Podłoga
Połamał kolejny kij od mopa na moim ramieniu. Piąty, szósty lub siódmy w tym miesiącu. Wiedziałabym dokładniej, gdybym policzyła siniaki. Czasu na matematykę jednak nie było. Chęci także. Tym razem ponownie nie zdążyłam pozmywać salonu w wyznaczonym czasie... Mimo to uważałam, że podłogi mieliśmy naprawdę czyste.
Przynajmniej do czasu... Na niekorzyść działały moje krwotoki z nosa obcujące wraz z osłabieniem. Wtedy większość białych kafelków, prowadzących do łazienki, zmieniała barwę. Podobnie było, gdy zahaczał o moją twarz pięścią.
Na przestrzeni tygodni niewiele jadłam. Chciał bowiem, żebym w dniu przyjęcia wcisnęła się w sukienkę po jego matce. Gdy przymierzałam tę szmatę miesiąc temu, suwak zatrzymał się już w połowie. Od tamtej pory zaczął kupować produkty, które silnie mnie uczulały. Dieta skuteczna, nie powiem, że nie. Bawił się doskonale, obserwując jak praktycznie wychodzę sama z siebie, rozdrapując zmiany skórne. Szkoda, że nie mieliśmy podobnego poczucia humoru.
W dniu przyjęcia miałam ręce pełne roboty. Nawet pozwolił mi pokroić marchewki i zetrzeć na tarce jabłka. W zwyczaju ostre narzędzia były poza moim zasięgiem – w garażu pod ochroną kłódki. Nawet paznokcie sam mi obcinał, bylebym nie miała w dłoni nożyczek. Przynajmniej od trzech dni nie kazał mi zmywać podłóg. Najwyraźniej nie chciał, aby ciotki zauważyły siniaki. Część z nich i tak musiałam zakryć podkładem.
– Spasiona świnia – skwitował krótko, gdy zobaczył mnie gotową w kreacji.
Kilkoma lampkami wina przypieczętowaliśmy trzecią rocznicę ślubu w towarzystwie najbliższych. Jego najbliższych. Wieczór zakłamanych uśmiechów, płytkich komplementów i udawanych trosk. Siedziałam przy stole spocona i ściśnięta przez sukienkę, obserwując męża, który bawił się wręcz doskonale. Butelka goniła butelkę. Nawet ciotki dobrze doiły kieliszki. Pijacka rodzina.
Wynieśli się z jadalni w niedługim czasie. Akurat w telewizji leciał mecz, więc salon szybko zapełnił się sylwetkami. Na szczęście torebki ciotek nadal swobodnie wisiały na oparciach od krzeseł. Jedna chora na serce, druga na wątrobę, a jeszcze inna na głowę. Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka... Radziłabym im jednak nie pić przy takich kuracjach.
Nie miałam większego problemu, by zanurzyć dłonie w ich bagażach. Do celu po trupach. I to dosłownie. Po trupie.
Miałam już to, co chciałam, kiedy pijane towarzystwo zaczęło opuszczać nasz dom. Żegnać ich było wyjątkowo przyjemnie. Mój cudowny mąż leżał wtedy do góry brzuchem na kanapie. Podcięłabym mu z chęcią gardło, lecz skurwysyn zdążył schować noże.
Rozkruszyłam skradzione tabletki dnem literatki. Powstało sporo prochu. Wewnętrzną stroną dłoni wsypałam go do jednej ze szklanek, którą następnie napełniłam alkoholem. Do dna. Opróżniłam zawartość szklanki w kilka sekund, po czym usiadłam pod ścianą, ledwo hamując odruch wymiotny.
Kiedy już każdy wdech sprawiał mi coraz więcej bólu, a serce waliło jak oszalałe, ciepła krew zalała moją twarz. W niedługim czasie skapała też i na podłogę. Zarówno i ja, i mój mąż zgonowaliśmy w tym samym momencie. Co prawda ja permanentnie.
Wszędzie było czerwono.
Ciekawe, kto tym razem zmyje podłogę...
Komentarze (13)
Sprawnie napisane opko, począwszy od kompozycji po styl. Świetne zastosowanie klamry 'podłogowej'.
Najbardziej cenię wpisaną tu ironię. Pomysł fabularny i siłę bohaterki.
Mocne, wyraziste i do refleksji.
5.
Dziękuję Ci bardzo za wnikliwy komentarz, miłe słówka oraz za same odwiedziny.
Pozdrawiam serdecznie.
zahaczał o moją twarz pięścią - to zdanie zapadło mi w pamięć
Ogólnie dobrze zobrazowana historia.
Pozdrowionka!
Dziękuję bardzo za komentarz i odwiedziny.
Również pozdrawiam!
Ale podobało mi się, mimo wszystko.
Pozdrawiam.
A cóż, skurwiel musi pozmywać podłogę sam.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo.
Również pozdrawiam, miłego dnia.
PS.
Kiedyś w moim utworze / potworze / wytworze mej perfidnej złośliwości, wykorzystałem tytuł panienki "Wygnać na parapet" w rymowance nierymowanej, o życiu i przemijaniu, sklejonej z samych tylko tytułów utworów zamieszczonych tu przez o wiele lepszych ode mnie autorów opowijskich.
I tak, zdjęcie jest moje, mam szesnaście lat. W wolnej chwili zapraszam zatem do innych opowiadań.
O, proszę. Świetny pomysł z wykorzystywaniem tytułów. Sprawdzę, jak wyszło.
Pozdrawiam.
Opowi w pigułce
kołysanka pierwiosnki nie
od dziś konsekwencje
normalny
chłopak błękitne oczy
chcę cię na zawsze zapomnieć
odium nauczyciele + profeci
za drugim horyzontem chwiejny grunt
wspomnienie obecność
butelka do połowy pusta zatruty smak
lewackiej
propagandy piekarnia
mur klub wielbłądów lgbt dzię
kuję
brzydzę się kamikaze rower
błyskawica
bajka twój kot ma to
w dupię wiersz częstochowski
ruda lichwiarka eliza
porwana przez wiatr córa mięsa
żywy dom wygnać na parapet
gale życie
w pozagrobiu erotyk stary
przyjaciel razumow
ciąg dlaszy tylko jeden
błąd raport
zimowa
noc jak
zrobić dobry użytek z
fana kule liściak i grudka hania żart
gore antarktyka pusta
galer
i
a
"Połamał kolejny kij od mopa na moim ramieniu."
Jest okej, to zdanie. Ale, żeby było bardziej dosadnie, ja bym dała: "połamał na m n i e kolejny kij od kopa".
Taka drobna sugestia.
Z tym haczeniem pięścią o nos też mnie zatrzymałaś. Jest... działa na wyobraźnię.
"Radziłabym im jednak nie pić przy takich kuracjach."
Tutaj nie lepsze by były po prostu "schorzeniach"?
" W zwyczaju ostre narzędzia były poza moim zasięgiem – w garażu pod ochroną kłódki. "
Nie wiem, coś mi to "w zwyczaju kłuje w oczy"; nie lepiej dać: "zazwyczaj"?
I klamra z podłogą - cudo. Myślę, że jedno z fajniejszych Twoich. Miło widzieć, że wróciłaś do pióra.
PS: No i do zobaczenia, mam nadzieję, że rychłego ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania