety i choć wie, iż żadna nie zawiesi na nim oka, delektuje się ich wdziękami. Kupuje kawę w Żabce. Jest pyszna. A może najpyszniejsza jaką pił w życiu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolKacperK 4 miesiące temu
    Czy to rzeczywista sytuacja czy twój wymysł.
  • Kaptur81 4 miesiące temu
    Wymysł...trochę inspirowany prawdziwymi wydarzeniami....

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania