Polska Opowieść Wigilijna część 3

Rozdział 2

Wizyta pierwszego ducha

 

Kiedy minęła północ, Stefan został obudzony głośnym „wstawaj”. Odruchowo przysiadł na łóżku i znalazł się twarzą w twarz ze swoim pierwszym gościem.

Postać ta była dziwna, wyglądała na starszą niż początek świata. Włosy gęste białe, długie do pasa, stale będące w ruchu pod wpływem niewyczuwalnego delikatnego wiatru. Twarz szara pokryta głębokimi bruzdami, brwi czarne, przypominające długie mongolskie wąsy, oczy płonęły błękitnym ogniem. Ubrany był w czerwony, elastyczny sportowy dres bardzo obcisły, przynajmniej trzy numery za mały do tak postawnej postaci, na nogach wypastowane niebieskie oficerki. Szerokie bary i muskularne ręce, które trzymały gruby pasterski kij. Stefan dobrą chwilę wpatrywał się w groteskową postać, lecz gdy odezwał się jego głos nie przekazał żadnych emocji.

- Czy ty jesteś pierwszym duchem, z którym mam się spotkać?.

- Tak, jestem nim – powiedział duch.

Głos zjawy dobiegał z głębokiej studni, dochodził echem z oddalenia.

- A konkretnie, z kim mam przyjemność rozmawiać? – zapytał Stefan.

- Jestem duchem wigilijnym przeszłości – stwierdził gość.

- Czyli od początku chrześcijaństwa? - zapytał Stefan patrząc na ducha.

- O, co to, to nie, tylko tych twoich minionych Wigilii – oznajmił przybysz.

- Wyglądasz tak staro i obciachowo, to pomyślałem, że masz ze dwa tysiące lat i starasz się to ukryć? – pytał dalej Stefan.

- Co? – odpowiedział zaskoczony duch.

- Przejdź się do garderoby i popatrz w lustro, to sam się przekonasz – zachęcał gościa Stefan.

Duch zgodnie z sugestią udał się w skazanym kierunku i jak wrócił, jego mina wskazywała na głęboką zadumę.

- Cholera faktycznie wyglądam jak blokers, a przez tych gnoi znalazłem się w zaświatach, zaledwie dziesięć lat temu - oznajmił przybysz.

- Jestem bardzo ciekawy jak przyczynili się do twojej śmierci? – zainteresował się Stefan.

- Jednemu z nich wpadła w oko moja starsza córka, ostro zareagowałem jak szedłem do pracy, pogoniłem nastolatkę do domu. Całą grupą dopadli mnie, wywieźli windą na dziesiąte piętro, wybili mną okno i zwyczajnie w świecie wyrzucili. Oczywiście Policja bardzo intensywnie szukała, ani razu nie zbliżyli się nawet do mojego bloku, przy nim ta banda działała – opowiadał duch.

- Co było dalej? - dopytywał się Stefan.

- Przerodziłem się w demona i wziąłem sprawy w swoje ręce – oznajmił duch.

Wyciągnął ręce jak dwa bochny chleba w stronę Stefana, a ten cofnął się odruchowo.

- Jeden zginął pod kołami tira, było tak widowiskowo. Następny utopił się w kanalizacji, to było takie piękne. Kolejnemu noga w zwrotnicy utknęła jak przechodził na skróty przez tory, choć nikt nie wiedział, po co, zesrał się w gacie jak z daleka widział zbliżający się pociąg, tylko maszynista nic nie zauważył. Szef całej paczki wpadł do węzła ciepłowniczego, bo ktoś ukradł i sprzedał na złom metalowy właz, jak szczury się cieszyły wyżerkę miały przez trzy dni, a ten to tylko mordę darł – opowiadał dalej duch.

- Chcesz powiedzieć, że wszystkich zabiłeś?

- Ależ skąd! - obraził się duch. - Każdemu według zasług, połamane ręce, nogi, wózek inwalidzki, takiego jednego cwaniaczka konkurencja dopadła, zatłukli drągami. Ja - pokazał na siebie, robiąc minę niewiniątka - Dopilnowałem, żeby znaleźli się na samym dnie piekła.

- Czyli jesteś demonem? powiedział Stefan.

- Byłem, teraz jestem zwykłym duchem, który czyni dobro.

Powiedział to, wyciągnął swą muskularną dłoń i dotknął jego ramienia, dodając.

- Wstań i chodź ze mną!

Stefan nagle patrzy i widzi siebie bardzo młodego w wigilię tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku, stojącego na peronie i czekającego na przyjazd z wojska starszego brata. Jego starsza wersja szybko wyciągnęła aparat zaczęła robić zdjęcia. Przez megafony głos informuje o zachowaniu ostrożności przy wjeździe pociągu na stację, po chwili widać czoło lokomotywy, pociąg zwalnia i staje. Otwierają się drzwi i tłum jadących, opuszcza ciepłe wnętrze, robi miejsce dla wsiadających. Stefan wypatruje Tadka, zauważa go i jeszcze innego wysiadającego z nim żołnierza, macha, dostrzegają go i podchodzą. Bracia witają się serdecznie, tak jakby nie widzieli się od lat, a nie dwa miesiące temu.

- Poznaj mojego kolegę z drużyny - powiedział Tadek.

-To jest Darek, spędzi z nami święta, nigdy nie był na prawdziwej wigilii.

- Jestem sierotą i wychowywałem się w Państwowym Domu Dziecka, a tam to było nie ideowo, organizować wigilie. Cieszę się, na wspólne święta powiedział Darek.

Dalszą rozmowę przerwała puszczona głośno z magnetofonu samba, wszyscy obecni na peronie i pasażerowie stojącego pociągu, zaczęli spoglądać na miejsce, gdzie ktoś odtwarzał muzykę, była to grupa witających się osób. Składała się w jednej części krajan i drugiej obcokrajowców. Łatwo można było ich od siebie odróżnić, choćby po ubraniach. W taki to sposób umiliła sobie te chwile powitania, nagle piękna młoda dziewczyna z tego towarzystwa zaczęła tańczyć. Osoby bardziej obyte w świecie, natychmiast dostrzegły treningi tej kobiety ciemniejszej karnacji jaku Europejek w szkole tańca, przygotowującej uczestników do karnawału w Rio de Janeiro. Tłum szybko rozstąpił się i zrobił miejsce tancerce.

Młody Stefan stał jak zamurowany, wpatrzony w najpiękniejszą kobietę, jaką widział w życiu. Nie potrafił określić uczuć, jakie go ogarnęły, a tym bardziej zapanować nad nimi.

Tadek jego brat bardziej obyty, śmiały i pewny siebie, wykorzystał okazje poznania ślicznotki. Miał teraz doskonałą sposobność, wykorzystać te wszystkie wcześniejsze godziny ćwiczeń tańców latynoamerykańskich. Podszedł do tancerki i zaczął tańczyć, nie gorzej od niej, jego mundur dodawał mu uroku i po chwili od strony publiczności słychać było brawa. Następnym utworem była rumba i obydwoje wyszli z tego tańca również zwycięsko. Taniec ich zbliżył i jak zabrzmiało tango to zatańczyli, już razem i ten taniec pokazał ich doskonały kunszt.

Pociąg stał na peronie, drużyna obsługująca go nie dawała sygnału do odjazdu. Dopiero interwencja dyżurnego ruchu przerwała im i pasażerom możliwość oglądania występu. Odjeżdżający nagrodzili tańczących gromkimi brawami, kaseta się skończyła. Muzyka zamilkła i partnerzy przedstawili się sobie, publiczność powoli się rozchodziła.

- Tadek - pocałował dziewczynę w rękę.

- Catarina, powiedziała czerniejąc się.

Zaczęli ze sobą rozmawiać, ona mówiła po polsku z delikatnym obcym akcentem, przestali zauważać wszystkich ich otaczających, patrzyli tylko na siebie. Jeżeli ktoś kiedyś słyszał powiedzonko, zakochani od pierwszego wejrzenia, to właśnie była ta chwila. Wszystkim zgromadzonym, pozostało tylko patrzeć na rosnące uczucie. Pozostali przedstawiali się sobie i właśnie wtedy Stefan poznał swojego najlepszego przyjaciela Marka, brata Catariny i jego rówieśnika, ich matkę Inez rodowitą Brazylijkę. Ojciec rodzeństwa Józef pochodził ze starej emigracji polskiej, jego przodkowie wyjechali z zaboru pruskiego w tysiąc osiemset osiemdziesiątym roku i on potomek ich po blisko wieku stanął na ziemi swoich przodków. Właśnie dzisiaj w ten wigilijny dzień witał się ze swoimi dalekimi krewnymi, pozostałymi na rodowej ziemi. Troszeczkę z boku stała młoda ładna dziewczyna ciemniejszej karnacji od Catariny i jej matki Inez, obserwowała z zainteresowaniem całe zbiegowisko. Jej mina i wyraz twarzy wskazywały, ze nic nie rozumie z tego, co się w koło jej dzieje, z pomocą przyszła Catarina.

- Przepraszam to jest moja przyjaciółka Xoana ona nie zna polskiego.

Szybko zaczęła mówić coś po portugalsku do koleżanki, wskazując poszczególne osoby, o których widocznie mówiła prawą ręką.

- Wyjaśnia jej, co się tutaj wydarzyło - poinformował wszystkich Marek.

Catarina skończyła rozmawiać ze swoją przyjaciółką i przystąpiła do przedstawiania jej, kolejno wszystkim obecnym. Xoana nie znała polskiego zwyczaju całowania kobiety w rękę i takim gestem była bardzo zaskoczona. Dopiero Marek wyjaśnił jej, jak stary i ważny dla Polaków jest to zwyczaj i nie ma w sobie niczego intymnego, tylko okazanie szacunku kobiecie. Mina jej przy poznawaniu Darka, wskazywała jasno jak ten polski zwyczaj w tej chwili bardzo jej się spodobał. Zwarta grupa w naturalny sposób się podzieliła. Tadek z Catariną stanęli z boku z lewej strony i cicho rozmawiali ze sobą, temat musiał być zabawny, ponieważ co chwila wybuchali głośnym śmiechem. Xoana, Darek i Marek będący w tej chwili tłumaczem stanęli z prawej strony i z każdym wypowiedzianym zdaniem, rola Marka stawała się coraz bardziej potrzebna. Stefan, Józef z żoną Inez oraz ich krewni z Polski Robert z żoną Stasią i ich córką Zosią prowadzili ożywioną dyskusję polityczną. Tematem rozmowy były oczywiście zmiany polityczne i opowiadali o swoich oczekiwaniach oraz nadziejach na lepszą przyszłość.

Podróżni po zakończeniu występu opuścili peron, śpieszyli się do swoich domów na wigilię, tylko niewidzialni przez nich fotografujący Stefan i towarzyszący mu duch pozostali.

- Popatrz na to - powiedział Stefan, chowając aparat.

- Poznaję tę nadzieje w oczach ludzi i radość z odzyskania upragnionej wolności - stwierdził Duch.

- Myśleliśmy, że złapaliśmy pana Boga za nogi i w przyszłości będzie wspaniale – dodał Stefan.

- Sam tak myślałem, dopóki na własnej skórze przekonałem się, że nic z tego dobrego nie będzie.

- Czy w tamtym czasie ktoś, choć przez chwilę pomyślał o bezrobociu, bezprawiu, pensjach głodowych, umowach śmieciowych, emigracji zarobkowej, kiepskiej służby zdrowia i całego tego zakłamania, jaki powstanie w ich kraju za ćwierć wieku.

- W nagrodę, że do tego doprowadził, najbardziej zasłużony zostanie Królem Europy - dodał Duch.

- Skąd to wiesz! - zainteresował się Stefan.

- Po śmierci dusze nie interesują się życiem doczesnym i wspominam tobie o tym, ponieważ ten tytuł inaczej brzmi.

- Czy jest ważne jak kogoś nazywasz, jeżeli powstaje system wypaczony i to na twoich oczach - powiedział wyraźnie rozbawiony Duch.

- Teraz proszę, pozwól mi na patrzeć jeszcze na ten magiczny dzień – poprosił Stefan.

- Oj coś mi się zdaje, nie o dzień ci chodzi tylko o kogoś innego, mam racje?

- Częściowo masz, popatrz tylko na Zosie, wydaje się taka szara myszka. Włosy prawie szare, wyjątkowe u kogoś tak młodego, zielone oczy, piegaty nosek, chuda, taka nijaka, przeciwieństwo Catariny.

-Teraz patrz! - zawołał Stefan.

Nagle Zosia rozbawiona rozmową, zaczyna głośno się śmiać i nagle staje się piękna. Cały otaczający ją świat dostaje barw, właśnie wtedy.

- Przepraszam wszystkich! - powiedział Robert.

- Niestety musimy śpieszyć się na wigilię, rodzice moi czekają z kolacją na nas i kuzynów.

Po tej wypowiedzi ożywione rozmowy zanikły i zaczęły się pożegnania, oraz propozycje spotkań na jutrzejszy dzień. Rozdzielili się na dwie grupy i każda udała się do swojego wyjścia z dworca.

Duch ze Stefanem udali się do jego rodzinnego domu.

- Popatrz tylko na te wigilijne potrawy, jakie robiła moja mama - powiedział Stefan.

- Nawet w najgorszym okresie było dwanaście postnych dań wigilijnych - oznajmił duch.

- Barszcz z uszkami, zupa grzybowa, karp po żydowsku, pierogi z kapustą i grzybami, krokiety, śledzie, kompot wigilijny, kapusta z grochem, kutia, surówka z kiszonej kapusty, karp smażony, łamańce z makiem - przeszedł się Stefan naokoło stołu i wszystkie potrawy wskazywał ręką.

- Pamiętam w moim domu na wigilię były barszcz wigilijny, galaretka ananasowa na wilię, karp w szarym sosie, kluski z makiem, aguompień i łamańce, mak na wigilię po warszawsku, żurek wigilijny, śledzie marnowane, zupa rybna wigilijna, sałatka z brzoskwiń i gruszek, makagigi, surówka z jabłek - powiedział wpatrzony w przeszłość Duch.

- Co jadłeś dzisiaj na kolacje, przed spotkaniem ze mną?

- Owoce morza- odpowiedział Stefan.

- I tak nieźle, trzymasz jakoś tradycję, inni opchali się kurczakami, lub innym drobiem. Nawet schabowy z kapustą, czy golonka gościła dzisiaj na wigilijnych stołach.

- Komu przeszkadzały świąteczne tradycje i potrawy? – zapytał Stefan.

- Pozbaw człowieka tradycji, kultury narodowej, rodzimego języka, przynależności do ziemi przodków. Czym lub kim się stanie, właśnie takim ludziom to przeszkadzało, dodał Stefan.

Chwile jeszcze stali, słuchali składanych życzeń świątecznych, przy łamanym opłatku i śpiewanych kolęd.

- Czy możemy przejść się ulicami miasta i posłuchać jak inni obchodzą wigilię - poprosił Stefan.

- Nie tylko słuchać, lecz możemy jeszcze wstąpić do interesującego ciebie domu.

Wędrowali we dwóch po ośnieżonych ulicach, Stefan robił zdjęcia w interesujących miejscach. Dzięki swojej bezcielesnej powłoki, zaglądali przez ściany do mieszkań i chłonęli atmosferę świąt. Ludzie w tym dniu byli sobie życzliwi i zapominali, choć na tę chwilę o wszystkich swoich wzajemnych pretensjach i uprzedzeniach. Mijane wystawy sklepów były skromne i bardzo oszczędnie oświetlone, na ulicach było bardzo mało ozdób. Nigdzie nie dostrzegli bezdomnego, czy chorego pozostawionego samemu sobie, tak działała magia świąt, a może to były takie czasy.

- Bardzo tobie dziękuje, jesteś naprawdę dobrym duchem - oznajmił Stefan.

- Dziękuję za te miłe słowa.

- Czy mogę mieć do ciebie prośbę? Chciałbym się przenieś w miniony dzień zimowy, lecz nie jest to czas świąt.

- Czy jest to dla ciebie ważne? - zapytał duch.

- Jest to dzień wyjątkowy i bardzo ważny jak ta wigilia.

- Pomyśl o tym dniu.

Położył swoją wielką dłoń na barku Stefana.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania