Podpis
Przyprowadzili go zaraz po południu.
Byłem już mocno głodny,
bo prawie nic rano nie jadłem.
Ubrali go w świeżą koszulę.
Z tego co widziałem, miał tylko siniec na skroni
i cienką pręgę na szyi.
Spojrzał przelotnie na ten portret za mną,
a potem długo patrzył w stronę okna.
Mam z gabinetu ładny widok na miasto.
Zadałem mu kilka krótkich pytań.
Obaj wiedzieliśmy, że są bez sensu.
Oczekiwałem chyba, że powie coś na miarę cytatu,
nawet uczułem pewne rozczarowanie.
Potem położyli przede mną ten papier.
Nie podpisałem w jego obecności.
To byłoby niezręczne.
Przypomniałem, żeby już go więcej nie bili.
Wyszli szurając ordynarnie buciorami.
Podpis mam długi ale nieczytelny,
bo nigdy nie lubiłem nazwiska mojego ojca.
Potem zabrali ten papier i zostałem sam.
Było cicho, a w słonecznej smudze od okna
krążyły jak zwykle po południu złote pyłki kurzu.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na obraz.
Przez moment pomyślałem, że mam w domu własny portret,
chyba tej samej wielkości.
Wstałem i podszedłem do okna.
Oni myślą, że coś trzeba zmienić.
Bo świat jest niedoskonały.
Oni wierzą, że coś można zmienić.
Najlepiej prawie wszystko i od jutra.
I że oni wiedzą jak.
Potem wkładają nasze mundury,
siadają przy naszych biurkach
i wieszają nowy portret.
W tej samej starej ramie.
To piękne i spokojne miasto,
tu nie trzeba niczego zmieniać.
Oprócz może paru ludzi.
Odszedłem powoli od okna
i znowu poczułem głód.
Na szczęście mam za chwilę
umówiony obiad z admirałem.
Zapytam go czy umie pływać -
życie bywa czasem zabawne.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania