Podstęp ciszy

Niech będzie, tyle że Derek lubił hiperbole i czuł się do nich upoważniony we wszystkim, co dotyczyło syna. Zaczęło się dwa miesiące temu. Ames popadł w ponury nastrój. Przestał bawić się autkami. Derek dość łagodnie poprosił, żeby je posprzątał, na co Ames wrzasnął - tu Derek dokonał parafrazy - że chyba wszyscy byliby szczęśliwsi, gdy Ames umarł. Sloane uważała, że Derek przesadza. Uczyła angielskiego w siódmej klasie, co oznaczało - gdyby ktoś pytał - że ma monopol na rynku w dziedzinie wiedzy o rozwoju dziecka we wczesnym dzieciństwie. Derek jednak miał monopol w dziedzinie wiedzy o Amesie. Zabrał go do psychologa, a ten zapewnił, że faza "śmierci i umierania" jest absolutnie normalnym etapem rozwoju. - Mówiłam ci, Derek, to absolutnie normalne - powtórzyła wtedy Sloane, gdy wracali do domu, jakby ona także miała doktorat z psychologii. Kilka dni później Derek zauważył esemes wyskakujący na komórce Amesa. Skurwysyn. Chuj. Zwisły cyc. To było jak kula w pierś. Zanim został ojcem, nikt mu o tym nie mówił. Nie uprzedził, że pracowicie budowana odporność na rzeczy w rodzaju wyzwisk i rywalizacji o popularność nagle rozpadnie się w proch w chwili, gdy ktoś weźmie na cel jego dziecko. Potrząsnął Sloane przed nosem telefonem Amesa i wrzasnął: - To jest normalne? Absolutnie normalne, Sloane? - Oczywiście, to nie było w porządku wobec Sloane, mamy, która znała imiona wszystkich uczniów z klasy Amesa i przynosiła pączki nauczycielom. Kiedy przeczytała te esemesy, zareagowała tak strasznie po matczynemu, że właściwie było to podniecające. Derek chciał pozwać kuratorium za to, co się stało. Działania naprawcze. Właściwa ochrona. Konsekwencje prawne, jeśli nie potraktują go poważnie. Ale kuratorium było też pracodawcą Sloane, więc ona chciała to "rozegrać po przyjacielsku". Użyła dokładnie tych słów. Na spotkaniu prezentowali wspólny front, Derek pozwolił Sloane przedstawić problem, tak jak prosiła. A właściwie nalegała. To nie było miłe. Usłyszała w słuchawce, jak żona chrząka. W czasie tej przerwy Derek stukał w klawiaturę, bo nie mógł sobie pozwolić na marnowanie czasu. - Derek, przykro mi, ja... - Ktoś delikatnie zapukał do drzwi i Derek okręcił się na krześle. O framugę opierał się Desmond, jego czarna marynarka i spodnie były bardziej pogniecione niż zwykle. - Sloane, przepraszam, ale muszę kończyć. - Usłyszał jej westchnienie i zalała go fala poczucia winy. - Kocham cię. - Nie pracuj za ciężko - powiedziała na pożegnanie i Derek wiedział, że naprawdę tak myśli, że naprawdę mu zależy, żeby nie załamał się nerwowo. Z tego powodu często po jedenastej wieczorem konfiskowała mu laptop, bo przeczytała gdzieś, że niebieska poświata źle wpływa na sen. Przesunął telefon na drugą stronę klawiatury.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania