Pomarańcza
Pani Hudson poczuła spływającą kroplę deszczu na jej powiece. Spojrzała w stronę nieba i wyciągnęła rękę przed siebie. Pośpiesznie otworzyła parasol, chowając telefon w tylnej kieszeni spodni. Po chwili na ulicy zaczęło roić się od taksówek i ludzi biegnących w ich stronę. Kobieta ruszyła przed siebie otwierając drzwi do jednej z nich.
- Poproszę na Melville Street.- powiedziała sucho, nie patrząc się w stronę kierowcy.
- Robi się.- rzucił i zanim odjechał sięgnął po truskawkową gumę. Jechali w milczeniu i choć co chwile jedno z nich na siebie spoglądało, ani taksówkarz ani pani Hudson nie zamierzali zacząć rozmowy. Po około dziesięciu minutach byli na miejscu. Mężczyzna zatrzymał się pod dużą kamienicą z czarnymi drzwiami. Był tak miły, że zmusił się na dodanie- ,,Życzę miłego dnia’’- ale ona nawet nie zareagowała. Zamknęła za sobą drzwi i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania.
Myślała o tym, aby jak najszybciej nalać ciepłej wody do wanny, ściągnąć przemoczone ubranie i zrobić sobie dobrą, dużą kawę. Marzyła, aby zapalić papierosa, ale kiedy miała już sięgnąć po zapalniczkę przypomniała sobie, że przecież rzuciła i odłożyła ją na górną półkę, na wszelki wypadek zakrywając gazetami. W tym właśnie momencie usłyszała czyjeś kroki w przedpokoju. Szybko założyła na siebie szlafrok.
- Ty durniu! Omal nie umarłam ze strachu!- powiedziała i spojrzała na swojego męża.- Gdzie byłeś? Spójrz na siebie, aż wstyd wyjść z tobą do ludzi.- dodała, przynosząc mu niewielkie lusterko.
- Lepiej usiądź.- rzucił, wchodząc do kuchni i wybierając z koszyka największą pomarańczę.
- Czy ty jesteś nienormalny?! Może byś tak umył tą pomarańczę?! Nie wiesz, że jest spryskiwana, cała w chemii? Ty jesteś taki..- zamyśliła się.- Nieporadny!- podeszła w jego stronę i wyrwała mu z ręki owoc.
- A może nie chce jej myć?- powiedział patrząc przed siebie.- Co to za różnica, czy ja ją wymyje czy nie. Ale już mówiłem. Usiądź.- Pan Hudson spojrzał na żonę.
- Co się stało?- powiedziała, krojąc pomarańczę.
- Zabiłem.. zabiłem swojego brata.
- No na litość boską! Co zrobił?- powiedziała, układając pomarańczę na talerzu.
- Problem w tym, że nic.- odparł i usiadł przy kuchennym stole. – Po prostu mnie wkurzył. Wkurzył mnie samym swoim istnieniem. Był taki.. niepotrzebny, nijaki.
- Więc go zabiłeś?- Pani Hudson podała mężowi talerz i usiadła naprzeciwko.
- Tak. Zabiłem.- odparł. Kobieta głośno westchnęła. Spojrzała na niego i sięgnęła po papierosa.
- Przecież rzuciłaś.- Powiedział, podając jej zapalniczkę.
- Nie mogę się powstrzymać. Nie wierzę, że to zrobiłeś.- szepnęła.- Powiedz mi jak można nie wymyć pomarańczy? Czy ty zdurniałeś?- Odłożyła zapalniczkę i pokręciła głową z niedowierzania.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania