Popołudnie W Tajemniczych Sadach I Ogrodach

Opowiadanie

 

"Popołudnie W Tajemniczych Sadach I Ogrodach"

 

gatunek: sny/fantastyka/czas wolny/podróże/surrealizm

 

Lata dwa tysiące dziesiąte. Ciepłe, słoneczne, letnie popołudnie. Dalekie przedmieścia średniej wielkości miasta. Alternatywna rzeczywistość.

 

Na porośnięty trawnikiem parking, tuż przed dosyć rozległą i sielankową dzielnicą sadów oraz ogrodów, usianą kilkudziesięcioma niedużymi oraz zazwyczaj dosyć bardzo kolorowymi domami jednorodzinnymi, przyjechał kanciasty samochód osobowy średniej wielkości. Wyszedł z niego dwudziestopięcioletni Podróżnik, jak i o dwadzieścia kilka lat starsza Mama Podróżnika.

 

— Jadę do Ogrodów Leśno-Strumieniowo-Kamiennych. Wrócę w ciągu około stu minut. Zostań tutaj — powiedziała, po czym wsiadła z powrotem do pojazdu i odjechała.

 

Po dwóch minutach spacerowania po parkingu, gdzie skakały szarańczaki i biegały jaszczurki, mężczyzna przeszedł przez piękną, porośniętą winoroślami oraz bluszczami bramę, a następnie poszedł w głąb tajemniczej krainy ogrodów. Gdy minął dwa domy, zatrzymał się przy trzecim, który wyglądał na zaniedbany, czy wręcz opuszczony. Przy wejściu znalazł wysokie na pięć metrów drzewo z wielkimi kwiatami w kształcie gwiazd albo rozgwiazd oraz w kolorze ognia. Zerwał jeden i, oglądając lub podziwiając go, ruszył w dalszą drogę. Kwiat, trzymany przez człowieka w jego dłoniach, w ciągu kilku sekund zmienił się w kłębek brązowego włókna, jakby palmowego.

 

— Co się stało? Jak to możliwe? — spytał zaskoczony.

— Witaj w prawdziwym świecie — odpowiedział tajemniczy głos, jakby znikąd, być może z jakiegoś wyższego wymiaru egzystencji.

 

Podróżnik poszedł kilka ogrodów dalej. Dotarł na ten, który należał do niego i do jego rodziców, a wtedy kłębek włókna, który oglądał trzymając w dłoniach, rozpadł się na dwie równe części, po czym rozpłynął się w powietrzu. Następnie człowiek, stojący na dosyć rozległym trawniku, spojrzał w stronę stawu ogrodowego. Zastał tam swojego o dwadzieścia pięć lat starszego Sąsiada, stojącego po kolana w sadzawce o przejrzystej wodzie i właśnie w swe dłonie łapiącego kilkucentymetrowe oraz bardzo kolorowe ryby ozdobne. Najpierw kilka gupików w lewą, a potem kilka zmienniaków w prawą.

 

— Dzień dobry — przywitał się Podróżnik.

— Dzień dobry — odpowiedział Sąsiad.

— W moim stawie żyją jakieś ryby?

— Tak. Gupiki i zmienniaki. Zobacz — Sąsiad rozwarł swoje dłonie, pokazując leżące w nich cztery gupiki oraz trzy zmienniaki.

— Ta wiadomość mnie bardzo cieszy.

 

Sąsiad wypuścił ryby z powrotem do stawu, a następnie wyszedł na trawnik. Tymczasem Podróżnik skierował się w stronę wyjścia. Wokół niego rosły gęste i pełne wielkich kwiatów żywopłoty, nad którymi fruwały dziesiątki bajecznie ubarwionych motyli. Wyszedł na polną dróżkę. Przeszedł się wzdłuż niej, mijając kilka ogrodów, a wtedy, obok podsuszonego lasostepu, który trzydzieści cztery lata wcześniej był zadbanym sadem, niespodziewanie spotkał swojego o jeden albo dwa lata starszego kolegę, Surrealistę.

 

Idąc i rozmawiając o literaturze, filmach, muzyce, podróżach oraz imprezach, koledzy minęli kilkanaście kolejnych ogrodów, zakręt, kilka następnych ogrodów, jeszcze jeden zakręt, i wtedy jeszcze kilka dalszych ogrodów, a w międzyczasie popołudnie powoli stało się zachodem słońca.

 

Mężczyźni zatrzymali się przed jednym z najpiękniejszych ogrodów w całej okolicy. Był on otoczony drewnianym, jasnobrązowym, wysokim na jeden metr i kilkanaście centymetrów płotem, a po brzegach obsadzony drzewami oraz krzewami mającymi kwiaty od wiosny do lata i owoce od lata do jesieni. W centrum ogrodu, znajdowały się pergola, ławki, bujana ława ogrodowa, zamieszkana przez złote rybki i rechoczące żaby sadzawka, oraz trawnik, na środku którego stał beżowy dom, bujnie przyozdobiony kwiatami, pnącymi się po ścianach przy oknach, jak i zwisającymi z brzegów dachu, co wyglądało niezwykle czarująco oraz dekoracyjnie.

 

Z domu wyszła Tajemnicza Kobieta. Przywitała się z kolegami, po czym zaprosiła Surrealistę na kilkanaście minut do wnętrza domu. Znała go osobiście. Może była jego koleżanką, albo krewną. Natomiast Podróżnika poprosiła, aby poczekał przez ten czas na zewnątrz.

 

— Jak chcesz, możesz na ten krótki czas wejść na podwórko i popodziwiać miejscową faunę oraz florę, to co wolisz, albo wszystko na raz — powiedziała.

 

Mężczyzna pospacerował w pobliżu ogrodu. Zauważył, że pośród rosnących pod płotem dyń spaceruje po kilka żółwi, ropuch, żab, traszek i jaszczurek. Każde zwierzę było z innego gatunku. Podróżnik powoli zaczął iść wzdłuż polnej dróżki, w stronę wyjścia z dzielnicy sadów. Był otoczony przepięknymi drzewami, krzewami i kwiatami. Miejsce wyglądało podobnie jak ogród botaniczny albo arboretum. Wkrótce Surrealista wyszedł z domu, przebiegł przez ogródek, otworzył furtkę, wyszedł na dróżkę, zamknął furtkę i podbiegł do kolegi.

 

Mężczyźni poszli razem w stronę wyjścia, a mieli już niedaleko. Podeszli do egzotycznego drzewa, wyglądającego jak gigantyczna pietruszka. Za nim był już tylko wielki, wysoki na kilka metrów żywopłot, uformowany z dwóch rzędów drzew i krzewów owocowych, a także płot wysoki na jeden metr i kilkanaście centymetrów. Kiedy podeszli do dziwnej, tajemniczej, osobliwej rośliny, ta nagle przewróciła się ona oraz rozpadła się na kilka części. Okazało się, że była spróchniała i ledwo jeszcze stała pionowo, w sumie to nawet nie wiadomo jakim cudem.

 

— Szkoda, że to nie sen — stwierdził Surrealista.

— Czy to sen? — spytał Podróżnik.

— To nie sen. W sumie to sam tego nie wiem. To chyba nie ma żadnego znaczenia — odpowiedział Surrealista.

 

Obaj koledzy opuścili dzielnicę sadów i ogrodów oraz poszli na piechotę do swoich domów, znajdujących się między centrum a przedmieściami miasta. Kiedy dotarli do swojej dzielnicy, nadeszła bezchmurna noc. Niebo było ciemnobrązowe, a księżyc i gwiazdy miały pomarańczowy kolor. Dodatkowo, po tle nieboskłonu fruwało kilka małych, złotych i srebrnych punkcików, które nie wiadomo, czym były. Może samolotami, może dronami, a może kosmicznymi promami międzygalaktycznymi, cywilizacji ziemskiej albo pozaziemskiej? Kto to wie? Tak czy inaczej, Mama Podróżnika wypoczywała na dalekim archipelagu tropikalnych wysp. Jej syn wskoczył na dach stojącego w ogrodzie samochodu, gdzie zatańczył, a wokół niego fruwały skowronki, papugi, sójki i zimorodki.

 

Kilkadziesiąt sekund później, człowiek zeskoczył z pojazdu na podjazd, przeszedł przez trawnik pełny koniczyn, mleczy oraz stokrotek, wszedł do domu i zniknął, po czym znalazł się na imprezie muzyczno-tanecznej, w dużym parku, w wielkim, subtropikalnym, leżącym nad morzem lub oceanem mieście, gdzie wszyscy dookoła piknikowali na trawnikach i plażach, a wtedy wschodziło słońce, na którego tle przefrunęły dwie motolotnie.

 

Koniec.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • kigja 28.12.2020
    Piotrek,

    Mieszkasz na Hawajach?
    Bo po pierwsze to usprawiedliwiłoby Twoje surrealistyczne opowiadanka, wypełnione po brzegi słonecznym odlotem, a po drugie masz gustowne awki :)))))))))
  • Piotrek P. 1988 28.12.2020
    Dziękuję za komentarz. Nie mieszkam na Hawajach. Wiele z moich opowiadań jest zainspirowane snami oraz tym, że odkąd pamiętam, lubię klimaty tropikalne, plażowe, fantastyczne, podróżnicze i przygodowe. Pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 29.12.2020
    Piotrek P.1988↔Jestem trochę ''do tyłu'' z Twymi tekstami, ale odrabiam zaległości.
    Bo Twoje teksty trza odpowiednio czytać, gdyż dużo w nich jest różnorodności:))
    Lecz to rzecz oczywista przecież:))↔Pozdrawiam:))→5
  • Piotrek P. 1988 29.12.2020
    Dziękuję za inspirujący oraz poprawiający nastrój komentarz i ocenę, pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 29.12.2020
    Omyłkowo dałem↔4:))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania