Pokonać siebie

Sznur był już gotowy. Czekał niczym sędzia na wydanie wyroku. A on? Tylko stał, w pustym pokoju, w pustym mieszkaniu. Nie było w nim życia, nie było w nim radości ani uśmiechu. Wszystko to przepadło, odeszło lata temu. Może i był żywą istotą, lecz umarł już dawno. Umarła jego dusza, tam, gdzie utracił powód, dla którego żył, tam, gdzie powinno umrzeć również jego ciało. Wiedział, dlaczego zasłużył na karę, na sąd... Nie mógł bowiem jej ocalić...

Gdy tylko o tym pomyślał, wspomnienia powróciły na nowo. Bolesne, rzeczywiste, ich ostrza na powrót przebiły mu serce. Padł na kolana, nie mogąc wytrzymać ciosów przeszłości. Po jego twarzy wartkim strumieniem popłynęły łzy. Bowiem widział wszystko wyraźnie i na nowo...

Dookoła szalał ogień, cały budynek trawiły płomienie. Żywioł z groźnym rykiem poszukiwał wszelkiej materii i chciwie ją pożerał. Próbowali uciec, lecz w pewnym momencie załamała się pod nią podłoga. Złapał ją w ostatniej chwili. Wisiała na przepaścią, trzymając jego dłoń. Nie zważał na nic, ona była najważniejsza, dlatego leżąc na podłodze, desperacko starał się ją ocalić. Czuł jednak, że z każdą sekundą jej uścisk słabnie. Była coraz niżej i niżej. Widział ten obraz, a strach paraliżował ciało i umysł. Straci ją, straci...

 

„Kocham cię i zawsze będę przy tobie”

 

Chwilę po tych słowach uścisk nie wytrzymał, a jego nadzieja, powód do życia, wszystko, co miał i wszystko, co kochał, przepadło... pożarte przez ogień...

 

Tamtego dnia dało się słyszeć krzyk rozpaczy, który pokonał płomienie...

 

Tak, dzięki temu znaleźli go strażacy, dzięki temu przeżył. Lecz wiedział, że nie zasługiwał na życie. Nie po tym, co zaszło. To ona powinna tu być, podczas gdy on zginąć i popaść w zapomnienie. Nie mógł już dłużej znieść tych myśli. Zebrał się w sobie i wstał. Łzy jednak nie przestały płynąć. Podszedł do sznura, swojego kata, swojego wybawcy. Już wkrótce do niej dołączy. Znowu będzie przy niej. Tak jak być powinien. Spojrzał na krzesło, które go zapraszało. Przyjął ofertę. Wyprostowany chwycił pętle i założył na szyję. Gdy to zrobił, ujrzał ją, swoją jedyną. Możliwe, iż była to tylko przedśmiertna wizja wspomnień, jednak widział wyraźnie. Na twarzy ukochanej gościł ogromny smutek, płakała...

 

„Nie martw się kochanie. Już niedługo będę przy tobie”

 

Przewrócił krzesło, po czym pętla błyskawicznie zacisnęła się na jego szyi. Ciało drgało w konwulsjach. Czuł, jak uchodzi z niego życie. Umierał, a raczej umierało ciało, lecz był szczęśliwy. Widział już swoją ukochaną. Znowu będzie z nią, prosząc, aby wybaczyła mu to, że nie mógł jej ocalić...

 

Koniec cierpienia, początek...

 

Słychać było huk, jakby coś ciężkiego spadło na ziemię, po czym nastała złowieszcza cisza. Po chwili świst nabieranego w płuca powietrza i znowu cisza. Czas stanął w miejscu, a świat zamarł w oczekiwaniu.

 

Na przebudzenie...

 

Otworzył oczy i powoli się rozejrzał. Bolało go całe ciało, zwłaszcza szyja i kark. Zastanawiał się, czy umarł. Jednak po śmierci nie powinien już nic czuć. Gdy obserwował otoczenie przez dłuższy czas, dotarła do niego straszliwa rzeczywistość.

 

Żył...

 

Żyrandol, do którego przywiązał sznur z pętlą, zerwał się i runął na ziemię razem z nim. Leżał tak przez długi czas, nie mając siły zrobić czegokolwiek. Ciało na powrót musiało przyzwyczaić się do życia i funkcjonowania. On natomiast rozmyślał o tym, że jest nikim. Nawet nie człowiekiem, gdyż nie może uczynić nic. Ani ocalić życia, ani go odebrać. Dlaczego Bóg nie pozwolił mu umrzeć? Dlaczego? Przecież na to zasługuje. Żadna bowiem przyszłość nie czeka tego, kto nie potrafi ocalić najbliższej i ukochanej dla siebie osoby. Zatem dlaczego? Nie znalazł ani nie otrzymał odpowiedzi.

Po dłuższym czasie, gdy ciało już mu na to pozwoliło, zdjął pętle z szyi i wstał.

Wolą Boga, będzie żył i cierpiał. To jego pokuta za grzechy. Pokuta, która nigdy nie przyniesie odkupienia.

Jedno jednak nie dawało mu spokoju bardziej niż to, że jego przeznaczeniem jest cierpieć na tym świecie.

Mianowicie, dlaczego jego ukochana płakała, gdy chciał do niej dołączyć? Czyżby nie chciała, aby był przy niej? Przecież kochała go, mówiła, że będzie przy nim. W to nie wątpił, więc dlaczego?

Na te pytania również nie znalazł odpowiedzi...

Rozejrzał się dokładniej. Żyrandol zniszczony, sufit uszkodzony. To jednak nie miało żadnego znaczenia. Jedynie co teraz czuł to olbrzymi smutek i ból, w związku z faktem, że nie dane mu było znaleźć ukojenie w śmierci, ale również dziwne, oderwane od tego i niepasujące uczucie, które mówiło mu, że powinien wyjść na zewnątrz.

Nie wiedział co czynić, nie wiedział nawet co myśleć i czuć, dlatego postanowił podążyć za tym, co go wypełniało i wyszedł z mieszkania.

Nie trwało to długo, gdyż mieszkał na parterze. Również się do tego nie przygotowywał. Nie obchodziło go, jak wygląda. Wyszedł w tym, co miał na sobie, dżinsach, koszulce i bluzie ubrudzonej tynkiem oderwanym z sufitu.

Gdy tylko postąpił krok z kamienicy, stanął jak wryty, a pot począł zalewać skroń. Usłyszał bowiem syreny strażackie. To zwiastowało tylko jedno.

 

Gdzieś niedaleko szaleją płomienie...

 

Wspomnienia ponownie uderzyły z pełną mocą. Nie mógł postąpić na przód. Zamarł. Jeden krok na zewnątrz, ale wystarczyło, by sparaliżował go strach. Ironia losu, ogień mrożący krew w żyłach. Ale taka była prawda, taka była rzeczywistość... Wyszedł, bo coś go do tego tchnęło, jednocześnie chciał dać płucom „odetchnąć”. Teraz jednak nie mógł złapać oddechu. I wcale nie potrzebował do tego pętli na szyi.

Wspomnienia uderzały raz po raz. Wtedy też słyszał syreny... tych, którzy przybyli za późno. Jednak czy mógł ich winić? On tam był, a i tak nic nie zrobił. Nie mógł nic zrobić, ocalić siebie... ocalić ukochanej... Więc, czy oni mogli? Nie... to on miał ją uratować, lecz zawiódł. Teraz za to płaci. Chciał uciec w objęcia śmierci, oszukać Boga. Dług jednak nie został spłacony. Dlatego żyje...

 

„No zrób krok, rusz się!”

 

Nic to nie dało, nadal stał w miejscu, nie mogąc nawet drgnąć. Rusz się? Ale dokąd? Dokąd taki ktoś jak on miałby ruszyć? Nie ma już nic, nie ma gdzie iść, nie ma gdzie być...

Syreny wyły coraz donioślej, a z każdym ich dźwiękiem gromadziło się w nim więcej strachu, który znowu przebijał mu serce.

 

„Od tego nie ma ucieczki”

 

Nie mógł ukryć twarzy w dłoniach. Strach odebrał mu nawet to. Bał się... bał się przeszłości, która go ścigała i dopadała za każdym razem od tylu lat.

Ciało przechodziły dreszcze, nogi miał jak z waty. Nie ma odwrotu, nie ma ucieczki...

Pogrążony w rozpaczy poczuł jednak coś dziwnego. Jakby dłoń dotykającą jego ramienia i ciepłą, kojącą obecność...

 

Usłyszał jak przez mgłę...

 

„Nie lękaj się. Jestem przy tobie, zawsze i na zawsze, a teraz idź”

 

Postąpił krok...

 

„Idź”

 

Kolejny...

 

„Idź”

 

Szedł jak nigdy przedtem. Nie wiedział gdzie, nie wiedział po co. Jedyna wskazówka to fakt, że z każdym krokiem, syreny stawały się wyraźniejsze i głośniejsze...

 

„Biegnij”

 

Biegł, pędził, a wiatr rozwiewał jego łzy, które znowu zaczęły płynąć. Nie widział przez nie praktycznie nic, ale wciąż biegł przed siebie. Wiedział, że strach nie zniknął, lecz pojawiła się wola. O sile, której nigdy by się po sobie nie spodziewał. Dlatego nie ustawał.

Ludzie patrzyli na niego jak na wariata, jak na szaleńca, jednak to go nie obchodziło, nie miało znaczenia. Po prostu wciąż biegł, gdyż czuł, że musi...

Leciał jak na złamanie karku, kilkukrotnie o mały włos unikając upadku. Zdawał sobie bowiem sprawę, że jeśli upadnie, więcej nie powstanie.

 

Po tym istnym maratonie szaleństwa dotarł na miejsce.

 

Kamienica w płomieniach, zastępy straży, dźwięk syren, krzyki strażaków i zwykłych ludzi. Zatrzymał się. Przeszłość, przeszłość się powtarza, zobaczył ją po raz kolejny. Strach ścisnął żołądek niczym imadło. Czując żar płomieni i odrażający swąd dymu, nie wytrzymał i zwymiotował. Fakt, że nie miał praktycznie czym, spowodował olbrzymi ból.

Upadł... zwieszając głowę w dół. Dlaczego tutaj przybiegł? Wiedział, że przeszłość nie da mu spokoju, ale to było dla niego zbyt wiele. Przeżywał ten koszmar wielokrotnie, jednak od czasu utraty ukochanej, nigdy tak intensywnie...

Ale on musi cierpieć, spłacić dług tego, że nie był wystarczająco silny. Teraz również nie jest. Znowu upadł, ciało dopadły konwulsje i strach. Odmówiło posłuszeństwa. Wola go opuściła. Nie wiedział nic. Skąd ten nagły przypływ siły, dlaczego tu jest i co ma zrobić? Przecież nic nie może. Ogień i wspomnienia pożerają go od środka, gdy tylko rozejrzy się dookoła.

Nie ma siły, by żyć, nie ma siły, by umrzeć...

 

Na powrót pogrążył się w strachu, rozpaczy i wspomnieniach, które raniły każdy cal jego duszy, przypominając mu, jakie jest jego przeznaczenie... dlatego jak przez mgłę usłyszał...

 

„Moje dziecko tam jest! Moja córka tam została! Proszę, niech jej ktoś pomoże!”

 

Błagania matki nie miały końca. Strażacy jednak, z powodu zbyt dużego rozprzestrzenienia ognia i zadymienia, niewiele mogli zrobić.

Słysząc to „ocknął się”. Spojrzał na kobietę. W końcu byli tacy sami. Pełni strachu...

 

„Idź”

 

bólu...

 

„Idź”

 

i rozpaczy...

 

„Idź”

 

Poczuł to, znowu. To samo co wcześniej. Coś ponownie kazało mu przeć do przodu. Jednak on nie miał już siły, nie wstanie. Nie ma przecież już nikogo, dla kogo mógłby być silny...

Nie ma już jej...

 

Tym razem jakby dwie dłonie spoczęły na jego ramionach. Po chwili poczuł, że ta sama ciepła, kojąca obecność obejmuje go...

 

„Jestem tu, zawsze i czekam. A teraz idź. W głębi duszy, w głębi serca wiesz co zrobić”

 

Usłyszał słowa jak przez mgłę. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu ponownie poczuł w sobie wolę. W dodatku silniejszą niż wcześniej.

Wstał, po czym spojrzał na kobietę, która już prawie upadła.

 

„Nie jesteśmy tacy sami, jeszcze nie, ale nie dopuszczę do tego, aby to się zmieniło”

 

Tak, nie pozwoli, by kogoś innego spotkał jego los. Ocali ją przed strachem, bólem i rozpaczą. Siebie nie potrafił, lecz teraz posiadał wolę, wierząc że się uda. Dlatego nie zastanawiając się dłużej, założył kaptur, zakrył ręką usta, nos i wbiegł prosto do płonącego budynku.

 

Czuł, po prostu czuł, że podoła...

 

Pędził jak szalony. Płomienie objęły praktycznie wnętrze całego budynku. Żar, bliskość ognia, oraz gryzący dym tego nie ułatwiały. Wspomnienia również robiły swoje, chcąc wtargnąć do umysłu i ponownie nim zawładnąć. Jednak walczył. Miał bowiem cel i nie mógł pozwolić im zwyciężyć.

Szedł przed siebie.

Po pewnym czasie znalazł schody. Pobiegł nimi na pierwsze piętro. Poruszał się, jak najszybciej mógł, jednak musiał uważać na leżące lub spadające gruzy.

Czuł w powietrzu swąd spalonych ciał. W takich momentach, aż przystawał, prawie przegrywając walkę. Jednak po chwili ruszał dalej.

Podczas poszukiwań skupiał całą swoją uwagę i koncentrację, aby wśród zgiełku i huku płomieni usłyszeć płacz dziecka. Na pierwszym piętrze nie usłyszał niczego...

 

„Idź”

 

„Idź”

 

Znów to, głos przez mgłę. Nie wiedział czemu, ale w głowie pojawiła mu się myśl o trzecim piętrze.

Dziwne przeczucia doprowadziły go aż tutaj. Nie zamierzał odpuścić. Nie zamierzał już uciekać, dlatego zawierzając swój los kolejnemu przeczuciu, pobiegł na drugie piętro.

Ogień wyczuł jego obecność i wiedział, co chce zrobić, to też syczał wściekle i gonił go. Ponownie chciał zwyciężyć w ich batalii. On jednak umykał mu, zarówno jego językom, którymi go atakował, fragmentom gruzu, desek jak i innych materiałów.

Dziś nic się go nie imało. Miał siłę, miał wolę i moc, by działać i pokonać odwiecznego wroga.

 

Tego chciał dokonać.

 

Gdy tylko dotarł na drugie piętro, od razu pobiegł na trzecie. Słyszał w oddali płacz dziecka.

Przeczucie go nie zawiodło.

Napotkał jedną przeszkodę. Schody prowadzące na to piętro w jednym miejscu były całkowicie zniszczone. Powstała przepaść blokowała drogę, jakby została stworzona specjalnie przez jego wroga. W momencie, gdy jest już tak bliski zwycięstwa.

Nie miał czasu o tym myśleć. Nie zatrzymując się, napiął mięśnie nóg, po czym skoczył. Odległość okazał się większa, niż sądził, dlatego z dużą siłą uderzył w drugą część schodów. W ostatniej chwili chwycił poręcz, dzięki czemu nie spadł w przepaść. Z olbrzymimi problemami wdrapał się na nie, zwłaszcza że coraz bardziej brakowało mu sił. Czym prędzej wstał i pobiegł na trzecie piętro, gdzie już wyraźnie słyszał płacz dziecka. Podążając za jego dźwiękiem, wpadł do drugiego mieszkania na piętrze, a w nim do jednego z pokoi. Wcześniej zapewne dziecięcym, w którym jedyną niepożartą przez płomienie rzeczą była szafa. Z niej dochodził płacz. Podszedł do niej powoli, uważając na płomienie i tak samo ją otworzył, aby nie prowokować ognia do jeszcze silniejszego ataku.

Wewnątrz szafy dostrzegł okrytą kocem dziewczynkę, na oko czteroletnią. Jej śliczne ogromne zielone oczy, w których teraz odbijały się płomienie, prosiły o pomoc.

Nie było czasu do stracenia. Wziął ją na ręce. Okrył kocem, aby odizolować małą od żaru dymu i ognia, po czym wybiegł z pokoju i mieszkania.

 

Wtedy to właśnie ogień przystąpił do ostatecznego ataku, zrzucając na nich płonącą belkę. Jednak instynkt i adrenalina od samego początku buzująca w jego żyłach, pozwoliła mu zablokować belkę lewą ręką. Gdyby nie to zostaliby przygnieceni i uwięzieni. Uderzenie belki było tak silne, że aż ugięły się pod nim kolana. W dodatku rękaw bluzy jak i ręka zaczęły płonąć.

On jednak nie czuł bólu, już nie. Za wszelką cenę chciał odsunąć przeszkodę. Ogień coraz bardziej trawił jego ciało. Nie zważając na to, wrzasnął i prostując kolana, zaczął unosić belkę, aby ją odepchnąć.

Musiał ocalić to dziecko, nie mógł pozwolić historii po raz kolejny się powtórzyć. Nic mu w tym nie przeszkodzi, nawet płomień, nawet ból.

O ile jego duch był wyjątkowo silny, o tyle ciało zaczęło słabnąć, a on powoli tracić świadomość. Już miał upaść, gdy zamglonymi oczami dostrzegł w powietrzu sylwetkę kobiety, która pomagała mu usunąć płonącą belkę. Spojrzał na dziecko, które trzymał w prawej ręce i już wiedział, że się nie podda, nie teraz, gdy już prawie ocalił choć jedno istnienie.

W pewnej chwili kobieta „podpłynęła” do niego i pocałowała go swoimi ciepłymi, kojącymi ustami.

 

„Uda ci się. Masz w sobie siłę, by ją ocalić, by ocalić siebie”

 

Poczuł ją, poczuł ją na nowo. Powróciła świadomość, energia i wola. Nie tracąc czasu, odepchnął belkę, która tyle czasu zatrzymała ich w miejscu, dając płomieniom okazję do ataku.

Biegł, pomimo trawionego ciała, bólu i cierpienia biegł. Nie zatrzymywał się. Gdy dotarł do przepaści, skoczył ile sił. Przy lądowaniu usłyszał chrupnięcie. Czując nowy ból, zdał sobie sprawę, że skręcił prawą kostkę. To znacznie spowolniło ich ucieczkę, ale nie zważając już na żadne bodźce, po prostu pędził najszybciej jak mógł.

W końcu ścigał ich ogień, który i tak już go dopadł. Strawił praktycznie całą lewą rękę, docierając do barku. Było to jednak niczym w porównaniu do cierpienia, jakiego doświadczył przez te wszystkie lata. Dlatego nadal biegł.

 

By ocalić innych...

 

Trwało to długo, lecz udało im się uciec. Gdy wybiegli z budynku, ogień zaryczał wściekle, gdy zdał sobie sprawę z porażki. Musiał ją jednak zaakceptować, dlatego powrócił na zajęte przez siebie terytorium.

 

Przegrał, lecz z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa...

 

Odstawił dziewczynkę na ziemie. Od razu pobiegła do matki. A on? Został sam. Po prostu stał. Kikut, który dawniej zwał się ręką, odpadł przeżarty płomieniami, a ogień wędrował dalej, pragnąc więcej. Do barku, aż po klatkę piersiową, do serca...

Pod naporem wszystkich bodźców, które do niego dotarły, padł na kolana. Widząc jednak szczęście dziewczynki i matki, wiedział, że było warto.

 

Wiedział już wszystko...

 

Teraz umiera, tak jak chciał, tak jak powinien... strawiony przez płomienie...

 

Wykonał zadanie i spłacił dług...

 

Nim jego serce doszczętnie spłonęło, spojrzał w niebo.

 

Dostrzegł ją, taką, jaką była. Piękną, uśmiechniętą i pełną radości. Oczy koloru spokojnego błękitnego nieba, z refleksami przypominającymi promienie słońca, patrzyły pełne szczęścia.

 

Po chwili usłyszał słowa, na które czekał tyle lat...

 

„Chodź do mnie”

 

W tym momencie serce spłonęło...

 

Lecz on odrodził się na nowo.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • Clariosis dwa lata temu
    Tekst do szpiku kości przepełniony żalem, goryczą i nieogarniętą dla ludzkiego umysłu rozpaczą, którą, o ironio, ten umysł potrafi odczuwać... Ale nigdy nie zdoła opisać.

    Czy naprawdę bohater zasługiwał na śmierć? Odpowiedź brzmi: nie. Ale dla bohatera nic już więcej na tym świecie nie zostało. Nie odnalazł ukojenia ani w rzeczywistości, ani w fikcji, ani nawet w śmierci. Po tym, co go spotkało, zostało tylko i wyłącznie palenie przez wewnętrzny, piekielny ogień, zabijający sekunda po sekundzie. A jednak nawet z tak przykrym zakończeniem, bohater mógł spłacić wewnętrzny dług. Czy wobec ukochanej? Znów odpowiem, nie. Ona nie miała żalu, nie nienawidziła, ani nie obwiniała. Lecz on sam siebie tak. Dlatego musiał odkupić własne sumienie w tak okropny sposób. Ocalić jedno życie, lecz stracić własne, konając tak, jak skonał cały jego świat...

    Jednak czy tekst ten przekazuje samą beznadzieję egzystencji, od której nie ma ucieczki, jeśli wszystko się straci? I znów ta sama odpowiedź: nie. Gdyż ostatnie słowa, ale też tytuł tekstu wskazują na coś zupełnie innego. Bohater pokonał siebie, bo pokonał wewnętrzną nienawiść. I choć musiał zrobić to w tak romantyczny i bohaterski sposób, znalazł sposób, by odkupić swoją duszę. By ukochana mogła przyjąć go z uśmiechem, a nie rozpaczą, że sam siebie zabił w nienawiści. Więc jest w tym tekście również podtekst pokrzepiający - jeśli wybaczymy sobie, odrodzimy się na nowo. Jakże zgodne z moją filozofią. Może niekoniecznie wskakując w płomienie, gdyż odpowiednie na ludzkiej ziemi można znaleźć na wiele sposobów. Nawet przez czynienie prostego dobra codziennie. Czyż prostoty nie kochamy, Shogunie? Bo prostota i jedność przynoszą odkupienie. A prostota jest wszędzie, nawet w czymś tak skomplikowanym i niezrozumiałym jak nasze emocje. I to sprawia, że są takie piękne. Bo nieidealne i niepojęte...

    Piękny, lecz uderzający silnie po emocjach tekst. Ciesze się, że znów mogłam coś przeczytać spod Twojego pióra.

    Pozdrawiam.
  • Shogun dwa lata temu
    Witaj Clar :)

    Rozłożyłaś tekst na czynniki pierwsze, za co dziękuję, gdyż wiem, że został zrozumiany. Wszystko co napisałaś jest prawdą i tak, tego pokrzepienia nie mogło zabraknąć. Staram się łączyć wiele różnych aspektów w swoich tekstach, zgodnie z własną "filozofią", co być może zauważyłaś po przeczytaniu wielu moich tekstów ;) Lubię równowagę, pewną harmonię. Pokrzepienie jest elementem ją tutaj wprowadzającym ;) Bowiem nie ma dla mnie tylko mroku, tylko światła, lub tylko ognia czy ukojenia. W moim mniemaniu aspekty te mieszają się ze sobą, dlatego to samo czynię w tekstach ;)
    Co do prostoty, odpowiedź nie może być inna, jak tylko "Oczywiście że tak" ;) Jak już często wspominałem, nawet w tekstach, często rzeczy skomplikowane są proste, lecz trudno jest to dostrzec. Dlatego tak jak piszesz, są wyjątkowe i warte poznawania.

    Dziękuję, również cieszę się, że mogłem uraczyć Cię dłuższym tekstem po kolejnym długim czasie zmniejszonej aktywności pisarskiej.

    Również jak zawsze pozdrawiam ;)
  • Anonim dwa lata temu
    Shogi,

    po pierwsze: popłynęła mi łezka, gdy czytałem. A to chyba najlepsze, co można powiedzieć o tekście. Bo tekst może być świetnie napisany, ale który się czyta i nic z tego nie wynika. A ten wzbudził emocje, szarpnął za serce.

    Pomysł bardzo dobry, w dodatku jeszcze w stylu, który tak bardzo lubię.

    Ale pozwolisz, że poprzyczepiam się do sporej ilość rzeczy:

    Po pierwsze: a co, gdybyś od razy nie mówił, co usłyszał bohater, gdy wyszedł z domu? Można napisać, że coś usłyszał, co spowodowało, że zamarł albo, że poczuł gęsią skórkę. Coś takiego. Bo tak od razu wiedziałem, że będzie kogoś ratował z pożaru. Warto choć chwilę przytrzymać czytelnika w niepewności, by dodać emocji.

    Po drugie: za bardzo wszystko opisujesz, nie zostawiasz czytelnikowi pola do domysłu. Poniżej dam kilka przykładów.

    Spojrzał na krzesło, które go zapraszało. Przyjął ofertę i stanął na nim. -- Wystarczy na końcu: przyjął ofertę. Naprawdę, każdy będzie wiedział, co dalej zrobił.

    Przewrócił krzesło, po czym pętla błyskawicznie zacisnęła się na jego szyi, odcinając dopływ powietrza. Ciało drgało w konwulsjach. -- Tu podobnie, niepotrzbnie: odcinając dopływ powietrza. Albo nawet zostawić tylko: Przewrócił krzesło. Ciało drgało w konwulsjach. Do tego możesz dodać cos innego, co będzie rozszerzeniem, a nie wyjaśnieniem oczywistego. Np: Przewrócił krzesło. Poczuł szum w uszach, obraz przed oczami się rozmazał, a cały świat zaszumiał. Ciało rozedrgało się w konwulsjach (czasownik dokonany).

    Skoro taka jest Jego wola, będzie żył i cierpiał. -- Zgubiony podmiot, bo to brzmi, jakby: On będzie żył i cierpiał.

    Rozpacz w jej głosie była tą, którą może odczuwać jedynie matka, gdy jej dziecku grozi niebezpieczeństwo. -- naprawdę, z treści doskonale wynikało, jaka rozpacz była w głosie matki, to wynika z treści.

    Pędził jak szalony. Płomienie objęły praktycznie wnętrze całego budynku. Musiał poruszać się ostrożnie. Żar, bliskość ognia, oraz gryzący i dławiący dym tego nie ułatwiały. -- Raczej nie powinno się pisać, że ktoś poruszał się ostrożnie, tylko tak trzeba opisać sytuację, aby czytelnik sam sobie w myślach powiedział: chłopie, biegnij ostrożnie! To samo z dławiącym dymem.

    Nie zamierzał już uciekać, dlatego niewiele myśląc, zawierzając swój los kolejnemu przeczuciu, pobiegł na drugie piętro. -- niepotrzebne: niewiele myśląc.

    Gdy wybiegli z budynku, ogień zaryczał wściekle, gdy zdał sobie sprawę z porażki -- Zgubiony podmiot: ogień zdał sobie sprawę z porażki?

    Kim była kobieta, która towarzyszyła mu przez cały ten czas i dlaczego nie mógł odejść... -- to niepotrzebne -- doskonale wiadomo, kim była kobieta.

    Jeszcze jedno: Pisząc, że pożar pochłonął jego serce, może warto dodać wcześniej coś bajkowego? Bo tak mamy do pewnego momentu śmiertelnie poważny tekst, chciałoby się powiedzieć: do bólu prawdziwy, a na koniec akcent bajkowy. Pamiętasz Zieloną Milę film? Tam wiedzieli, że pokazując cały file bardzo realnie, widz skrzywiłby się na koniec, gdy bohater leczy kobietę z guza mózgu. Dlatego dali "robaczki" fruwające jako wyssaną chorobę i światło z ust, wtedy czytelnik mówi sobie: ok, bajeczka.

    Napisałem tak dużo uwag, bo wiem, że Ty masz bardzo duży potencjał i warto, abyś popracował. Już jesteś na takim poziomie, że warto iść dalej. Powtórzenia, interpunkcja, naprawdę nie są tak ważne. Ważne, aby czytelnik myślał podczas czytania, a nie był wyręczany przez autora. Zresztą ja cały czas tego się uczę, mam sporo podobnych błędów.

    Bardzo mi się podobało.

    Pozdrość.
  • Shogun dwa lata temu
    Cóż za komentarz! Nie pozostaje mi nic innego jak tylko podziękować :)

    Bardzo się cieszę, że tekst wywołał silne emocje. Chciałem aby odegrały w tekście pierwszoplanową rolę. Miło widzieć, że się udało.

    Co do pierwszej uwagi, chciałem aby bohater wiedział od razu, by stworzyć sytuację, w której, pomimo że wie, że zwiastuje to coś czego czego się lęka, co odbiera mu dech, odbiera mu ciało, poszedł przed siebie. Lecz może rzeczywiście powinienem się z ujawnianiem tego wstrzymać. Przemyślę to ;)

    Co do drugiej uwagi. Tak, od pewnego czasu mam w pisaniu manierę szczegółowego opisywania :) zwłaszcza czynów bohaterów, czy w pewnych momentach nawet otoczenia.
    Wszystkie uwagi, dotyczące tego, które wymieniłeś uwzględnię.

    Co do uwagi o pochłoniętym sercu, ono spłonęło naprawdę. Ogień ma tutaj wymiar zarówno fizyczny i symboliczny, dlatego pochłonął serce oraz jego samego w sensie dosłownym oraz metaforycznym. Serce spłonęło, umarł, jak pragnął. Z drugiej strony, ogień, jego odwieczny wróg dopadł go, lecz ostatecznie przegrał. Bohater przez tyle lat cierpienia, spersonifikował żywioł, ogień, widział go tak swoimi oczami.
    O to mi mniej więcej chodziło.
    Jednak rozumiem, że można odebrać to jako pewną baśniowość, która wytrąca z "rytmu", choć rzekłbym, iż wcześniejsze słowa "ducha", wszelka jego "obecność" są pewnym elementem baśniowym lub nadnaturalnym, o którym mówisz.
    Mimo to dzięki za zwrócenie na to uwagi, oraz na pozostałe kwestie.

    Popracuję nad tą szczegółowością, choć wydaje mi się, że jest ona tutaj tak widoczna, bo dawno nie pisałem dłuższego tekstu (Wszystkie mam w głowie ;) ) Może muszę trochę "odrdzewieć" w tej formie i na powrót złapać "rytm" ;)

    Co do bajkowości, będę o niej pamiętał, choć muszę przyznać że lubię takie elementy "nadnaturalne", "nierzeczywiste" i często umieszczając je w tekstach, nie myślę o nich, ani nie odbieram ich w kategoriach baśniowych, ale dobrze jest wiedzieć, że warto mieć to w pamięci ;)

    Jeszcze raz dzięki za tak wyczerpujący komentarz i oczywiście pozdrawiam ;)
  • Anonim dwa lata temu
    Shogun
    Jeszcze tak pomyślałem, że wystarczyłoby w kwestii serca, gdybyś wcześniej napisał np: zamknął oczy i czuł, że jego serce pokrywa gruba warstwa lodu. Za oknem świat pokrywał się śniegiem. Jednak otworzył oczy i zobaczył przed sobą wiszącą szubienicę. - oczywiście to tylko przykład. Taki zabieg spowodowałby, że spłonięcie serca byłoby na miejscu. Tak to czuje. Ale to subiektywne.
  • Shogun dwa lata temu
    Antoni Grycuk dzięki, ciekawa sugestia, bo w sumie, mogłem zwrócić trochę większą uwagę na serce, już na samym początku.
  • Kocwiaczek dwa lata temu
    Przeczytałam, daję 5. Wrócę z dłuższym komentarzem później.
  • Shogun dwa lata temu
    Jak zawsze serdecznie zapraszam ;)
  • Kocwiaczek dwa lata temu
    Shogun, długo zastanawiałam się nad komentarzem. Historię opisałeś pięknie, mnóstwo w niej emocji, łzy się kręcą i chociaż w końcówce pewne opisy nie do końca mi pasowały do całej otoczki (mowa o kikucie), to całość niezaprzeczalnie niesie bardzo mocne przesłanie. Twoje pisanie zawsze mi pasowało, to wiesz. Postępy są kolosalne, co jest niezwykle budujące i dla nowych użytkowników możesz moim skromnym zdaniem być swego rodzaju wzorem. Odeszłam od wskazywania błędów, chyba że na życzenie autora, bo było to różnie odbierane. U ciebie w jednym miejscu coś się rzuciło w oczy, ale było tak niewielkie, iż musiałabym z lupą teraz szukać;) Czyli naprawdę tekst na 5 i już. Pomimo długości wciągnęłam go jak makaron spaghetti w trakcie przerwy w robocie, a to oznacza, iż czyta się płynnie, wręcz leci do przodu z każdym słowem. Nie masz pojęcia, jak miło coś takiego przeczytać (a może i masz ;)). Ostatnio nie czytam zbyt wiele, gdyż nawet w literaturze wydanej drukiem zdarza mi się znaleźć błąd, co mnie (nie wiedzieć czemu) mocno irytuje. Dlatego powtarzam – przeczytanie twojego tekstu było jak miód na moje serce. Wracając jednak do treści, ciągle kołaczą mi się po głowie dwie kwestie. Po pierwsze uważam, iż bohater był niewinny i winę sobie wmówił, co jednak tak bardzo odbiło się na jego psychice, że chciał ze sobą skończyć. Dowodzi to tylko tego, iż możemy samych siebie nie tylko obwiniać, ale i w skrajnych przypadkach rozgrzeszać. A to już budzi mocny niepokój. Po drugie: ile jesteśmy w stanie zrobić, by odkupić winy? Czy każdy byłby zdolny do heroizmu? Czy może jednak instynkt samozachowawczy kazałby nam siąść na tyłku i się nie wychylać? Twój bohater dał radę, zdał egzamin, odkupił wmówioną sobie winę i mógł z podniesioną głową udać się na spotkanie z ukochaną. Ale czy my byśmy się na to zdobyli? Szczerze? Nie mam pojęcia, co bym zrobiła. Zapewne sytuacja zmusiłaby mnie do działania. Jednak ta wątpliwość jest moim zdaniem "klue" całego twojego tekstu i każdy powinien przemyśleć tę kwestię. Na zakończenie przekleję ci twój własny cytat, który jest dla mnie perełką. Zbieraj je. Miło jest potem do nich wrócić.

    "Nie ma siły, by żyć, nie ma siły, by umrzeć..."

    A jednak – miał siłę, by ocalić życie komuś innemu. Ta niemoc to kolejna rzecz, którą sobie wmawiał. Jak dobrze, że w tym wypadku rozsądek wziął jednak górę.

    Pozdrowienia, powodzenia i do napisania kiedyś-gdzieśtam :)
  • Shogun dwa lata temu
    Kocwiaczek Hejka Koci :)

    No i co ja mam odpowiedzieć na taki komentarz? :) Powiem szczerze, zamurowało mnie, więc powiem po prostu dziękuję, za te słowa. Nawet nie masz pojęcia, jakie to niesamowite uczucie usłyszeć/przeczytać coś takiego, albo i masz ;)
    Naprawdę cieszę się, że tekst i jego przeczytanie było dla ciebie taką przyjemnością, oraz że wzbudził silne emocje. To chyba najlepsze co można usłyszeć o swoim tekście, zwłaszcza że jest to pierwszy dłuższy tekst od dawna i bałem się, że nie będzie na "odpowiednim" poziomie, gdyż sądziłem, że przez tak długi czas "zardzewiałem pisarsko". Cieszę się jednak, że moje obawy okazały się bezpodstawne.
    Z tym wzorem dla nowych użytkowników, wydaje mi się lekka hiperbolizacja ;) zwłaszcza że mało kto do mnie zagląda, o ile w ogóle ;) mimo to dziękuję i za te słowa.
    Miło słyszeć również, że płynnie i bez zbędnego zmęczenia się czyta, gdyż bałem się, że przez długość tekstu, nikt go nie przeczyta, no bo jakoś tak... no napisałem ;) ale widzę, że na szczęście się myliłem. (czasem dobrze się pomylić ;))

    Co do czytania książek i ich wydanych wersji, mam ten sam problem, także nie jesteś sama ;)

    Cóż, co już się tyczy samego tekstu, interpretacja w punkt. Chodziło właśnie o tytułowe "Pokonanie siebie" poprzez przełamanie strachu i lęków oraz poświęcenie. Masz rację również stawiając pytania, gdyż wartość tego "zwycięstwa", "odkupienia" leży właśnie w tym, czy damy radę to zrobić. Będąc szczerym, sam nie wiem, czy byłbym na to gotów, czy zrobiłbym to. Nie potrafię tego nawet hipotetycznie założyć. Ale myślę, że wszystko to, to czy podołamy, zależy od tego czy mamy o co, o kogo, dla kogo walczyć, coś, lub kogoś, kto "pchnie" nas dalej, tak jak to było u bohatera. Co prawda, to że miał coś takiego nie jest wszystkim, gdyż siłę odkrywał w sobie również już sam. I tak jest również z nami, z ludźmi. Odkrywamy w sobie siłę tam, gdzie nie podejrzewalibyśmy nawet że nam się objawi, tak jak to miało miejsce z bohaterem, gdyż ostatnim miejscem/sytuacją jaką by podejrzewał, było właśnie widmo i piekło przeszłości.
    Ale on zwyciężył i my również zwyciężamy. Nie życzę nikomu chwil, gdy musiałby się o tym przekonywać, jednak warto pamiętać, iż gdyby do takowej doszło, to możemy zwyciężyć. Kwestia kluczową jest (jak dobrze zauważyłaś) to czy będziemy potrafili w wielu przypadkach wybaczyć sobie, pogodzić się z sobą, a w ostateczności zawierzyć sobie i temu co jest dla nas najważniejsze i walczyć o to. O siebie, o to co dla nas najważniejsze i... tak nie bójmy się tego słowa, o innych, gdyż często to właśnie w tym leży nasze odkupienia i nasza nadzieja.

    Aj, trochę się rozpisałem ;) ale to chyba dlatego, że dawno nie miałem okazji wymienić z tobą komentów ;)

    Pozdrawiam i również powodzenia oraz oczywiście do napisania kiedyś, gdzieś tam... ;) (oby jak najszybciej ;) ajajaj, powiedziałem to na głos? ;))) aj, chyba dobry humor dzisiaj mam, ciekawe dlaczego ;))
    No ale już nie przedłużam, do napisania! ;D

    Ps: Nie myśl że nie słyszałem, nie myśl że nie widziałem, jak wiele nowych tekstów pojawiło się u ciebie podczas mojej nieobecności ;) Cóż, można powiedzieć, że wróciłem na stałe, dlatego też będę się rehabilitował i nadrabiał, a jest tego sporo ;) Toteż za jakiś czas wpadnę, oj wpadnę ;) Spodziewaj się mnie w komentarzach już niebawem ;)
  • Kocwiaczek dwa lata temu
    Pawda, Shu, bardzo miło powymieniać się spostrzeżeniami:) Brakuje mi tego szczerze powiedziawszy, ale jakoś ostatnimi czasy mam wrażenie ciągłej gonitwy z czasem oraz pisaniem "z doskoku". Oczywiście zapraszam do siebie, aczkolwiek mam to samo wrażenie o zardzewieniu. Ale dobrze prawisz, trzeba walczyć ze słabościami, a pielęgnować to, co sprawia nam radość i być, czy też wracać do bycia sobą. "Jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było". Zatem do piór, oby nam się... ;)
  • Shogun dwa lata temu
    Kocwiaczek Amen ;)
  • kigja dwa lata temu
    Człowiek to istota o bardzo złożonej osobowości, który sam do końca siebie nie zna.
    Jednego dnia nie jest w stanie pokonać błahych przeciwności, a następnego okazuje się superbohaterem.
    Jako osoba wątpiąca i szukająca sensu zapytam:
    dlaczego nie wydobył z siebie wystarczającej siły i odwagi, by uratować ukochaną osobę? oraz
    Czy postawiony ponownie w zbliżonej sytuacji sam dałby radę?
    To Głos dodawał mu otuchy, kierował i wyznaczał cel, gdyby nie Głos to zapewne dziecko by zmarło.
    Pytanie, kim był Głos?
    Jedni powiedzą, że należał do Ukochanej, drudzy że to głos rozsądku, a trzeci z kolei uśmiechną się z politowaniem.

    Ponoć każdy człowiek na Ziemi ma zadanie do wykonania. Czasami tylko musi zapłacić za to jakąś cenę...

    Dobre pisanie na głębokie rozważanie :))
    Zdróweczka!
  • Shogun dwa lata temu
    Pokusiłbym się o stwierdzenie że każdy z nas ma taki Głos, a on sam jest dla nas czymś naprawdę ważnym, cennym, czymś za czym warto podążać, gdy dane nam będzie go usłyszeć.

    Realizacja celu, który jest sensem naszego istnienia z pewnością wymaga zapłaty pewnej ceny, jednak czy to z kolei oznacza że nie warto?
    Cóż, sądzę że na to pytanie każdy odpowiedzieć musi sobie sam.

    Również zdrówka życzę i pozdrawiam ;)
  • Akwadar dwa lata temu
    Znalazłem tekściora...
    Mocny, dobrze napisany, idealnie wyważony, mocno podciągnąłeś się w technice, gratuluję.
    Jedynie (nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił uwagi na szczegóły) nadużyłeś zaimka "to" i czasownika 'był"... ale może to tylko moje zboczenie...
    Jest dobrze, Samuraju! :)
  • Shogun dwa lata temu
    Podziękował Wodniaku :)
    A widzisz, na się uwagę zwróciłem i ilość zmniejszyłem, ale o to i był zapomniałem ;)
    Przyjrzę się jeszcze, może uda mi się ich namnożenie zlikwidować ;)
    Jeszcze raz, podziękował ;)
  • Clariosis dwa lata temu
    Shogunie, jest jakaś opcja na kontakt z Tobą poza Opowi? ?
  • Shogun dwa lata temu
    Hejka Clar, oczywiście, zawsze istnieje opcja kontaktu mailowego, chyba że interesuje Cię kontakt mniej uciążliwy, a bardziej "płynny" to możemy pomyśleć o czymś innym :)
  • Clariosis dwa lata temu
    Shogun A bo przyznam chcialabym pozostac w jakims kontakcie, zawsze sobie mozemy tez jakies teksty podsylac np. Zanim bys je wrzucil na Opowi. ^^
    Rozumiem ze email ten sam co masz w "o mnie"? :)
  • Shogun dwa lata temu
    Clariosis tak ten sam ;) Pisz śmiało, jakby co to tak jak mówiłem, będziemy mogli znaleźć lepszy kontakt, jeśli będziesz chciała :)
  • Clariosis dwa lata temu
    Shogun właśnie napisałam. ?
  • Shogun dwa lata temu
    Clariosis widziałem widziałem, już nawet odpisałem ;)
  • Clariosis dwa lata temu
    Shogun ♥️
  • Shogun dwa lata temu
    Clariosis ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania