Polska Opowieść Wigilijna część 8 koniec
Rozdział 5
Koniec historii
Stefanowi po takiej dobitnej argumentacji żony nie pozostało nic innego, jak pogodzić się z tym i chcąc mieć zgodę w domu musi nauczyć się gotować. Małżonkę otrzymał w darze, lub na złość od kogoś wyjątkowo wpływowego na tym świecie i z pewnością o rozstaniu z kłótliwą babą nawet nie ma, co marzyć. Właściwie jest jeszcze młody i ma dużo czasu, żeby gruntowne zreformować własne życie, lecz w pierwszej kolejności musiał spełnić obietnicę, ponieważ pamiętał o przyrzeczeniu, jakie dałem Markowi.
- Muszę załatwić zmarłemu przyjacielowi zmianę obywatelstwa, - powiedział Stefan do żony.
- Jak się coś obiecuje to trzeba dotrzymać, tak jak mi przyrzekałeś.
- Ja coś takiego zrobiłem, kiedy?
- Oczywiście nie pamiętasz, na ślubie, przysięgałeś mnie kochać i szanować, dbać do czasu aż nas śmierć nie rozdzieli, oczywiście później też.
Stefan zaczął się zastanawiać czy Olga cokolwiek pamięta z tego, co działo się wcześniej, może zapomniała jak była duchem i wszystko to, co było zaraz potem. Ciekawe, co ona pamięta, jakie wspomnienia otrzymała i czy ktoś ją będzie pamiętał, że poznał ją wcześniej niż dzisiaj. Dużo pytań mu się nasuwało, na które chciał znać odpowiedzi, tylko na nie cierpliwie poczeka.
Chciał znać najnowsze informacje, więc włączył laptop, rozpoczął przeglądanie zdjęć z ostatnich godzin jego życia tak chętnie dokumentowanego przez łowców sensacji. Niczego z awantury chodnikowej nie było, lecz jego cichy ślub z Olgą miał ponad dwieście fotek. Doskonale wiedział o tym, że w dobie fotografii cyfrowej to nie był żaden dowód. Jednak miał żonę, o której właściwie nie znał. Wiele lat temu dowiedział się, że mężczyźni pochodzą z Marsa, a kobiety z Wenus, mężczyzna jest głową, a kobieta szyją. Później czytał książkę „Płeć Mózgu”, teraz nabyte informacje musiał wykorzystać. Nie chciał stałych awantur w domu, tego piekła na ziemi, postanowił wykorzystać swoją wiedzę do umiejętnego postępowania z żoną, tylko jedno nasuwało mu się pytanie.
- Czy ona go kocha, albo pokocha?
Jeżeli jest to małżeństwo z miłości to warto o nie walczyć, bez względu na wiek, wygląd i zdrowie. Inaczej wszystko to, co on zrobi i powie ona uzna za niewystarczające, powierzchowne, złośliwe, sprzeciwiające się jej, niedoceniające jej starań i braku pamięci do istotnych dat i wydarzeń z ich wspólnego życia. Jednocześnie chciał żeby była szczęśliwa, przecież poświęciła swoją przeszłość i przyszłość, by być z nim każdego dnia.
Przerwał rozmyślania musiał być pewny zaistniałych wydarzeń, sięgnął po telefon, zadzwonił do swojego asystenta Mirka.
- Słucham, kto dzwoni - usłyszał głos małej Bogusi.
- Stefan, szef twojego tatusia.
W słuchawce było słychać głos małej Bogusi.
- Tatusiu dzwoni pan Stefan.
- Słucham – usłyszał głos Mirka.
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam chciałem się dowiedzieć jak czuje się Iza.
- Był lekarz chciał zabrać ją do szpitala, lecz nie pozwoliłem zgodnie z pana dyspozycją. Jowita jest stale z nią, pomaga jej Basia i Piotrek, w tej chwili jej stan jest stabilny i powinna wrócić do zdrowia.
- Bardzo wam dziękuje i przepraszam, że popsułem wam święta. Jeżeli będzie cokolwiek potrzebne to dzwoń o każdej porze dnia i nocy, pozdrowienia dla Jowity i dzieci.
- Nigdy nie przypuszczałem, że pan będzie martwił się losem innych.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – odpowiedział Stefan.
- Z kim rozmawiałeś? - zapytała Olga, która właśnie weszła do gabinetu.
- Rozmawiałem ze swoim asystentem, Mirkiem, pamiętasz go?
- Pamiętam! Oczywiście głupia nie jestem, nawet w święta zabierasz mu wolny czas.
- Kochanie, przedzwoniłem żeby złożyć mu i jego rodzinie, życzenia świąteczne od nas, wczoraj była awaria prądu i nie miałem czasu z nim się spotkać, a nie chciałem zatrzymywać go dłużej w pracy.
Udobruchana słowami męża Olga poszła do garderoby, po chwili wróciła i powiedziała.
- Ja nie mam, co na siebie włożyć, wszystko to stare szmaty.
Pierwszy raz w dziejach ludzkości była to szczera prawda.
- Całkowicie ciebie popieram, niestety musisz poczekać, dopiero po świętach możesz wybrać się na zakupy.
Pierwszą reakcją było jej wrogie spojrzenie, tylko ton wypowiedzi i mina Stefana potwierdzała w pełni zdanie żony. Dlatego Olga spokojnie mogła dalej poświęcić się, wyrzucaniu niepotrzebnych jej zdaniem rzeczy z apartamentu byłego kawalera. Kolekcja znaczków i monet o wielkiej wartości została uratowana przed kubłem na śmieci, w ostatniej chwili przez Stefana i wyniesiona do piwnicy. Podobny los spotkał proporce i koszulki sportowe, kije do golfa, kombinezon lotniczy i motocyklowy, oraz narciarski, sprzęt wędkarski. Mieszkanie teraz wyglądało jak po przejściu huraganu, już nic nie było tak jak dawniej, wszystko przestawione, przeniesione i usunięte.
Zanim nastał szybki zmierzch sporządzona była wielka lista zakupów, jaka miała być zrealizowana zaraz po świętach, na niej były ubrania, meble, dywany, zastawa, firany, ozdoby. Stefan jak ją zobaczył, cały się spocił, napad czy tajfun mniej wydatków by spowodował jak żona. Skąd na to wziąć? Jak dalej będzie to on z torbami pójdzie. Dołączyć do tego trzeba działalność charytatywną, jaką zapowiedziała Olga i w rezultacie niedługo zamieszka pod mostem, bo pieniędzy na wszystko na pewno nie wystarczy.
Ratuj się, kto może trzeba działać! - Rozległ się alarm w głowie Stefana.
- Naprawdę kochanie chcesz, razem z żoną Stefanka rozdawać, podobnie jak w stanach osobiście żywność potrzebującym, może pozostawcie to organizacją charytatywnym - powiedział Stefan.
- Znowu ci się nie podobają moje pomysły.
- Nie miałem tego na myśli, tylko ona jest teraz w szpitalu psychiatrycznym, potrzebuje wsparcia i moim skromnym zdaniem w pierwszej kolejności trzeba ją odwiedzić.
Zaraz po świętach i otwarciu sklepów, Olga zrobiła niezbędne zakupy swojej garderoby, wyjątkowo skromne, ponieważ przedświąteczne wyprzedaże zrobiły na półkach i wieszakach prawdziwe spustoszenie. Wydała na nie tylko siedemdziesiąt tysięcy złotych. Reszta sprawunków musiała poczekać przynajmniej do połowy stycznia, ze względu na ograniczenie w tym czasie dostaw spowodowanych noworocznymi remanentami wymuszonych przez urząd skarbowy.
Ubrana stosownie dla osób odwiedzających, udała się do szpitala, tam zaprowadzono ją jako krewną do chorej. Odwiedzał ją właśnie mąż Stefanek, cioteczka przywitała się z nim bardzo czule i wylewnie, przecież znali się i lubili od lat, poprosiła o pozostawienie kobiet samych. Nie wiedząc, czemu bardzo chętnie on się zgodził, ponoć miał bardzo ważną sprawę do stryja.
- Jak się czujesz? - zapytała Olga.
Odwiedzana patrzyła na odwiedzającą, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu.
- Kim pani jest?
- Nie poznajesz mnie - zdziwiła się Olga.
- Teraz sobie przypominam, widziałam panią z tym duchem Stefanem.
- Dziecko - powiedziała Olga, z wyglądu przynajmniej pięć lat młodsza - wszystko ci się pomieszało, jestem żoną Stefana, dla Stefanka i ciebie jestem ciotką.
- Duch Stefan nie miał żony, był kawalerem.
Olga przekonała się osobiście, o niedyspozycji psychicznej odwiedzanej i udała się do lekarza dyżurnego, chciała dowiedzieć się o stan zdrowia.
- Dzień dobry panie doktorze przyszłam odwiedzić żonę bratanka męża, a ta w ogóle mnę nie poznaje i wygaduje jakieś bzdury.
- Ta pacjentka żyje w własnym świecie i nie przyjmuje do wiadomości, daty i czasu teraźniejszego, jest to naprawdę ciężki i trudny przypadek.
Olga pożegnała się z personelem szpitala i wróciła do domu chwilę wcześniej jak. Stefan kończył, gotowanie swojego pierwszego w życiu obiadu.
- Cieszę się, że jesteś właśnie kończę obiad - powiedział Stefan całując żonę na przywitanie i dodał.
- Siadaj do stołu, zaraz podaję.
Przebrała się do obiadu, zajęła stałe miejsce przy nakrytym stole. Dopiero wtedy Stefan wniósł jedzenie, nałożył jakąś przypaloną mamałygę na talerze i zaczęli jeść.
- Gotowałem według przepisu, chyba mi troszkę nie wyszło.
Spróbowała, było okropne, trucizna chyba lepszy ma smak od tego, co ugotował mąż. Zmusiła się do jedzenia, żeby nie robić mu przykrości, ten widząc to, zadowolony zjadł dużą porcję.
- Nałożę sobie jeszcze troszeczkę, grzech wyrzucać jedzenie, prawie nic nie zjadłaś.
- Zjadłyśmy obie obiad w bufecie w szpitalu i tak się najadłam, że nic więcej nie jestem w stanie zmieścić – skłamała dla dobra sprawy Olga.
- Nic nie szkodzi skarbie, jutro ugotuje dla ciebie na pewno jeszcze smaczniejszy obiad - powiedział Stefan.
Olga tak „smaczne” obiady wytrzymała do dwudziestego dziewiątego grudnia i tego dnia siląc się na uprzejmość - powiedziała przy kolejnym niejadalnym obiedzie.
- Tak bardzo się starasz, może jutro ja ugotuję obiad?
Stefan wracał ostatnio z pracy punktualnie o szesnastej, nie tak późno jak kiedyś i w domu czekał na niego pierwszy obiad, jaki ugotowała mu żona. Usiadł przy stole i spróbował, nigdy w życiu nie jadł nic równie dobrego jak teraz, jak to dobrze, że wcześniej się poświęcił.
- Jedzenie jest znakomite, nigdy nie jadłem czegoś tak dobrego, nawet w najlepszej restauracji.
Ten skromny komplement wypowiedziany z zachwytem, sprawił Oldze wyjątkową radość, miło jest gotować dla kogoś, kto to docenia i tak mu bardzo smakuje.
- Dostałem trzy zaproszenia na charytatywny bal sylwestrowy. Organizatorem jest fundacja, co pomaga Bogusi, córki mojego asystenta. Mam nadzieje, że zaakceptujesz moją decyzję, w naszym imieniu zaprosiłem mojego asystenta Mirka z żoną Jowitą i z ich znajomą Izą. Jeszcze Stefanka, żeby w sylwestra nie był sam w domu i rozmyślał o szaleństwie żony.
Olga zastanawiała się zaledwie chwilę i powiedziała.
- Wstawaj nie siedź tak, musimy jechać na zakupy, ja nie mam, co na siebie włożyć. Jeszcze muszę uzgodnić na jutro wizytę u fryzjera i kosmetyczki, ty zawsze mówisz mi wszystko na ostatnia chwilę.
Stefan bez ociągania przystąpił do realizacji polecenia żony, choć nie przepadał za towarzyszeniem jej w czasie zakupów. Stale powtarzał się schemat, ekspedientka wnosiła stos ciuchów do garderoby. Olga wybierała coś, ubierała się i wychodziła, pytała się o jego zdanie i jak tylko kreacja pokazywana przypadkiem mu się nie spodobała, to okazywało się, że niestety bardzo się myli i nie zna się na modzie. Jeżeli zachwalał, a jej w domu nie przypadła do gustu, było jeszcze gorzej. Współczuł wszystkim mężom mającym wieloletni staż, będących świadkami takiego sposobu zakupów wielokrotnie, on zaledwie trzy razy był i miał tego dość. Głośno nie mógł tego powiedzieć i okazać, miał być zachwycony wyborem żony i go w pełni akceptować.
Przed samym południem w sylwestra pod punktowiec w dzielnicy blokowisko, podjechał samochód służbowy, z niego wysiadł młody mężczyzna podszedł do domofonu, wybrał przycisk z numerem mieszkania. Wcześniej pod tym adresem mieszkał mężczyzna, który zginął kilka lat temu, został wyrzucony z okna ostatniego pietra klatki schodowej przez blokersów. Nieznajomy przycisnął guzik.
- Kto tam? – zapytał kobiecy głos.
- Dzień dobry, jestem asystentem prezesa w fabryce Stefan i Marek, wysłała pani do nas aplikację w sprawie pracy.
- To nie ja to córka, proszę wejść, ósme piętro.
Winda zatrzymała się, w tym momencie drzwi lokalu, do którego zmierzał mężczyzna zostały otwarte, w nich stała młoda dziewczyna i zaprosiła wychodzącego z windy do mieszkania. Było ono bardzo czyste, tylko nieremontowane od wielu lat.
- Zaskoczył mnie pan bardzo, nie spodziewałam się, że otrzymam odpowiedź. Tyle już aplikacji składałam i stale nic, a tu proszę w sylwestra taka odmiana.
- Przepraszam za dzisiejszy dzień, w wigilię mieliśmy awarię prądu, nastąpiło zatrzymanie przesyłu danych, między innymi i do pani. Proponujemy pracę w naszej fabryce Stefan i Marek w dziale korespondencji oraz umów. Zacznie pani zaraz po nowym roku i będzie pomagać tam zatrudnionej starszej pani, która za rok idzie na emeryturę. Jeżeli spełni pani nasze oczekiwania, otrzyma jej stanowisko. Na początek dostanie pani siedemdziesiąt procent średniej krajowej. Czy pani przyjmuje propozycję?
- Oczywiście przyjmuje - odpowiedziała cała uradowana.
- Do zobaczenia drugiego o siódmej rano -powiedział i wyszedł.
- Mamo czy nie wspaniały sylwester w tym roku, w końcu dostałam pracę, z jaką wysoką pensją i to na początek.
- Zawsze mówiłam ci, że ojciec nad nami czuwa, a ty mi nigdy nie wierzyłaś.
- Chyba jednak to cud – odpowiedziała córka.
Zaledwie kilka minut po piętnastej Stefan przyjechał po żonę, która właśnie kończyła wizytę u fryzjerki i kosmetyczki. Zaparkował w zatoczce parkingowej przed salonem i czekał przy samochodzie. Olga wyszła i idąc do samochodu, patrzyła na męża, jaką reakcje u niego wywoła fryzura sylwestrowa, w końcu jej wykonanie pochłonęło prawie dwie godziny. Stefan stojąc rozmyślał, jakimi słowami wyrazić niekłamany zachwyt uczesaniem, lecz niedaleko za jego plecami przechodziła starsza kobieta. Podbieg do niej rosły drab i wyrwał torebkę z jej ręki, ta zaczęła krzyczeć.
- Pomocy złodziej łapać go!
Wszyscy przechodnie tylko się rozglądali za uciekającym z łupem, lecz nikt z nich nie zareagował.
- Stefan zrób coś! - krzyknęła Olga widząc zajście.
- Już dzwonię - odpowiedział Stefan i wyciągnął telefon, wybrał numer na policję.
Żona w tym czasie do niego podeszła i oboje wsłuchiwali się w sygnał telefonu, którego nikt nie odbierał, w tym czasie złodziej z łupem oddalił się spory kawałek. Olga chciała zanim biec, zrobiła dwa kroki i stwierdziła, że wysokie obcasy w butach jej to uniemożliwiają. Szybko ściągnęła kozaki i w samych rajstopach, puściła się biegiem za złodziejem. Gnała jak hart, nie tylko był to piękny bieg, do tego sprinterski, widać ta umiejętność pozostała jej z poprzedniego życia. Wszyscy patrzyli za goniącą i kiedy zniknęła za narożnikiem budynku z oczu, nikt nie spodziewał się zobaczyć ją tak szybko z powrotem. Szczupła kobieta nie wysoka bez widocznego wysiłku, ciągnęła po chodniku za nogę wielkiego osiłka, a w drugiej ręce trzymała skradzioną torebkę. Wleczony złodziej darł się okropnie, nie tylko z bólu wywołanego tarciem o piasek z solą, leżącym na oblodzonym chodniku, lecz krzyk był wynikiem szoku. Przez wszystkie lata nikt za złe uczynki go nie ukarał, rodzice nie zwracali uwagi jak bił inne dzieci, czy podkradał im pieniądze, kłamał, palił papierosy i narkotyzował się. Kiedy był już dorosły jego kradzieże, pobicia, oszustwa, wymuszenia, rozboje, napady nie spotkały się z żadną poważniejszą reakcją policji, oni byli bardzo zajęci szukaniem wczorajszego dnia. Siedzieli sobie spokojnie w ciepłych komisariatach i zastanawiali się, który z nich ma odebrać natarczywie dzwoniący telefon. Prokuratura nadzorująca ich pracę spała spokojnym snem sprawiedliwego, złośliwi twierdzili, że to wieczny sen trwający blisko ćwierć wieku. Olga podeszła do okradzionej i oddała jej własność, ta sprawdziła wnętrze torebki i jak zobaczyła wnętrze nienaruszone zaczęła dziękować.
- Dziękuje pani, ostatnie dwieście złotych mi ukradł, to wszystko, co mamy do dziesiątego stycznia.
Złodziej pomimo niewygodnej pozycji nie poddawał się i próbował wyrwać nogę z uchwytu. Olga odwróciła się do niego i powiedziała.
- Rusz się chuju, choć trochę, to ci ją z dupy wyrwę.
Osiłek widząc, że nic nie wskóra tym razem, zaczął prosić i błagać na wszystkie świętości by go puściła on więcej nie będzie. Ona popatrzyła na Stefana i zapytała.
- Udało ci się dodzwonić?
- Dalej nikt nie odbiera - odpowiedział Stefan.
- Odłóż, nie warto - powiedziała Olga.
Popatrzyła na swoje nogi, były do kolan brudne z błota pośniegowego, rajstopy podarte, uniosła głowę spojrzała w szybę wystawową sklepu. Na głowie zamiast misternie ułożonej fryzury dostrzegła włosy wyglądające jak ptasie gniazdo, wszystko zniszczone. Nie świadomie rozluźniła uchwyt, puściła nogę draba i zaczęła poprawiać włosy, ten korzystając z okazji zaczął się podnosić. Olga jak zdała sobie sprawę, że fryzury nie uratuje, wściekła się okropnie, odwróciła się i kopnęła w dupę osiłka. Ten wystartował niczym pocisk, podobnie jak piłka strzelana z karnego, nawet lepszy wynik metrowy osiągnął jak symboliczna jedenastka.
- Jak cie dopadnę jeszcze gnoju, to mnie do końca życia popamiętasz!!! - krzyczała Olga.
Rozbójnik nawet się nie oglądał za siebie, gnał na wprost bez oglądania się za siebie, jakby stado demonów go goniło. Teraz po tym incydencie dwa razy się zastanowi zanim komuś zrobi krzywdę, bo takich demonicznych bab po przeszkoleniu w samoobronie i napakowanych na siłowni może być znacznie więcej.
Panie fryzjerki z salonu wybiegły i zaprosiły Olgę do środka, w ramach solidarności damskiej zaczęły poprawiać jej fryzurę sylwestrową. Dodatkowo chciały wypytać się wszystkiego, czego nie widziały, bo to taka wspaniała reklama ich salonu więcej się nie zdarzy. Następne klientki, które nie widziały zajścia przyjdą, dowiedzą się i przekażą dalej informację.
Stefan czekał bardzo długo przed salonem na Olgę i po raz pierwszy był dumny, że ma taką wspaniałą żonę. Teraz już nie musi się bać, że ktoś jej, lub mu zrobi krzywdę, pocztą pantoflową szybko po mieście się rozniesie, jaka ta jego kobieta jest wojownicza i silna.
Zbliżał się wieczór i nadeszła godzina rozpoczęcia balu sylwestrowego, zaproszeni goście przez fundacje zjeżdżali. Przybył starosta z żoną, pani prezydentowa miasta z mężem, naczelnik urzędu skarbowego, prezes sądu i sędziowie, prokuratorzy, naczelnicy departamentów, konserwator zabytków, architekt miejski, policjanci oraz najważniejsi urzędnicy. Pośród nich na próżno byłoby szukać hojnych darczyńców, ludzi bezinteresownych i życzliwych dla innych, ponieważ była to elita miasta. Wszystkich przybyłych w wejściu na salę witał honorowy prezes, organizator balu. Mężczyzna około trzydziestu lat, przystojny, postawny, ubrany w drogi garnitur, jedwabną koszulę i pasujący krawat, buty zrobione na zamówienie z krokodylej skóry. Wszystko drogie, w najwyższym gatunku i od znanych projektantów mody. Nikt z przybyłych nie znał witającego oprócz Stefana, który w ramach rewanżu za przywróconą do świata żywych żonę, na ten wieczór odstąpił mu z ochotą swoją funkcję. Panowie przywitali się bardzo serdecznie jak starzy dobrzy znajomi, chociaż poznali się wraz z pojawieniem Olgi w życiu Stefana.
Stefan przedstawił swoich gości, wśród których była Iza, która popatrzyła na prezesa fundacji i powiedziała.
- Ja pana gdzieś widziałam, tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
- Ludzie często mnie z kimś mylą, a może spotkaliśmy się gdzieś przelotnie – odpowiedział dyplomatycznie i dodał.
- Zapraszam państwa do mojego skromnego stolika w drugim pomieszczeniu, tu nie jest tak pięknie i wystawnie jak na wielkiej sali, lecz w tym miejscu będziecie się czuli znacznie lepiej, prawie jak u siebie.
Sala była pięknie udekorowana, stoły zastawione dobrym i smacznym jedzeniem, do tańca grała renomowana orkiestra. Bal poprowadził wodzirej licencjonowany przedstawiciel piekielnego właściciela dusz obecnego w roli prezesa fundacji na tym balu, który liczył swoje czarnych owieczki i był dumny z tego ile jest w nich zła, a tak niewiele dobra. Cieszył się bardzo z tego jak te cechy przekazują każdego dnia swoim dzieciom, to one jak dorosną odpłacą im swoim postępowaniem i egoizmem z nawiązką.
Gdy wybiła północ, na głównej sali po toaście składano sobie życzenia, które miały przynieść jeszcze więcej pieniędzy i władzy w Nowym Roku. Natomiast w małym pomieszczeniu Stefan, Olga, Stefanek, Iza, Mirek, Jowita składali sobie życzenia zaczynając od słów zdrowia, szczęścia. Zaskakując Stefana, do życzeń szczerze przyłączył się ten, który, na co dzień preferował zło.
Wszystkim i sobie za przykładem bawiących się na wielkiej sali, z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku życzę:
ZDROWIA, a jeżeli go przypadkiem zabraknie, to przyjęcia do lekarza bez kolejki jak pacjenci z legitymacją VIP i niech cały personel dba o nich jak o swoich najbliższych.
PIENIĘDZY, czystych, uczciwie zarobionych dzięki swojej pracy i umysłowi. Nie takich brudnych, jakich nieliczni mają wiele.
SZCZĘŚCIA, prawdziwego otrzymanego od kogoś kochanego.
RADOŚCI, od osób życzliwych, dobrych i szczerych.
RODZINY, cudownej, służącej pomocą i radą.
PRACY I PŁACY, stabilnej i pewnej.
ULIC, pełnych tylko tych przestrzegających przepisów.
PRAWA, mądrego, stabilnego, egzekwowanego jednakowo od wszystkich.
PRZYSZŁOŚCI, wspaniałej dla siebie i swoich bliskich.
PODATKÓW, w nie większej wysokości niż tej, w której płacą firmy zagraniczne w specjalnych strefach ekonomicznych.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania