Pogoda ducha.

Był lekki monsun, zacierał kontury

od strony ściany i framug.

Skoro próg zaczęły porastać fontanny,

pozostawał wietrznie na zewnątrz,

jak barykada.

Jak wilgoć wkradająca się przez nieszczelne okna,

do samego szpiku.

 

Zobaczył.

 

Poznał.

 

I przepadł.

 

Na tysiąclecia zamieniając się w osad,

drażniąc jej kubki smakowe.

Dopóki ona również nie zaczęła zanikać,

zmieniać położenia.

Tam pod oknem znalazła grzejnik

i krótkie wytchnienie,

które nie miało nic wspólnego z tamtym.

Stało się poza, więc przytuliła policzek

do ściany i wsiąka. I tli się, żarzy.

Aż nastanie ósma dziesięć.

Dwudziesta trzecia zero siedem.

I zanim.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Łukaszenkow 5 miesięcy temu
    Grzejnik jest najlepszy xD
  • Szalej. 5 miesięcy temu
    🤷🏿‍♀️
  • piliery 5 miesięcy temu
    Coś mi tu nie leży. Najpierw MONSUN czy próg - gubię się. Dalej jest tylko gorzej. Nie wierzę w ten wiersz.
  • Szalej. 5 miesięcy temu
    Szczerze, to wszystko równocześnie. W jednej chwili. Zdarzają się takie, kiedy wszystko na raz - i to jest jedna z ich.
    Na niewiarę nie mam wpływu :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania