Ta część pod względem technicznym (że tak się mundrze wyrażę) robi znacznie lepsze wrażenie niż pierwsza. Zakończenie też spoko.
Natomiast tłumaczenie Agaty jest tak... groteskowo komiczne, że oczekiwałam jakiegoś komediowego zwrotu akcji.
Apogeum: "– Próbowałam inaczej mieć ich w sobie. Zjadałam ich i kochałam się z tobą, ale to niewiele pomagało. Dlatego zaczęłam dawać ich tobie i kiedy byli w tobie, a ty we mnie, było tak cudownie." – sprawiło, że parsknęłam śmiechem.
Tak sobie myślę, że może sam pomysł nie był zły, ale może trzeba by zostawić sedno w domyśle? Choć nie wiem czy by pomogło. Może lepiej lekko przerobić, stawiając na tragikomedię?
Zostawić w sferze domysłu? Jak? Jak fetysz związany ze śmiercią, a w konsekwencji próby jej prolongaty za pomocą przeniesienia produkt aktu morderstwa, co prowoduje fiksację kanibalistyczną można delikatnie zasugerować, żeby to było jasne dla czytelnika? Mnie nie przychodzi nic do głowy.
Opowiadanie miało być horrorem w konwencji filmowej klasy B tego gatunku, w której groteskowość, ordynarność, naiwność, banał i zaskoczenie dopełniają się nawzajem tworząc obraz o specyficznej estetyce. Zamiast łączyć profanum z sacrum, łączy się je z kolejnym profanum, w transparentnej manierze. Taki gatunek. Okapujący krwią i dosłownością. Zaczynam myśleć, że musi on trafiać do konkretnych odbiorców, gustujących w konwencji horroru.
Nazareth, możliwe, że nie jestem targetem tekstu. Nawet bardzo możliwe. Choć dzieła jakie opisujesz obrzydzają mnie, straszą zapewne też.
U Ciebie dawka groteski jest na tyle (dla mnie) duża, że niweczy napięcie. Ale... (i tu można wrócić do pierwszego zdania).
Komentarze (4)
Natomiast tłumaczenie Agaty jest tak... groteskowo komiczne, że oczekiwałam jakiegoś komediowego zwrotu akcji.
Apogeum: "– Próbowałam inaczej mieć ich w sobie. Zjadałam ich i kochałam się z tobą, ale to niewiele pomagało. Dlatego zaczęłam dawać ich tobie i kiedy byli w tobie, a ty we mnie, było tak cudownie." – sprawiło, że parsknęłam śmiechem.
Tak sobie myślę, że może sam pomysł nie był zły, ale może trzeba by zostawić sedno w domyśle? Choć nie wiem czy by pomogło. Może lepiej lekko przerobić, stawiając na tragikomedię?
Opowiadanie miało być horrorem w konwencji filmowej klasy B tego gatunku, w której groteskowość, ordynarność, naiwność, banał i zaskoczenie dopełniają się nawzajem tworząc obraz o specyficznej estetyce. Zamiast łączyć profanum z sacrum, łączy się je z kolejnym profanum, w transparentnej manierze. Taki gatunek. Okapujący krwią i dosłownością. Zaczynam myśleć, że musi on trafiać do konkretnych odbiorców, gustujących w konwencji horroru.
U Ciebie dawka groteski jest na tyle (dla mnie) duża, że niweczy napięcie. Ale... (i tu można wrócić do pierwszego zdania).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania