Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Porty wszędzie takie same

Czułam na swojej twarzy przenikliwy, lodowaty podmuch wiatru, niosącego ze sobą słone drobinki fal. Podrywał koronki mojej kiecki, burzył utrefione włosy, owiewał wyeksponowany, acz niewielki biuścik. To była krótka chwila wytchnienia, kiedy wreszcie mogłam spróbować przemyśleć od początku do końca całą tę pochrzanioną kolej mojego życia. Mogłam, ale znajdowałam to absolutnie bezcelowym. Nie chciałam znów popadać w melancholię i obłęd, gdy była robota do wykonania. Świat mnie potrzebuje. Świat w ogóle potrzebuje takich, jak ja.

Uniosłam głowę wyżej i zmrużyłam oczy, by przyjrzeć się przemykającemu na granicy horyzontu obiektowi. Tyci, śmieszny wręcz okręcik najwyraźniej kołysał się na fali; to stawał się niemal widoczny, to znów znikał, pozostawiając po sobie jedynie zamglone nitki masztów. Zastanawiałam się, czy zmierza ku mojemu portowi. A jeśli tak, jakich dzielnych marynarzy ze sobą niesie. Usłyszałam wrzaski i odruchowo spojrzałam w dół, uważając, żeby nie przechylić się zbytnio. Mogłabym spaść z dachu, na którego krawędzi przysiadłam, i poturbować się, stając się jednocześnie bezużyteczna. A na to jeszcze nie mogę pozwolić.

Obdarty kurdupel z obrzynem znów wyszedł chwiejnym krokiem z szynku i zaczął strzelać do mew. Zdaje się, że czymś śmiertelnie go uraziły. Uśmiechnęłam się jadowicie, ale tak, żeby tego przypadkiem nie spostrzegł. Kurdupelek zalazł mi co prawda za skórę i bardzo przyjemnym było podglądanie go pijaniutkiego w sztok , ale mógłby spróbować mnie zastrzelić za znieważenie go. Chociaż prawie się przewracał, jego kule młgłby mnie dosięgnąć.

Nie miałabym nawet porządnego pogrzebu, przeszło mi przez myśl. Przesunęłam się w głąb dachu, aby nie ryzykować. Co tu ukrywać, bałam się wszystkiego, co mogłoby sprawić, że zakończę moje życie przedwcześnie. Nawet, jeśli to życie miałoby być tak parszywe jak dotąd.

Okręt, który wcześniej obserwowałam, był już na redzie portu. To śliczny, foremny liniowy żaglowiec. Nawet z takiej odległości było widać, że jeszcze nie zaznał silnego sztormu, a nawet jeśli, został po tym gruntownie i z najwyższą starannościa odnowiony. Maleńcy jeszcze dla mnie marynarzykowie krzątali się na pokładzie. Żołnierzy nie mogłam dostrzec, a może po prostu nie przyoblekli się w jaskrawe mundury i nie odróżniali się od zwykłych załogantów. Podobno na jednym takim liniowcu mogło się pomieścić ponad trzy setki ludzi. Robota będzie się nam palić w rękach, pomyślałam nie bez niemal już perfekcyjnie tłumionej trwogi.

Och, byłam tak strachliwa, tak płocha. Podczas gdy inne dziewczęta szły na całość, bez wstydu i pruderii, ja drżałam. One się nie przejmowały. Mnie przez cały czas dręczyły złe myśli. Nie nadawałam się do tej pracy, wiedziałam o tym od początku, od pierwszego cholernego dnia, kiedy udało mi się zaczepić w tym szynku i zarobić pierwsze pieniądze. Nie widziałam innej możliwości dla siebie. Każdy musi jakoś żyć. Ze świadomością hańby lub bez niej.

A to nie było wcale najgorsze.

Zmrużyłam oczy, usiłując odczytać zawijasy na burcie liniowca układające się w jego nazwę, był już tak blisko, że prawie mogłam go rozszyfrować-

- HEEEJ! Ty, mała dziwko z dachu!

Wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że o mnie mowa. Tak chciałabym, żeby było inaczej.

- Złaź, parszywa franco!

Jak się zwracasz do damy, dupku, mruknęłam ledwie słyszalnie, tak, że w moich uszach brzmiało to bardziej jak nierówne, przeciągłe westchnięcie. Poprawiłam kieckę i biust, włożyłam lakierki leżące dotąd przy zejściu z dachu i wróciłam do pracy.

.

.

.

Oczywiście żadna z dziewcząt nie cieszyła się na wieść o przybyciu tak licznej i chutliwej załogi. Niektóre pocieszały się tylko, że żołnierze z pewnością zostawią u nas większą część swoich trzosów.

Jeszcze przed wieczorem w szynku "Pod miękką aksamitką", moim cudownym miejscu pracy, zaroiło się od ogorzałych, nieprzyjemnych gąb. Część przybyłych zamierzała się tylko upić do nieprzytomności. Inni brali sobie kobiety i przechodzili do alkierzy. Co prawda klientela podzieliła się pomiędzy kilka okolicznych knajp, ale nasza była najbardziej oblegana, jako ciesząca się niezwykłym uważaniem. Przez jakiś czas żołnierze wychodzili z moimi powabniejszymi i zgrabniejszymi koleżankami, które potrafiły się sprzedać skuteczniej. Ja zaś w tym czasie roznosiłam kufle, butelki i stare, gumowate kawałki mięs, rozglądając się, przysłuchując się urywkom rozmów i od czasu do czasu próbując zakręcić dupą, podnieść rąbek fikuśnej sukienki albo zaprezentować zebranym jeden z moich niewielkich, aczkolwiek i tak wylewających się ponad dekolt cycków. Wszystko to w nadziei, że jakiś sołdat będzie na tyle wygłodniały, na tyle zobojętniały na brak moich wdzięków, że skusi się nawet na mnie. W końcu bycie szynkarką nie jest opłacalne, a za bezproduktywne siedzenie w tym przybytku z pewnością nie jest mi pisana kariera. Naczelna dziwka, trzęsąca tym wszystkim, mogłaby chcieć się mnie pozbyć.

Po dobrej godzinie postanowiłam być nieco bardziej namolna, kiedy większość klientów była już napruta.

Wreszcie jeden z żołnierzy zlitował się nade mną. Pomyślałam wtedy, że to musi być Irlandczyk – rude, kręcone włosy i taka sama bródka, zielone oczy. Irlandczyk jak obszył! Nie był nawet bardzo stary, mógł mieć ponad trzydzieści lat, bowiem gdy odezwał się do mnie, zobaczyłam, że ma już niejakie braki w uzębieniu. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na moją twarz, nie na biust i nie na talię, ale prosto w oczy, i wyjąkał:

- Tyyy też... Sprzedajeszsz miłośćść?

Niemal się roześmiałam, ale udało mi się to zamienić na dość uprzejme, jak sądzę, skrzywienie warg. Żołnierz zaczął motać się przy supełkach sakiewki.

- Chodźmy na górę, o pieniądzach pokonwersujemy po wszystkim. - starałam się brzmieć przekonująco.

- Aaaha. - zgodził się Irlandczyk.

Na początku był tak zabawnie nieśmiały! Mogło się zdawać, że nie ma pojęcia, co powinien zrobić i czego właściwie ode mnie chce. W końcu zachęciłam go, by wziął się do roboty. Im szybciej, tym lepiej.

- Tooo... Jak masz na imię? - wykrztusił, usiłując niewprawnie rozpiąć moją kieckę.

- Mów mi Hattie, kochaniutki – puściłam do niego oko.

- Och, co to za imię, Hattie?

- Moje – westchnęłam ciężko, wręcz pożądliwie, pozwalając ściągnąć sobie z krzywych łydek buty.

- Mów mi Nelson – roześmiał się i spojrzał na mnie wyczekująco. - T-to był żart, Hattie.

- Mhm, Nelsonie – powiedziałam, przyciągając go ku sobie.

Co prawda ten Irlandczyk nie miał wyjątkowych możliwości, ale i tak czułam się podle, gdy raz po raz zanurzał się w moim wnętrzu, dysząc mi prosto na szyję. Patrzyłam w sufit i starałam się o tym nie myśleć, jednocześnie wyglądając na zaangażowaną. Myślałam za to o ostatniej rzeczy, której szuka się w takim szynku, jak "Pod miękką aksamitką". Moje myśli krążyły bowiem wokół tak abstrakcyjnej rzeczy, jaką jest prawdziwa miłość. Co by było, gdybym odeszła stąd i ktoś mnie pokochał. Traktował jak przyjaciela, nie jak przedmiot. Przejmował się moim losem. Jak to by było, żyć ze świadomością, że moja wartość nie jest liczona jedynie pieniędzmi.

- Hej, Hattie? - stwierdził w końcu wciąż czymś skrępowany, leżący obok mnie Irlandczyk, kiedy już rozbryzgi, które pozostawił na wszystkim wokół, na mnie i we mnie, zdążyły zaschnąć.

- Tak, kochanie? - powiedziałam zalotnym głosem, próbując znów przywrzeć do powierzchni jego ciała.

- Wiesz... - zaczął, potrząsając przydługimi, rudymi włosami, jakby starał się znaleźć odpowiednie słowa. Przekrzywił głowę i spojrzał mi w oczy swoimi przekrwionymi, zielonymi ślepiami.

- Śmiało! - roześmiałam się, mając w myślach tylko to, że ktoś w końcu mógłby ze mną uciec, poślubić mnie, pomóc mi wyjść na prostą. To nawet mógłby być on, niemal powiedziałam na głos.

- Jakby ci to... - Irlandczyk jąkał się i miotał. - Bo...

- Możesz powiedzieć mi wszystko... - szepnęłam i zamarłam z twarzą nad jego obliczem, oczekując, aż zmieni mój świat.

- Bo... Nie jesteś zbyt dobra dziwką, wiesz? - powiedział kpiąco i z tymi słowami na ustach wstał, rzucił we mnie srebrną monetą i wyszedł szybkim krokiem z alkowy.

Jestem zbyt wstydliwa, by gonić klienta nago. Miał szczęście, że trafił akurat na mnie. Inne by mu na to nie pozwoliły, dopadłyby go z falującą piersią i obnażonym łonem i wbiły nóż w krocze, a przynajmniej zabrały trzosik. Widziałam już nieraz takie pościgi.

.

.

.

Już wkrótce przypłynie do nas inny statek i być może będę miała więcej pieniędzy. Może w końcu coś się zmieni. A może to ja powinnam coś zmienić? Dlaczego to właśnie ma być częścią mojego życia?

Siedzę znów na krawędzi dachu, macham to jedną stopą, to drugą, wpatruję się kołyszące się okręty w porcie. Jednocześnie, niemal bez udziału woli, ostrzę szablę, którą znalazłam wśród rzeczy zostawionych przez klientów. W jej gładkiej, metalowej powierzchni odbija się szare, widać rozgoryczone czymś niebo. Bo jak ma się skończyć rozpusta świata, kiedy istnieją takie przybytki? Nie wiem, czy w końcu oszalałam, czy też wreszcie przejrzałam na oczy.

Ciekawe, co powiedzą moje współpracownice na małą rzeźnię.

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Vecordia 20.09.2016
    'Bry wieczór, to już któryś mój tekst na tej stronie i pod żadnym z nich nie dostałam jeszcze żadnej oceny ani komentarza, liczba wyświetleń konczy się przy ~20. Może przynajmniej jakaś rada, jak mam nazywać opowiadania, żeby bardziej rzucały się w oczy? Już jakieś małe głupotki z tytułem pisanym Caps Lockiem są popularniejsze. Nie narzekałabym tez na odrobinę konstruktywnej krytyki...
  • Elizabeth Lies 20.09.2016
    Może załóż sobie konto. Wtedy jakoś chętniej ludziska komentują.
  • Nuncjusz 20.09.2016
    może pisz Caps Lockiem XD
  • Vecordia 20.09.2016
    Nie chcę zakładać konta, znajduję to jakby... uwięzią. Wyrabianiem sobie marki. A chcę tego uniknąć.
  • Vecordia 20.09.2016
    Więc... Może chociaż ktoś by przeczytał te moje nędzne wypociny?
  • Nuncjusz 20.09.2016
    ja ide spać :) dobranoc
  • Vecordia 20.09.2016
    No tak, dzięki za jedynkę. Chociaż uzasadnijcie, błagam.
  • Nuncjusz 20.09.2016
    no to się doczekałaś XD trzeba było cicho siedzieć
  • Nuncjusz 20.09.2016
    dla równowagi dałem 5 , nie dziękuj :)
  • Vecordia 20.09.2016
    Niemniej dziękuję, wolałabym jednak, żeby ktoś to po prostu przeczytał zamiast wstawiać nieuzasadnione oceny ;)
  • Misiaczek 27.09.2016
    Cudownie piszesz. Będę czytała twoją twórczość.

    Zapraszam do siebie
    http://lovesmydreams.blogspot.com/

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania