Pokochać Maslowa, czyli tu i teraz kontra potencjał

Jestem całkiem typowym wytworem sytemu edukacyjnego. Posiadam cząstkową wiedzę, z każdej w zasadzie dziedziny, nawet z tych, które przekraczają moje zdolności pojmowania.

Wiem coś tam na temat fizyki, matematyki, chemii, historii, socjologii, psychologii. Coś tam na tyle by rozwiązać quiz na fb z wynikiem zadawalającym. Powinnam więc żyć szczęśliwie. No i żyję, a szczęście jest pojęciem względnym – to przecież wiem ze wstępu do filozofii.

Dzierlatka Kora Mózgowa pomaga mi w określeniu mojego miejsca na Ziemii a Gadzi Pień Mózgu chroni przed śmiercią z rąk drapieżników.

Moje ciało codziennie wysyła mi sygnały, których nie potrafię odczytać, a dusza zawodzi pieśni, których nie słyszę. Mimo, że przecież jestem zdolniejsza niż myślę, nie posiadam nawet cząstkowej wiedzy na tematy, które stanowią sedno mojego życia. Cały system, w którym się wychowywałam spowodował, że skutecznie odcięłam się od źródła, albo Oni mnie od niego odcięli. Oczywiste jest, że zalatuje to paranoją i manią prześladowczą, no bo kto to, ci Oni? Teorie spiskowe mają to do siebie, że są wciągające ale co przezorniejszy ich zwolennik, ukrywa się z publicznymi wypowiedziami na ich temat. Ja należę do tych przezornych, wiecznie ubezpieczonych.

Jeżeli coś mnie boli, biorę tabletkę – jest to wynik mojej wiedzy z dziedziny medycyny. Nie zastanawiam się czemu mnie boli, nie szukam przyczyny, usuwam ból, bo przeszkadza mi w wykonywaniu obowiązków. A ja mam dużo obowiązków, które nie przynoszą mi żadnej satysfakcji.

Jeżeli jednak coś przynosi mi satysfakcję, wtedy przez moment czuję połączenie z moim ciałem. Wtedy wiem, że je mam i jest ok. Reszta życia to systematyczne odcinanie się od marności cielesności. Kiedy nie idzie mi w życiu, wiem, że muszę poszukać jakiegoś wyjścia poza ograniczającą mnie materię. Przecież tak naprawdę nic się nie liczy, moje ciało zwiędnie i zemrze. Zemrze i w proch się zamieni. Zemrze w proch się zamieni i wiatr je porwie. Moje ciało, niekochany dodatek do cudowności myśli wiecznej - bo nie duszy przecież.

Jak trwoga to do Maslowa. Jego piramida pomaga żyć. Wiem to na pewno. Pomaga, dopóki ktoś a tym kimś jestem ja, nie odwróci jej do góry nogami, czyli nie postawi swojego życia na cienkim czubku, narażając je na podmuchy wiatru.

Zaczynając od dupy strony, nie sposób dostrzec kontekstu całości. Można utkwić w potencjale na całe życie. Bo potencjał uskrzydla, ale te skrzydła są takie jak u kury czy pingwina, nie pomagają wzbić się ponad pas startowy. Ciągle jest się w rozbiegu, starając się złapać jeszcze lepszy moment, jeszcze pewniejszy wiatr. Biegnie się i biegnie, pragnienie zaczyna doskwierać, głód gra Chopinem w żołądku, piękne kobiety machają chusteczkami na pożegnanie.

W końcu się pada porażonym piorunem swoich niezaspokojonych potrzeb. Tych najbardziej prymitywnych, znienawidzonych. Odrzuconych przez cywilizację i intelekt. Przecież człowiek to coś więcej niż ciało, ta marność nad marnościami. Jakie to dołujące, że ciało przeszkadza mi wzbić się na wyżyny mojej natury. Jakie to żenujące, że pokonało mnie moje własne ciało. A miałam być kimś, takim kimś z książki, wspaniałym i nieugiętym. Moją kreatywność trafił szlak, bo stres odciął mnie od prawej półkuli mózgu. Moja wiedza uleciała bo stres skupił moją uwagę na ucieczce albo walce, zmuszając organizm do wydzielenia hormonów, z którymi teraz nie wiem co zrobić. Piramida się zawaliła a jej zgliszcza wcale nie wyglądają romantycznie, mimo, że słońce otula je swoimi ciepłymi promieniami.

Życie za kilka lat miało być łatwiejsze i pełne uniesień. Za kilka lat mój potencjał miał się dopełnić. Jestem wściekle zła, że moje ciało odebrało mi to wszystko. Jestem zła, że moja cząstkowa wiedza jest na tyle banalna, że nie objęła sobą błędu założenia, że „za kilka lat” w ogóle nie istnieje.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania