Podróż kota dookoła świata
Podróż do Indii
Obudził mnie dźwięk dużego statku.
- To chyba ten, który ma nas zawieść do Indii- pomyślałam trochę zaspana – Gdzie podziała się Mea? Mea gdziekolwiek jesteś wyłaź, bo statek nam odpłynie!!!
- Już idę! – odpowiedział mi głos mojej koleżanki wychodzącej zza rogu ulicy.
- Pospiesz się! – powiedziałam trochę zaniepokojona, że się spóźnimy na statek, co było bardzo prawdopodobne.
- Przygotowałam nam śniadanko – z uśmiechem zaproponowała Mea.
- Zjemy je na statku – odpowiedziałam zniecierpliwiona jej ociąganiem się - No co tak sterczysz, chodźmy!
Pobiegłyśmy w kierunku maszyny, co sił w łapach. Biegłyśmy na łeb na szyję uważając na samochody jeżdżące po drodze. Aż dziw bierze, że o piątej nad ranem tylu ludziom chce się jeździć po ulicach.
Już nasz środek transportu odpływał, ale jakimś cudem zdążyłyśmy.
- Jesteśmy pasażerami na gapę, więc musimy sobie znaleźć jakąś miejscówkę, w której nikt nas nie znajdzie i z niej nie wygoni przez cały czas żeglugi.
- Może do łódki, która jest obok nas?
- Dobry pomysł - przyznałam rację Mei (co nie zdarza się często ze względu na jej pomysły jak z kosmosu) - Teraz zjemy śniadanie twojej ,,roboty” – powiedziałam jedząc rybę zdobytą przez moja kompankę.
- Gdzie płyniemy? – odezwała się ta po chwili milczenia.
- Do Indii - odpowiedziałam krótko.
- Ciekawe, jaka przygoda nam się tam przytrafi.
- Mhm… A swoją drogą to ile potrwa ta nasza żegluga?
- Dobre pytanie… - niechcący tą odpowiedzią zgasiłam jej zapał do podroży - Te nasze przygody są całkiem niezłe, prawda? Pamiętasz, kiedy schowałaś się w worku na pranie, a ja prawie o tobie zapomniałam, z tego wszystkiego, co się tam zdarzyło?
- Było calkiem zabawnie, ale dobrze, że przypomniało ci się o mnie, bo jak nie, to byłoby dopiero nieźle!
- Heh, byłoby cienko! – nagle obie wybuchłyśmy głośnym i szczerym śmiechem. Widać, że te wspomnienia poprawiły nasz humor.
- Co będziemy robić przez ten czas podróży ?- z ciekawością dopytywała Mea.
- Pff… Możemy rozmawiać, bawić się, spać, podkradać jedzenie, gdy będziemy głodne – wymieniałam trochę oczywiste dla mnie zajęcia.
- Ta ostatnia opcja podoba mi się najbardziej! Wiesz co, nadal jestem trochę głodna.
- Wnikając bardziej w temat jedzenia, pyszna była ta ryba! Gdzie ją znalazłaś?
- Niedaleko naszej byłej miejscówki. Jakiś rybak zostawił swoją sieć pełną świeżo złowionych ryb, więc pomyślałam, żeby podkraść dwie dorodne rybki. Chodźmy, jeśli nie chcesz, żebym padła z głodu.
- Chacha!
-. Chodźmy wreszcie!
- Idziemy – postanowiłam wreszcie - cel: kuchnia!
Wychyliłyśmy się ostrożnie z łódki nie chcąc, żeby ludzie, którzy byli na pokładzie nas zauważyli. Kiedy teren był czysty zeskoczyłyśmy na pokład statku. Mea zrobiła przy tym trochę hałasu.
– Ćśśś… Mea nie rób takiego hałasu - od zawsze była straszną niezdarą i fajtłapą, ale jak się ją pozna głębiej, to widać, że ma kocica poczucie humoru.
- Sorki… - przeprosiła z lekką skruchą.
Po tym incydencie jedna osoba spojrzała w naszą stronę, ale my, jak to koty, czmychnęłyśmy pod krzesło, które stało niedaleko łódki, z której wyskoczyłyśmy. Kiedy ten człowiek poszedł w swoją stronę, pobiegłyśmy pod pokład, uważając, żeby drugi raz taki incydent się nie zdarzył. Nie wiadomo, kiedy podwinie nam się znowu noga i ktoś nas zauważy. Poszłyśmy za strzałkami powieszonymi na ścianie, wskazującymi nasz cel. Po chwili znalazłyśmy się pod dużymi drzwiami. Z racji, że była jeszcze noc, drzwi były zamknięte. Po jakimś czasie główkowania, jak się dostać do środka, zauważyłyśmy (a raczej to ja zauważyłam), że otwarte jest małe okienko koło wejścia, a pod okienkiem leżą skrzynki, jedna na drugiej. Po kilku kocich skokach znalazłyśmy się na najwyższej skrzynce. Potem wskoczyłyśmy przez okno do kuchni. Pachniało tam wytwornym jedzeniem, a najbardziej rybami, więc znalazłyśmy (praktycznie od razu), gdzie znajduje się koci przysmak. Był on w lodówce. Trzeba było ją otworzyć, ale dla dwóch kotów, to nie lada wyczyn. Zaczęłyśmy napierać na drzwiczki lodówki. Po chwili drzwiczki się otworzyłyśmy i wskoczyłyśmy do lodowatego wnętrza.
- Brr, jak zimno ! – zawołała Mea.
- Jak to w lodówkach bywa – zauważyłam przytomnie - Łapiemy ryby i dajemy nogę !
- Dobry pomysł – odpowiedziała szczękając zębami.
Przy okazji znalazłyśmy butelkę mleka. Trzeba było ją wywlec nie tłukąc jej i nie robiąc przy tym hałasu. Złapałyśmy obie zdobycze i czmychnęłyśmy z tamtego miejsca. jakimś cudem udało nam się otworzyć butelkę rozlewając niestety całą jej zawartość na podłogę. Jednak nie w takich miejscach się było i jadło. Zachowałyśmy zimną krew zajadając spokojnie ryby i zlizując z podłogi rozlane mleko. Nasłuchiwałyśmy przy tym, czy ktoś nie idzie.
Po tym skromnym i dość wczesnym śniadaniu wróciłyśmy do naszego ,,schronienia” pozostawiając po sobie spory bałagan.
- Po drugim śniadaniu najlepiej byłoby się przespać – powiedziałam szeroko ziewając
- * ziew* - dobry pomysł - *ziew*.
* I usnęłyśmy*
- Kate, Kate wstawaj! – Mea budziła mnie od kilku minut
- Już wstaję – powiedziałam zaspana – która godzina?
- A skąd mam wiedzieć – odpowiedziała niczym nie zrażona – Usłyszałam, jak kapitan mówił, że za jakąś godzinę dopływamy! Ale tak naprawdę, to cię obudziłam, bo człowieki jedzą teraz śniadanie i miałam pomysł, byśmy sobie wzięły po nich resztki.
- Mówi się: ludzie – poprawiłam ten oczywisty błąd - trzeba zaczekać, aż wszyscy sobie pójdą. A swoją drogą, to mam nadzieję, że dopłyniemy na miejsce bez żadnych problemów. I lepiej, żeby do tego czasu nas tu nie znaleźli. No i chyba zanosi się na sztorm… – zauważyłam, ale przytomnie nie wnikałam w szczegóły z racji, że Mea bardzo boi się takich niebezpieczeństw, a szczególnie na oceanie.
- Bądź optymistyczna. Gdy dopłyniemy na miejsce, to chciałabym odwiedzić tam moją rodzinkę – powiedziała Mea pełnym radości głosem.
- To ty masz w Indiach rodzinę? Mówiłaś, że przebywa ona w Australii? – zdziwiłam się, że moja najlepsza kumpela nie powiedziała mi pełnej prawdy
- Tak, przez chwilę tam mieszkała, ale z racji na pająki i inne przebywające tam insekty przeprowadzili się do Indii. Oto cala historia na temat miejsca zamieszkania – odpowiedziała spokojnie.
- O, patrz! – prawie, że krzyknęłam na widok dwóch mopsów przechadzających się po pokładzie.
- Chodź, przywitajmy się – powiedziała Mea wychodząc z naszej kryjówki. Zanim zdołałam ją powstrzymać przed głupotą, jaką jest po pierwsze wychodzenie z kryjówki, gdy jest się pasażerem na gapę, a po drugie, kot chcący zaprzyjaźnić się z psami, też niezbyt rozsądny pomysł. Jednak nie ruszyłam się z miejsca, tylko obserwowałam scenę pod tytułem: Kot szuka przyjaciół wśród psów.
- Cześć, mam na imię Mea i podróżuję tym statkiem do Indii razem z moją koleżanką Kate, która siedzi w tamtej łódce, o tam…
– Nieźle się zapowiada. Nie dość, że zdradziła nasza kryjówkę na statku, to jeszcze zdradza nasz cel podróży – byłam wściekła na tę gadułę.
- Ej, Budyń, co to za jedna? – zapytał jeden z mopsów.
- Bounty, to kot. My, zwyczajem psów, chyba musimy je stąd wyrzucić, nie?
- Daj spokój – powiedział obojętnie mops o imieniu Budyń – Mówisz mała, że płyniesz ze swoją psiapsiółą do Indii ?Ale właściwie po co? Na zwiedzanie, czy co?
- Chciałam i ja zwiedzać, ale to Kate pierwsza zaproponowała ten plan i zwiedzić cały świat. Myślę teraz, że to był nie głupi pomysł, fajnie jest tak podróżować – odpowiedziała Mea trochę sensowniej, niż na początku się przedstawiła.
- Mówiłem ci, Bounty, ja też bym tak chciał!
- W dalszej, nieokreślonej przyszłości spełnimy moje marzenie, a potem twoje. Taka z resztą była umowa.
- Ale my juz je spełniliśmy płynąc tym statkiem, na którym się teraz znajdujemy, do Indii.
- Mogłabym wam przeszkodzić w dyskusji? Może byśmy się zaprzyjaźnili? – spytała ostrożnie Mea.
- Oczywiście – krzyknęli obaj jednocześnie, widocznie uradowani z tej propozycji.
- Nie przeszkadza wam, że jesteśmy kotami, a wy psami?
- Nic, a nic – zaprzeczyli ku mojemu zdziwieniu.
Wiedząc, że te psy są od tej chwili naszymi nowymi przyjaciółmi wyszłam z naszej, już nie tajnej, kryjówki.
- Nieźle sobie z nimi poradziłaś – przyznałam Mei, mówiąc jej to na ucho, żeby oni tego nie usłyszeli.
- Eee, tam – odpowiedziała skromnie, jakby to była część jej planu.
Zgodziłyśmy się, żeby razem z nami podróżowali nasi nowi przyjaciele. Po wymianie kilku zdań, nawet nie zauważyliśmy, że dopłynęliśmy już do celu.
- No to, dopłynęłyśmy! – powiedziałam uradowana, bo nie lubię pływać statkami (jak każdy kot, zresztą).
- Ahoj przygodo!!! – krzyknęła co sił w płucach kotka stojąca kolo mnie. Wszyscy na ten okrzyk roześmialiśmy się głośnym śmiechem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania