Podróżny

Niepokój najpierw pojawił się w snach. Śniło mu się często, że ucieka. Gonią go jacyś ludzie, coś za nim wykrzykują, a on co jakiś czas odwracając głowę, dostrzega, jak powoli, lecz nieubłaganie zbliżają się, aż w końcu czyjaś ręka łapie go za ramię i wtedy zawsze się budzi. Tak było i tym razem.

Nie krzyczał, tak jak nie raz już mu się to zdarzało, lecz ciałem wstrząsnął jakiś dreszcz i to go obudziło.

Obok leżała dziewczyna, którą spotkał kilka dni temu na plaży i świat jakoś poweselał, kiedy zaprosiła go do siebie.

Może zlitowała się nad nim, kiedy opowiedział, że od miesiący jeździ po Polsce i śpi gdzieś na ławkach w parku, a może po prostu jej się spodobał, tego mu nie powiedziała. Zadbała o niego, traktując go trochę jak matka syna, kiedy ten wraca do domu po dłuższej nieobecności. Widział, jak próbuje przejąć nad nim kontrolę, może nieświadomie, a może było to zamierzone, zawładnąć nim, przejąć go w swoje władanie, a tego bardzo nie lubił. Z tego też powodu uciekł z domu. Miał już dość ciągłych pretensji ojca, że powinien się już ustatkować, ożenić, znaleźć stałą pracę i najważniejsze, wyprowadzić z domu, bo według niego było za ciasno.

Napisał kartkę z podziękowaniami dla dziewczyny, zarzucił plecak na ramię i cicho opuścił mieszkanie.

Miasto budziło się ze snu. Żółte światło powoli zaczęło zalewać ulicę, jeszcze nieśmiało, jakby zawstydzone, niepewne czy dobrze robi.

Za godzinę odjeżdżał pociąg. W nieznane, bo nigdy nie wybierał sobie celu, po prostu wysiadał tam, gdzie poczuł, że będzie mu dobrze.

Przejeżdżające pociągi stukotały jednostajnie, co trochę mu przypominało kuźnię dziadka Leona, gdzie lubił przesiadywać, najpierw jako dziecko, potem młodzieniec, aż do jego śmierci. Później kuźnię zamknięto. Nie było nikogo, kto mógłby zająć miejsce starego kowala. Jedyny pomocnik, Waldek, niedługo przed śmiercią dziadka, odszedł do fabryki, a dziadek na wieść o tym usiadł na kowadle i tak siedział przez pół dnia. Potem wstał, założył czapkę, zamknął kuźnię na wielką kłódkę i wrócił do domu.

Przez kilka dni nie odzywał się do nikogo. Po prostu siedział przy stole i patrzył przez okno, na starą jabłoń rosnącą obok studni, jak gubi liście, a te tańcząc na wietrze wpadały wprost do studni. Potem nabierając wody, trzeba było te liście wyławiać, starym blaszanym garnkiem.

Kiedy znów przyjechał po kilku dniach i widząc jak dziadek nadal siedzi milczący i zapatrzony w okno, a babcia od zmysłów odchodzi, zaproponował, że będzie z nim pracował w kuźni i że nauczy się fachu.

Najpierw widział błysk w jego oczach, lecz po chwili wyraz rezygnacji pojawił się na jego twarzy.

- Za późno. Wszystko za późno.

Kilka dni później zmarł, a on, Michał, czuł się winny jego śmierci. Czuł, że dziadek czekał na te słowa, lecz nadeszły zbyt późno.

Potem wszystko było już inne. Stracił wiarę w siebie i ludzi. Podróżowanie stało się celem samym w sobie. Pozwalało nie myśleć o tym wszystkim co dawniej go otaczało, uwierało i sprawiało, że nie czuł się dobrze.

Był sierpniowy ranek. Miasto się wyludniło. Kto mógł uciekał, byle dalej stąd. Dalej od topiącego się asfaltu, gęstego powietrza oblepiającego ciało jak kokon, nerwowych klaksonów zmęczonych upałem kierowców. Nawet noce nie przynosiły ochłody. Rozgrzane ciężkie mury oddawały to co z lubością nagromadziły za dnia.

Pociąg powoli ruszył. Spojrzał przez okno, być może już ostatni raz na to miasto i spostrzegł dziewczynę, z którą spędził te kilka ostatnich dni. Biegła, machając do niego, lecz nie wiedział na pożegnanie czy żeby wysiadł i został z nią, może tylko na chwilę a może nieco dłużej.

Pociąg powoli przyśpieszał a on patrzył na mijane budynki dworca, mosty, domy, coraz rzadziej rozsypane pośród pól i łąk. Drogi wiły się jak rzeki, co jakiś czas przecinając tory.

Równy oddech spalinowej lokomotyw uspokajał, więc poczuł się bezpiecznie, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu.

Rozmowy jak niespokojne ptaki krążyły nad głową i przysiadały na ramionach, by nagle zerwać się do lotu, gdy zdał sobie sprawę, że toczone są w zupełnie obcym języku.

 

Ścisnął mocniej dłoń dziewczyny.

 

Manuel del Manuel del Kiro

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Marian 15.02.2021
    Czy to jest początek czegos większego?
    "Ścisnął mocniej dłoń dziewczyny." -> Jakiej dziewczyny? Bo tamta przecież została.
  • Manuel del Kiro 15.02.2021
    Lubię zostawiać otwartą furtkę wyobraźni czytelnikom.
    Może wskoczyła do ruszającego pociągu, albo chłopak wysiadł i razem pojechali innym pociągiem a może to inna dziewczyna?
    Dziękuję za komentarz i odwiedziny.
  • Pan Buczybór 16.02.2021
    Końcówka nieco wywraca obraz do góry nogami i w sumie dobrze, bo sprawia, że czytelnik zastanawia się, co tak, a co nie.
    Dobry tekst. Ciekawie przedstawiona historia, narracja mieszająca mocne wspomnienia z krajobrazem budzącego się ze snu miasta. Bohater, choć nie wiadomo o nim dużo też mocno intrygujący - typ podróżnika, samotnika, który przed życiem ucieka albo dopiero go szuka.
    No i jest parę drobnych błędów, ale można je wychwycić, poprawić.
    Pozdrawiam
  • Trzy Cztery 16.02.2021
    Zakończenie jest jakby podaniem ręki niespełnieniu, pogodzeniem się z samotną podróżą, z opuszczeniem i opuszczaniem. Może to z obawy przed wielkim rozczarowaniem, które przeżył stary kowal? Lepiej być wiatrem, ale nie w miechach rozpalających palenisko w kuźni, a takim, który wieje nad łąkami?

    U kowala czarna robota
    u kowala młode czerwienie
    u kowala rzadko sobota, płomienie
    U kowala czarna robota
    u kowala wielka tęsknota
    u kowala młotów rozmowa i gwar
    u kowala żar

    https://www.youtube.com/watch?v=HCDWflClkho

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania