Pokaż listęUkryj listę

Polowanie na Krakena — Morskie opowieści — Bitwa literacka

Morgan Nieśmiertelny był wysokim, złoto-loki mężczyzną o szerokich barkach, siedzącym na krześle, jednocześnie uważnym oraz ciekawskim spojrzeniem lustrował swego towarzysza, skrępowanego licznymi, żelaznymi łańcuchami, ubrudzonymi słomą i prochem, które przysłaniały ich lśniącą, srebrzystą powierzchnię. Demon pokryty gęstym, ale bardzo krótkim, śnieżno-białym futrem z licznymi, purpurowymi akcentami na łapach oraz brzuchu, posiadał siedem, puszystych ogonów oraz długi, lisi pysk z parą małych oczu, podobnych do ludzkich, ale ze skrytą w nich głęboko pierwotną siłą. Jego szczękę, szyję oraz tors zdobiła rozległa, rubinowa plama ludzkiej krwi, brutalnie przelanej zaledwie paręnaście minut temu.

Bestia ta nie interesowała się jednak kapitanem, zamiast tego wolała skupić niemal całą swą uwagę na Posejdonie. Wspomniany szczur mył właśnie futerko na ramieniu swego pana. Drugą myślą, krążącą po jego głowie, było jedzenie.

Takie zachowanie owszem irytowało marynarza, ale był już do tego przyzwyczajony. Właściwie każdy mówił mu, że z jego pupilem jest coś nie w porządku i to nawet bardzo nie w porządku, lecz nigdy nie brał tych słów na poważnie. „To tylko zwykły szczur, jakich wiele na tym świecie, głupcy", jak zwykł odpowiadać na takie sugestie. Nie miał jednak pojęcia o tym, że „kulturalnie i własnowolnie" przybyły gość, w przeciwieństwie do dwóch setek zgromadzonych na tym okręcie ludzi oraz kolejnej setki, która przebywała tutaj wcześniej, potrafił powiedzieć, co konkretnie nie pasuje mu w tym zwierzęciu. Nawet taki demon, który nie posiadł jeszcze pełni swych mocy, czuł energię, jaką epatowało stworzonko, które w tym momencie zeszło właśnie po rękawie koszuli Morgana na stół, żeby następnie zabrać się za winogrona, które znajdowały się w położonej na środku blatu, ceramicznej misce. Pewne było, że musi być kimś ponadprzeciętnie potężnym, kto jedynie udaje słabość dla własnych celów, bądź też jest zaklęty w tym ciele przez kogoś jeszcze potężniejszego.

Kiedy potwór o tym rozmyślał, rozmyślając przy tym, czym przyprawi następny posiłek, Morgan intensywnie zastanawiał się nad tym, w jakich okolicznościach złapano demona.

Z pozoru były one standardowe. Zgodnie z tym, co było wiadome od dawien dawna, ktoś z załogi zabawiał się w przywoływanie najróżniejszych, nie zawsze bezpiecznych stworów, pomimo licznych ostrzeżeń, a czasem nawet i błagań każdego, kto tylko o tym wiedział. No cóż, niektórzy nie mają okazji uczyć się na swych błędach. Teraz nieszczęśnik spoczywa rozszarpany na tysiące drobnych kawałków, rozrzuconych po połowie dolnego pokładu. Gdyby to było wszystko, demona najzwyczajniej w świecie by zabito, ale ponieważ zdążył skonsumować połowę jego ciała oraz trzech kompanów, którzy przybyli z pomocą okultyście, zainteresował Morgana. I tutaj właśnie zaczynają się te niecodzienne okoliczności.

Kapitan statku dawno temu usłyszał o Aksjomatach demonów, czyli czynności, które muszą, bądź też, których nie mogą wykonywać, gdyż w przeciwnym wypadku czeka ich nagła śmierć znikąd. To, w jaki sposób demon jadł, nakazywało przypuszczać Morganowi, że zaspokajanie głodu jest właśnie Aksjomatem tego konkretnego osobnika, a ponieważ trzeba być kimś potężnym, aby być obciążonym taką klątwą, to demon stanowił potencjalnego, potężnego sojusznika w walce z bestią, której zabicie było celem wyprawy.

Mowa tu o Krakenie, zwanym też Niszczycielem Statków albo Pożeraczem. Od tysięcy lat dręczył mieszkańców tych wód, a Morgan, mimo że był poszukiwanym przez prawo trzech państw piratem, miał jednak na tyle rozwinięte poczucie dobra i sprawiedliwości, że najzwyczajniej w świecie nie mógł na to pozwolić. Właśnie dlatego ogłosił wszystkim, że ubije potwora, choćby za cenę swego życia.

O dziwo zgromadzenie załogi nie sprawiło nawet najmniejszych problemów. Mieszkańcy okolicznych ziem przez setki pokoleń zdążyli już przywyknąć do tego, że problemy trzeba rozwiązywać za pomocą topora miecza, a nie cierpliwych błagań, skierowanych w stronę rządu czy tym bardziej bogów.

Również na brak sprzętu nie można było narzekać, gdyż tubylcy myśleli prawdopodobnie, że jeśli nie przekażą wszystkiego, co tylko ma nawet absurdalnie niską szansę przydać się na morzu oraz co da się przenieść, to nie będą zasługiwali na nic. Doszło nawet do tego, że wszystko to, co z racji ograniczonej ładowności okrętu pozostało na lądzie, miało posłużyć jako zapłata oraz materiał na ewentualne naprawy uszkodzeń, jakich mógł doznać okręt.

Mimo to przydałby się ktoś taki, jak ten demon, tylko jak skłonić go do współpracy? W końcu ktoś tak potężny może nie przyjąć byle zapłaty, no i dochodzi jeszcze do tego kwestia tego, że raczej mało kto chce współpracować z kimś, kto kazał go zakuć. Ogrom wytrawnego jedzenia, niezbędnego do zaspokojenia Aksjomatu, wydawało się Morganowi błahostką, jaką może zaoferować byle cham. Kolejnym pomysłem były dusze, ale problemem było to, skąd się je weźmie. Zabranie ich załodze odpadało, zapisywali się do walki z Krakenem, a nie do wiecznej służby u demona, którego nawet nie znali. Nawet gdyby zgodzili się i na to, to jego sumienie nie pozwalałoby mu zasnąć po takim uczynku. Z kolei dusze jeńców, do których by się raczej nie przywiązał, sprawiały z kolei ten problem, że nikt na pokładzie nie umiał ich zbierać, a trzymanie demona na pokładzie na pewno zrujnowałoby morale. Tyle że żaden inny pomysł nie przychodził mu aktualnie do głowy.

Myślał nad tym jeszcze przez parędziesiąt minut, bujając się przy tym na krześle. Ta cisza powoli go irytowała. W końcu postanowił ją przełamać, wprost pytając rozmówcę o to, jaką zapłatę zechciałby wybrać w zamian za pomoc. Nie był jednak głupi, wiedział, że nie może zrobić tego dosłownie wprost, gdyż wtedy na pewno spodka się z odmową.

— Czy wiesz, po co wypłynęliśmy na morze? — spytał, nie zdradzając żadnych emocji.

— Nie mam pojęcia, pewnie po jakieś skarrrby — demon bardziej warczał, niż mówił. — Nie obchodzi mnie to.

— Nie, nie udałem się po skarby. — Mężczyzna usiadł normalnie. — Chcemy dokonać czegoś znacznie bardziej chwalebnego, a mianowicie zabić Krakena.

— Krrrakena? Po co wam ta przerrrośnięta sarrrdynka, śmierrrtelniku? —Szarpnął łańcuchami, chcąc wystraszyć rozmówcę, który jednak pozostał niewzruszony.

— Mnie do niczego nie jest potrzebny, to prawda, ale pozbywając się tej bestii, uspokoją wiele okolicznych duszyczek. — Morgan wstał i zaczął krążyć po małym, obskurnym pomieszczeniu, zwykle służącym jako skład ryb. Teraz jednak, z racji braku tego towaru, stało puste, jeśli nie liczyć postawionego specjalnie na tę rozmowę biurka oraz dwóch krzeseł.

— No dobrze, panie dobrrry, dlaczego właściwie mi o tym mówisz? — Paskudny uśmiech wstąpił na jego pysk, zdradzając, że tak naprawdę zna odpowiedź na zadane przez siebie pytanie.

— Pomógłbyś nam? Chyba nawet ty możesz czasem być tym dobrym, czy może jednak się mylę? — Nagle Morgan uświadomił sobie, że mógł popełnić ogromną gafę. — No, chyba że jakiś Aksjomat ci tego zabrania, wtedy nie mam nawet prawa nalegać.

— Moim jedynym Aksjomatem jest jedzenie, więc uwolnij mnie, abym go wypełnił. — Ponownie szarpnął za łańcuchy, które pomimo tego, że srogo zatrzeszczały, dały radę utrzymać go w ryzach.

Morgan zatrzymał się, po czym wbił wzrok w demona. Coś podpowiadało mu, aby nie spełniać prośby, a na pewno nie teraz, kiedy poza Posejdonem nikogo z nimi nie ma. Jednakże, jeżeli demon zginie, nie wypełniwszy Aksjomatu, będzie to tylko i wyłącznie wina blondyna, więc również cała odpowiedzialność za ewentualną klęskę ekspedycji spadnie na niego, a na to za żadne skarby tego świata nie mógł sobie pozwolić.

Pozornie proste rozwiązanie, jakim było wezwanie tutaj kogoś, tak naprawdę nie było zbyt dobre, gdyż Morganowi zależało na tym, aby słowa, które tu wypowiedziano oraz które dopiero padną, zostały tylko i wyłącznie między ich dwójką.

W końcu wpadł na zadowalającą go ideę. Podszedł pewnie do stołu, wziął w rękę jeszcze nienapoczętą przez Posejdona kiść winogron, po czym wprawnym ruchem rzucił ją w kierunku demonicznego pyska. Ten w przeciągu ułamka sekundy z głośnym kłapnięciem pochłonął posiłek, razem z liśćmi oraz brudem, który je oblepiał.

— Nawet dobrrre to było, ale strrrasznie mało. Dawaj jeszcze!

— Pomożesz nam? — zapytał, po czym uświadomił sobie, że pozwolił nadziei na to, aby ta wkradła się do jego słów. Zacisnął zęby, zły sam na siebie, a demon widząc, jak bardzo mu na tym zależy, uśmiechnął się paskudnie.

— Jak cię zwą, śmierrrtelniku? — Marynarz kolejny raz zlustrował go spojrzeniem. „Czy to jakaś pułapka?" — przeszło mu przez myśl. Ostatecznie uznał, że przecież imiona to tylko słowa i nic więcej, więc zdradzanie ich komukolwiek nie powinno być niebezpieczne. A przynajmniej nie w ten sposób, o jakim mówią bajki opowiadane dzieciom na dobranoc.

— Wołają na mnie Morgan, czasem dorzucają do tego Nieśmiertelny.

— W takim rrrazie, Morrrganie Nieśmierrrtelny, powiedz mi, w jaki sposób mam wam pomóc?

— Jak to w jaki? Walcząc, oczywiście, a co ty sobie myślałeś, że szaliki nam uszyjesz?

— Z Krrrakenem? To czysta głupota, którrra najpewniej doprrrowadzi nas wszystkich do śmierrrci, ale w sumie to mogę to zrrrobić w zamian za jego cielsko.

— I co z nim zrobisz? — zapytał zainteresowany Morgan, ponownie siadając na krześle. Posejdon w tym czasie schronił się w jego kieszeni, chcąc udać się na popołudniową drzemkę.

— Jak to co? — Stwór nieudolnie naśladował intonację Morgana, zadającego wcześniej podobne pytanie. — Zjem je oczywiście.

Marynarz zaśmiał się głębokim barytonem. Kiedy po kilku minutach nareszcie doszedł do siebie, rzekł przez łzy:

— Wybacz mi me maniery, ale naprawdę mnie rozśmieszyłeś. Widziałeś może kiedyś to bydlę? Albo czy chociaż coś o nim słyszałeś? Nawet wy, długowieczne demony nie zjecie takiej ilości mięsa przez całe życie, nie mówiąc już o tym, że ono po prostu zgnije.

— Zgnilizna też może być dobrrra, a co do pierrrwszego arrrgumentu, to chyba mnie nie znasz. Ja jestem tym, którrry pożerrra.

Morgan zaniemówił z wrażenia. Ta składnia... ten, który coś tam... u demonów mówić o sobie w ten sposób mogą jedynie członkowie dworu królewskiego oraz wybitni wojownicy, którzy wykazali się heroizmem i umiejętnościami w licznych bojach. „Doskonale, czyli cokolwiek będzie o sobie mówił i tak musi być potężniejszy od tej przerośniętej sardynki, jak to ujął".

— No dobrze — rzekł ostrożnie Morgan, oblizując wargi. — Ostatecznie to twoja nagroda, a nie moja, poza tym nic mnie nie będzie kosztowała. — Wyciągnął rękę w jego stronę, a zaraz potem cofnął ją, uświadomiwszy sobie, że skrępowany demon przecież nie mógł odwzajemnić uścisku, nawet gdyby tego chciał.

— Wygląda na to, że umowa jest już zawarrrta, Morrrganie Nieśmierrrtelny.

— Wyśmienicie, ale mam do ciebie małą prośbę. Mów mi po prostu Morgan, bez tego przeciągania r i Nieśmiertelny, bo brzmi to tak, jakbym był jakimś bogiem.

— Jaki skrrromny. — Demon zaśmiał się, po czym rzekł nieco zniecierpliwiony. — O ile nie pokażesz mi, jak walczyć, będąc zakutym w tuzin łańcuchów, mogę mieć drrrobne prrroblemy w walce z Krrrakenem.

Mężczyzna wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, myśląc intensywnie. Uwolnienie go, teraz kiedy poza Posejdonem nikogo tu z nim nie ma, mogło być bardzo niebezpieczne. Nic nierobienie w tej kwestii byłoby jednak bezcelowe, gdyż po pierwsze, nie ma tak naprawdę pewności co do tego, czy demon zaspokoił Aksjomat oraz, czy nie kłamał w sprawie tego, czy faktycznie ma tylko jeden, a po drugie i tak ma rację, do walki musi być wolny.

— Dobrze, uwolnię cię, ale jeżeli wykonasz chociaż jeden, podejrzany ruch, to zabiję cię bez wachania — rzekł twardo.

— Ależ oczywiście, Morrrganie Nieśmierrrtelny. Nawet palcem nie kiwnę, tak mnie wystrrraszyła ta gadka. — Średnio zadowolony z uzyskanej odpowiedzi kapitan, niespiesznie rozkuł demona, po czym zapytał go:

— A tak w ogóle, to jak masz na imię? — Demon wstał, dominując teraz nad mężczyzną, po czym uśmiechnął się szyderczo.

— Jestem tym, którrry pożerrra, już ci to mówiłem.

Morgan z wrażenia nawet nie zauważył, że rozmówca skierował się w stronę wyjścia. Nie chce podać imienia, ale to nie miało nawet krztyny sensu. Chyba że to było jego prawdziwę imię. Szaleńczy uśmiech ozdobił jego twarz. Jeżeli to prawda, to ten typ mógł równać się z samym panem piekieł. Z takim sojusznikiem nie ma celów niemożliwych do osiągnięcia. Wystarczy tylko zaproponować mu coś w zamian za uczynienie go panem mórz i oceanów, a z całą pewnością tak też się stanie.

Demon zaśmiał się pod nosem, jakby wyczuwając zamiary człowieka, po czym powoli otworzył drzwi, ukazując się czekającej niecierpliwie na zewnątrz załodze okrętu. Na widok zakrwawionej bestii, która całkiem niedawno zmasakrowała czwórkę ich przyjaciół, skierowali w jego stronę ostrza najróżniejszych mieczy oraz groty strzał. Na dodatek czterech z nich ładowało przytaszczoną wcześniej armatę, klnąc pod nosem oraz denerwując się o to, że nie wpadli na pomysł przyniesienia działa wcześniej. Wszyscy mieli się właśnie rzucić z bitewnym okrzykiem na demona, ale znieruchomieli z wrażenia, kiedy usłyszeli jego przesyconą kpiną wypowiedź.

— Witajcie śmierrrtelnicy, mnie też miło was poznać. Kapitan jest cały i zdrrrowy, czeka na was w śrrrodku. — Ogromnym kciukiem wskazał wnętrze pomieszczenia, z którego właśnie wychodził.

— To ty gadasz? — zawołał ktoś z tłumu.

— On gada! — zawtórował mu inny głos.

— Gada! Naprawdę gada! — Ten, kto wypowiedział te słowa, osunął się na deski pod wpływem wrażenia.

— Tak, gadam, innych słów nie znacie? — demon zaśmiał się cicho, po czym przepuścił Morgana.

— No dobra, panowie. Mam wspaniałą, a jednocześnie straszną wiadomość, ale zanim wam ją przekażę, macie odłożyć broń tam, skąd ją wzięliście i udać się na górny pokład.

— Szefie, my tu tę armatę przenosiliśmy dwie godziny! — wykrzyknęli niedoszli kanonierzy.

— Skorrro to taki prrroblem, pozwólcie, że wam pomogę.

— Nie, nie trzeba. — Pobladli ze strachu piraci natychmiast zwołali do pomocy paru kompanów, po czym zaczęli z powrotem zanosić dwutonową kupę kutej stali na wyznaczone jej stanowisko.

W tym samym czasie demon, dzięki swej posturze, niczym rozgrzany nóż przez masło przebijał się po schodach w górę, chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. W wyniku tego małego zamieszania nikt nie zauważył, iż Posejdon wymknął się z kieszeni właściciela, po czym ruszył za biało-futrym. Kiedy obaj znaleźli się na opustoszałej rufie, demon odezwał się cicho.

— Nie jesteś zwykłym szczurrrem, Posejdonie, mam rrrację?

Zwierzątko pokiwało lekko głową, po czym nieomal zginęło w wyniku zawału serca. Wszystko dlatego, że biały stwór gwałtownie ujął go w dłoń, po czym zbliżył niebezpiecznie blisko do swych zębów. Wijący się szczur ledwo powstrzymał odruch wymiotny, kiedy poczuł obrzydliwy odór oddechu demona, mówiącego:

— Więc kim albo czym jesteś. Demonem? Duchem? Iluzją? — Za każdym razem gryzoń przecząco kręcił główką. — Nie nimi?

Bezceremonialne wypuścił zwierzę, które boleśnie spadło na deski. Kiedy tylko doszło do siebie, natychmiast pobiegło do Morgana, ogłaszającego właśnie załodze fakt, że będą musieli współpracować z więźniem. Opinie były różne, ale dominowały oczywiście te, stanowiące sprzeciw. Mimo to nikt nie ośmielił się podważyć słów kapitana.

— Pozdrrrów ode mnie Morrrgana Nieśmierrrtelnego, Posejdonie — zawołał zawadiacko demon, po czym spojrzał na linię horyzontu.

Majaczące tam skały były przedmiotem wielu historii, będących na wpół legendami. Tak samo, jak każdy, tak i on wiedział, że pod niemal nieruchomą powierzchnią wody kryją one rozległą oraz ponurą jamę, będącą legowiskiem potężnego Krakena. Oczywiście statek nie ma nawet najmniejszych szans tam wpłynąć, a schronienie bestii było zbyt głęboko położone, aby człowiek mógł tam dopłynąć wpław. No i był jeszcze problem z licznymi, morskimi bestiami oraz nagami, które niemal na pewno zamieszkiwały okolice. Jasne było, że koniecznością jest znalezienie innego wejścia niż to, z którego korzysta Kraken.

Na szczęście z pomocą ponownie przychodziły liczne legendy, podania, baśnie oraz inne opowiastki, wskazujące na pewien interesujący punkt. Wygasły wulkan, zlokalizowany w samym centróm wyspy podobno był tak naprawdę ujściem z sieci tuneli, zapewniających Krakenowi dostęp do świeżego powietrza bez konieczności wypływania na zewnątrz. Jeżeli okazałby się to prawdą, wystarczyłoby jedynie tam zejść za pomocą lin, po czym znaleźć stwora. Zawsze można było też po prostu poczekać, aż bestia wypłynie w poszukiwaniu żeru, ale zwykła walka z nim na otwartym morzu, pojedynczym statkiem byłaby proszeniem się o długą i niezwykle bolesną śmierć. W końcu jakkolwiek by nie było skądś się jego przydomki musiały wziąć. Morgan intensywnie analizował obydwa plany, próbując dokończyć szczegóły nowej koncepcji, mającej być o niebo lepsza od jakiejkolwiek innej stworzonej do tej pory przez umysł człowieka. W tym momencie do jego kajuty przez nieznacznie uchylone drzwi wbiegł poturbowany szczur, piszcząc przy tym głośno i żałośnie.

— Na wszelkich bogów, Posejdonie, co ci się stało, że tak piszczysz? — zapytał Morgan, podnosząc wzrok znad starych map, pokrywających całą powierzchnię biurka. Dopiero teraz zauważył, w jakim stanie znajdował się jego pupil. — O cholera jasna, trzeba będzie pójść z tobą do lekarza, żeby to obejrzał.

Widząc, że szczur spojrzał na niego z ukosa, wprost promieniując przy tym niezadowoleniem, prychnął niezadowolony, po czym wrócił do roboty. Nawet nie wiedział, czemu Posejdon nie lubił lekarzy, ale dopóki, dopóty szczur nie umierał, nie było to dla niego ważne.

Jeszcze nigdy nie był tak zadowolony z planu, jaki ułożył. Atak z dwóch stron nie miał szans na niepowodzenie, a z demonem nie zabłądzą w labiryncie skalnych korytarzy, gdyż ten miał przecież znacznie czulsze zmysły niż reszta śmiertelników. Potem pozbędzie się tego monstrum, aby nie kalało więcej tej krainy. Może i taka zdrada nie była zbyt etyczna, ale przecież był Morganem, panem piratów, a nie jakimś prawym paladynem.

Posejdon wpatrywał się w niego, dumając nad tym, czy nastała już pora na to, aby upomnieć się o swoje, to jest o duszę Morgana. Zdążył już polubić tego człowieka, przez co nie potrafił stwierdzić tego obiektywnie, na jego szczęście i tak nie miał w tej kwestii władzy absolutnej, więc Morgan zginąć mógł i bez jego udziału. A że tej wyprawie daleko było do uzyskania statusu bezpiecznej, to taka opcja była całkiem prawdopodobna. To oznaczało, że nie musiał nic robić, mimo to martwiła go obecność demona, gdyż w jego przekonaniu te zawsze coś knują przeciwko całemu światu. A już zwłaszcza takie, które wykazują agresję wobec tego, czego nie potrafią rozumieć.

Z drugiej jednak strony, nawet nie wiedział, czy w ogóle powinien się o to martwić, przecież cel bestii był aż zbyt oczywisty. Jeść, jeść i jeszcze raz jeść, najlepiej bez końca. Dlatego jako nagrodę wybrał sobie ciało Krakena, a wobec tego, jak ogromna miała to być nagroda, to parę kropel krwi w tą czy we wtę nie powinno zrobić mu absolutnie żadnej różnicy. Właśnie z tego powodu pójście na kompromis mogłoby się udać, tyle że kompromis polega na ustępstwie po obu stronach, ergo Posejdon również musiał mieć coś do zaoferowania demonowi, pozostało tylko tylko pytanie, co to ma być za propozycja?

Powiedzieć, że złota na okręcie było mnóstwo, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Zdażało się nawet, że ledwo mogli płynąć, gdyż ładownie były wypełnione aż po brzegi cennym kruszcze, przeciążając statek. Posejdon miał jednak tego pecha, że dla demonów, mieszkających bardzo daleko od tego miejsca, zgromadzona przez nich waluta była kompletnie bezwartościowa.

Ogrom dusz na pokładzie również nie był możliwy do wykorzystania, Morgan na same domysły o tym, że ktoś lub coś może po nie sięgnąć, atakował podejrzaną istotę, bądź też przedmiot z całą dostępną mu w danym momencie siłą, nawet gdyby wymagało to nieproporcjonalnych środków.

Gdyby chociaż mógł nim manipulować tak, jak za dawnych czasów, zanim padł ofiarą tego ponurego żartu, jakim było przemienienie go w szczura. Nie martwiłby się wtedy o to, lecz aktualnie, kiedy był jedynie niegroźnym gryzoniem, nie mógł pozwolić sobie nawet na najmniejsze ryzyko. Co niestety oznaczało, że nie mógł również pozwolić sobie na żadne działanie, więc czy tego chciał, czy nie, to demon dyktował teraz warunki potyczki.

Nagle rozmyślania Posejdona na ten temat przerwał pierwszy mat, wpadając gwałtownie do pomieszczenia oraz wykrzykując krótką informację:

— Panie, zaraz dobijemy do brzegu.

— Wspaniale. Każ ludziom przygotować szalupy oraz jedzenie. — Morgan wstał powoli, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z papierów. — Ja dołączę do wad za chwilę.

Kiedy mat opuścił pomieszczenie, Morgan podszedł do Posejdona i obejrzał go dokładnie. Obrażenia nie wyglądały na zbyt poważne, ale mimo wszystko postanowił przetrzeć zadrapania kawałkiem tkaniny zamoczonej w wodzie oraz wonnych olejkach. W pośpiechu nie wykonał tych czynności zbyt dokładnie, lecz nie było nawet takowej potrzeby, gdyż szczur miał się doskonale. Właśnie dlatego Morgan usadowiwszy go na ramieniu, ruszył bezpośrednio w stronę pokładu, omijając lekarza.

Już po pięciu minutach siedział przemoczony w szalupie, przeklinając w duchu fale, niemalże siłą wciskające mu słoną wodę do ust. Bystrym wzrokiem obserwował kolejnych sześć łódek, płynących tuż za tą, w której właśnie się znajdował. Na każdej z nich mieściło się dokładnie ośmiu ludzi, więc razem miał niemal sześćdziesięciu towarzyszy. Czy coś mogło pójść nie tak, jak trzeba? Wystarczy tylko, że po dopłynięciu na plażę, będą po cichu szli szeroką oraz doskonale widoczną żwirową drogą prowadzącą aż do wulkanu, a nie obudzą przy tym bestii.

— Tylko nie zapominaj o naszej umowie, Morrrganie Nieśmierrrtelny.

— A niby Czemu miałbym o niej zapomnieć? Może i jestem piratem, to prawda, ale umowa to przecież umowa, trzeba jej dotrzymać i tyle.

Zapadła długa chwila niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie miarowym szumem fal oraz cichym odgłosem zanurzanych i wynurzanych wioseł. Wydawała się ona piratom jakaś dziwnie nienaturalna, ale nie potrafili sprecyzować swych odczuć. Żaden z nich nie domyślił się, że chodziło o ptaki, a raczej ich brak. Zawsze latały w pobliżu lądu, wydając najróżniejsze odgłosy doskonale słyszalne z odległości nawet paru mil, ale tutaj nie było nawet jednego, zbłąkanego osobnika, a nawet jeśli taki by się znalazł, to zachowywał absolutną ciszę.

W końcu ktoś postanowił rozpocząć rozmowę.

— Podobno tej wyspy nie ma na żadnej mapie, gdyż ludzie boją się jej do tego stopnia, że nie chcą, aby ktoś na nią wpływał.

— Gdyby tak było... — odpowiedział mu nieco gniewnie Morgan — ...to nie zmierzaliśmyby teraz na nią, nie uważasz?

— Ja tam tylko mówię, co ludzie gadają, a to, że nie zawsze ma to sens to już nie moja wina.

— Może, ale to twoja wina, że to rrrozpowiadasz, głupcze.

— Oj tam, oj tam. Pierdzielisz brednie, demonie. — Ktoś z sąsiedniej szalupy machnął ręką. — Gdyby nie plotki, ten świat byłby przeraźliwie nudny.

— Lepiej bądźcie cicho i skupcie się na robocie — Morgan twardo ukrócił wszelkie dyskusje.

Płynęli jeszcze przez pół godziny, a następnie pieszo dotarli do wulkanu. Wędrówka zajęła im trzy, długie doby, podczas których główną rozrywką stało się podziwianie tego, co i w jakich ilościach był w stanie pochłonąć demon. Trujące rośliny, kamienie, odchody, po prostu wszystko, co komuś przyszło do głowy. Oczywiście stało się to z czasem obiektem żartów, ale demon nic sobie z nich nie robił.

W tym czasie Posejdon coraz uważniej go obserwował, chcąc przejrzeć jego zamiary. Nieubłaganie płynący czas nie miał nawet najmniejszego zamiaru mu w tym pomagać, ale zwierzę i tak dowiedziało się jednaj rzeczy. Ku jego przerażeniu demon potrafi tropić nie tylko klasycznymi metodami, jak szukanie śladów czy też tropienie. Posmakował tylu rzeczy, że teraz jedząc był w stanie dowiedzieć się całkiem sporo o właściwie czymkolwiek.

Często zabawiał taką dedukcją co po mądrzejszych członków ekspedycji, ale nawet oni nie dostrzegli, jaki był w tym prawdziwy cel. Pozwolił przekwalifikować się na błazna, ponieważ ślady były mu dostarczane prosto pod nos albo raczej pysk, przez co powoli wiedział o tym miejscu znacznie więcej niż reszta. I nie miał zamiaru dzielić się tym nadmiarem wiedzy.

Na szczęście zmartwienia dotyczące tego, jaki ogrom poszlak znajdzie pod ziemią, gdzie będzie nimi dosłownie otoczony, okazały się bezpodstawne. Zamiast spodziewanego rozległego labiryntu prastarych tuneli, ogromnych zawalisk skalnych czy też bezkresnej ciemności, oczom podróżników ukazał się jedynie prosty, pionowy tunel, na którego dnie znajdowała się woda. Po wrzuceniu do niej paru kamieni zdecydowano, że można bezpiecznie do niej wskoczyć. Wcześniej jednak zrzucono parę lin, porządnie przymocowanych wcześniej do solidnej skały, aby móc się wspiąć z powrotem.

Kiedy każdy znalazł się na dole, łącznie z Posejdonem, który nie mogąc skoczyć zszedł zgrabnie po linie, a następnie został przeniesiony przez Morgana na wystającą ponad taflę wody skałę, rozpoczęto poszukiwania bestii.

Każdy zaglądał w każdy zakątek jaskini, ledwo powstrzymując zdziwienie przed tym, że tak wielka bestia może się przed nimi ukrywać. Jednak z biegiem czasu przyczyna stawała się coraz bardziej jasna.

Poraniony walką z jakimś innym stworem Kraken wyniósł się, nie pozostawiając po sobie nic, oprócz paru śladów zakrzepłej krwi zmiarzdżonych skał oraz innych dowodów na stoczoną tutaj niezwykle brutalną walkę. Zresztą nie pierwszą i najpewniej nie ostatnią. Takie miejsca kochają gromadzić różnych poszukiwaczy skarbów z półświatka.

— Świetnie, kurwa — Morgan z całej siły uderzył pięścią o skalną ścianę. — Cały trud na nic, do jasnej cholery!

— Spokojnie, to oznacza, że wygrrraliśmy bez walki. Może i nudno, ale wydaje mi się, że dla ciebie to nawet lepiej — Demon spojrzał na Posejdona, obwąchującego kałużę zeschłej krwi. — Z twoim szczurrrem stanowczo jest coś nie tak, Morrrganie Nieśmierrrtelny.

— Ty też? Skąd te przypuszczenia? — Kapitan spojrzał tam, gdzie i on, po czym pobladł ze strachu. Nie dostrzegł szczura, który znajdował się tam jeszcze chwilę wcześniej, a zgarbionego i powykręcanego mężczyznę, kończącego właśnie odprawiać prastare, magiczne rytuały w nieznanym mu języku.

— Co jest, kurwa? A co ważniejsze, kim ty jesteś? — Wskazał na niego palcem, jednak po chwili ponownie wróciły do niego dobre maniery, więc szybkim ruchem opuścił go.

— Może faktycznie powinienem się najpierw przedstawić. — Obcy mówił powoli oraz nieco niewyraźnie, zupełnie tak, jakby przeciśnięcie słów przez gardło sprawiało mu sporo trudności. — Zwiesz mnie Posejdonem, Morganie, jednak większość ludzi woli na mnie mówić moim prawdziwym imieniem, jaki jest Artior.

Oczy demona skierowały się w jego stronę, a jego wzrok zdawał się przebijać każdą z pieczołowicie nałożonych przez Artiora osłon. Bóg śmierci, czyli jednak to dobrze, że go wtedy nie zjadł. Miałoby to niemiłe konsekwencje, ze Spustoszeniem na czele.

— Jakim cudem! — zawołał ktoś z załogi.

— Czy to nie proste? Pilnowałem Przeklętej Przełęczy, czekając, aż natrafię się na kogoś, kto pomoże mi odzyskać ludzką formę. I doczekałem się, kimś takim był wasz kapitan, Morgan Nieśmiertelny. Wybrałem go, gdyż jako jedyny nie utracił on nadziei, kiedy stracił nic i zmuszony był do rozmów ze szczurem. Reszta albo popełniała samobujstwa albo chciała mnie zabić, albo uciekała. Co po niektórzy wykazywali się większą pomysłowością, ale mimo to działali jako desperaci, którzy stchórzyliby, gdyby mieli taką możliwość. Właśnie dlatego pozwoliłem im umierać.

— Wrrróćmy do tematu kapitana, gdyż krrrótkie historrryjki mnie nudzą, nie mówiąc już o tych przydługich.

— Jesteś grubiański, demonie — odparł oburzony bóg, po czym jednak posłusznie wznowił opowieść — Teraz, po tych wszystkich przygodach, jakie było mi dane z wami przeżyć, nastał niestety czas na pożegnanie. — Artior pokłonił się nisko, po czym teleportował załogę na okręt, a następnie odszedł do swego świata. Śmiejący się opętańczo demon pozostał tymczasem w jaskini.

— Brrrawo, Arrrtiorze. Udało ci się mnie okpić i porzucić... — rzekł, widząc że oszust za pomocą magii spalił wszystkie liny — ...ale jeśli myślisz, że mnie wykiwałeś, do grrrubo się mylisz. — Wszystko dookoła zaczęło się trząść. — Głupcy, na co mi to cielsko, skorrro mogę mieć dwieście duszyczek, dostarrrczonych przez Krrrakena tak starrrego, że porrrósł kamieniami i mchem?

Uczta rozpoczęła się wtedy, kiedy włamał się do umysłu morskiego potwora i nakazał mu po raz kolejny zmienić lokalizację "wyspy".

Następne częściPolowanie

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 13.10.2015
    ,,złoto-loki mężczyzną'' - coś tu zgrzyta
    ,,za pomocą topora miecza, a nie cierpliwych błagań, skierowanych w stronę rządu czy tym bardziej bogów.''
    - za pomocą topora, miecza, a nie cierpliwych błagań, skierowanych w stronę rządu, czy tym bardziej bogów.
    ,,pewno spodka się z odmową.'' - spotka
    ,, z powrotem zanosić dwutonową kupę kutej stali '' - może raczej przepychać lub przetaczać
    ,, Jeżeli okazałby się to prawdą, '' - okazałoby
    ,, mającej być o niebo lepsza od jakiejkolwiek innej'' - lepszej
    ,,niezadowoleniem, prychnął niezadowolony,'' - powtórzenie
    ,, pozostało tylko tylko pytanie,'' - 2x tylko
    ,,aż po brzegi cennym kruszcze,'' - kruszcem
    ,, tropić nie tylko klasycznymi metodami, jak szukanie śladów czy też tropienie. ''- powtórzenie
    ,,Każdy zaglądał w każdy zakątek '' - powtórzenie
    ,,woli na mnie mówić moim prawdziwym imieniem, jaki jest Artior.'' - lepiej brzmiałoby jestem Artior
    ,, aż natrafię się na kogoś,''- bez się
    ,, kiedy stracił nic i zmuszony był do rozmów ze szczurem. ''- co stracił?
    Błędy; Wyłapałam tyle, ale nie są to błędy rzeczowe i jakieś mocno utrudniające czytanie.
    7-10
    Pomysł; Przeczytałam wcześniejszą część, więc miałam jasność kontynuacji. I ta, i poprzednia część bardzo mi się podobała. Jest pomysłowa i z polotem.
    9-10
    Całokształt; Początkowo zdania były strrrrrrasznie długie, co utrudniało czytanie, jednak całość zgrabnie poprowadzona stworzyła ciekawe przedstawienie. Brakowało mi trochę morskiego słownictwa.
    8-10
  • Majeczuunia 15.10.2015
    Błędy:
    — Ja dołączę do wad za chwilę. ~do was
    Chciałabym uniknąć dublowania wytyczek, a więc składam mój podpis pod Karolą. Innych błędów nie wyłapałam. W ogóle zauważyłam, że z reguły masz ich stosunkowo niewiele.
    7/10
    Pomysł:
    Powiem, kocham, jeśli ktoś zapożycza bohaterów/świat z innego opka i wkłada je w drugie. Często sama takie coś praktykuję i jestem wielką fanką tego zabiegu. Już masz plusik.
    Co do samego pomysłu, to podobał mi się bardzo. Czytało się ciekawie i nie zanudzałeś. Czyli napisane było przyjemnie. Jedyne, co mi przeszkadzało, było trochę za szybko wprowadzone zakończenie. Odniosłam wrażenie, że jakoś na siłę wcisnąłeś wszystkie wydarzenia do jednej sceny. Za to odjemnik.
    8/10
    Całokształt:
    Tu nie mam się za bardzo co rozpisać, a więc ocena.
    8/10
    Suma... 23/30 :D
  • Slugalegionu 15.10.2015
    Mało błędówXD Proszę, nie żartuj, gdyby było ich mało, miałbym same dychy: /
  • Majeczuunia 15.10.2015
    Z reguły, Sakaluś, z reguły! Jest różnica XD
  • Anonim 17.10.2015
    "za pomocą topora miecza, a nie cierpliwych błagań, skierowanych w stronę rządu czy tym bardziej bogów."- "topora miecza" pamiędzy tymi wyrazami, albo przecinek albo spójnik i
    "pewno spodka się z odmową.'' - spotka
    "dołączę do wad za chwilę" - was

    Błędy - 9/10
    Pomysł - 8/10 - głównie za demona pożerającego wszystko. Bardzo mi się owa postać spodobała, zwłaszcza, że opisałeś ją genialnie. Co do całego pomysłu to jest dość interesujący. Podobały mi się twoje opisy.
    Całokształt - 7/10 - historia wydaje mi się bardzo okrojona, tak jakbyś początek z Posejdonem nam zjadł, nie potrafiłam się z początku połapać i czegoś mi brakowało w wyjaśnieniu całej historii z zamienieniem go w szczura. Potem koniec także wydawał mi się taki bardzo pośpieszny, dlaczego on zostawił tam tego demona i co z duszą kapitana? Miał ją zjeść lub zabrać, a tutaj już nic nie wiem.
  • Niebieska 17.10.2015
    "...problemy trzeba rozwiązywać za pomocą topora miecza, a nie cierpliwych błagań..." - topora i miecza
    "...że nikt na pokładzie nie umiał ich zbierać, a trzymanie demona na pokładzie na pewno zrujnowałoby morale." - pokładzie/pokładzie powtórzenie
    "— Krrrakena? Po co wam ta przerrrośnięta sarrrdynka, śmierrrtelniku? —Szarpnął łańcuchami..." - spacja
    "...który jednak pozostał niewzruszony." - "jednak" jest zbędne
    "— Jaki skrrromny. — Demon zaśmiał się..." ~ " — Jaki skrrromny — demon zaśmiał się..."
    "...zlokalizowany w samym centróm..." - centrum
    "Jeżeli okazałby się..." - okazałoby
    "— Ja dołączę do wad za chwilę." - was
    "Kraken wyniósł się, nie pozostawiając po sobie nic, oprócz paru śladów zakrzepłej krwi zmiarzdżonych skał oraz innych dowodów na stoczoną tutaj niezwykle brutalną walkę." - po "krwi" brakuje przecinka; zmiażdżonych
    "— Świetnie, kurwa — Morgan z całej siły uderzył pięścią o skalną ścianę." ~ "— Świetnie, kurwa. — Morgan z całej..."
    "— Spokojnie, to oznacza, że wygrrraliśmy bez walki. Może i nudno, ale wydaje mi się, że dla ciebie to nawet lepiej — Demon spojrzał na Posejdona, obwąchującego kałużę zeschłej krwi." ~ "— Spokojnie, to oznacza, że wygrrraliśmy bez walki. Może i nudno, ale wydaje mi się, że dla ciebie to nawet lepiej. — Demon spojrzał..."
    "— Jakim cudem! — zawołał ktoś z załogi." - znak zapytania
    "Reszta albo popełniała samobujstwa..." - samobójstwa
    "...odparł oburzony bóg, po czym jednak posłusznie wznowił opowieść..." - "jednak" jest zbędne

    Błędy - 8 - Kilka ortograficznych i interpunkcyjnych, ale nie utrudniały czytania. Tekst wygląda na bardzo dopracowany pod tym względem.

    Pomysł - 7 - Wielki plus za mitologię grecką! Sam pomysł jest bardzo interesujący, podoba mi się, a najbardziej ten wątek z potworem, który wszystko pożera.

    Całokształt - 7 - Na początku nie potrafiłam się odnaleźć w tym tekście, trochę się pogubiłam kto jest kim, ale potem wszystko ładnie się wyjaśniło. Ciekawy pomysł na zakończenie, ale miałam wrażenie, że na siłę pisane. Wszystko jakoś za szybko się skończyło. Wcześniej były ładne opisy i wszystko dobrze ukazane, a potem jedno, wielkie "bum" i koniec.
  • Ronja 18.10.2015
    Błędów trochę było, nie wiem jak z przecinkami ale znalazłam: "spodka" "wachania", "centróm", "w tą czy we wtę", "zdażało", "zmierzaliśmyby" (chyba zmierzalibyśmy?), "zmiarzdżonych", "samobujstwa". Trochę dużo ortów jak na taki tekst... Do tego dochodzą jeszcze literówki. Niektóre są w miejscach, w których po prostu przeszkadzają. Chwilami musiałam czytać zdania po dwa razy, bo nie rozumiałam, co jest napisane. I bynajmniej nie chodziło o treść, a sposób jej przekazania. Podobnie jak u Majeczuni, myślę, że zwyczajnie zabrakło ci czasu na korektę (i tak, wiem czemu i przez kogo ;)).
    Pomysł jest ekstra, chociaż nie potrafię być obiektywna, bo po prostu trafiasz w mój gust. Ten patent z Aksjomatami - genialny! To twój oryginalny, czy inspirowałeś się czymś konkretnym? W ogóle ja jestem pod wielkim wrażeniem twojej głowy - skarbnicy pomysłów. Niesamowite, jak szybko wymyślasz takie rzeczy i potrafisz ułożyć z nich całe historie. Pozazdrościć wyobraźni. Byłbyś pewnie mistrzem w Story Cubes :P (a może jesteś?). Zawiodłam się tylko trochę na końcówce - miałam wrażenie, że akcja rośnie, rośnie i w jednym momencie zdeptałeś ją butem, ale może po prostu liczyłam na jeszcze więcej akcji i jeszcze więcej tej historii :).
  • Slugalegionu 18.10.2015
    Co do aksjomatu, inspirowałem się czymś, a konkretnie serią "Gobelin". A co do końca, sam nie jestem zadowolony: / Zjebałem, no nie?
  • Slugalegionu 18.10.2015
    Story Cubes ~ A co toXD?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania