Polna zaraza.
Wiercę się jak gówno w przeręblu i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Szczere pole, na którym się znajduję w jesienną noc, podsyca moją wyobraźnię a wiatr oddaje echem i zaczyna pulsować w moich skroniach. Wycie wilków z tuż przydrożnego lasku przyspiesza moje tętno. Czuję, że zwariuję dłużej już nie wytrzymuję... W jednym momencie nad moją głową pojawia się pajęczyna, po której zasuwa tłusty pająk, w lekkiej poświacie księżyca, krzyczę i łapę oddech. Chcę czym prędzej nawracać w stronę mojego domu, jednak nie jestem w stanie, staję wryta w ziemię, bo dopada mnie chwila grozy, która szarpie moje nerwy. Na środku szosy, ze studni stojącej przy zagajniku ulewa się lawina gęstego rybiego śluzu rozcieńczonego z domieszką skrzepów krwi. W końcu stwierdzam fakt, że ten rejon opętał jakiś zły czar, lub jest przeklęte, przerażenie mnie rozbraja i rzucam się w bieg czym prędzej by stamtąd uciec, zdyszana docieram szczęśliwie do swojego celu.
Komentarze (20)
Pozdrawiam.
Wszedłem na opowiadanie, zachęcony przez Autorkę. Niestety miałem lekkiego pecha. Lekko się rozczarowałem. Na plus daje mi się zauważyć końcówka, kiedy postać gdzieś tam ucieka, najprawdopodobniej "gdzieś tam, w nieprzeniknione otchłanie czasu, a może swojej pogmatwanej psychiki"? He, he! Ta końcówka trochę rokuje na więcej, ale tekst niestety trzeba by było mocno przeanalizować i napisać od początku. Pozdrawiam i powodzenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania