Podróż po miłości
Wraz z Julią i Antonim ukończyliśmy nasze ciasto, które schowaliśmy do lodówki, a każdy z nas poszedł w swoją stronę, zająć się codziennymi sprawami. Po algebrze z Antkiem mogłem spokojnie przejść się po ogrodzie, gdyż pogoda cudownie dopisuje jak prawie każdego dnia. Słońce tak daje, że jedynym mym ratunkiem jest kapelusz, który zakładam i wychodzę przez drzwi tarasowe do pięknego raju każdego ogrodnika.
Biorę głośny wdech i ruszam trasą, którą przechodziłem pierwszego wieczora wraz z Diablicą. Od razu wydała mi się smutną osobą, a dziś się to potwierdziło. Jednak to właśnie ja mam być jej helikopterem ratunkowym, a kto pomoże mi? Nie jestem wiecznie żyjącym optymistą. Pragnę swojego szczęścia, pragnę miłości i radości z życia. Tutaj mogę poczuć się dobrze wtedy, gdy nie czuję się źle. Domownicy dają mi poczucie sensu i czuję się tu potrzebny, czuję się... jak członek tej rodziny. A o rodzinę trzeba dbać, więc muszę znaleźć Diablicę.... Muszę jej pomóc i przy okazji pomóc sobie odbudować normalne relacje międzyludzkie.
- Piotrek! - Obracam się, by spojrzeć, kto mnie woła. W moją stronę biegnie pan Chrzanowski. Uśmiecha się ciepło i dołącza do mnie. - Idziesz na spacer? - pyta, na co kiwam głową. - Mogę się przyłączyć?
- Oczywiście - odpowiadam grzecznie.
- Słyszałem, że upiekłeś wraz z Antonim i Julią coś dobrego! Już nie możemy się doczekać tych waszych eksperymentów. - Śmieje się Szymon, co powoduje szeroki uśmiech na mej twarzy. To było naprawdę miłe zajęcie.
- Mam nadzieję, że będzie wszystkim smakować. To przepis mojego taty...
- Lubi gotować?
- Kiedy może, poświęca dużo czasu na wymyślanie jakiś nowych deserów. Jest w tym przecudowny! - mówię z podziwem. Och... mój tata i jego kruchy temat.
- Myślałeś już nad zaproszeniem rodziców tutaj? - pyta mężczyzna.
- Zastanawiałem się, ale głupio mi prosić państwa o jakąkolwiek pomoc, i tak dajecie mi bardzo dużo. Kamila kupiła wiolonczelę, pan chce sprowadzić tu rodziców...
- Piotrze, jesteśmy już prawie jak rodzina, a rodzinie się pomaga. Chcemy poznać tych wspaniałych ludzi, którzy wychowali tak niesamowitego mężczyznę!
- Jeszcze chwila, a się zarumienię, proszę pana.
- Żaden tam pan. Mów mi Szymon. Chyba masz już dość tej kultury w domu. Wiele się dzieje za moimi plecami i chciałbym ci pomóc.
- Pomóc? Teraz to o wiele za dużo pomocy... - Wzdycham i biorę głęboki wdech.
- Słyszałem o tych sytuacjach z Diablicą. Wiem też, że Antoni powiedział ci o kilku sprawach... - zaczyna Szymon, a ja otwieram szerzej oczy. O kurka. No tego to raczej się nie spodziewałem po tym małym małpiszonie! Wszystko wygadał ojcu. Wszystko. Pocałunek. Ratunek... Boże. Ach, no tak. Bóg mi przecież nie pomoże.
- Antoni mówił ci prawdę. Ja i Diablica nie jesteśmy razem. Tylko udajemy, a Antka wychowujemy razem, by dać mu poczucie życia w normalnej rodzinie, ale to nie wychodzi. On potrzebuje prawdziwego ojca i matki... Myślę, że ty i ona bylibyście taką właśnie rodziną, i to dlatego on was... próbuję złączyć. Nie miej mu tego za złe. Nie jestem dobrym ojcem - mówi mężczyzna, a mnie naprawdę odbiera mowy. On też propaguje ten cały związek z jego "żoną" Przecież to się robi chore.
- Diablica jest ciężkim orzechem, ale to... och, no wiesz, myślę, że kiedyś była dobra, ale niektóre sytuacje zmieniły się i ona też się zmieniła. Jednak w głębi jej... serca ona nadal jest dobra. Tylko trzeba to wydobyć z niej.
- I sądzi... sądzisz, że jestem odpowiednią osobą, by wydobywać z niej dobroć?
- Tak. Antoni opowiadał mi, jak Diablica zachowuje się przy tobie. Jest lepsza. Uśmiechnięta i radosna, no i ma poczucie bycia prawdziwą kobietą.
- Miłość i dobroć to nie są proste nauki, które wydobywa się z podświadomości machnięciem różdżki, Szymonie...
- Oczywiście, że to wiem, ale jesteś odpowiednią osobą, by się tym zająć. Ja wierzę, że z niej będzie jeszcze dobry człowiek. Tylko niech da sobie szansę wybaczać, kochać i wierzyć, że nie wszystko jest złe, bo stworzyła to jej zła matka... - wyznaje z melancholią mężczyzna. Że co? Naprawdę mam powoli dość tych ich cholernych metafor i porównań. Myślą, że są jakimiś bóstwami, aniołami, czy nie wiadomo czym, bo akurat jedna z członków tej rodziny to Diablica.
- Miłość jest papką. To tak jakby uczyć budowy każdego związku zawartego w takiej papce.
- Uznaj, że dostajesz bilet na podróż po... po miłości. Miłość będzie odpowiednikiem wybranego kraju. Nauczysz się poznawać jej kulturę i szczegóły, a potem pochwalisz się wiedzą zdobytą w tym miejscu. Diablica będzie mogła się pochwalić miłością, jeśli odbędzie taką podróż - mówi Szymon, czym mnie zaskakuje, ale ma rację. Mogę tak właśnie potraktować naukę Diablicy. Chociaż nauka będzie sprowadzała się do tego, że po skończonej edukacji ona będzie kogoś kochała. Czy to oznacza, że tą osobą będę ja?
- Nauczysz ją, Piotrze? Pomożesz nam odzyskać dobrego człowieka?
Głęboki wdech.
Wystarczy, że wreszcie to powiem.
Dwa słowa. Dwa...
- Tak, pomogę - mówię, a Szymon obraca się do mnie z szerokim uśmiechem.
- Jesteś aniołem, Piotrze. Naszym aniołem! - woła i już ma odchodzić, kiedy postanawiam zadać, to nurtujące mnie pytanie.
- Zawsze wierzyłeś w Boga?
- Och... Oczywiście. To mój Ojciec. Ojciec każdego z nas, nieważne, czy ktoś wierzy czy nie, to On jednak zawsze wierzy w swoje dzieci, mimo ze one nie odwzajemniają tego.
- Boję się, że jeśli zaufam Bogu, to On mnie zawiedzie.
- Nawet ludzie zawodzą. Nie mógłbyś ufać żadnemu człowiekowi. Nie bój się tego, kochanie. Życie nie polega na zastanawianiu się, lecz na szybkich wyborach.
- Ale...
- Daj sobie szansę. Uwierz w Niego, a zyskasz sprzymierzeńca w nauce Diablicy, bo wiesz... Ona czasem też już nie ma sił do swoich krnąbrnych dzieci - wzdycha Szymon i odchodzi w przeciwną stronę, pozostawiając mnie z pytaniem: czy to są jakieś świry chrześcijańskie?
Siadam na jednej z ławek i podkulam kolana pod brodę. Życie tutaj jest przedziwne, ale mimo wszystko uwielbiam ich właśnie za tę dziwaczność. No bo przecież każdy człowiek ma coś z dziwoląga. Nawet ta cholerna Diablica, którą teraz muszę znaleźć, ale nie wiem gdzie. Może powinienem odwiedzić strych i Julię? Ona wie bardzo dużo rzeczy na temat swojego "członka rodziny". Jest najstarsza i najmądrzejsza z nich wszystkich. O tak, muszę ją odwiedzić.
Przechadzając się po korytarzach willi, obserwuję, jak zwykle, piękne obrazy, mimo że ich tematyka do mnie nie przemawia, to wiem, że ktoś włożył w to bardzo dużo pracy, więc z szacunku podziwiam te dzieła. Wchodzę na kolejne piętro, aż wreszcie widzę drzwi, za którymi są spiralne schody, prowadzące na strych. W sumie ani razu tu nie byłem. Piwnicy też nie odwiedzam. Zresztą, nikt mnie tam nigdy nie zabrał, a powodu ku temu nie znam.
Podchodzę do uchylonych drzwi i delikatnie je popycham, po czym wchodzę do korytarza, gdy słyszę czyjeś kroki. Obracam się, a moje oczy napotykają Maćka. Tego mężczyznę, którego rzadko można ujrzeć w domu. Razem z Karoliną żyją w tych swoich osobnych światach.
- Co tu robisz, Piotrze? - pyta swym naprawdę pięknym głosem.
- Przyszedłem do Julii. Muszę z nią porozmawiać - tłumaczę szybko.
- Tu nie można przychodzić, mój drogi. Nikt ci nie powiedział, że w tym domu piwnica i strych są tylko dla prawdziwych członków rodziny?
Och... no i takie właśnie słowa sprawiają, że człowiek traci wiarę we wszystko.
- Maćku! Jak tak możesz mówić? Piotr jest członkiem rodziny - mówi nagle Julia, schodząc ze schodów. - Już idę, i nie słuchaj tego faceta. A ty, Maćku, dołącz za mnie do spotkania na górze.
- Julio, jeśli ci przeszkadzam, to pójdę... - mamroczę, zażenowany.
- Spokojnie. Mogę pójść z tobą.
- Ale jeśli później nie wrócisz, to nici ze spotkania z mamusią! - woła mężczyzna i wchodzi po schodach, znikając gdzieś na strychu. Mamusię? To oni tam przetrzymują matkę Diablicy? Amoźe ich matkę? O rany. Co tu się do cholery dzieje?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania