Podroz do Pakistanu cz.1

27.07.2015r. To był najgorszy okres w moim życiu. Świat przewrócił się do góry nogami. Czułam, jak rozdziera mi się serce jak stara zużyta szmata.

-Moja mama zmarła. Wracam do Pakistanu. Przepraszam, ale muszę. Nigdy o Tobie nie zapomnę. Usłyszałam głos Asifa przez telefon.

-Co Ty mówisz? - zapytałam, jakbym nie rozpoznała ani jednego słowa.

-Jak wrócę do Pakistanu, nie wydostanę się już. Miałem jedną szansę. Biuro dla emigrantów pomogło mi pod warunkiem że nie wrócę. Dopiero, kiedy unieważni się moja karta, czyli jeszcze 7lat.Wracam 7lat wcześniej niż zaplanowałem. To koniec. - powiedział.

Nie wiem nawet czy to ja się rozłączyłam, czy on. Usiadłam na materacu, wyciągnęłam z poszewki na poduszkę jego koszulkę, mocno się wtuliłam i zaczęłam płakać jak porzucony, mały szczeniak.

W głowie mi szumiało, pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Dotychczas nie mogłam wytrzymać jednego dnia bez jego głosu, uśmiechu a sms z emotikonką :* dawał mi energię na cały dzień. Zanim zaczęłam trzeźwo myśleć minęły dwa dni. Tak, cały ten czas spędziłam z jego koszulką przy nosie, wyłączonym telefonem i paczką papierosów. W końcu wstałam, wykąpałam się. Włączyłam telefon i od razu rozniósł się dźwięk sms od Asifa.

,,Cześć. Chciałem tylko powiedzieć do widzenia.”

Oddzwoniłam i nie było już sygnału. No tak, sieć w której obydwoje mieliśmy telefony żeby rozmawiać i pisać za darmo nie działała w Pakistanie.

Nigdy nie czułam takiego kucia w sercu. Powoli czułam jak napis na sercu ASIF wypala się literka po literce. Mój świat się zawalił. Nie było go tu. Dla niego tu przyjechałam, dla niego wróciłam do Monachium. Dla niego żyłam. Już go nie było. Przecież można coś zrobić? Przeprowadzić się do Pakistanu? Przecież nasz związek i tak jest nielegalny, a w Pakistanie czeka na niego żona, której nie zna. Najgłupsza kultura na świecie. Tata lub mama wybiera Ci kobietę, której nie znasz. Dostajesz zdjęcie na telefon, a jeśli Ci się podoba to Ci ją wyślą. W razie śmierci rodziców, żonę wybiera najstarszy brat. Asif jest moją małą siódemką jak to mam w zwyczaju żartobliwie mawiać do niego. Ma 6 braci a on jest siódmy, najmłodszy z nich.

Chciałam się gdzieś zaszyć. Spakowałam walizki i pojechałam do Frankfurtu na najbliższy autobus do Polski. Po 10godzinach siedziałam u mamy w samochodzie, która przyjechała po mnie do Poznania. Opowiedziałam jej o całym związku z Asifem. Jak się poznaliśmy, jak na początku kłamał że miał dziewczynę w Pakistanie. Byli rok razem, ale potem on wyjechał. Nigdy nie zapomnę pierwszego pocałunku. Pojechaliśmy rozwozić ulotki. Codziennie wtedy w pracy modliłam się do Boga ,,Pozwól mi dziś spędzić z nim więcej czasu. Niech szef powie ,,Heute vertragen werbung mit Asif. Nicht mit Fakhir” Pojechaliśmy na ulotki, zapytał gdzie chce jechać. ,,Nad wodę” odpowiedziałam. Wchodząc do samochodu waliło mi serce jak oszalałe, coraz mocniej ściskałam kolana żeby wyglądały na szczuplejsze. Miałam wtedy sporą nadwagę. Ledwo usiadłam, zamknęłam drzwi a on z szerokim uśmiechem, spojrzał na mnie swoimi pięknymi, brązowymi oczami i pierwszy raz powiedział ,,I love you”. Ja głupia odpowiedziałam ,,Danke schune”, po czym on powtórzył ,,I love you”. I wycofał autem z parkingu pizzeri w której razem pracowaliśmy. Dojechaliśmy na parking nad Menem. Siedzieliśmy w samochodzie. Wtedy ledwo mówiłam proste zdania po niemiecku, za to biegle po angielsku, więc w tym języku rozmawialiśmy na co dzień. Był moim nauczycielem języka niemieckiego. Całą swoją znajomość języka zawdzięczam jemu w stu procentach. Ściągnął na swój telefon słownik angielsko- niemiecki.

Pisał wtedy przez translatora z angielskiego na polski. Pewnie wstydził się powiedzieć tego, co chodziło mu po głowie. Po kilku minutach napisał ,,Can i kiss you?”. Odpowiedziałam ,,No. Asif. I have boyfriend in Poland. I very love him”. Choć czułam że serce rwie do niego i naprawdę miałam szczerą ochotę go pocałować. Wtedy odłożył telefon wziął mnie za ramiona i pierwszy raz pocałował. Nie był mistrzem, ale nie było też najgorzej. Przestałam i zapytałam go czy kiedyś już się całował i czy to prawda że miał dziewczynę w Pakistanie. Odpowiedział przecząco patrząc w wycieraczkę. Po tej odpowiedzi czułam się wręcz zaszczycona, że jestem pierwszą osobą, którą całuje. Złączone usta i ręka na jego rozporku. Nie przestając się całować odpychał moją rękę, która bezwładnie opadała na jego kroczę. Czy to możliwe żeby penis był tak duży? Poczułam jak przygryza mi wargi i dociska rękę. Zamknął mocno oczy, oswobodził moje usta i powiedział ,,fertig”.

Chwilę siedzieliśmy w całkowitej ciszy. Co się właściwie przed chwilą stało?

-Doszedłeś? -zapytałam.

-Tak -odpowiedział.

-Nie uprawiałeś nigdy seksu?

-Nie. - odpowiedział krótko tym samym poważnym tonem co wcześniejsze ,tak”

Nie wiedziałam jak się zachować. Też nie miałam pełnego bagażu doświadczenia w tych sprawach. Z reguły jestem bardzo wstydliwa a sex to dla mnie temat tabu nawet z chłopakiem.

-Idę zapalić. - Rzuciłam wychodząc z samochodu, żeby trochę ochłonąć po tym co się stało a z drugiej strony dać mu czas na ,,ogarnięcie”. Asif jest przeciwieństwem mojego chlopaka, nigdy na mnie nie krzyczal i nie podniosl reki, jest wrogiem papierosów, alkoholu i narkotyków. Kiedy pyta mnie o różne sprawy związane z działaniem narkotyków, aż czuję się nieswojo że mężczyzna w wieku 28lat pyta mnie czy marihuanę się je czy wstrzykuje? A może pali? Zdemoralizowałam go najmniej jak umiałam przynosząc raz do jego domu słabą odmianę marihuany żeby spróbował. Raz wypiliśmy nawet drinka. Ćwiartkę ,,chantree” na pół, żeby nie wykrzywiał się po białej wódce. Również u niego w domu. Zamknięci na klucz za trzema drzwiami, gdyby ktoś z jego kolegów czy braci chciał go odwiedzić.

Niestety nawet spotkania były dla nas niemożliwe. Nikt nie mógł wiedzieć, dlatego jak najbardziej wykorzystywaliśmy czas na ulotkach. ,,Nadrabialiśmy jego stracony czas” myślę dziś.

Trzymaliśmy się za ręce roznosząc ulotki, jak czternastolatki klepaliśmy się po tyłkach a gdy było ciemniej przyciskał mnie stanowczo do muru bloku i całował. Łapał za piersi. Namiętność jaka się między nami wytworzyła jest nie do opisania. Nikt nigdy nie traktował mnie z takim szacunkiem, męskością i stanowczością. Potrzebuję jego męskiej ręki. Lubię kiedy ktoś mówi ,,Nie, Patrycja. Nie możesz tego zrobić. Idź tam i zrób tak czy siak”.

Po kilku dniach jak mi się wydaje 5.08.2015r po powrocie do Polski włączyłam laptop. Weszłam na Facebooka. Mój mężczyzna był dostępny 1godzinę temu. Trudno. Nie zostawił żadnej wiadomości. Po raz kolejny przejrzałam jego wszystkie zdjęcia i słuchałam naszych piosenek. Ostatnią jaką dodał brzmi jak stara pakistańska ludowa pieśń i nosi taki tekst

,,Potrzebuje Twej miłości,

Pozwól mi Cię kochać.

Gdy Cię kocham, Ty mnie kochasz

To ta miłość, która pozwala Ci do mnie wracać.

Nigdy mnie nie zostawiaj dziewczyno, nie rób mi tego!

Daj mi kolejną szansę, będę Cię kochał!

Moje uczucia do Ciebie wzlatują,

Kobieto, Ty, mnie kochasz, bez Ciebie mnie nie ma!”

Każda mała cząstka, mego złamanego serca w ciemności,

chcę trzymać Cię teraz...

Gdy byłaś tu dla mnie, nie było mnie dla Ciebie.

Byłem za bardzo ślepy, nie zauważyłem co dla mnie robisz

Teraz nie wiem co ze sobą zrobić!

Ladi, dadi, ram, tam.. ladi ladi tam tam, będę tam dla Ciebie!”

 

Po raz kolejny się popłakałam. Zadzwoniłam do przyjaciółki Ani. Umówiłyśmy się na dwa litry wódki o 18 pod mostem nad rzeką Wartą. Ania wiedziała, że coś naprawdę strasznego musiało się wydarzyć. Nie piłam od dobrych kilku miesięcy. Kiedy mieszkałam w Polsce piłam codziennie i w naprawdę dużych ilościach. Wszystko zmienił mój Książę. Dla niego nie piję, dla niego chudnę.

Opowiedziałam pokrótce Ani co się stało i dlaczego przejechałam. Nikt nie wie że tak bliskie relacje mnie z nim łączyły. Ona cały czas myślała że się tylko przyjaźniliśmy.

-Jeśli chce, żeby wrócił do Niemiec, musiałabym chyba jechać po niego do Pakistanu, pokazać ,,zaproszenie” czyli potwierdzenie, które nie wiem jak się fachowo nazywa że mam pieniądze na koncie, że jestem w stanie w pierwszych miesiącach go utrzymać no i najpierw papier że jesteśmy małżeństwem.- opowiadałam Ani co raz bardziej pijana. Kończyłyśmy pić pierwszego litra ,,Krupnika”.

- Ty jesteś nie normalna! Ciekawe czy dla mnie byś coś takiego zrobiła! Patra, on ma swoje życie. To jest inna kultura, on nie jest normalny. I jeszcze czarny...- lamentowała Ania, stara rasistka, która nigdy nie przekroczyła granicy a według niej do dziś na niemieckich ulicach chodzą w mundurach SS i strzelają do żydów.

-Po pierwsze to jest taki sam jak ja. Nie jest czarny, tylko czekoladowy. I masz pozdrowienia od Hitlera, był ostatnio po czynsz za mieszkanie. Zasalutował i zostawił błoto z 1941roku na wycieraczce. - Powiedziałam jak najbardziej spokojnym, tonem wolno i wyraźnie, żeby dwa razy nie powtarzać. Ania zmieniła temat. Nienawidziłam jej ,,mądrości” bo w osiemdziesięciu procentach myliła się. Może dwa razy udało jej się powiedzieć, coś co faktycznie zgadzało się z prawdą. Byłam już ostro pijana, ona także ale przecież nie zostawimy tyle alkoholu na drugi dzień bo ,,wyparują procenty”. We krwi miałyśmy już po pół litra, ale obywatelstwo zobowiązuje. Nie pamiętam w jaki sposób znalazłam się w domu Ani. Pewnie ktoś z jej kolegów nas podwiózł. Po trzeciej w nocy obudziłam się jeszcze pijana a już chciało mi się pić. Po cichu wyszłam z pokoju, żeby nie budzić Ani. Usiadłam w kuchni i zrobiłam sobie dwie herbaty z dużą ilością cukru. W głowie padały hasła ,jak wyciągnąć Asifa z Pakistanu?”

 

21.08.2015rok.

Minęły dwa tygodnie odkąd przyjechałam do Polski. Mama bardzo się o mnie martwiła, gotowała moje ulubione przysmaki. Pytała codziennie czy się odezwał. Codziennie dostawała tą samą odpowiedź ,,nie”.

 

Dnia 23.08.2015 nastąpił przełom. Mama o 10rano wbiegła do mojego pokoju, gdy jeszcze spałam.

-Patrycja! Asif! Z Asifem gadałam! Na skype zadzwonił to odebrałam. Chodź, no chodź szybko! - wszystko działo się tak szybko że wręcz teleportowałam się z pokoju, na dół do salonu, gdzie leżał laptop.

-Hi!- śmiałam się przez łzy.

Przywitaliśmy się i nic nie mówiliśmy. Patrzyliśmy na siebie. Był jeszcze piękniejszy.

Urosły mu włosy, był bardziej opalony, oczy jeszcze bardziej wypełnione tajemnicą...

Był w kafejce internetowej. Dopiero wtedy przyznał że w domu nie ma internetu. Wstał. Wtedy zobaczyłam jak był ubrany. Jasna długa... ,,sukienka” (?) wydawała się być przewiewna, na 5guzików od góry, długa aż za pas. Podciągnął szeroki rękaw i pokazał mi ranę po postrzale w ramieniu.

Zaniemówiłam a on opowiedział mi jak podczas pogrzebu mamy, między straganami niedaleko cmentarza rozpoczęła się strzelanina. Ludzie biegali w różnych kierunkach, on chciał pobiec wzdłuż płotu, ale kula go dosięgła. Był to mały kaliber, ale wystraszył się, przewrócił i stracił przytomność. Nie miał mi jak dać znać. Do Karaczi nie było daleko, ale podróż po Pakistanie zajmowała dwa razy dłużej niż faktycznie, a tylko tam mógł skorzystać z internetu.

-Co mogę dla Ciebie zrobić? Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytałam nadal przez łzy.

-Nie. Nic nie możesz zrobić, nawet nie wiesz jak bardzo chce wrócić do swojego życia w Niemczech. Ludzie dziwnie na mnie patrzą, grożą, prześladują, bo opuściłem Pakistan. -mówił tak spokojnie, jakby to było normalne i jakby wiedział że tak będzie po powrocie do ojczyzny.

-Na pewno jest jakiś sposób! - ciągnęłam dalej.

-Muszę kończyć, jest kolejka do komputera. - powiedział i słodko się roześmiał.

-Dobrze, do usłyszenia. Pokiwałam mu a z rąk ułożyłam serduszko dla niego.

-dobra,dobra. Zajebiscie. dobra pa – wykorzystał wszystkie słowa jakie znał po polsku i wysłał mi buziaka.

Ubrałam się i poszłam biegać. Wszystko zaczęło układać mi się w głowie. Przecież wszystko wydaje się takie proste! Pojadę po niego! Weźmiemy ślub! Będziemy razem, na zawsze szczęśliwi... Wbiegłam do domu i krzyknęłam do mamy

-Jadę do Pakistanu!

-Po co? - powiedziała mama jakby w ogóle ją to nie zdziwiło, ani zainteresowało i nadal nie odrywała wzroku od garnków. Akurat gotowała obiad.

-Po Asifa! Przelej mi na konto dwadzieścia tysięcy euro. Idę zabukować bilet na samolot.

-mówiłam dalej. Myślałam, że mama zamknie mnie w pokoju i poczeka aż ochłonę i wróci zdrowy rozsądek. Ku mojemu zdziwieniu powiedziała ,,sama nie pojedziesz. Skoro tylko tak możemy mu pomóc, pojadę po obiedzie do banku i przeleję pieniądze”. Potrzebna też była fałszywa umowa o pracę. Moja mama można powiedzieć że była ,,grubą rybą” i miała głowę do interesów, a inwestowanie na giełdach sporych pieniędzy robiła dla frajdy bo to nie było jej główne źródło dochodów.

Trzy dni później zadzwonił Asif. Opowiedziałam mu wszystko, tylko słuchał, patrzył w kamerkę internetową. Wszystko brał na żarty, nawet powiedział że jak już przyjedziemy mam sobie kupić kartę ,Khali makha” i podał mi swój aktualny numer telefonu. Nie wierzył aż do przyjazdu.

…..................

2.09.2015rok czyli dwa tygodnie przed moimi dwudziestymi urodzinami o godzinie 8;10 byłyśmy na lotnisku w Poznaniu. Walizki już przewozili do samolotu, który miał nas zabrać do Karaczi.

O 8;45 siedziałyśmy z mamą w samolocie, trzymając się za ręce przy starcie.

18:08 w Polsce. 21:06 w Karaczi.

Wysiadłyśmy z samolotu, odebrałyśmy walizki. Mimo późnej godziny było gorąco a powietrze suche. Za euro udało mi się kupić kartę, której nazwę miałam zapisaną na jakimś paragonie. Wyszłam z kiosku i usłyszałam swoje przeciągnięte imię ,,Paaatricia”.

To był on. Skąd on wiedział? Przecież nie wierzył że przyjadę, a jednak więzy miłości okazały się silniejsze niż wiara w niemożliwe czyny. Coś kazało sprawdzić mu samoloty z Polski, przesiadką w Abu Dhabi i docelowym celem podróży – Karachi. Staliśmy chwilę bez ruchu. Dzieliło nas kilka metrów. Między nami chodzili miejscowi i podróżni. Kto zrobi pierwszy krok?

Pobiegłam w jego stronę, rzuciłam mu się na szyję, chociaż on wyciągnął w moją stronę rękę.

Jak zawsze, kiedy obok znajdowali się ludzie. Poklepał mnie po plecach co znaczyło ,,No starczy już, bo ktoś zobaczy”. Puściłam go na chwile, ale zaraz znowu go przytuliłam i to jeszcze mocniej żeby się nie wyślizgnął.

-Patricia... Meine bruder is da druben und kuken – powiedział cicho.

Jak na komendę puściłam go i pozwoliłam przywitać się z mamą, która stała ze łzami w oczach i przyglądała się całej sytuacji z boku.

Pachniał inaczej niż zwykle. Jego męski zapach skóry mieszał się z zapachem ziół i świeżo zaparzonej, czarnej herbaty. Cienie pod oczami miał jeszcze większe niż zwykle a usta suche i popękane. Jego słodka czekoladowa skóra, stała się jeszcze ciemniejsza. Jedynie oczy wyglądały takie, jakie zapamiętałam. Oczy, które dużo widziały, które skrywały mnóstwo tajemnic i bólu, duże, brązowe, z nutką optymizmu wpatrywały się teraz we mnie z niedowierzaniem i pytały ,,Co Ty tu robisz? Jesteś chora dziewczyno?”. Wtedy dopiero zauważył moją mamę. Przywitali się jak zawstydzone dzieci w przedszkolu.

Podszedł jego brat, wziął moją walizkę a Asif zaopiekował się bagażem mojej mamy.

Próbowałam z mamą nawiązać jakiś temat, że niby jesteśmy bardzo zajęte rozmową. Nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć. Już chciałam być z nim na osobności. Chciałam rzucić się na niego, pocałować, spojrzeć w jego wnętrze, poczuć się znów kobieco i bezpiecznie.

W samochodzie była jeszcze jedna osoba, kierowca. Ruszyliśmy przez zatłoczone Karachi.

To co działo się tam na ulicach, nie potrafię opisać. Tłumy ludzi przeciskających się przez siebie, większość kobiet przypominała Ninja, tylko z otworami na oczach. Przez chwilę zwątpiłam czy jestem w Arabii Sołdyjskiej czy może jeszcze Pakistan? Mężczyźni w długich, luźnych spodniach i za długimi, przewiewnymi koszulami. Pomimo późnej godziny stragany z kolorowymi ozdobami nadal czynne. Komunikacja miejska? Tam nie ma kodeksu drogowego. Jechaliśmy tak jak kierowcy akurat pasowało. Po drodze mijaliśmy dwa śmieszne, kolorowe autobusy z ludźmi uwieszonymi jak małpy nawet na dachu! A niektórzy ludzie okno od domu, przerobili na stragany. Sprzedawali owoce, warzywa a czasem nawet naczynia. Dojechaliśmy do hotelu, w którym miałyśmy rezerwacje. Piękna budowla niczym z bajki o Aladynie. Weszliśmy do środka. Do recepcji podeszliśmy w trzech. Ja, mama i Asif. Podałyśmy ksero dowodów osobistych a pani wydała nam klucze. Pokoje miałyśmy osobno. Mama na drugim piętrze a ja w drugiej części hotelu na czwartym. Zeszłam na recepcje pytając czy nie mogłybyśmy dostać dwuosobowego lub chociaż obok siebie? Pani łamanym angielskim z penjabii odpowiedziała że wszystko mają zajęte.

Dziwne bo na korytarzu nie widziałam nikogo.

Po 23 byłam po kąpieli i porządnym posiłku. Co rozumieć przez porządny posiłek? Dziwne kulki o konsystencji chipsów a w środku jakiś owoc chyba mango z ryżem. W osobnej miseczce żółty i słony sos. Z mamą miałam się spotkać na drugi dzień o 9rano przy śniadaniu. Położyłam się spać. Byłam wykończona. Ustawiłam klimatyzacje na 18stopni i usnęłam.

Drugi dzień w Pakistanie.

Spotkałyśmy się z mamą po dziewiątej w restauracji hotelowej. Zjadłyśmy bułki z najlepszym dżemem, jaki jadłam w życiu! Mama skarżyła się na upał i sąsiadów za ścianom, którzy bardzo głośno rozmawiali do białego rana. Zadzwoniłam do Asifa.

-No więc... Wszystko ok? - zapytałam

-Tak. Wstałyście już?

-Tak. Co robimy teraz? - czekając za propozycją.

-Podrzucę Wam coś. - odpowiedział.

-Naturalnie! Czuje się jak w domu!- krzyknęłam rozbawiona do słuchawki.

Kiedy byłam w Niemczech, Asif bardzo dużo mi pomógł. Przynosił po trochu to firany a to krzesła aż w końcu umeblował mi całe mieszkanie. Wcale nie zdziwiło mnie to, że do hotelu przywiózł piękne ludowe stroje dla mnie i mamy. Ubrałam długie zielone spodnie z ogromnym krokiem, ozdobione złotymi i srebrnymi cekinami. Trzywarstwowa koszula trochę mnie zmartwiła, gdyż nie przepuszczała powietrza i chociaż wyglądała na przewiewną i lekką, wcale taka nie była. Burka była w ciemnej zieleni bez żadnych dodatków. Jakaś kobieta, która chyba była sprzątaczką w hotelu przechodząca obok mnie, widząc jasną karnację i wystające blond włosy spod chusty wzięła mnie na bok do kantorka z mopami i zawiązała jak trzeba, śmiejąc się co ja tutaj robię i że turystki nie muszą tego nosić. Mama została obdarzona w długą biało różową suknię aż do kostek z chustą przyszytą do kołnierza. Dopiero teraz byłyśmy gotowe na wyjście do miasta.

Gdyby ktoś z Polski zobaczył teraz mnie z mamą i Pakistańczykiem zrobiłby zdjęcia i wstawił na wiocha.pl ! Wyszliśmy z hotelu. Mama cały czas mówiła ,,ale fajnie! Ty zobacz! 20Lat młodziej! No! Tak to ja moge! Ale fajnie! No kurcze, ale się udało! W życiu nie myślałam, że będę miała tak wspaniałe wakacje”. Udałyśmy się na kolorowe straganiki. Zauważyłam spore zmiany w zachowaniu Asifa. Jego pewny, dumny krok mówił ,,te białe są zajęte. Są moje. Możecie jedynie patrzeć. Ja tu jestem panem sytuacji” Na każdym straganiku robiłyśmy pauzę. Zdumiewające komplety biżuterii zapierały dech w piersi. I wcale nie były drogie. Za swoje pakistańskie pieniądze kupiłyśmy mniej więcej kilo ręcznie robionej biżuterii. Mama dokupiła jeszcze cztery chusty i słomiany kapelusz (zawsze miała fioła na punkcie przykryć głowy, a za każdym razem gdy wracała znad morza przywoziła nowe słomiane kapelusze). Usiedliśmy w miłej kawiarence po półtora godzinnych zakupach na straganach. To na czym siedzieliśmy, przypominało leżak owinięty dywanem i poduszkami z frędzelkami jak w taniej poradni psychologicznej w Polsce.

-To co chcecie robić teraz?- zapytał pijąc herbatę z suszonymi owocami.

-Porozmawiać jak Cię stąd wyrwać. - odpowiedziałam.

-Ja pójdę tam zobaczyć do tego sklepu z perukami. - powiedziała mama

-Nie możesz iść sama, poczekaj pójdę z Tobą. - powiedział Asif zrywając się na równe nogi.

-A co nie mogę? Mogę, mogę. Chce iść to sobie pójdę. - powiedziała mama ni to żartem ni to serio.

Odezwałam się po Polsku do mamy – mamo, usiądź poczekaj. Nie po to tu przyjechałyśmy.

-Ona chce iść. Na prawdę nie może?- powiedziałam tym razem po angielsku, żeby mama nie zrozumiała.

-Zadzwonię po dobrego przyjaciela, pójdzie z nią na spacer a my będziemy mogli w końcu porozmawiać. - Kiwnęłam głową na ,,tak” a do mamy rzuciłam ,,zaraz pójdziesz, przyjdzie jego kolega. On wie co robi''. Zadzwonił i znów mogłam roześmiać się jak to zawszę robię jak słysze kiedy on rozmawia (śpiewa) w urdu.

-Za 20minut przyjdzie. - powiedział do mamy a ona tylko przewróciła oczami a jej wyraz twarzy mówił ,,przesadzaaacie”. Musze przyznać że pasował jej strój,który miała na sobie.

Jeszcze chwilę wstrzymaliśmy się z rozmową o powrocie do Niemiec, aż do czasu kiedy przyszedł kolega Asifa. Wysoki, o gęstych,czarnych włosach, bardzo ciemny brązowy kolor skóry, również dziwnie inaczej ubrany ale na kremowo.

-Ab geste he? - rzucił do mnie, co oznaczało ,,co u ciebie?”

- Man thek hoon – odpowiedziałam w urdu bez zastanowienia. Oznaczało że czuję się dobrze. Mój urdu był naprawdę kiepski. Miałam problemy z wymową, chociaż rozumiałam dużo jeżeli ktoś mówił do mnie w tym języku.

-Ola? - skierował się do mojej mamy wyciągając rękę, nie na przywitanie a żeby pomóc wstać.

-ja, Paulina ist meine tochter.-Wskazując na mnie.

- Do you speak english?- zapytał rozbawiony, co oznaczało że nic nie zrozumiał.

-nein, nur deutsch und russisch. Odpowiedziała moja mama wstając.

- Ok. come. - rzucił i złapał ją pod rękę jak to moja mama mawia ,, jak starą Omę” i zginęli gdzieś w tłumie. Asifowi mogłam naprawdę zaufać. Wiedziałam że z jego przyjacielem, mamie nic nie grozi. Nie każdy mógł nim zostać.

-No to teraz możemy porozmawiać- powiedział i zaczął bardzo rzeczowo – albo wyjdziesz za mnie za mąż, albo nie spotkamy się w Europie.

Trochę zszokowały mnie te słowa. Jakby robił mi łaskę, że ,,ewentualnie” wróci do Niemiec, jeżeli już tak bardzo chce. Jakby mu tu było dobrze i nie myślał o powrocie. Z drugiej strony rozumiem go. To zawsze on był panem sytuacji, nigdy nie okazywał słabości, zawsze radził sobie najlepiej, nie ważne co się działo. To nie jego kultura żeby liczyć na pomoc kobiety.

-Ok. Chętnie zostanę Twoją żoną. - rzuciłam na żarty

-Dobrze, chodź. - wstał zostawiając kilka rupii na stole.

Doszliśmy do ulicy i wsiedliśmy do ryczki, którą ciągnął osioł. ,,Kierowcy” podał adres i jechaliśmy jakieś 20minut. Dotarliśmy do ogromnego, oszklonego budynku, który wyglądał na tle Pakistanu jak doklejony do obrazka. Odpowiednik do ,,Urząd stanu cywilnego”. Weszliśmy do środka. Zatrzymałam się na środku korytarza. W środku nie było ludzi.

-I co? Zapytałam

-Nic, tylko zobacz. - odpowiedział idąc przed siebie.

Przeszliśmy kilka korytarzy, rozejrzałam się po ogłoszeniach, których i tak nie rozumiałam.

Otworzył małe drzwiczki z napisem ,,EXIT”, wziął mnie za rękę i wyszliśmy z całkowicie innej strony Karachi. Przeszliśmy przez podwórko, gdzie wyrzucano śmieci, potem przez dziurę w płocie i uderzył mnie odór smrodu. ,,Ufam mu, ufam mu, ufam mu, kocham go” Powtarzałam sobie w myśli. Za ogrodzeniem zobaczyłam całkowicie inną stronę Karachi.

- Nie trzeba za daleko szukać, ale chciałem żebyś to zobaczyła. To tu się wychowałem. Chodź. No chodź, pokaże Ci moje miejsce”

Wziął mnie za rękę i pozwolił zdjąć chustę. Pot kapał ze mnie strumieniami. Nie dla mnie ponad 30 stopni i brak wiatru. Otoczyły mnie dzieci. Zaniedbane, głodne, brudne. Większość nie miało butów. Niektóre miały buty o kilkanaście rozmiarów za duże. Przyglądały mi się z zainteresowaniem. Czułam, jakby widziały we mnie nadzieje na lepszą przyszłość. Na murach wisiały linki jak do prania a na tych linkach jakby prześcieradła czy szmaty. Pomyślałam że dosyć nisko wieszają pranie, bo dotykają ziemi. Chyba z powodu temperatury mój mózg przestał trybić. Dużo starszych osób leżało na cegłach, przykrytych gazetą żeby chronić się przed ostrymi promieniami słońca i drzemało.

Stanęliśmy przy jednym z prześcieradeł.

-Gotowa? Zapytał z niepewnością w głosie. A jego oczy przestały mieć tajemniczy wydźwięk.

-Tak. - powiedziałam, nie wierząc w co mówię i co się dzieje.

Odsunął prześcieradło. Zobaczyłam coś w rodzaju bardzo niskiego garażu. W środku były porozrzucane szmaty, miski, butelki chyba z płynem do higieny.

-Chodź- powiedział w urdu naciągając mi czule chustę na głowę. - weszłam do środka. Wysokość pomieszczenia nie większa jak metr dwadzieścia. Mój Kochany położył się na jednej z kupy szmat.

- Chodź – wskazał mi miejsce obok siebie i ruchem dłoni zachęcił mnie żebym położyła się obok niego. Wyglądało na to że jest to jego ,,baza” jak za czasów dzieciństwa. Pomieszczenie nie miało więcej jak 5metrów kwadratowych, ale ciągnęło się dalej, za wyłupaną dziurą w ścianie. Z drugiego pokoju wyszedł starszy mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat.

- To jest Paulina – powiedział do osoby podglądającej zza muru. Pięćdziesięciolatek był bardzo podobny do Fakhira- brata Asifa, który nie wrócił do Pakistanu, na ostatnie pożegnanie Mamy.

- Khafiz- rzucił co oznaczało wieczór.

-Mein lena Aapke Brother- co oznaczało ,,Wezmę Twojego brata”. Nie miałam pojęcia jak jest ,,brat” w urdu. Jak wspomniałam wcześniej, mój urdu kulał jak lis po polowaniu. Martwy.

On się tylko roześmiał. Ubierając koszulkę na milion guzików powiedział coś patrząc na Asifa. Ten mu coś odpowiedział i ,,sąsiad” wyszedł. Tak jego brat. Drugi w kolejności co do wieku.

-Tutaj się ukrywasz?- powiedziałam zadziorczo wtulając się w jego ciało.

-Mniej więcej. Tutaj mieszkam.- powiedział nie obejmując mnie.

-komfortowo- odpowiedziałam głupia, całując go w usta. Jak miał w zwyczaju wsysał teraz moje wargi żeby żadne inne słowo nie wydostało się z moich ust. Nie chciałam kończyć tej chwili. Pozwalałam mu na to. Za bardzo pragnęłam tej chwili, żeby wracać teraz do problemu przez który tu przyjechałam. W końcu oswobodził moje usta co oznaczało że jest przygotowany na każde moje pytanie.

-Zostaniesz moim mężem? - zapytałam

-nie. -powiedział po czym dodał – a zostaniesz moją żoną?

-nie- oddając mu pocałunek zamykający usta.

-To Ty zostaniesz moim mężem. Nie będę Twoją żoną.

-To ja nie chce. - zaczęliśmy się śmiać.

-To ja jestem europejką.

-A ja Pakistańczykiem, więc co tu robisz dziewczyno?

-Tylko cię kocham.- odpowiedziałam

-Ahan. - Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniłam, dopóki nie słyszałam jego starego, dobrze mi znanego ,,ahan” co na polski tłumacząc ,, dobrze wiedzieć. Coś kręcisz”

-Potrzebujesz mojego podpisu gdzieś?- zaczęłam rozmowę na tyle poważnie, na ile pozwalała sytuacja. Rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Zadzwoniła mama

- Ty, ja nie wiem gdzie jest ten baran. Ja tu przy kosmetykach, korektorów szukam a tu wszystko ciemne! Ja tu patrze, a tu nie ma barana! Weź no powiedz temu tam żeby zadzwonił i niech tu przyjdzie po mnie bo nie wiem jak wrócić.- lamentowała mama.

Powtórzyłam Asifowi a on zmartwiony zadzwonił do jego kolegi- opiekuna. Po 10minutach znalazł moją mamę i odwiózł ,,oślaną ryczką” do hotelu. Ja zostałam z Asifem.

Długo wtedy leżeliśmy w ciszy.

-Na prawdę tego chcesz? Jestem muzułmaninem. To nie jest dla mnie tylko papier. Chcesz się mną dzielić z inną kobietą? Nie wezmę z tobą rozwodu, będę może miał kiedyś inną kobietę. Jestem stary a Ty młoda. Jesteśmy inni.

-Jesteśmy tacy sami – odpowiedziałam i ugryzłam w brodę.

-Nic o mnie nie wiesz.- powiedział, patrząc się nadal w sufit.

Coś głupiego strzeliło mi do głowy. Skoro co drugi Hindus przyjeżdżający do Europy ma na imię ,,Johny” to skąd mam mieć pewność że mój Kochany naprawdę ma na imię Asif?

-Mów! Teraz! Ile naprawdę masz lat! Powiedziałam łapiąc go za sutki.

-Przecież wiesz. - mówiąc to miał zamknięte oczy.

-Mów prawdę! - ścisnęłam go mocniej za sutki.

-Oj trzydzieści pięć! 35 serio! No puść ! - śmiał się i wykrzywiał z bólu.

Chwyciłam go mocno przez spodnie za penisa. Był duży i twardy.

-Jak masz na imię? Na prawdę! Nie, Asif ! Ściskając coraz mocniej.

-Basam! Jestem Basam! Ałł! Boli.- powiedział trochę zdenerwowany. Może trochę faktycznie za mocno go ścisnęłam.

-Basam? 35 lat? - zapytałam przesuwając ręce wzdłuż brzucha, aż dotarłam do twarzy.

-Tak. Odpowiedział całkiem poważnie, jakby to było oczywiste. Normalne, że kłamał cały czas.

-Na prawdę? - pytałam z coraz większym zdziwieniem.

-A Ty jak masz naprawdę na imię? - zapytał, gdyby to była całkiem naturalna sprawa.

-Salomea.- skłamałam.

- Jak? - zaczął się śmiać

-S a l o m e a – przeliterowałam.

-Nice – odpowiedział. Dociskając moją głowę do jego szyi.

-Możemy jutro iść do dużego szefa(czyt. Księdza muzułmańskiego), powiemy że wróciłem bo kocham ojczyznę, a Ty przywędrowałaś za mną. Chcesz zostać moją żoną. Postaramy się o stałą wizę dla Ciebie. Potem pojedziemy na wakacje do Niemiec, tam powiemy wszystko w biurze dla emigrantów i zostanę.- mówił nie patrząc na mnie.

-W Polsce będzie to chyba dużo prostsze.

-Polska? Tam nie znajdę pracy. Nie będę pracował za dwa euro na godzinę.- zaczął nerwowo trzeć oko dłonią.

-Chodzi o papier Darling. Zgłosimy po prostu tymczasowy pobyt a w tym czasie weźmiemy ślub. Taki prawdziwy, . - wyrecytowałam pewna tego co mówię. - poza tym naprawdę Cię kocham.

-Jaki ślub? - zapytał, jakby wcześniej o tym nie było mowy.

-cywilny.

I znów przypomniało mi się dlaczego go tak mocno kocham. Za jego silną wiarę, dla której potrafi zgnić w Pakistanie. Świecie bez perspektyw, skazany na wegetowanie.

-Nie chcę tak. Znajdź sobie Hindusa. - powiedział poirytowany.

-Tak szefie!- ponownie ugryzłam go w brodę- Proszę. Zrób to dla siebie. Lubisz żyć. Jesteś ASIF AHMED! Chcesz żyć, chcesz pracować!- powiedziałam najbardziej optymistycznie jak potrafiłam.

-A Ty zawsze jesteś gotowa na seks? - uśmiechnął się zachęcająco, jakbym miała mówić dalej a jego wtrącenie nic nie znaczyło.

-Wróć. Proszę nie funkcjonuje bez Ciebie. Wiem, że mnie nie kochasz. Ale ja chcę, żebyś wrócił. Poświadczę za Ciebie. Mam pieniądze. Wrócisz do Niemiec jako mój mąż, moje papiery się zgadzają. Daj sobie pomóc chociaż raz. Tyle dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie Ty spałabym na dworcu głównym we Frankfurcie. - Bliska więź pozwoliła odczuć mi to, że bardzo chce wrócić i wróci, ale z honorem a nie jak zbity pies z podkulonym ogonem. Po tych słowach znów wróciła jego duma.

W Niemczech był ,,kimś”, tu jednym z tych z ulicy.

,,odwieziesz mnie?” Pytanie, które padało po każdym spotkaniu w Niemczech. Nie ważne gdzie się spotykaliśmy. Zawsze odwoził mnie i chociaż nie wiedział że wiem, patrzył czy bezpiecznie otwieram drzwi od domu, lub podglądał z ulicy czy w moim pokoju zapala się światło. Nazwałam go moim ,,głównym kierowcom”. Dlaczego? Bo z nim nigdy nic złego mi się nie przytrafiło. Dla mnie przez autostradę, jechał 20km na godzinę, żebyśmy mogli dłużej rozmawiać, wracając z roznoszenia ulotek. Z Fakhirem czy Reene kilkakrotnie przejeżdżałam na czerwonym świetle czy jechałam pod prąd. Asif zawsze trzymał się przepisów. Kolejny powód dla którego go kocham.

Najważniejsze w związku to żeby czuć się;

*Bezpiecznie

*Kochaną

*Potrzebną

*Pożądaną

*Szanowaną

Nic więcej nie potrzebuję. Tylko jego bliskości.

 

Odprowadził mnie do hotelu. Szliśmy dobre 2godziny, ale ten czas był dla nas tak ważny, tak cenny, że znów jesteśmy razem. Mamy siebie i to jest najważniejsze. Po drodze słyszałam strzały.

-Was ist das?

-Nix! Nix, nix nix... - powiedział i pośpiesznie, mocno mnie przytulił, ramionami zakrywając uszy.

Staliśmy nieruchomo pod jednym z domów 15 minut po czym ruszyliśmy dalej.

Nie trzymaliśmy się za ręce, przecież nikt nie może wiedzieć co chcemy zrobić, a Ci co biorą śluby fikcyjne, wcale się tak nie zachowują. Dużo żartowaliśmy, później opowiadał mi historie Pakistanu. Nowy świat, nowe zasady. Zasady w jego rodzinie, o każdym z braci. O wszystko mogli nas spytać podczas wypisywaniu papierów. Zostało masę pracy a tak mało czasu- myślałam.

Bałam się, że zanim ,,to” załatwimy, skończy mi się ważność wizy.

Odprowadził mnie pod same drzwi do pokoju hotelowego.

-Zostań dziś ze mną- powiedziałam mocno go przytulając. On tylko upewnił się że nikogo nie ma na korytarzu.

-Nie mogę, nie rozumiesz dziewczyno. Zazwyczaj jeśli ktoś idzie z dziewczyną do hotelu to recepcjonista dzwoni na policje, oni przyjeżdżają a Ty im płacisz czasem nawet 5000rupii, żeby nie dowiedzieli się rodzice. Oni się pieniędzmi dzielą z recepcjonistą. Tu nie jest normalne że idziesz sobie z koleżanką do hotelu. To świat zakazu.

Już chciałam mu powiedzieć, że przecież jego rodzice się nie dowiedzą bo przecież jego ojciec zginął. Na jego oczach gdy był nastolatkiem. Został rozstrzelany przez talibów, przez popieranie polityki Obamy i odmawianie pomocy Afganistańczyką. Razem z ojcem mieli ,,firmę”.

W Pakistanie wszystko wygląda inaczej, nie biega się po urzędach i prosi o pozwolenie na prowadzenie firmy. To co wiem na sto procent, jego ojciec miał mały pośredniak. Dzwonił do niego kolega i mówił że potrzebuje 10ciu mężczyzn na dwa dni do przenoszenia czegoś czy kogoś kto się zna na elektronice. Ojciec brał prowizję, a Asif znajdował takich ludzi, najczęściej z ulicy.

Raz zaczepiło Fakhira (drugiego w kolejności brata po Asifie) sześciu Afganistańczyków o pieniądze. Jeden z nich wyciągnął broń. Fakhir oddał mu telefon i pieniądze które miał przy sobie. Już myślał, że pozwolą mu pójść do domu. Takie sytuacje mają miejsce na co dzień, żeby przeżyć miej telefon i kilkaset rupii. Obrócił się i jeden z talibów zaciągnął mu pas na szyję. Zaczął go dusić, męczyli aż myśleli że umarł. Fakhir przeżył cudem. Potem los chciał, że bandytom zachciało się rozrywki i trafili na ojca braci, pod pretekstem czy może znajdzie dla nich jakąś pracę. Ojciec stanowczo odmówił rozpoznając talibów. Był tam jeden, który widział sytuacje jak dusili jego syna. Powiedział, że chwilowo nie ma pracy, mogą przyjść w przyszłym tygodniu. Rozstrzelali go w drzwiach od domu. Weszli do środka, kopiąc zwłoki ojca, rozglądając się co można wynieść z ich domu. W domu znajdował się najstarszy brat, który opiekował się Asifem. Trzymał go mocno żeby nie pobiegł w stronę zwłok ojca. A raczej do tego co z niego zostało. Talibanie wynieśli z domu pieniądze, biżuterie matki i zdemolowali dom.

Grozili też chłopcom, że mają słuchać Allaha, postępowali zgodnie z jego wolą i modlili się do niego o przebaczenie za grzechy.

Już będąc małym chłopcem, marzył o opuszczeniu ojczyzny. Nie wiedział o innych krajach, ale wierzył że gdzieś musi być lepiej.

Jeszcze chwilę przytulaliśmy się pod drzwiami, otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam za sobą. Oparłam się o nie i mocno zamknęłam oczy, wyobrażając sobie jeszcze raz jego twarz. Muszę być silna na niego. Wzięłam prysznic i ustawiłam klimatyzację na osiemnaście stopni. Sprzątaczki chyba nie lubią takiej temperatury bo codziennie mi ją przestawiały na dwadzieścia pięć.

Usnęłam bardzo szybko. Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi, ubrałam szlafrok i spojrzałam przez uchylone drzwi zabezpieczone łańcuszkiem. To był on.

-Morgen... Przywitał się.

-Abend... - odpowiedziałam z uśmiechem i wpuściłam go do środka.

-Schlafen... - rzucił się na łóżko. Spojrzałam na zegarek. Pokazywał 6:45.

- auch. Darf ich? - zapytałam stojąc koło łóżka

-hmm... ooookey- powiedział z udawaną litością i odsunął kołdrę, robiąc mi miejsce.

Leżeliśmy mocno wtuleni. Zaczął mnie całować po szyi, policzkach, czole.

W końcu wszedł na mnie i zaczął namiętnie całować usta. Ściągnął mi majtki a ja mu koszulkę.

Dotykałam jego klatki piersiowej, palcami przeczesując bujny, męski zarost. Wszedł we mnie ostro i stanowczo, został w środku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość, czułam że wszystko czego teraz potrzebuje mam przy sobie. Mam jego, a on odwzajemnia to, co czuję. Zaczął znów całować mnie po szyi, wykonał jeszcze dwa delikatne ruchy penisem i wyciągnął.

-Sorry...

-musisz odpokutować, chce jeszcze raz. -powiedziałam dając mu buziaka w policzek.

-heeee? - zapytał, śmiejąc się. - neeein, bitte - dodał

- nein, ich bitte. - ugryzłam go w ramie. Łaskotaliśmy się i rzucaliśmy po całym łóżku.

W końcu usnęliśmy zmęczeni wygłupami. Jak deja vu po raz drugi obudziłam się bo ktoś pukał do moich drzwi. ,,pewnie pokojówka” pomyślałam chcąc się przytulić do Asifa, ale on już ubrany dopinał guziki pod szyją.

-pewnie policja- powiedział. Scheisse!

Wyskoczyłam z łóżka i idąc w stronę drzwi usłyszałam bardzo znajomy głos

-dalej bo siku muszę! No ile byście chcieli spać? - doszedł głos mojej rodzicielki

Spojrzałam na Asifa panicznie się śmiejąc, widząc jego wystraszoną minę.

-To tylko mama! Otwierając drzwi. W tym czasie mój kochany schował się pod biurko, zakrywając krzesłem.

-No cześć, byłam na zakupach na dole pod hotelem porozstawiali się z warzywami i owocami, nawet buty kupiłam! Patrz to, tu zobacz a ja muszę do łazienki. A gdzie Asifcio? - powiedziała przez zamknięte drzwi łazienki. Asif rozbawiony odsunął krzesło i usiadł na łóżku przeglądając na co wydała pieniądze moja mama. Wąchając jeden z owoców spojrzał i zapytał

-skąd ona wie że tu jestem?

-ona wie wszystko... Urok mojej mamy – powiedziałam siadając obok niego i licząc ile par butów kupiła sobie moja mama. Wyszła z łazienki, przytuliła mojego przyszłego męża jak syna i razem zeszliśmy na śniadanie w restauracji hotelowej. Myślałam że nic mnie już nie zdziwi, aż nie zobaczyłam ryżu z kurczakiem curry na śniadanie i śmiesznie ubranego dziadka z białą brodą do pasa, który w folii na parze piekł świeże bułki na śniadanie... Coś niesamowitego, smakowały wspaniale. Ten dzień nie mógł zacząć się lepiej. Budząc się w ramionach ukochanego, jedząc śniadanie przygotowane specjalnie dla nas, spędzając czas z ludźmi których najbardziej kocham.

Dziś mieliśmy wybrać się po wizę dla Asifa. Po śniadaniu przygotowani na najgorsze stalismy w bocznej uliczce hotelu wypatrywaliśmy autobusu, który miał zjawić się w przeciągu godziny. Moja mama rozbawiona sytuacją, nie wiedziała nawet w którą stronę patrzeć. W Pakistanie nie ma rozkładu jazdy. Po prostu jak autobus jedzie to wsiadasz. Stoisz i kiwasz ręką żeby się zatrzymał. Nie ma nawet przystanku. W końcu podjechał. Na nasze szczęście mieliśmy miejsce w środku. Co prawda nie siedzące, ale też nie na dachu. Czułam że wszyscy ludzie patrzą w naszą stronę z ogromnym zainteresowaniem, a grupka dzieci w wieku ok. 10 może 12lat z rozbawieniem spoglądali również podśmiechując jakby pierwszy raz widzieli białe kobiety. Mama tylko czule się do nich uśmiechnęła, a Asif powiedział im coś przez co grupka dzieci bardzo się roześmiała.

Przed nami czterogodzinna podróż. Asif ruszył w stronę kierowcy, dał mu pieniądze (chociaż za bilet już zapłaciliśmy) a kierowca zatrzymał się pod sklepem z kosmetykami.

-Za co zapłaciłeś?- zapytałam, kiedy podawał mi rękę pomagając wyjść z autobusu.

-Żeby się zatrzymał.- odpowiedział

-Za przystanek się płaci, nawet jak mamy bilety?- dodałam jeszcze bardziej zdziwiona, lądując na ziemi.

-nie, ten autobus się po prostu nie zatrzymuje. Wyskakujesz tam, gdzie Ci się podoba. Nie wyobrażam sobie Was teraz dwie wyskakujące z autobusu na ulice- odpowiedział rozbawiony.

Kolejne 20minut szliśmy pieszo, spocone i spragnione zaczęłam dopytywać mojego przyszłego męża o sklep.

-Najbliższa jest stacja paliw, jeszcze godzinę na piechotę.

-żartujesz? - odpowiedziałam zła

-patrz autobus, możemy podjechać. Wskazał palcem w przeciwną stronę.

Faktycznie jechał autobus wypełniony ludźmi aż po dach. Kierowca zatrzymał się na widok machającej ręki Asifa i mamy. Ja stałam jak wryta. Chyba nie pojedziemy tym autobusem?

Asif wepchnął się do środka, za nim moja mama, ale starszy mężczyzna ją wypchnął.

-Kobiety mogą iść piechotą! - odezwał się stary, wielki gbur ze śmiesznymi wąsami.

Asif wyszedł i powiedział coś trzy razy w jego kierunku. Urdu więc nie zrozumiałam co.

Szliśmy dalej, mijały kolejne kilometry. Byłam wykończona. Po drodze mijaliśmy monotonne małe domki... z gliny? Tu naprawdę nie doszła cywilizacja. Ludzie wyglądali przez okna a dzieci zaciekawione szły za nami,co jakiś czas kopały w naszą stronę małymi kamyszkami czy piaskiem.

-Co za bachory- powiedziałam do mamy

-Zobaczymy jak swoje będziesz miała – odpowiedziała jak zwykle zadowolona z siebie wystawiając twarz do ostrego słońca. Było o tyle lepiej że mogłyśmy ściągnąć chusty i podwinąć rękawy. Po długiej drodze ukazała się stacja paliw.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania