Poltergaist. Wersja II
Ledwie skończył się grudzień,
a kolejny sierpień próbuje wejść mi przez komin,
w strefy komfortu.
Albo przesiaduje pod oknem i rzuca ziarenka,
żeby wyrosły na pełnoprawne utrapienia.
Nie mam siły, żeby zwlec się z łóżka i kazać mu spierdalać.
Jestem chory, nieważny.
Niemrawy jestem i znikam od głowy, jak ryba,
znikam stamtąd, gdzie pojawiłaś się najpierw
i gdzie wciąż czuć truskawki.
Sterczy więc przed oknem ubrany w moskitierę,
a ja nie pijam krwi przecież, jestem odekrwiony i blady jak płótno.
Nie mam siły zwlec się z łóżka, więc lewituje nad nim.
Jestem chory, nieważki, lżejszy o ciebie.
Zerkam jeszcze do kuchni, gdzie sterta naczyń w zlewie,
ogłosiła niepodległość i stworzyła państwo z resztek kolacji,
którą wtedy, sama wiesz najlepiej...
Zerkam jeszcze do kuchni na stertę naczyń
i jakże im zazdroszczę.
.
.
.
Z cyklu: Detoks
Środek maja, nowego roku pańskiego
Komentarze (15)
Ale to wciąż ten sam wiersz.
Niemniej przyznam, że wersja pierwsza pisana na świeżo, w emocjach. Może dlatego ten autentyzm jest tam wyraźniejszy.
Nie lubię nadto wychodzić przed szereg z uczuciami.
Szczególnie, że ona czyta.
I bardzo wczesnym rankiem
Wybiegać na polankę i krzyczeć sobie tak:
Beee, bee, be! Kopytka niosą mnie!
Beee, bee, be! Kopytka niosą mnie!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania