Podróż do kresu siebie
Czasami życie jest jak nie pościelone, rozmemłane łóżko. Utknąłem w czymś takim dosłownie i w przenośni.
Zaczynam już gadać sam ze sobą, czując jakbym tylko ja sam na całym świecie mógł siebie zrozumieć. Niekończące się dialogi i spory, w którym logika nie potrafi wygrać ze stanem umysłu. Mikrokosmos samotnie przemierzający galaktykę życia.
- Po co? Po co doskonały Bóg stworzył niedoskonałego człowieka?
Zadaje sobie czasami po przebudzeniu to proste pytania, na które odpowiedź może okazałaby się ostatecznym super wzorem matematycznym. Zrozumieć to chyba oznaczałoby zrozumieć samego Boga, a on jest przecież niepoznawalny zmysłowo.
Po chwili zastanawiam się, „do kogo właściwie kieruje to pytanie”. Do swojej nieśmiertelnej duszy będącej integralną częścią mojego „ja”, czy może pytanie zadaje zbiorom neuronów i procesom biochemicznym, ukształtowanym na drodze setek milionów lat ewolucji. Czy odpowiedzi szukam w sobie, czy chaosie zapamiętanych wersów, aforyzmów przyswojonych przez lata prywatnej samo edukacji? Po raz kolejny zupełna pustka, po raz kolejny rozbiegany wzrok poszukujący jakiegoś punktu zaczepienia, jakiegoś elementu, który wskaże drogę, nada sens życiu. Nie mam na myśli poszukiwania szczęścia, a sens egzystencji, który postrzegam niczym wybudzenia się z nieświadomości życia. Może odpowiedź jest w super płaskim, o zwiększonej rozdzielczości kineskopie. Wystarczy tylko wykupić pakiet familijny za złotówkę miesięcznie. Dowiem się kto zostaje dziś bohaterem i jak jest najprostsza drogę do zbawienia. Kto ma jaki talent i którędy chadza po zmroku.
Tło, zawsze jest jakieś tło. To nasze skryte pragnienia i oczekiwania.
- Pozostawiać smutki za sobą, życie przemierzać z uśmiechem – powiedział mędrzec.
Czy David Thoreau „wykorzeniając wszystko, czym życie nie jest” samotnie w lesie, odnalazł odpowiedź na to proste pytanie.
Czy Rimbaud porzucając poezje znalazł odpowiedź szmuglując broń w Afryce?
Emili Dickenson odkryła tak wiele tajemnic w azylu swego pokoju..
Ludzie próbują agresywnie zdobywać życie, okiełznać je swoim bezwzględnym instynktem przetrwania. Ja chcę je tylko zrozumieć i rzucić się w jego pierwotne siły, (ale nie w argumenty stworzone przez społeczeństwo).
Czytam i śmieje się z buntu Lautreamonta by po chwili wykrzykiwać tą samą modlitwę wściekłości i bólu.
Klecha z wysiłkiem słonia w zoo wykrzyczy z ambony „kto chce zachować życie straci je, a kto je straci ocali”, ale co to do diabła (przepraszam za ironie) znaczy?
Czy więc stracić życie oznacza poświecić się jakieś idei ratowania ludzkości? Zabawić się w drugiego Judyma? Kiwamy nabożnie głowami, gdy słyszymy, iż ktoś poświęcił się pracy z nieuleczalnie chorymi ludźmi. Tylko, że każdy, kto z przekonaniem poświęca się idei robi to z radością, a nie smutkiem. Takie jest jego przeznaczenie. Nie można powiedzieć wszystkim rozgłaszajcie słowo boże lub pomagajcie biednym. Kto by upiekł chleb, pokroił małego wieprzka na sto kotletów schabowych, oczyścił wodę do spożycia, wywiózł śmieci?
Ucieczki od życia od bycia człowiekiem z pełnymi konsekwencjami bycia samoświadomym siebie. Różne nazewnictwo tych ucieczek: poświęcenie pracy, budowanie domu, pasja zdobywania szczebli hierarchii społecznej, zdążanie ku pałacom rozkoszy. Jednak jak widać na załączonych obrazkach otaczającej mnie rzeczywistości, niektórym wystarczy to do bycia szczęśliwym. Przynajmniej tak przedstawiają to wielonakładowe media i tanie historyjki, na których kształtuje się mózg cywilizacji.
Egzystencja w nurcie przyrody minęła bezpowrotnie. Budziliśmy się z nią, cieszyliśmy, lub smuciliśmy jej wyrokami. Dziś natura została podciągnięta pod automatykę, mechanikę, systemy zerojedynkowe i jedną wielką mcFarmę kurczaków hodowanych tak jak się uprawia pomidory w małych szklarniach. Daj z siebie 130% by być najlepszym, a czas pozostały spędź gdziekolwiek chcesz tylko nie w samotności, żebyś przypadkiem nie dojrzał czarnej zbiorowej dziury wszechświata.
Znów powrócę do punktu wyjścia. Tylko czy błądząc tym pustym wzrokiem szukam szczęścia czy prawdy?
Czym jest szczęście - czy jest ono prawdą? Jak nauczał de Maleo prawda jest bolesnym przebudzeniem. W rzeczy samej czy mała prawda, czy duża ona zazwyczaj jest bolesna. Burzy naszą wyhodowaną i pielęgnowaną wizję świata.
Tak naprawdę lepiej się ogłupiać w poszukiwaniu złudnych rozkoszy ofiarowanych przez bezduszny świat. Odkrywanie szczęścia nie jest poszukiwaniem prawdy. To chyba bardziej poznanie siebie zrozumienie własnego powołania. Mam takie dziwne przeczucie, że pomimo setek różnych dziedzin życia w każdej z nich są uniwersalne schematy, które analizują nasze sumienia.
Co kontrastowe, gdzieś tam obok naszej zachodniej kultury wegetują ludzie golący na łyso głowo. Pozbądźmy się wszystkich zachcianek, pieprzyć wszystko wtedy nic nas nie rozczaruje. No to jest sposób, niestety ja się urodziłem się w cywilizacji zachodniej i jakoś kult posiadania, dążenia jest mi wrodzony w każda komórkę mego ciała. Zresztą, jeśli wierzą, że urodzili się po to, aby zawęzić emocje do minimum, a nie rozciągnąć je do kresów, czym różnią się od naszych dalekich przodków?
...ale dlaczego?
Bo życie to coś więcej niż tylko białe i czarne, a moje meandry umysłu charakteryzuje cała paleta barw, przez którą mam ciągłe kłopoty. Dodatkowo nie spotkałem w życiu osoby, która by to zrozumiała nie wspomnę zaakceptowała. Cóż wieczny tułacz emocjonalny.
Jednak.....
Gdy się już ponad kłamstwo przekłada samooszukiwanie nie pozostaje nic innego jak uciec w alkohol i narkotyki. Na szczęście utknąłem „dopiero” na tym pierwszym stopniu.
I przychodzi dzień, w którym rozpoznajesz głowy swego demona. Widzisz jak dorastał jak świat i ty sam kreowałeś go od najmłodszych lat. Skoro jest wiara powinna być i odwaga. Nawet gdybym go pokonał pozostanie niewypełniona przestrzeń, w której mądrość nie osiądzie.
To jak odpływający okręt, który cały czas cumował, ale nigdy nie wierzyłem w jego odpłynięcie nigdy sienie wierzyłem ze na bilet do niego trzeba zapracować. Znalezienie się na nim stanie się udręczeniem mojego życia i on odpływał, podejmuje chaotyczna próbę szybkiego zarobku. Nie wiesz, dlaczego ale czujesz ze lada moment będzie za późno...już sny młodzieńcze o zostaniu kapitan tego statku rozpływają się w przybrzeżnej mgle, by tylko dostać się nawet jako galernik....
Jak często słyszę od moich znajomych podobne egzystencjonalne załamania przestrzeni, o wypalającej się w niekończącym ciągu zdarzeń miłości, o tej pustce, która w nas powstaje, którą próbujemy zapełnić klubowym życiem wkurzająca nas pracą i innego typu bzdurami. Prawdo gdzie się ukrywasz?
Tak, coś nie grało jakby zębatka wypadła z właściwego trybu i zamiast zazębiać się z drugą wręcz odwrotnie. Czy nie można tego przeznaczenia puścić jeszcze raz w ruch? Kwestia przebaczenia. I cóż z tego kolejny tryb któregoś dnia wyskoczy. Trzeba wymienić cały mechanizm.
Interesujące jak ten sam wiersz, w różnym okresie życia zupełnie inaczej się interpretuje.
„Krnąbrne są nasze grzechy, podła nasza skrucha,
Za którą sobie płacić każemy sowicie,
I znów wesoło w błoto kierujemy życie,
Ufni, że łzy nikczemne zmyją plamy z ducha
To diabeł nas pociąga, dzierżąc nici końce,
Że w rzeczach wstrętnych dziwne widzimy uroki.
Co dzień niżej, do Piekieł unosimy kroki,
Bez zgrozy przez ciemności brnąc, strasznie cuchnące?
...., tam w głębi
Duszy naszej jest potwór bez ruchu, bez mowy -
Brzydszy, gorszy, nieczystszy ponad wszelki inny!
Chętnie by z ziemi całej uczynił ruiny
I świat wszystek w ziewnięciu pochłonąć gotowy.”
To jest jak mały cykl kart tarota. Za każdym razem z nalepką „głupiec” rozpoczynam kolejną wędrówkę, kończę zazwyczaj po kilku „wyjściach” i wracam na start. Tym razem utknąłem w jakimiś martwym punkcie z sercem, którego nie czuję, bo zamroził je błąd życia jednej chwili. To zawieszenie między jawą normalności, snem i bólem zupełnej depresji.
Czuję w tym bezruchu jakbym odbywał podróż do kresu siebie, prze mgłę, która ogranicza widoczność (dobrze wiem skąd wzięła się ta mgła, ale nie potrafię jej pokonać). Czasami powietrze staje się tak klarownie czyste, ukazując błękit nieba, piękny horyzont z wschodzącym słońcem. To tylko chwile i znów ta przeklęta chłodna, zimna mgła. Błądzę w niej jak ślepiec nie wiedząc czy jeszcze jeden krok nie będzie ostatnim przed ślepym mostem. Gdy na chwilę opada w oddali, widzę impresje jej doskonałej sylwetki i znów ta przeklęta mgła błędów przeszłości. Czy ja już nigdy nie powącham promieni słońca skrytych w jej włosach?
Bóg stworzył kobietę i mężczyznę by stali się jednym na dobre i na złe. To, czemu małżeństwa to jakieś kompromisy, gdzie ludzi łączą: wspólny dom, dzieci, chwilowe zauroczenie, czy po jakimś czasie przywiązanie nie mające nic wspólnego z miłością.
„W życiu każdego mężczyzny... istnieje tylko jedna kobieta, z którą osiągnie on doskonałą jedność, zaś w życiu każdej kobiety tylko jeden mężczyzna, z którym ona poczuje pełnię. Ale odnaleźć się jest udziałem niewielu, bardzo niewielu. Wszyscy inni zmuszeni są żyć w stanie niespełnienia ustawicznej tęsknoty”
Tak, więc znów to szczęście będzie tylko kompromisem. Czyż, więc to zupełne zespolenie jest zarezerwowane tylko dla miłości boskiej, którą daną było zrozumieć i poczuć garstce wybrańców. Dochodzę do wniosku po kresowości doznań, że to kwestia pokory dwojga ludzi. Bunt przeciw zasadom, jakie ustala życie musi któregoś dnia polec bez pocałunku Wiktorii, wieńców laurowych i gałązek oliwnych.
Agape to nie młoda piękna kobieta lub mężczyzna. Nie, nie ma piękna idealnego, to tylko rzecz postrzegania.
Prawdziwe piękno dla mnie jest całkowitym emocjonalnym zrozumieniu.
W oczach drugiego człowieka odnaleźć współczucie i nadzieję, podzielić się z nim swoim bólem i przeżywać z nim jego troski. Wtedy nasza maska pęka na niezliczoną ilość drobnych elementów, dusza jak feniks z popiołów rozrywa krepującą ją latami nawarstwianą otoczkę, pozostaje tylko diamentowa łza. Powrót do niewinności poprzez pieśni doświadczenia.
Piekło jako siarka i ogień. Ból fizyczny i ból, którego nie można uleczyć lekarstwem. Czy może być gorsze piekło niż to, które powstaje poprzez przymusową rozłąkę z osobą, z którą złączyło się życie na dobre i złe. Doskonała samotność i niewypowiedziane cierpienie w poczucie zerwania więzi z stwórcą na zawsze. Na wieki. Amen.
Czystość jest tylko w idei, w miłości rozpaczy. Zawsze to jakieś pocieszenie. W zamknięciu oczu i we wspomnieniu tego spontanicznego uścisku, ciepłym dotyku dłoni, spojrzeniu skrywającym sekret i nadzieje. W niedocenionym spacerze, wtuleniu swego snu między proste i długie barwy słońca, nierytmicznym oddechu, uśmiechu i tym niedocenionym słowie.
Czasu nie można cofnąć, ale można spróbować naprawić zło, którego było się źródłem. Chyba, że spadamy i zostały nam jakieś dwie sekundy życia. Każdą myślą zwyciężasz życie.
A miało być tak łagodnie obiecywał raj. Prędzej uśmiercę swą drugą połówkę niż go kiedykolwiek jeszcze posłucham (kogo ja oszukuje? – z tym, co podarowała nam natura nie da się wygrać). Już mu naplułem w twarz, ale jego to nie zraża. Spokojnie odchodzi by w ciemnym zaułku poczekać na swoje kolejne 15 minut. Wie, że często te minuty zamieniają się w wieczność.
Olśnienie w ciemności. Nie można służyć równocześnie dwóm bogom, gdyż w bitwie o twą duszę rozerwą Cię na strzępy. Bóg wieczności i Bóg momentu. W chwili porażki poznać swego wroga. Śmiejąc się, napluć mu w twarz (gorzej, jeśli spłynie to po naszych twarzach). Każdy ma swojego niechcianego brata. Jang i Jung - co sprytniejsi potrafią spoglądać przez pryzmat tylko doskonałej bieli lub czerni.
Czuje jakby cześć mojej osoby walczyła samotnie z armią „of anyone” skrytą w drugiej części mojej duszy.
50 tabletek nagłego reagowania popitych napojem zapomnienia i rozpaczy. Możną też inaczej jak Ian Curtis i setki jemu podobnych. Epitafium ” o chłopcu, który nie zgodził się dorosnąć”.
Ostatecznej odpowiedzi szukałem w XII karcie, błąd, którego nie potrafiłem przeskoczyć tak jak lichwiarz pozbyć swojego skarbca.
Tak naprawdę zawsze pragnąłem tylko jednego, ta myśl wypala się we mnie każdego dnia w duszy tak boleśnie. Chciałem tego doświadczyć chciałem tego nowotworu duszy. Martwy za życia, gdy każda chwila, którą mijam jest mi za nic. Ta pieczęć jest o tyle mocniejsza, gdyż sam ją wykułem. Zrobiłem to pracowicie. Każda miniona minuta na wagę złota i teraźniejszość przeplatana wieńcem łez.
„....Love Will Tear Us Apart...”
Miało być tak łagodnie i było na początku.
Co jeśli jutro nie nadejdzie? Umierając czuć maleńką cząsteczkę wypełnioną czystością serca, do którego powracają odbite promienie miłości.
Czy to, że jutro potrąci mnie samochód, będzie przypadkiem, czy przeznaczeniem oznaczającym, iż odegrałem swoją rolę na tym życiowym cyrku?
Zawieszony w czyśćcu, w boskiej sekundzie chwili, rozciąć kurtynę minionych dni i spojrzeć z perspektyw prawdy z drugiej strony sceny. Wszystko staje się z pewnością tak wyraziście smutne i zrozumiałe. Każda maska jest obnażona, każdy fałszywy ruch, gdy braliśmy więcej niż potrzebowaliśmy..
Jezusa zapytano, z którym z siedmiu mężów będzie żyła żona w królestwie Niebieskim. Nigdy nie padło odpowiedź na to pytanie.
Jeśli ona wybierze życie w czystości do ostatniego wydechu swego życia. W tym sakramencie byłoby coś szaleńczo pięknego. Zamiast ciała przemówiłaby dusza. Ale póki ciało żyje trudno je uśmiercić za życia, to nasze naturalne wrodzone prawo. Walczyć z tym to trochę to jak walczyć z wiatrakami.
Może być zimno albo gorąco, ale najbardziej nie lubię chłodnych nocy następujących po ciepłym dniu taki wrześniowo - październikowy okres. To zimno, które owija nie tylko ciało, ale i duszę. Piękno jest szczerością i zrozumieniem emocjonalnym nie obciążone zimnymi kalkulacjami i logiką. Tu nie występują ciepłe dni i zimne noce. Można być otoczonym dziesiątkami ludzi rozmawiać, śmiać się z nim, ale bez tej zupełnej szczerości i zrozumienia emocjonalnego jesteśmy samotnymi planetami.
Ta pora kojarzy mi się też z chłodem życia - po słonecznym okresie zawsze musi nastąpić ta zimno depresyjna pora.
Sumienie to jedyny prawdziwy wyznacznik ludzkości. Jednak kłamstwo i manipulacja wybrukowały drogę ku szczytom hierarchii społecznej i zaspokojeniu siedmiu zreformowanych grzechów głównych.
Przeszedłem dziś koło strzępków istoty ludzkie zupełnie zdeformowanej nędzą i alkoholizmem. Nie był to miły widok. Czy bóg podarowawszy nam czyste dusze, spogląda na nas z taką samą odrazą? Ciało tylko ufizycznia stan naszej duszy.
Jedni umrą zwinięci z bólu w kanałach przegranego życia cokolwiek to znaczy, inni obżarci kawiorem zdechną na swej prywatnej wyspie. W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi w tym tkwi jej piękno. To tylko kwestia czasu i jej kaprysu. W nieszczęściu jest to dobre, że człowiek przestaje się jej lękać, czasami nawet zaprasza ją w trybie ekspresowym.
Tu kończy się chwilowo podróż. Tak bardzo bym pragnąłbym by wraz z tymi słowami spłynęła cała gorycz i rozczarowanie życiem.
Odnaleźć się w konsumpcjonizmie, obsesji męskiego ego, nauki, budowania swojego domku rodzinnego, czy może ortodoksyjnym sekciarskim kółku. By tylko zagłuszyć te pytanie i poczucie umieszczenia w labiryncie bez wyjścia.
Przystanek, oaza, moja podróż do kresu siebie, do esencji samotności, gdzie otaczająca rzeczywistość zlewa się w nieprzejrzystą impresją zatrzymania. Chwilowe ocknięcie się do życia w społecznym wymiarze. Czas zacząć kolejny dzień, w którym ta pętla się coraz bardziej zaciska.
Nie jestem by umoralniać społeczeństwo tak samo jak społeczeństwo nie napiło się z boskiego kielicha mądrości. To, że ustaliśmy zbiór reguł nic nie znaczy. Ocenianie zachowań moralnych chwilowych nic nie znaczy. Człowieka można osadzić po całokształcie. Nawet morderstwo może uczynić z niego pozytywniejszą jednostkę, niż świętoszka omijającego szerokim kołem wędrującą mrówkę.
Bóg ruszył to perpetum mobile by po setkach milionów lat wykluł się człowiek. Po co? Chyba za życia się tego nie dowiem, ale wiem na pewno, że poza ruszeniem tej machiny bóg w nią nie ingeruje. Na zbliżenie do niego trzeba ciężko pracować swym człowieczeństwem, lecz przecież im bliżej Boga tym bliżej doskonałości, tym dalej od tego cyrku, w którym każe nam się żyć. W którym na każdym rogu ulicy sprzedaję się gotowe recepty na „szczęśliwe” życie, czyli dążenie do kresu „czegoś tam”, gdzie jest tylko niespełnienie i kolejna potrzeba „czegoś tam”.
„W życiu piękne są tylko chwile, dlatego czasem warto żyć” .
...i zasnąć koło Ciebie, być twym światłem i być tunelem, który oświetlisz
pokonać z tobą nic nie znaczącą impresję sztuki
zaistnieć w Tobie
nie w tysiącach serc, nie w kilku nawet....
w twym jednym
na wieki.
A ty odchodzisz w noc
Mój wzrok widzi twe kontury
rozmazują się
z każdym dniem stajesz się nocą.
Komentarze (1)
Podoba mi się ten tekst, budzi refleksje...
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania