Podróż sentymentalna
Uradziliśmy w domu, że kupimy działkę, postawimy tam domek letniskowy i będziemy mieli gdzie przyjeżdżać wypoczywać. Zaraz przyszła mi na myśl wioska malowniczo położona; znana mi z licznych tam pobytów. Wujek miał spore stado bydła i potrzebował pomocy latem przy sianokosach.
Namówiłem kolegę pojechaliśmy i tak ciężko pracowaliśmy, że pewnie byłby to nasz ostatni wyjazd. Jednakże w jeden wyjątkowo upalny dzień, gdy składaliśmy siano w kupki; poszliśmy napić się wody do najbliższego gospodarstwa. Tam po raz pierwszy zobaczyliśmy dwie piękne dziewczyny – bliźniaczki.
Od tego dnia albo my szliśmy po wodę albo one nam przynosiły picie. Znajomość się pogłębiała, zaczęły się wieczorne spotkania. Sprawa się wydała i wujek, i ciocia byli bardzo przeciwni tej znajomości, gdyż od lat byli bardzo skłóceni z rodzicami panienek. Chodziło o jakieś spory graniczne.
Spaliśmy na sianie w szopie; już o piątej rano wujek ,z premedytacją, tuż przy niej, klepał kosę, a po godzinie ciocia wołała na śniadanie. Wstawał człowiek niewyspany, półprzytomny i tylko czekał do południa. Po obiedzie można było się przespać; a wieczorem rzecz jasna do panienek.
Niezapomniane schadzki w upojnie pachnącym ogrodzie lub nad rzeką, koło wonnych szuwarów. Po jakichś dwóch latach każdy z nas jeździł tam indywidualnie w różnych porach roku. Jedna z bliźniaczek wyszła za mąż za przyjaciela, moja wybrała biednego, jak mysz kościelna, sąsiada – a nie mnie – przyszłego prawnika! Było, minęło.
W ciepły , jesienny dzień ruszyliśmy szukać wymarzonego siedliska.
Na miejscu okazało się, że wujek część ziemi oddał w zamian za świadczenie emerytalne, a część sprzedał na działki budowlane. Zostało tylko kawałek łąki. Poszliśmy obejrzeć. Żona zachwyciła się działką obok, z rozwalonym domem i zrujnowanymi chlewikami; zapragnęła ją nabyć.
– Wszystko by się wyburzyło i postawiło nasz domek! Tu jest pięknie.!
Czułem, jak zasycha mi w gardle, wujek spojrzał na mnie i wybawił;
- To nie przejdzie. Starzy poumierali a dzieci za granicą, , szkoda pieniędzy i fatygi.!
– Nic straconego – odezwała się ciocia – moja krewna ma kawałek ziemi pod lasem, też podzieliła na działki. Wsiedliśmy do samochód i pojechaliśmy na miejsce. Działki były, jak marzenie: na dole rzeka, na górze las! Na stoku można by postawić domek i sadzić, co dusza zapragnie bo ziemia urodzajna. Niestety cena była bardzo wysoka. No i czekamy – albo właścicielka opuści albo poszukamy w innej okolicy. Nawet tak bym wolał.
Nie przypuszczałem, że wyprawa w tamte strony tak mnie poruszy. Przecież mam mądrą, wykształconą żonę, dwie dorastające córki; niczego nam nie brak. Skąd więc ten przejmujący żal w sercu? Dlaczego łzy w oczach?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania