PODRÓŻ DO NOWEGO ŚWIATA (DROGA DO EL DORADO)

Jest rok 1519, Barcelona rozpromieniona najjaśniejszymi promieniami słońca budziła się do życia, mieszkańcy tego jakże malowniczego zakątka świata leniwie wstawali z łóżek, a inni zaś zmierzali na targowisko by otworzyć swoje stragany, jednak nie o codzienności tutaj mowa, opowieść ta skupiona jest na dwóch braciach, żeglarzach u samego Hermana Cortesa, opowieść o Luisie i Jose.

--I--

PODRÓŻ DO NOWEGO ŚWIATA

Słońce powoli zachodziło, ukazując pierwsze rysy nocnego świata, przed statkiem linowym Cortesa, zebrała się cała załoga, z różnymi niezbędnymi przyrządami i zapasami na podróż, Bosman szybko oszacował ilość członków załogi, by następnie nakazać wnosić wszystko na pokład i zająć się każdemu odpowiednio przydzielonym zajęciem

- Jose... Jose... Słyszałeś, dzisiaj mamy wypływać do Nowego świata, jak myślisz, czekają tam na nas bogactwa?

- Luis, jakie znowu bogactwa? Przecież płyniemy tak jak zawsze odkryć nowy ląd, i zasiedlić nieznane tereny... i powiedz mi, czy do tej pory jakieś bogactwa w naszych wyprawach ukazały się naszym oczą?

- Jose! Przecież wiesz, że istnieją miasta ze złota, a przynajmniej ja w to wierzę

- Jakie miasta ze złota, znowu nasłuchałeś się jakichś bajek, o tajemniczych jaskiniach pełnym złota? Dorośnij w końcu Luis!

- Oj weź przestań!

- Nie przestanę! Czemu zawsze muszę wysłuchiwać tych durnot, zawsze gdy wypływamy w morze? Bez przerwy gadanie o jakichś bogactwach, szlag mnie zaraz trafi!

- A co jeśli okazałoby się, że to prawda? Że miasto ze złota istnieje, a my tam przypłyniemy, uciekniemy po cichu Cortesowi, zabierzemy tyle złota ile zdołamy unieść i wrócimy do Hiszpanii aby ją kupić?!

- Ooo! Ooo tak, to wspaniały pomysł, uciec Cortesowi tylko po to, by znaleźć znów jakichś jeden wielki głaz jak ostatnio! Doskonale pamiętasz jak się to skończyło...

- Co? Co? Jak się niby skończyło? To, że musiałem ściągać Ci z pleców parę pijawek, bo nie posłuchałeś mnie i wskoczyłeś do rzeki, zamiast zaczekać chwilkę, aż powycinam zarośla by prowadził nas szlak... naprawdę wielkie mi rzeczy...

- Nie! Nie udawaj, że nie pamiętasz chłosty...

- Jakiej chłosty?

- Luis! No weź przestań!

- Nie wezmę i nie przestanę! Jose, to może być nasza życiowa szansa!

- Cisza! Brać się do roboty! To nie miejsce na pogaduchy! - Krzyknął bosman

Niebo przepełniło się czernią, na statku rozświetliły się lampy naftowe, Jose i Luis wnosili na pokład ostatnie beczki ze śledziami i pudła z medykamentami, po skończonej robocie, postanowili odpocząć chwilkę, lecz obecność ich przywódcy, Cortesa, nie dawała im możliwości spokojnego funkcjonowania... no niezupełnie w obydwóch braciach wzbudzał niepokój, gdyż Luis, wpatrując się w nocne niebo, zaczął wymachiwać rękoma i pod nosem opowiadać historię, która zdawała się być idealnym materiałem na bajania dla młodych mieszkańców Barcelony. Zirytowany Jose rzekł do Luisa

- Luis, przestań machać tymi łapami! Ile razy mam Ci powtarzać, że nie ma żadnych skarbów w „nowych światach”

- Według Ciebie nie ma Jose. Widzisz ja słynę z mojej żądzy przygód, i wiem, że w końcu znajdziemy miasto ze złota, lub jakieś inne bogactwa, bo przecież Hiszpania nie może być ciągle przez kogoś rządzona, to przecież my chcemy ją całą mieć

- yyy poprawka, Ty chcesz

- Tak, tak chcę, a marzyć mi nie zabronisz nadęty buraku

- Coś Ty powiedział?

- Nadęty buraku! Buraku buraczany, zaburaczony, buraczku

- Odszczekaj to!

- Nie, nie! Nie mam zamiaru!

- Odszczekaj!

- E! E!

- Chodź Tu, Ty... Jak nie odszczekasz... tooo ooo ohoho będzie z Tobą źle!

- Mmmm super!, a co tym razem zamierzasz mi zrobić? Drzeć się mi do ucha czy coś konkretniejszego?

- CISZA!

Na statku rozległ się donośny rozkaz! Luis i Jose powoli odwrócili głowy w stronę pomieszczenia w którym znajdował się Cortes

- Wy dwaj! Do mnie! No! ruszać się!

Luis i Jose, przerażeni powolnym krokiem podeszli do swojego przywódcy

- Moja załoga jest niesłychanie opanowaną i poważną grupą odkrywców, nie chcemy tutaj jakichś rozwydrzonych, a przede wszystkim głośnych pasażerów, widzicie, już raz spotkała was kara, i teraz was nie ominie, karzę was wychłostać, gdy powtórzy się ta sytuacja, jak Bóg da traficie na Kubę jako niewolnicy i resztę życia spędzicie na plantacji czciny cukrowej. Zabrać ich!

- Brawo Jose! Wykazałeś się niezwykłym talentem w spuszczaniu łomotu, chciałeś mi go spuścić, a teraz i Ty dostaniesz

- Ooooo zamknij się!

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • stz 09.07.2015
    Męczący był bardzo ten dialog i w ogóle mnie nie wciągnął. Takie zwykłe beztreściowe przepychanki na słowa są raczej nudne do czytania, więc lepiej by je było ukrócić na rzecz innych elementów. Daję 3 za oryginalną tematykę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania