Polonus
Mieszkam w Buenos Aires w zamożnej dzielnicy Recoleta, zajmujemy z całą rodziną znaczną część apartamentowca. Wybudowanego wiele lat temu w stylu cesarstwa francuskiego. Posiada on mansardowy dach, liczne ozdoby na zewnątrz i wiele kolumn. Wchodzi się do budynku z szerokiej alei przez drzwi obrotowe. Wcześniej tą aleją jeździły ośmiokonne zaprzęgi, teraz widać tylko same drogie samochody. Wpływ na to mają sąsiadujące budynki, zbudowane w podobnym stylu do naszego. Dzielnica nasza wyróżnia się jeszcze niezliczonymi parkami.
Największym moim problemem jest trzydziestosiedmioletni syn, który nie zamierza się ustatkować. Założyć rodziny, przejąć rodzinny majątek i liczne przedsiębiorstwa. Stale coś studiuje, w swoim apartamencie porozwieszał dyplomy różnych światowych uczelni. Wykorzystuje swój młodzieńczy wygląd i kapitał zapisany mu przez dziadka, do czarowania studentek. Mieszka zawsze w akademiku, posiada szybki drogi samochód. Zaprasza dziewczyny do modnych i drogich lokali, na koncerty i występy estradowe. Doskonale się ubiera w markowe drogie modne rzeczy, zna kilka języków, tam gdzie się pojawi bawi towarzystwo. Ostatnio coś się stało, zawiesił studiowanie, wrócił do domu. Zaszył się w swoim apartamencie i uczy się jakiegoś języka. Przez sąsiadujące ściany naszych gabinetów słyszę, jak powtarza słówka w nieznanym mi języku. Czekam cierpliwie jak zawsze na rozmowę o problemach mojego dorosłego dziecka. Jak minął tydzień, usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę – odpowiedziałem.
Wszedł syn i powiedział.
- Tato zakochałem się, nie mogę zapomnieć o Świętosławie.
Mowę mi odjęło, nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nie byłem w stanie rozeznać się, w kim, lub czym mój syn się zakochał. Wypowiedzieć tak dziwacznego słowa, też nie potrafiłem, spokojnie mówię.
- Powiedz mi od początku, co się stało.
Dowiedziałem się jak na starym kontynencie, przy wymianie studenckiej syn poznał pochodzącą z Polski dziewczynę z dziwnym imieniem. Nie przerywając, wysłuchałem, jaka ona jest wspaniała, piękna, mądra i wiele innych określeń, jakich używa zakochany człowiek. Opisujący swoją ukochaną i mówi to z wypiekami na twarzy. Ucieszyłem się z radości dziecka i pytam.
- Jakie teraz masz plany.
- Uczę się jeżyka polskiego i jadę za nią.
Pożegnał się i przez trzy miesiące nie odezwał się do mnie. Jedynie z wyciągów bankowych wiedziałem, że pojechał za dziewczyną do jej ojczyzny. Wydatki jego nie odbiegały od normy, więc się nie niepokoiłem. Wiedziałem każdego wieczoru gdzie był i na co wydawał pieniądze w obcym kraju.
Usłyszałem pukanie do drzwi gabinetu.
- Proszę – powiedziałem.
Wszedł syn z zapytaniem.
- Tato możemy porozmawiać.
- Bardzo chętnie, zrobię sobie przerwę na kawę, napijesz się.
Nie czekając na odpowiedź, zadzwoniłem po służbę i zmówiłem kawę kolumbijską. Usiedliśmy przy stoliku kawowym i powiedziałem.
- Jak było w kraju tej dziewczyny z dziwnym imieniem.
- Zdążyłeś się już zorientować, przed wyjazdem zakupiłem spory bank. Posiada on oddziały w wszystkich większych miastach Polski. Chciałem sprawdzić funkcjonowanie jednej z placówek i swoją znajomość języka. Usiadłem w punkcie obsługi klienta w dziale kredyty, zaraz po otwarciu podeszła pani.
- Dzień dobry, czym mogę służyć – powiedziałem.
- Dzień dobry, chciałam otrzymać kredyt na wyprawienie syna do szkoły. Przyniosłam zaświadczenie z zakładu o dochodach i mam dowód osobisty.
- Na jakiej prywatnej uczelni pani syn będzie studiować i ile kosztować ma jego nauka. Interesują mnie jeszcze jego wcześniejsze oceny i możliwość ubiegania się o stypendium.
- Kobieta popatrzyła się na mnie dziwnie, tak jak spogląda się na jakąś niespotykaną rzecz, lub wybryk natury.
- Mój syn ma dopiero dziesięć lat i chodzi do szkoły podstawowej. Potrzebuję pieniędzy na zakup niezbędnych rzeczy na nowy rok szkolny. Szkoła jest publiczna i w znacznym stopniu bezpłatna – odpowiedziała na moje pytanie.
- Miałem spore problemy ze zrozumieniem potrzeby kredytu, kobieta pracuje. Jej wygląd w niczym nie sugeruje marginesu społecznego i nadużywania alkoholu, narkotyków. Zawołałem panią, zatrudnioną na tym stanowisku. Poprosiłem o obsłużenie klientki, ta bez widocznego zdziwienia, przystąpiła do realizacji wniosku kredytowego. Okazało się, że ta pani jest stałą klientką naszego banku. Zawsze spłaca raty w terminie i nie ma obawy zaległości przy tej pożyczce. Poprosiłem pracownicę, przed przyjęciem nowego klienta o wyjaśnienie, na co ta kobieta wydaje zarobione przez siebie pieniądze.
- Panie prezesie proszę się nie dziwić, dostaje na wypłatę ta pani tysiąc trzysta złotych. Stale brakuje jej na życie i nic nie jest w stanie odłożyć. Wyprawienie dziecka do szkoły kosztuje osiemset złotych i ją na taki jednorazowy wydatek, nie jest stać – usłyszałem w odpowiedzi.
- Zorientowałem się w swoich ograniczeniach, w spostrzeganiu lokalnego folkloru. Usiadłem z boku i przez cały dzień, przysłuchiwałem się prowadzonym rozmową. Wnioski kredytowe były odmienne od tych składanych u nas. Nikt nie chciał kupić plantacji, dużych posiadłości, fabryki, willi, wieżowca czy choćby zwykłego nowego samochodu. Tutaj brano kredyty na spłatę innych kredytów, na wizytę do lekarza, na wakacje, święta, zakup roweru, aparatu słuchowego i wielu innych błahych rzeczy. Niecierpliwie czekałem na wieczór, byłem zaproszony na kolację przez rodziców Świętosławy.
- Tam bardzo rozczarowałem się, zachowaniem całej jej rodziny. Przyjęli mnie w swoim domu bardzo gościnnie. Częstowali smacznymi potrawami i stale zachęcali do spróbowania czegoś innego. Tylko nie wiem, dla czego podczas posiłku bez przerwy wprowadzali mnie w zakłopotanie.
Byłem bardzo zaciekawiony, tematami rozmów poruszanych przy stole. Zapytałem syna o szczegóły.
- Wszędzie bardzo się śpieszą, a jadąc samochodem stale łamią przepisy, Siedzą później przed telewizorem i tracą bezmyślnie czas, jaki teoretycznie zaoszczędzili. Przyjmują gości, stoły zastawione wszystkim, co najlepsze. Mają takie dwa powiedzenia. „Gość w domu, bóg w domu” i „czym chata bogata tym rada”. Mówią, o jakiś dla mnie dziwnych rzeczach, że Rząd ich okradł z pieniędzy. Wydaje później te publiczne fundusze bardzo rozrzutnie, stałe kłótnie polityczne, łamanie prawa, bezkarność elit politycznych.
Zaintrygowany pytam.
- Nie rozmawiają w czasie posiłku z dzieckiem jak było dzisiaj w szkole, co było lub jest zadane. Nie planują, gdzie pojadą na wakacje. Czy potrawa jedzona dziś w restauracji jest lepsza czy gorsza od tej z ubiegłego tygodnia. Kto kogo zaprosił na przyjęcie, lub do kina, czy do restauracji na smaczny posiłek?
- Matki najlepiej pamiętają ile dziecko ważyło przy porodzie, a nie wiedzą, w jakim kierunku jest uzdolnione. Nie interesują się, co dziś robiła ich pociecha jak nie było jej w szkole. Żyją życiem innych ludzi, głównym tematem rozmów w pracy jest sąsiad, znajomy, ktoś wpływowy, sławny, bogaty – odpowiedział syn.
Namyślił się i jeszcze dodał.
- Zastanawiam się czy oni tam pracują, czy tylko siedzą w domu i biorą kredyty, zamiast zarabiać. Te ich tematy rozmów tak niespotykane gdzie indziej.
- Tato popatrz tylko na ich reklamy telewizyjne, a wiele się dowiesz – powiedział i wyszedł.
Poszedłem do swojego biurka, wyszukałem w Internecie, polskie reklamy. Z nich dowiedziałem się, że kredyt trzeba brać na wszystko, wyprawka szkolna, zepsuty sprzęt, remont, zakupy, wczasy, zimowisko, leczenie. Tabletki cudowne na wszystko, nawet dla psów zestresowanych.
Szczerze się ubawiłem jak to wszystko zobaczyłem, a nie widziałem tego, co społeczeństwo polskie ma nie oglądać. Nie zobaczą jak moje firmy sprzedają cukier do kraju, który jeszcze niedawno był liderem w produkcji. Załadunku do kontenerów papieru toaletowego na ich rynek, a sami nie mogą sprzedać w punkcie skupu makulatury. Transportu dla Polski setek ton ryb, własne kutry zniszczyli. Niedługo sprzedam im moje stare, ponieważ będą rybołówstwo reaktywować. Dochodzi do tego odzież, obuwie, szkło użytkowe, energia elektryczna i wiele innych.
Jak dalej tak pójdzie to dojdzie i woda, to jest dopiero rynek zbytu?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania