Podróż Balonem
Drałowałem balonem po brytyjskim niebie. Byłem bodajże pięćset metrów nad ziemią. Coś było nie tak.. Przypuszczalnie balon złapał dziurę i gaz się ulatnia na zewnątrz. Postanowiłem wylądować.
- Tylko gdzie? – Zadałem sobie pytanie.
Z daleka dostrzegłem jakieś pola uprawne. To nie stanowiło dla mnie jakiegoś problemu. Ważne, że teren był plaski. Lądowanie mi utrudniał dość silny wiatr. Trzymałem mocno stery, aby nie zbaczyć z kursu. Kiedy już byłem na miejscu, oniemiałem z wrażenia. Dokolna mnie było pełno krzaków marihuany. Z tym widokiem, łatwo mi nie było. Obawiałem się, że te rośliny są własnością mafii.
Nagle podszedł do mnie chłopiec. Wyglądał na bardzo ubogiego. Miał na głowie kapelusz z ptasim piórem. Ubrany był w stare bawełniane szmaty. W dodatku nie miał butów.
- Ten balon lata. Załatam dziurę i lecę w dalszą drogę – Powiedziałem mu, aby nie myślał, że jestem jakimś intruzem. Liczyłem na jakąś ripostę od niego. Przynajmniej jakby kiwną głową lub pomachał mi ręką. On stal i się dziwnie na mnie patrzył. Przecież był rok 1911 i nikomu nie było obce podróżowanie balonem. Ja miałem wrażenie, ,że on miał mnie, za jakiegoś kosmitę. Na moment spojrzałem w niebo. Obwiałem się opadów deszczu. Kiedy mój wzrok wrócił z powrotem na pole, tak chłopca już widać nie było. Nie wiem co się z nim stało. Tak jakby się rozpłyną w powietrzu. Postanowiłem nie tracić czasu. Szybko się wziąłem do reperacji dziury w balonie. Cała naprawa mi zajęła dziesięć minut.
Dziecko znów się pojawiło na polu. Na swym ramieniu miało zawieszona torbę. Nie wiedziałem, co do chłopca rzec. Jak się zachować w jego stosunku.
Zdobyłem się na odwagę i powiedziałem - Co ty tu robisz. Gdzie są twoi rodzice? Czy potrzebuje pomocy? – Chłopak dalej stał jak zamurowany. Lodowatym wzrokiem spoglądał na mnie. Doszedłem do wniosku, że nadeszła pora, aby uruchomić aparaturę gazową w balonie. Zbijałem się w górę a chłopiec ciągle na mnie spoglądał. Cały czas patrzył na mnie z tego samego miejsca. Stał tak, do czasu kiedy mój balon nie znikną mu z oczu.
Pięć lat później w Londynie, zakupiłem kawę w jednej z tamtejszych kawiarenek. Kelner oprósz kawy, doniósł mi gazetę. Na stronie głównej, był opisany chłopiec zabójca z pola marihuany. Ten sam chłopiec był winny 31 morderstw.
Komentarze (12)
(Niedługo wystawie obiecany scenariusz. To będzie akcja z dzikiego westernu)
Z przyjemnością przeczytam kolejną część i Twój scenariusz, zobaczę jak się to robi, jak wygląda scenariusz. Akcja z dzikiego zachodu też mile widziana, nikt tutaj nic takiego nie wstawia :) Zainteresowałeś mnie tym powiązaniem chłopca i lotnika (nie wiem czy mogę go tak nazwać).
Co do pisania na siłę, bez chęci i ochoty - najlepiej zostawić taki twór do następnego dnia i wtedy skorygować. Zawsze na świeżo coś się wyłapie. Pozdrawiam :)
Błędy zaraz poprawie, bo tak nie może być, aby wstawiać tekst z literówkami i innymi.
Wybacz, że tak się zawziąłem, ale pomyślałem, że skoro zdecydowałeś się zredagować cały tekst, to taka uwaga będzie przydatna ;)
Pozdrawiam! (i gratuluję ambicji, wielu nie chciałoby się nawet poprawić tych kilku literówek, widać że Tobie zależy na czytelniku i traktujesz go poważnie - takie rzeczy naprawdę się docenia ;) )
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania